Kilka pytań o separację

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca »

JolantaElżbieta pisze: 11 sty 2020, 9:04 Ruto, ja wiem jak czuje się dziecko z pijanym ojcem. Uczucie strachu jest dominujące - ja chciałam uciekać, ale balam się go. Nie wyrywałam się gdy mnie chciał przytulać po pijaku - nic nie czułam - tylko strach i że muszę się zgodzić. Pamiętam z dzieciństwa inną scenę - gdy ojciej wrócił w nocy pijany - był bardzo agresywny i bił mamusię i zagrażal nam, więc mamusia otwierała drzwi i mówiła - uciekajcie, a ja i siostra wiedziałyśmy, ze mamy pukać do każdych drzwi na klatce aż nas ktoryś sąsiad wpuści. Pamiętam jak w nocnych koszulach boso, po śniegu uciekałyśmy przez podwórko do drugiego bloku. I pamiętam jak mamusia zamknęła drzwi, siostra uciekła, a ja stałam pod drzwiami i słyszałam jak mamusia upadła, bo ojciec ją uderzył i nie wiedziałam czy mam uciekać czy ratować mamusię. I uciekłam. Zmagałam się z tym całe życie, że ją zostawiłam, czułam się odpowiedzialna. To przełożyło się na wszystko - czułam się odpowiedzialna, że mąż jest agresywny - powiedział, że to przeze mnie, cokolwiek się nie udawało, to przeze mnie, wszystko było moją winą. Przecież parę miesięcy po ślubie ostrzegł mnie, że jest nerwowy i mam zachowywac się tak, zeby go nie prowokowac - widocznie go nie posłuchałam, musiałam się nauczyć odpowiednich reakcji. A to przez te wydarzenia - uznalam, że jako 5 dziecko powinnam uratować moją mamusię, a potem, że muszę czuć się odpowiedzialna za zachowania mojego męża. A teraz uczę się żyć od nowa w wieku 60 lat:-)
Całe życie byłam dorosłym dzieckiem - to we mnie zostało, chociaż nie zdawałam sobie sprawy. Dlatego wiem co czują dzieci w takich chwilach - sama bylam ślepa, gdy myślałam, że ukryję przed moimi dziećmi zachowania ojca - one wszystko widziały i pogardzały mną długo, że "zgadzam" się na takie traktowanie, że bronię go przed nimi, bo on ma stresy i jest znerwicowany. Kiedyś mi powiedziały: mamo, my nie jesteśmy ślepi i głusi, ani głupi. To nie one, to ja byłam naiwna. Bo kochałam mojego męża i myślałam, że to wystarczy. :(
Jolanto a ja chciałbym poprosić jeśli to możliwe abyś napisala jak to się stało, że po tym co przeżyłaś w dzieciństwie stworzyłaś podobny dom twoim dzieciom? Pytam aby zrozumieć, jak to możliwe że mając taką traumę z dzieciństwa nie tylko zdecydowałaś sie na życie z agresorem ale też przeżyłaś z nim większość życia i wychowałaś z nim dzieci. Z tego co rozumiem z twoich wpisów to mąż odszedł do kowalskiej a ty czekasz na jego powrót a jednocześnie piszesz o nim jako osobie stosującej przemoc fizyczna i psychiczną, dlaczego chciałabyś powrotu takiej osoby do twojego domu? Moje pytanie nie jest krytyką twojej osoby ani postawy, ale interesuje mnie co może kierować takimi osobami które wiedząc co przeżywały w dzieciństwie jak przez kalkę tworzą później kopie w swojej rodzinie. Mam w swoim otoczeniu dwie młode osoby które robią dokładnie to samo i nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

Ewuryca pisze: 11 sty 2020, 17:55
JolantaElżbieta pisze: 11 sty 2020, 9:04 Ruto, ja wiem jak czuje się dziecko z pijanym ojcem. Uczucie strachu jest dominujące - ja chciałam uciekać, ale balam się go. Nie wyrywałam się gdy mnie chciał przytulać po pijaku - nic nie czułam - tylko strach i że muszę się zgodzić. Pamiętam z dzieciństwa inną scenę - gdy ojciej wrócił w nocy pijany - był bardzo agresywny i bił mamusię i zagrażal nam, więc mamusia otwierała drzwi i mówiła - uciekajcie, a ja i siostra wiedziałyśmy, ze mamy pukać do każdych drzwi na klatce aż nas ktoryś sąsiad wpuści. Pamiętam jak w nocnych koszulach boso, po śniegu uciekałyśmy przez podwórko do drugiego bloku. I pamiętam jak mamusia zamknęła drzwi, siostra uciekła, a ja stałam pod drzwiami i słyszałam jak mamusia upadła, bo ojciec ją uderzył i nie wiedziałam czy mam uciekać czy ratować mamusię. I uciekłam. Zmagałam się z tym całe życie, że ją zostawiłam, czułam się odpowiedzialna. To przełożyło się na wszystko - czułam się odpowiedzialna, że mąż jest agresywny - powiedział, że to przeze mnie, cokolwiek się nie udawało, to przeze mnie, wszystko było moją winą. Przecież parę miesięcy po ślubie ostrzegł mnie, że jest nerwowy i mam zachowywac się tak, zeby go nie prowokowac - widocznie go nie posłuchałam, musiałam się nauczyć odpowiednich reakcji. A to przez te wydarzenia - uznalam, że jako 5 dziecko powinnam uratować moją mamusię, a potem, że muszę czuć się odpowiedzialna za zachowania mojego męża. A teraz uczę się żyć od nowa w wieku 60 lat:-)
Całe życie byłam dorosłym dzieckiem - to we mnie zostało, chociaż nie zdawałam sobie sprawy. Dlatego wiem co czują dzieci w takich chwilach - sama bylam ślepa, gdy myślałam, że ukryję przed moimi dziećmi zachowania ojca - one wszystko widziały i pogardzały mną długo, że "zgadzam" się na takie traktowanie, że bronię go przed nimi, bo on ma stresy i jest znerwicowany. Kiedyś mi powiedziały: mamo, my nie jesteśmy ślepi i głusi, ani głupi. To nie one, to ja byłam naiwna. Bo kochałam mojego męża i myślałam, że to wystarczy. :(
Jolanto a ja chciałbym poprosić jeśli to możliwe abyś napisala jak to się stało, że po tym co przeżyłaś w dzieciństwie stworzyłaś podobny dom twoim dzieciom? Pytam aby zrozumieć, jak to możliwe że mając taką traumę z dzieciństwa nie tylko zdecydowałaś sie na życie z agresorem ale też przeżyłaś z nim większość życia i wychowałaś z nim dzieci. Z tego co rozumiem z twoich wpisów to mąż odszedł do kowalskiej a ty czekasz na jego powrót a jednocześnie piszesz o nim jako osobie stosującej przemoc fizyczna i psychiczną, dlaczego chciałabyś powrotu takiej osoby do twojego domu? Moje pytanie nie jest krytyką twojej osoby ani postawy, ale interesuje mnie co może kierować takimi osobami które wiedząc co przeżywały w dzieciństwie jak przez kalkę tworzą później kopie w swojej rodzinie. Mam w swoim otoczeniu dwie młode osoby które robią dokładnie to samo i nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć.
Mój mąż nie był agresorem jak go poznałam. Był wprawdzie trochę szorstki, ale ja akurat lubię tzw. "macho". Mój mąż nie był agresywny w stosunku do dzieci, dopóki były małe i nie miały swojego zdania. Problemy zaczęły się, gdy nie mógł sobie z nimi poradzić, gdy zaczęły mówić nie. Miałam zastrzeżenia, bo był bardzo surowy dla syna, a bardzo pobłażliwy dla córki. Rozmawiałm z nim o tym, ale nie widział problemu. Ja chciałam od mojego męża odejść po urodzeniu drugiego dziecka - obraził się na mnie, że zaszłam w ciążę, rzekomo bez jego zgody, co nie było prawdą i parę miesięcy nie odzywał, nie pomagał (chcialaś dziecka, to masz). Byłam zdecydowana go zostawić, bo nie widziałam dla nas szans - powoli przestawałam go kochac. Ale daliśmy sobie szansę. Ja to potraktowalam poważnie, a mój mąż po prostu cale lata przygotowywał się do rozwodu. Wierzyłam mu, bo potrafił być dla mnie super. A potem mnie prześladował. Nauczyłam się żyć na tej huśtawce, przyzywyczaiłam do tego i nauczyłam się rozpoznawać po mrugnięciu okiem i oddychaniu, że już mam być grzeczna. I tak to się kręciło, raz lepiej raz gorzej. Wydawalo mi się, że to normalne, ze tatuś się zdenerwuje, nie znałam prawidłowych męskich zachowań. A potem pomyślałam sobie, że damy radę. Modliłam sie o miłość do męża, sama siebie obwiniałam, że go już nie kocham.
I zaczęło nam się układać. W momencie kiedy myślałam, no nareszcie jest tak jak powinno być - mieliśmy fajne dwa lata, wróciliśmy z wczasów we dwoje, a mój mąż oznajmił mi za dwa miesiące, że chce zmienić swoje życie, że odchodzi i zostawia mi wszystko i że mam go nie szukać. Ale nie odszedł, tylko zamilkł na 4 lata. Ale z zewnątrz wszystko wyglądąło poprawnie, bo mój mąż bardzo się pilnowal w tym jak wypada przed innymi. Moi rodzice go poubili przez te lata, patrzyli na niego moimi oczami, a ja się nie skarżyłam. A potem wegetowałam i było mi wszystko jedn co się ze mną stanie. Musiałam się ocknąć, gdy moja córka była w depresji przez osiem miesięcy. Żyłam dla niej, żeby ją uratować. Syn wczesnie wyprowadził się z domu, a my mieszkaliśmy we trojkę.
Ja bardzo się natrudziłam, żeby nie stracić córki - bo po tym jak mąż psuł jej charakter miałam z nią problemy, byłam dla niej niczym, gardziła mną i zaczęła traktowac tak jak on. To się wzięło z dzieciństwa = pamiętam jak kazałam jej odrabiac lekcje, oczywiście podniosła krzyk, ze nie teraz - on wpadł do pokoiku i zaczął na mnie wrzeszczeć, a ona triumfująco objęła go za szyje i razem wyszli do drugiego pokoju. Nie wiedziałam, że ta jego miłość do jednego dziecka, a niemiłość do drugiego to chore. Nie chciałam, żeby dzieci wychowywały się w robitej rodzinie, bo ja sama z takiej pochodziłam. Włożyłam bardzo dużo pracy w nasze relacje i dzisiaj nie mogłoby być lepiej. Kosztowało mnie to dużó stresu, zdrowia i zaparcia się samej siebie. Z synem miałam dobre relacje i mam - natomiast mój maż nie ma z nim kontaktu od 14 lat. Syn go upokorzył i mój mąż nie mógł mu tego darowac. Miał chyba z 16 lat, usłyszał jak mąz mnie wyzywa w nerwach - wszedł i powiedział: nie będziesz więcej tak do mamy mówił - mąż zaczął go wyzywać i chciał uderzyć, nie pozwoliłam. Wypchnął go z pokoju z wyzwiskami. Ale potem to się jakoś rozeszło. Potem była cała masa wydarzeń. Syn się ożenil i nie chciał zaprosic męża na śłub - powiedziałam - synu to co jest między mną i tatusiem, to nasza sprawa, a to jest twój ojciec, jeśli on nie idzie, to ja też nie.
Ale z synową od początku mam dobry kontakt, wszystko jej wyjaśniłam, przeprosiłam i mamy fajne relacje.

Mój mąż miał bardzo surową matkę, która całą miłość przelała na starszego syna. On zabiegał o jej miłość, ale obojętnie co by zrobił, i tak był ten gorszy. Ja to wszystko widziałam, wiedziałam, ze mój mąż cierpi, jest okaleczony, nie był kochany i sam nie umie dać miłości.
Nad rozbiciem naszego małżeństwa - tak uważam - napracowało się mnóstwo ludzi - moja teściowa najbardziej, jego bratowa, koledzy, którzy pozmienial stare zrzędliwe żony, no i postawa mojego męża, który chciał przeżyć coś jeszcze - nie tylko żyć z jedną kobietą :-)

Więc widzisz to nie jest takie proste - byłam współuzależniona od przemocy, wciąż się z tego leczę. Obejrzyj film o Nataszy Kampusch - to moje życie. Syndrom sztokholmski - mówi Ci to coś? :-)
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

I kochana Ewuryco, to nie ja stworzyłam moim dzieciom takie życie - to mój mąż, a ja mam współudział w przestępstwie - pomogłam mu - pewnie dostałabym niższy wyrok ze względu na różne okoliczności łagodzące :-)
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

Ja nie czekam na porwrót mojego meża - wyleczyłam się przez te cztery lata z uzależnienia, ale jeśli mój mąż w jakiś cudowny sposób zrozumie co zrobil i będzie chciał wrócić i zadośćuczynić, to ja zgodze się na jego powrót. to tyle :-)
Sroka
Posty: 20
Rejestracja: 02 sty 2020, 23:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Sroka »

Wpuścić pod dach człowieka który przez całe życie krzywdził? Dla samej siebie i szacunku do siebie nigdy bym tego nie zrobiła.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

Sroka pisze: 11 sty 2020, 19:32 Wpuścić pod dach człowieka który przez całe życie krzywdził? Dla samej siebie i szacunku do siebie nigdy bym tego nie zrobiła.
No a ja tak - jeśli będzie chciał zadośćuczynić, ja nie będę go karać, bo od wymierzania sprawiedliwości jest Pan Bóg - to sprawa między Nim a moim mężem. Na szczęście nie będę postawiona przed taką próbą miłosierdzia wobec mojego krzywdziciela - mówię tylko o mojej postawie dzisiaj :-)
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

JolantaElżbieta pisze: 11 sty 2020, 19:45
Sroka pisze: 11 sty 2020, 19:32 Wpuścić pod dach człowieka który przez całe życie krzywdził? Dla samej siebie i szacunku do siebie nigdy bym tego nie zrobiła.
No a ja tak - jeśli będzie chciał zadośćuczynić, ja nie będę go karać, bo od wymierzania sprawiedliwości jest Pan Bóg - to sprawa między Nim a moim mężem. Na szczęście nie będę postawiona przed taką próbą miłosierdzia wobec mojego krzywdziciela - mówię tylko o mojej postawie dzisiaj :-)
Dokładnie tak samo uważam i dlatego "przykleiłam się" do wspólnoty Sychar, bo tutaj spotkałam ludzi takich jak Ty Jolu, którzy doskonale rozumieją to podejście do życia.
Czekać nie czekając i wierząc, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

A mechanizmu działania współuzależnienia nie zrozumie ten kto tego nie przeżył, nie żył z tym. Osobom "normalnym" pod tym względem w głowie się nie mieści, że można nie widzieć tego w czym się tkwi.
Współuzależnienie to potężna siła i to co je rozbraja, to przede wszystkim świadomość, że jest się współuzależnionym, a następnie na czym to polega.
Nagle całe życie, to w jaki sposób odbieraliśmy rzeczywistość, na czym ją budowaliśmy, odwraca się do góry nogami.
U mnie do tego potrzebny był ten kryzys. I myślę, że mój mąż jest trochę łagodniejszą wersją męża Joli, chyba dlatego, że w jego rodzinie z zaburzoną i okrutną matką-narcyzem, on pełnił głównie rolę "złotego dziecka", zaś jego brat był "kozłem ofiarnym" (narcyzi w ten sposób dzielą dzieci).
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Nino »

Kochani, polecono mi w tym wątku - przepraszam Ruta, że wyskakuję u Ciebie ze swoją prywatą ;) - książkę "Miłość to wybór". Niestety, w tolle.pl jest niedostępna ( jak wiele innych ciekawych tytułów... :( )

Czy ma ktoś ją w PDF-ie? Za kilka dni wyjeżdżam i zaopatruję właśnie w lekturę na wyjazd. Myślę, że ta książka jest dla mnie idealna, na początek....

Będę wdzięczna za podpowiedź, gdzie i jak można ją jeszcze zdobyć.

Dobrej niedzieli!
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: s zona »

Nino pisze: 12 sty 2020, 11:58 Kochani, polecono mi w tym wątku - przepraszam Ruta, że wyskakuję u Ciebie ze swoją prywatą ;) - książkę "Miłość to wybór". Niestety, w tolle.pl jest niedostępna ( jak wiele innych ciekawych tytułów... :( )

Czy ma ktoś ją w PDF-ie? Za kilka dni wyjeżdżam i zaopatruję właśnie w lekturę na wyjazd. Myślę, że ta książka jest dla mnie idealna, na początek....

Będę wdzięczna za podpowiedź, gdzie i jak można ją jeszcze zdobyć.

Dobrej niedzieli!
Nino,
zobacz moze tutaj, Nirvanna kiedys wyszperala ten link
pisze: 12 gru 2019, 15:40
..." Duża część z tych książek ze względu na rok wydania nie jest już obecnie w bieżącej sprzedaży, warto wówczas korzystać z bibliotek :-) Pomocą może być elektroniczny Katalog Rozproszony części bibliotek polskich: http://karo.umk.pl/Karo/ ..."
:)viewtopic.php?f=47&t=2866&p=214595#p214595
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Nino pisze: 12 sty 2020, 11:58 Kochani, polecono mi w tym wątku - przepraszam Ruta, że wyskakuję u Ciebie ze swoją prywatą ;) - książkę "Miłość to wybór". Niestety, w tolle.pl jest niedostępna ( jak wiele innych ciekawych tytułów... :( )

Czy ma ktoś ją w PDF-ie? Za kilka dni wyjeżdżam i zaopatruję właśnie w lekturę na wyjazd. Myślę, że ta książka jest dla mnie idealna, na początek....

Będę wdzięczna za podpowiedź, gdzie i jak można ją jeszcze zdobyć.

Dobrej niedzieli!
Ja kupiłam w bonito.pl
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Małgorzata Małgosia pisze: 12 sty 2020, 7:27
JolantaElżbieta pisze: 11 sty 2020, 19:45
Sroka pisze: 11 sty 2020, 19:32 Wpuścić pod dach człowieka który przez całe życie krzywdził? Dla samej siebie i szacunku do siebie nigdy bym tego nie zrobiła.
No a ja tak - jeśli będzie chciał zadośćuczynić, ja nie będę go karać, bo od wymierzania sprawiedliwości jest Pan Bóg - to sprawa między Nim a moim mężem. Na szczęście nie będę postawiona przed taką próbą miłosierdzia wobec mojego krzywdziciela - mówię tylko o mojej postawie dzisiaj :-)
Dokładnie tak samo uważam i dlatego "przykleiłam się" do wspólnoty Sychar, bo tutaj spotkałam ludzi takich jak Ty Jolu, którzy doskonale rozumieją to podejście do życia.
Czekać nie czekając i wierząc, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

A mechanizmu działania współuzależnienia nie zrozumie ten kto tego nie przeżył, nie żył z tym. Osobom "normalnym" pod tym względem w głowie się nie mieści, że można nie widzieć tego w czym się tkwi.
Współuzależnienie to potężna siła i to co je rozbraja, to przede wszystkim świadomość, że jest się współuzależnionym, a następnie na czym to polega.
Nagle całe życie, to w jaki sposób odbieraliśmy rzeczywistość, na czym ją budowaliśmy, odwraca się do góry nogami.
U mnie do tego potrzebny był ten kryzys. I myślę, że mój mąż jest trochę łagodniejszą wersją męża Joli, chyba dlatego, że w jego rodzinie z zaburzoną i okrutną matką-narcyzem, on pełnił głównie rolę "złotego dziecka", zaś jego brat był "kozłem ofiarnym" (narcyzi w ten sposób dzielą dzieci).
Współuzależnienie jest trudne do zrozumienia nawet dla tych osób, które go doświadczyły. Więc dla osób, które go nie doświadczyły, tym bardziej jest niezrozumiałe. Początkowo niektóre pytania mnie raniły, czułam się zawstydzona. Teraz kiedy coraz lepiej rozumiem, co się działo we mnie i w mojej rodzinie już nie - rozumiem też, że płyną czasem z niedowierzania i niewiedzy. Choć bywają podszyte oskarżeniem w stylu, jak mogłaś być tak głupia. Tylko teraz się nie wstydzę, więc mnie to już tak nie dotyka - byłam głupia, współuzależniona nadal jestem, pracuję nad sobą.

Co do przemocy, mój mąż uderzył mnie raz. Nigdy nie przeprosił. Zdarzało się, że rozwalał różne rzeczy w domu, lub mi groził, także użyciem siły wobec mnie. Zawsze takie sytuacje miały miejsce wtedy, gdy otwarcie mówiłam o jego nałogu i że się na to nie zgadzam, że to nas niszczy i niszczy naszą rodzinę. Po takich atakach milkłam i zwyczajnie bałam się poruszać tematu, aby znowu nie doszło do eskalacji - i zaczynałam sama przed sobą udawać, że problemu nie ma. Parę razy, gdy to moje emocje wzięły górę, gdy czułam się bezsilna, przestraszona, gdy miałam dość, gdy już nie chciałam milczeć, to mi się zdarzyło rzucić talerzem, zbić dzbanek, często krzyczałam, zdarzały się awantury - czego żałuję. Nie miałam wtedy jednak ani wiedzy, ani spokoju w sobie aby umieć reagować prawidłowo i skutecznie. Robiłam to, co większość osób żyjących z osobą uzależnioną, próbowałam wymóc na mężu zmianę i podjęcie terapii - raz prośbą, byciem miłą, staraniem się, miłością, a raz groźbą - grożeniem, awanturą. I łagodziłam wszystko co mogłam, brałam na siebie coraz więcej i łatałam wszystkie dziury jakie pojawiałay się w związku ze złym funkcjonowaniem męża - w finansach, w bieżącym życiu, w naszych relacjach z innymi osobami. On "brudził", ja stałam przy nim z szufelką, szczoteczką, mopem i co tam jeszcze było potrzebne i "sprzątałam". Rozbił samochód, to kupiłam nowy. Nie pracował, to ja pracowałam więcej. Obraził kogoś, to ja tłumaczyłam i przepraszałam. Zawalił - to brałam na siebie.
Dopiero pierwszy kontakt z grupą wsparcia dla osób których bliscy są uzależnieni od narkotyków ponad trzy lata temu pomógł mi zrozumieć, że tak nic nie osiągnę. A kroki, które podjęłam i moje nowe stanowisko w którym po prostu nie zgadzałam się na jego odurzanie się, zajęłam się sobą i dzieckiem i jak najmniej skupiałam się na mężu i nie robiłam nic co mogłoby wesprzeć jego nałóg - a raczej robiłam mniej, bo całkiem przestać nie umiałam, doprowadziły do wyprowadzki męża. Dla niego, który chciał w tym żyć, stałam się osobą z którą on żyć nie może.


Co do kryzysu - gdyby nie kryzys, nie miałabym szansy dostrzec, jak bardzo jest ze mną źle i w jak chory sposób funkcjonuję. Uważam, że najlepszą rzeczą jaką mógł zrobić dla nas i naszej rodziny mój mąż była jego wyprowadzka i decyzja o opuszczeniu rodziny. To dało szansę mi na to, aby zacząć zdrowieć. Teraz jestem na terapii dla siebie nie dla niego. Mam nadzieję, że z czasem mąż do mnie dołączy i także zacznie zdrowieć. I tak, mimo wszystkich złych rzeczy, które zrobił, jestem gotowa go przyjąć - dla niego samego. Ale dopiero wtedy, kiedy wykona swoją część pracy i będzie chciał wrócić po to, aby wypełniać przysięgę małżeńską. Wcześniej nie.
Ewuryca

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ewuryca »

Tak temat współuzależnienia również jest mi bliski i znany. Sama również leczyłam sie u psychologa jako osoba współuzależniona. W moim poście bardziej chodziło o zrozumienie powielania schematu mimo że zrodził w nas traumę, chodzi o to jak przerwać cykl w jakieś rodzinie. Na przykład co teraz ty możesz zrobić aby twój syn nie wszedł w przyszłości w podobną relacje. Kiedy Jolanta pisała o swojej mamie i jej małżeństwie można by było pomyśleć że na odległość wyczuje i będzie się trzymać z daleka od kogoś podobnego do jej ojca a tak się nie stało. Jak uchronić córkę alkoholika aby nie związała się z alkoholikiem w przyszłości? Czy kobiety po ślubie sakramentalnym powinny odchodzić od swoich mężów którzy są uzależnieni zakładając że już z nikim się nie zwiążą czy powinny pozostać z nimi i udawać że nic się nie dzieje albo przeczekać z nadzieją że ktoś się opamięta.
JolantaElżbieta
Posty: 752
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: JolantaElżbieta »

Ewuryca pisze: 12 sty 2020, 20:15 Tak temat współuzależnienia również jest mi bliski i znany. Sama również leczyłam sie u psychologa jako osoba współuzależniona. W moim poście bardziej chodziło o zrozumienie powielania schematu mimo że zrodził w nas traumę, chodzi o to jak przerwać cykl w jakieś rodzinie. Na przykład co teraz ty możesz zrobić aby twój syn nie wszedł w przyszłości w podobną relacje. Kiedy Jolanta pisała o swojej mamie i jej małżeństwie można by było pomyśleć że na odległość wyczuje i będzie się trzymać z daleka od kogoś podobnego do jej ojca a tak się nie stało. Jak uchronić córkę alkoholika aby nie związała się z alkoholikiem w przyszłości? Czy kobiety po ślubie sakramentalnym powinny odchodzić od swoich mężów którzy są uzależnieni zakładając że już z nikim się nie zwiążą czy powinny pozostać z nimi i udawać że nic się nie dzieje albo przeczekać z nadzieją że ktoś się opamięta.
Mój mąż nie był alkoholikiem - u nas w domu nie było alkoholu prawie w ogóle, bo ja miałam uraz. Zaczął pić piwo prawie codziennie rok przed rozwodem, co mnie bardzo martwiło, ale byliśmy w separacji i żadna rozmowa nie wchodziła w grę.

A moje dzieci mają bardzo silne charaktery, są silniejsze niż ja. Szkoła, którą dostały nauczyła je dbania o siebie. To one mnie nauczyły wielu rzeczy:-)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Ewuryca pisze: 12 sty 2020, 20:15 Czy kobiety po ślubie sakramentalnym powinniky odchodzić od swoich mężów którzy są uzależnieni zakładając że już z nikim się nie zwiążą czy powinny pozostać z nimi i udawać że nic się nie dzieje albo przeczekać z nadzieją że ktoś się opamięta.
Osoba uzależniona się nie opamięta, jeśli wszyscy będą udawać, że nic się nie dzieje. Pozostanie z mężem i udawanie, że jest dobrze oznacza piekło i dla dzieci i dla żony i dla męża. Znam dwie rodziny, które tak żyją. Jedna z nich z zewnątrz uchodzi za bardzo dobrą ciepłą rodzinę, a o piekle w domu wiedzą tylko nieliczne osoby. Druga rodzina jest w fazie piekła, które widać już z zewnątrz. Trzecia taka rodzina to moja własna. Od czasu gdy mąż zaczął żyć głównie po to by się odurzać, było bardzo źle.
Czy odchodzić od męża? Nie. Czy izolować się od męża? Tak. Czy zakładać, że nie zwiążę się z nikim innym? Oczywiście, że tak.

Co do nie wiązania się z nikim innym, to nie chodzi jak myślę tylko o wierność przysiędze, choć oczywiście chodzi. Ale także o to, że związanie się z kimś innym nie przyniesie szczęścia, a tylko dalszy zamęt. Po pierwsze zarówno kobieta jak i dzieci potrzebują sporo czasu, aby dojść do siebie, odbudować poczucie bezpieczeństwa, odbudować zdrowe mechanizmy reagowania, postrzegania, obrony siebie, wchodzenia w relacje z innymi. Obecność innej osoby, koncentracja na niej jest ucieczką przed tym. Także gdy nie ma dzieci i kobieta skoncentruje się na nowej relacji i straci przestrzeń do odbudowy siebie.
Osoba wspoluzależniona nie potrafi też stworzyć zdrowej więzi, ma wyłączone czujniki bezpieczeństwa, więc osoba którą wybierze zwykle, mimo ostrożności znowu będzie osobą zaburzoną. Pomijam, że w wieku 30-40 lat, kiedy zwykle kryzys narasta na tyle, aby doszło do separacji małżonków, większość zdrowych osób ma już swoje rodziny. Więc potencjalni wolni kandydaci i kandydatki też w większości mają jakieś zaburzenia. Są zawsze wdowy i wdowcy, ale jeśli są zdrowi nie zwiążą się z kimś pozostającym w małżeństwie, kimś uzależnionym lub współuzależnionym. A jak nie są zdrowi...

Co do dzieci, to myślę, że ważne jest przepracowanie tego co się działo i postawa rodzica. Gadaniem się nie wychowuję, ale przykładem jak najbardziej. Jeśli córka uzależnionego mężczyzny będzie widzieć nieskuteczne sposoby radzenia sobie, to je przejmie, bo innych nie dostanie. Dowie się też, że nadrzedną wartością jest pełna rodzina, a nie zdrowa rodzina. Jeśli mama obroni się w sposób skuteczny, córka nauczy się skutecznych reakcji - i będzie wiedzieć, że ma do nich prawo.
Jeśli mama zamiast wiązać się z przypadkowymi kowalskimi, pozostanie wierna, jej dzieci dowiedzą się, że miłość małżeńska jest możliwa. I będą takiej miłości szukać. Mając zdrowe wzorce reagowania, świadomość zagrożeń - mają szansę na to, że dobrze wybiorą osobę z którą się zwiążą.
Jest też kwestia poczucia własnej wartości. Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych go nie mają, nie potrafią więc domagać się szacunku dla siebie w relacji. To też powód dla którego wpadają w złe relacje. I nie chodzi tylko o nałogi i przemoc, ale też brak miłości, złe wzorce, tresurę dzieci, wykrzywione wizje kobiecości i męskości.
Znam też parę osób z dysfunkcyjnych rodzin, które same przepracowały swoje problemy i ich rodziny są dobre ciepłe i wspaniałe. Podobnie jak osoby, które wyszły z uzależnień. Oraz parę osób, które pochodzą z dobrych, ciepłych rodzin, miały dobre wzorce, właściwy obraz siebie, umiejętność tworzenia dobrych relacji - i wpadły w relacje z nałogowcami, przemocowcami. W ich przypadku nie mieściło im się w głowie, że ktoś może ich nie szanować i w najlepszej wierze spalają się latami, wchodząc coraz głębiej we współuzależnienie.

Więc nie jest to matematyka. Nikt z nas nie jest odporny na kryzys, nałogi, współuzależnienie. Może poza osobami mającymi dobra więź z Bogiem, które z tej więzi i na jej podstawie budują swoje poczucie wartości i godności. Więc może najlepszą metodą jest wprowadzanie dzieci w taką właśnie relację. I znów - przykładem swoim zdziałamy więcej, niż gadaniem. Więc pewnie dbanie o własną relację z Bogiem, jest jedną z ważniejszych rzeczy, jakie może zrobić rodzic.




Co do dzieci, myślę, że
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kilka pytań o separację

Post autor: Ruta »

Sroka pisze: 11 sty 2020, 19:32 Wpuścić pod dach człowieka który przez całe życie krzywdził? Dla samej siebie i szacunku do siebie nigdy bym tego nie zrobiła.
Kiedy byłam młodą i zakochaną mężatką, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym kiedykolwiek wybaczyć zdradę. I czasem o mężczyznach i kobietach, którzy wybaczali myślałam jako o bardzo naiwnych. Byłam przekonana, że takie zachowanie na pewno przekreśla miłość i nie ma szansy na jej odbudowanie. Po 10 latach małżeństwa widzę to zupełnie inaczej.
Podobnie jest z odnowieniem relacji małżonków w przypadku innych krzywd.
Wydaje mi się, że zdrową granicę szacunku do siebie w przyjęciu małżonka proponuje ksiądz Dziewiecki. Przyjmujemy małżonka, gdy jest gotów do wypełniania przysięgi małżeńskiej.

Myślałam o tym dużo, co musiałoby się stać, abym poczuła się gotowa, by przyjąć mojego męża i czuć się z tym dobrze. Na pewno musiałby być trwałe trzeźwy, zdecydowany nie korzystać z pornografii i na trwałą trzeźwość zdecydowany - czyli w terapii, w grupie wsparcia. Dopóki jest zdecydowany tkwić w nałogach, nie ma rozmowy. Na pewno musiałabym być przekonana, że jego motywacją jest chęć wypełniania przysięgi małżeńskiej. Czyli najpierw musiałbym się o tym przekonać, nie słowami, ale jego postępowaniem. Na pewno musiałabym czuć, że mąż wie i jest przekonany, że moją intencją jest chęć wypełniania przysięgi małżeńskiej. Co oznacza, że oboje musielibyśmy wzajemnie sobie wybaczyć i zadośćuczynić za wszystko, co dotąd robiliśmy wbrew naszej przysiędze.

Mam już za sobą jedno przyjęcie mojego męża do domu, gdy podjął terapię. Żadne z nas nie było wtedy gotowe do wspólnego życia i wypełniania przysięgi, mimo, że wierzę, że oboje bardzo tego chcieliśmy. Dość oczywistym skutkiem było, to że szybko wróciliśmy na stare tory. Mąż zakończył terapię, a wkrótce potem abstynencję. I zaczął na mnie wymuszać zgodę na łamanie abstynencji. Ja jednak skorzystałam z terapii na tyle, że takiej zgody już wyrażać nie chciałam. Nie miałam jednak jeszcze wystarczającej wiedzy, sił i determinacji by postępować prawidłowo. Czyli z szacunkiem i miłością wyznaczać granice. Ale się uczyłam - i nadal się uczę. Idzie mi to coraz lepiej, choć nie zawsze. I coraz lepiej uczę się szanować męża, także w jego uzależnieniu, równocześnie nie godząc się na to, co mogłoby być krzywdą dla mnie lub dziecka. Teraz jestem mądrzejsza. Uczę się być dobrą żoną, pracuję nad sobą. Modlę się spokojnie o to, aby mąż także taką pracę nad sobą podjął. I jeśli ją wykona, przyjmę go bez wahania. I wcale nie uznam, że naruszam tym szacunek do siebie.
ODPOWIEDZ