Coraz głębszy kryzys

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Jozka »

W relacjach z mężem staram się unikać słowa "wina". Zawsze uważał je za denerwujące i "takie katolickie".
Ja staram się mówić o "udziale" ale mąż stanowczo odrzuca swój wkład w nasz kryzys. Ciężko jest rozmawiać na trudne tematy, gdy nie ma woli z drugiej strony. Przeprosił mnie dosłownie raz w ciągu 17 lat gdy naprawdę przestraszył się, że mogę odejść po kłótni, w której bałam się że mnie uderzy. Wtedy od razu mu wybaczyłam. Ale zaprowadziło mnie to w jeszcze gorszy kryzys.
W chwili obecnej zdecydowałam, że odwieszam się od niego. Żyję jak z współlokatorem. Przeżywam piękne rekolekcje w Odnowie w Duchu Świętym...
Jestem zdecydowana, że tak dłużej nie chcę. Nie chcę być ofiarą.
Chcę odbudować nasze małżeństwo, ale być może muszę poczekać aż mąż zapragnie tego samego. W wolności, którą mu dam odwieszając się.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Ruta »

Napisałaś mi, że jestem dzielna. Przeczytałam twój wątek - i ty także jesteś bardzo bardzo dzielna. Bardzo mi przykro, ze względu na wszystko co przechodzisz. Przechodziłam podobnie jak ty strach, panikę, ból, niedowierzanie, nadzieję... Jestem od ponad roku sama i dopiero z tego wszystkiego pomału wychodzę. Proszę, poszukaj dla siebie pomocy, twoje emocje są bardzo silne skoro pod ich wpływem wyskoczyłaś z jadącego samochodu. Nie wiem czy to był impuls, chęć przerwania tego co się działo, czy bardziej lub mniej świadoma próba wpłynięcia na decyzję męża - ale nie rób nigdy więcej nic, co mogłoby ci zagrozić. Ból jest ogromny, tak ogromny, że odbiera siły, rozum, panowanie nad sobą - wiem. Ja nauczyłam oddawać się go w modlitwie i to działa. Nie od razu... to znaczy Bóg przyjmuje go od razu, ale najpierw trzeba nauczyć się oddawać. Były dni, gdy modliłam się cały czas. I wiesz co - modliłam się także wtedy, gdy czułam, że nie mogę. Gdy nie mogłam się modlić, rozmawiałam z Bogiem, z Maryją, z Jezusem, ze świętymi z którymi czuję więź, mówiłam im o wszystkim, o tym, że dziś nie dam rady pomodlić się za męża, że w ogóle nie dam rady się pomodlić, że czuję się skrzywdzona, że uważam, że to co mnie spotkało nie jest okej, że chcę natychmiastowego zwrotu męża, w najlepszej możliwej wersji - wolnego od nałogów, nawróconego i pełnego miłości do mnie, natchnionego wyłącznie tym, by być jak najlepszym ojcem i mężem. Moja wiara bardzo dojrzała, a moja relacja z Bogiem pogłębiła się. W nim jest ukojenie. Ale poszukaj też kogoś, z kim będziesz mogła być szczera, kto cię wysłucha, przytuli. Bo tu i teraz potrzebujemy także ludzi. Mi nie udało mi się nikogo takiego znaleźć, bo grałam twardzielkę, zupełnie niepotrzebnie. Dziś już tak nie robię.

Zauważyłam jedną rzecz - parę osób w wątku napisało, że na pewno jest już kowalska. Nie przejmowałabym się tym. Gdy mój mąż bardzo się zmienił i zaczął mnie źle traktować, wiele kobiet zranionych przez mężczyzn mówiło mi, że to na pewno dlatego, że on kogoś sobie znalazł. Odrzucałam to wtedy. Nie sądzę, żeby to był błąd. Uniknęłam upokarzającego mnie dochodzenia - sprawdzania jego telefonu, komputera, gdzie nocuje, co robi. Nie byłam wtedy gotowa na taką informację. Pomyślałam tez sobie, że cokolwiek sie dzieje, w końcu wyjdzie na jaw, więc starczy spokojnie poczekać. I dobrze - bo wtedy wieść o kowalskiej załamałaby mnie. Wtedy potraktowałabym to w kategorii: ona lepsza, ja gorsza, ona szczęśliwa, ja na dnie i tak dalej. Czułabym się upokorzona, bez wartości, zrozpaczona i kto wie co jeszcze. Tak naprawdę nadal nie potrzebuję wiedzieć. Uciszam tych "życzliwych", którzy przynoszą mi takie wieści. Nie wierzę, że to z życzliwości.
I jeszcze jedno - nawet gdybym wtedy dowiedziała się, że jest inna, nic by to nie zmieniło. Nie zatrzymasz osoby, która jest jak to wiele osób tutaj określa "w amoku". A jak zatrzymasz, to nic to dobrego nie przyniesie - o czym jest tu także przynajmniej parę wątków - został, ale rani, został ale obarcza mnie tym, że tęskni, został, ale wini mnie za złamane życie...
Któregoś dnia poczułam, że wiem - wtedy, gdy już byłam gotowa to przyjąć. Ale to nie znaczy, że za każdym razem gdy mężczyzna nie jest w porządku stoi za tym inna kobieta. Mi kowalską wmawiano od dawna - a raz to był narkotyk, raz długi, raz życzliwe rady dla synka od "zakochanej" we mnie teściowej, innym razem osobiste i własne żale męża do mnie i te uzasadnione i wyimaginowane. Nie za każdym rogiem stoi kowalska. A nadmierne rozmyślanie o potencjalnych kowalskich nie prowadzi do niczego poza ogromnym bólem, a czasem dodatkowo zaciemnia rzeczywistość.
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Jozka »

Dziękuję Ruto za słowa wsparcia.
Nie wiem czy to był impuls, chęć przerwania tego co się działo, czy bardziej lub mniej świadoma próba wpłynięcia na decyzję męża
Wiesz dużo myślałam nad tym co to było... Teraz myślę że to była ucieczka przed bólem. Ja cały czas wypierałam, że dla mojego męża to jest koniec. Że on tak NAPRAWDĘ czuje. Wmawiałam sobie że to że zdjął obrączkę, wyprowadził się z sypialni to tylko taki żart. Że przecież to niemożliwe. To się nie dzieje naprawdę. Ale powiedział to w taki sposób, że w tamtym momencie to dotarło wreszcie do mnie. Tak jakby mi ktoś zrobił operację na otwartym mózgu.
Ktoś mnie ostatnio zapytał jak ja się czuję. Jak ja się czuję? :shock: W ogóle nie widziałam jak się czuję... Potrafię dokładnie odczuć co czują inni. Przeżywam głęboko Wasze dramaty ale sama odcinam się od własnych uczuć. Miałam moment gdy nie wiedziałam kim jestem bez męża...
I jeszcze jedno - nawet gdybym wtedy dowiedziała się, że jest inna, nic by to nie zmieniło. Nie zatrzymasz osoby, która jest jak to wiele osób tutaj określa "w amoku". A jak zatrzymasz, to nic to dobrego nie przyniesie - o czym jest tu także przynajmniej parę wątków - został, ale rani, został ale obarcza mnie tym, że tęskni, został, ale wini mnie za złamane życie...
Opisałaś dokładnie to co myślę. Nie szukam, nie sprawdzam. Czasami łapię się na tym, że gdzieś w środku czuję, że byłaby to tylko naturalna konsekwencja tego co się teraz dzieje. Nie potrzebuję dodatkowego bólu. I tak mi jest ciężko. To tak jakby mnie ktoś wyrzucił na środku oceanu i odpłynął...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13382
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Nirwanna »

Wypowiedzi odnoszące się do winy i odpowiedzialności za kryzys zostały wydzielone jako odrębny temat i przeniesione tu: viewtopic.php?f=10&t=2809&p=204357#p204036
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Koszmar
Posty: 97
Rejestracja: 28 maja 2019, 20:26
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Koszmar »

Jedak zmierzenie się z rzeczywistością czasem daje pozytywy.Moje wypieranie jej (on nie jest zdolny do zdrady,on by mi tego nie zrobił itd) pozwoliło tylko rozwinąć ich romans,dać im wiecej czasu,zagłębić uczucie.
Gdy odkryłam i postawiłam granice było o 2-3 miesiące za późno.Dziś ponosze tego konsekwencje.Tęsknią za sobą,cierpią.
Ciężko teraz szczególnie mi,bo obwiniam się za bierność,za to przeczekanie.Oprócz brzemienia zdrady noszę jeszcze ciężar czasu jaki zostawiła moja obojętność.Może te 3 miesiące wcześniej,gdy tylko podejrzewałam powinnam to sprawdzić?Nie mamy wpływu na kogoś,ale na rozwój sytuacji już tak.On zależy również od nas.Nikogo nie zachęcam do szukania na siłę dowodów zdrady,poszukiwania kowalskich,ale w moim przypadku każdy dzień był zgubny.Dziś wiem,że trzeba reagować.Jeśli coś istnieje to przerwać,postawić granicę jak najwcześniej.
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Jozka »

Koszmar a jak to sprawdzilas jeśli można spytać?
U mnie chyba musiałby wejść do akcji prywatny detektyw. Nie wiem czemu ale mam duży opór wewnętrzny żeby przeglądać telefon czy laptop.
W ogóle zastanawiam się nad pytaniem: a jeśli jest kochanka to co? Co dalej? Co to zmienia w mojej sytuacji? Mam poczucie że oprócz mojego załamania nie zmieniłoby to postępowania męża ani na jote. No może tylko tyle że wyprowadziłby się z domu bo i tak się wydało.
Widzę że bardzo cierpisz. Nie wyrzucaj sobie niczego. I tak Ci jest ciężko. Nie wiesz co byłoby gdyby...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Ruta »

Koszmar pisze: 26 lis 2019, 10:56 Moje wypieranie jej (on nie jest zdolny do zdrady,on by mi tego nie zrobił itd) pozwoliło tylko rozwinąć ich romans,dać im wiecej czasu,zagłębić uczucie.
Dziś wiem,że trzeba reagować.Jeśli coś istnieje to przerwać,postawić granicę jak najwcześniej.
Jeśli ktoś chce zdradzić, to zdradzi. Zatrzymywanie, zapobieganie i wszelkie inne środki są zwyczajnie nieskutecznymi. Jeśli ktoś jest na etapie gotowości do zdrady - w sensie jest już obiekt, chęci i szuka się sposobności, to ma się już za sobą zwykle długą drogę negowania małżonka, a w głowie i sercu jego koszmarną karykaturę. Jeśli ta zła żona zacznie się w tym motać, zabraniać, zapobiegać - to tylko pogorszy swoją pozycję. Upokorzy się. A jak zatrzyma, to nic da, chęć nie minie, a obiekt znajdzie się następny. Tak to widzę - chociaż może się mylę i ktoś kiedyś zatrzymał małżonka który chciał zdradzić i bezpiecznie wypłynęli na spokojne wody?
Jak jest nagła chuć - to samo. Nie zatrzymasz - chociaż tu już większą szansę widzę, gdy relacja małżonków jest dobra i bliska i szczera. No ale tak się składa, że zdradzany dowiaduje się zwykle po fakcie. Bo im lepsza relacja, tym bardziej zdradzający stara się ja ochronić - a więc się ukrywa.

Kiedyś chyba Pulikowski ładnie o tym mówił - tak mi się coś po pamięci plącze, że mówił o księdzu co się zakochał i o tym, że zakochanie to wcale nie taki wielki problem i potem odnosił się do małżeństwa. Choć w wielu rzeczach się z nim nie zgadzam - to akurat tu w całej rozciągłości. Może warto mężowi podsunąć, coby trochę dystansu do swoich przeżyć nabrał?

Gdy widziałam i czułam jak mąż zmierza w kierunku zdrady, to to puściłam. Nie kontrolowałam, nie pytałam, zajęłam się sobą. Czy czasem myślę, że gdybym wtedy a wtedy powiedziała to i to, albo zrobiła siamto, to byłoby inaczej? Pewnie że tak. Ale to są mrzonki. Jaka rozmowa z kimś kto z tobą nie rozmawia, ignoruje cię i traktuje jak najgorsze zło? Albo z kimś kto nagle stał się miły, tworzy jakieś chore pozory i zasypuje czymś co ma ci wynagrodzić jego podłość? Albo z kimś kto z inną osobą omawia wasze sprawy, łamie intymność i widzi cię w obrazach podsuniętych przez panią zainteresowaną (nie doceniasz, jesteś jędzą, źle wychowujesz dzieci, stara jesteś i brzydka, niegustownie się ubierasz, tandetnie malujesz i się ogólnie nie nadajesz)? Ostatnie czego chce osoba brnąca w zdradę, to się zatrzymać.

Jest coś takiego jak wolna wola. Mamy ją od Boga. Każdy ma swoją i każdy sam kieruje swoim postępowaniem. Nie mamy mocy łamać czyjejś woli, ani nią kierować, ani na nią wpływać.

Myślę też, że w naszych zseksualizowanych czasach bardzo fetyszyzujemy zdradę i przywiązujemy do niej nadmierną wagę. Jest złem, boli, ale większość z nas myśli - jak zdrada to koniec małżeństwa, albo chociaż cierpienie po grób. Ile osób mówi - jak odejdzie od Boga, zacznie łamać przykazania to odejdę? Oprócz wierności jest jeszcze miłość. Ile osób odchodzi, gdy miłość stygnie, i nie widać jej latami? A lojalność? Czy nawet o ciężkim naruszeniu lojalności myślimy jako o końcu małżeństwa? Myślę, że na to jak myślimy o zdradzie ma wpływ także to, czego dowiadujemy się o niej z kultury - filmów, książek. Ile w życiu oglądałaś filmów o dramatach małżeńskich z powodu zdrady, a ile o dramatach spowodowanych nałogiem lub kryzysem wiary?

Dobra "odszedł do innej" rani ego bardziej niż "dwa miesiące szlajał się knajpach", czy też "postanowił zaopiekować się mamą, więc mieszka z nią od pół roku". Tylko dlaczego? Przecież to jedno i to samo. No dobra, jest jeszcze słynny cios w kobiecość czy męskość. Tylko w co w takim razie obrywamy gdy mąż odchodzi z powodu hazardu? A dla alkoholu - cios we flaszkowatość? Dla innej religii? Czy to cokolwiek mówi o nas? To czemu zdrada miałaby mówić?

Czy naprawdę zdrada oznacza, że ten z kim doszło do zdrady jest lepszy? To znaczy zdradzający tak zwykle uważa - ale z czasem życie mu to samo weryfikuje. Nikt nie staje się gorszą kobietą ani gorszym mężczyzną od tego, że mąż czy żona dopuścili się zdrady. Ja tam sobie myślę, że zamiast się tą zdradą tak ekscytować i zdradzaczowi to wszystko podsycać, warto trochę małżonka ostudzić.
Koszmar
Posty: 97
Rejestracja: 28 maja 2019, 20:26
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Koszmar »

Sprawdziłam telefon.Nie dało się inaczej.Musiałam mieć niepodważalny dowód,bo wspierał się nawet faktów.Później było kilka kolejnych wpadek,aż postawiłam granicę.Najpierw nie wiedział nikt poza dorosłymi już dziećmi,ale czuł się tak bezkarny,ze kłamał w oczy nafal.Dopiero gdy dowiedzieli się moi rodzice,teściowa,gdy zazażądałam kategorycznie wyprowadzki,skruszyl się,przeprosił i prosił o ostatnią szansę.Do dziś jest w domu,wydaje się,że zakończył romans,ale został strach i żal do niego o kłamstwa bardziej niż zdradę i do samej siebie,że czułam a nie działałam wcześniej.
Każdy przypadek jest indywidualny.Nikogo nie namawiam,ale gdy słyszę dziś od niego słowa:czemu nie byłaś taka wcześniej,czemu nie trafiliśmy na te ksiazki o jezykach miłości zanim szukał jej gdzieś indziej to wiem,że chciał tego ode mnie a nie dostając zapełnił swój pusty zbiornik na miłość uczuciem od i do innej kobiety.
Wiem,że nie mogę się winić ani obarczać tym poczuciem jednak zdaję sobie sprawę,że mogłam zadziałać wcześniej,tylko mój chory upór czekania aż on się ukorzy,zostawiania wszystkiego swojemu biegowi,przeznaczeniu,co ma być to będzie itd doprowadził,że rozwinęło się uczucie między nimi.
Dziś,gdy jest a jakby go nie było,bo "odpływa" gdy wraca wspomnieniami do niej,gdy porównuje czuję żal,że mogłam sprawdzić ten telefon wcześniej.
Czasu nie cofnę ale mogę służyć jako przestroga ,temu dzielę się tym z innymi.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Ruta pisze: 27 lis 2019, 2:34
Koszmar pisze: 26 lis 2019, 10:56 Moje wypieranie jej (on nie jest zdolny do zdrady,on by mi tego nie zrobił itd) pozwoliło tylko rozwinąć ich romans,dać im wiecej czasu,zagłębić uczucie.
Dziś wiem,że trzeba reagować.Jeśli coś istnieje to przerwać,postawić granicę jak najwcześniej.
Jeśli ktoś chce zdradzić, to zdradzi. Zatrzymywanie, zapobieganie i wszelkie inne środki są zwyczajnie nieskutecznymi. Jeśli ktoś jest na etapie gotowości do zdrady - w sensie jest już obiekt, chęci i szuka się sposobności, to ma się już za sobą zwykle długą drogę negowania małżonka, a w głowie i sercu jego koszmarną karykaturę. Jeśli ta zła żona zacznie się w tym motać, zabraniać, zapobiegać - to tylko pogorszy swoją pozycję. Upokorzy się. A jak zatrzyma, to nic da, chęć nie minie, a obiekt znajdzie się następny. Tak to widzę - chociaż może się mylę i ktoś kiedyś zatrzymał małżonka który chciał zdradzić i bezpiecznie wypłynęli na spokojne wody?
Jak jest nagła chuć - to samo. Nie zatrzymasz - chociaż tu już większą szansę widzę, gdy relacja małżonków jest dobra i bliska i szczera. No ale tak się składa, że zdradzany dowiaduje się zwykle po fakcie. Bo im lepsza relacja, tym bardziej zdradzający stara się ja ochronić - a więc się ukrywa.

Kiedyś chyba Pulikowski ładnie o tym mówił - tak mi się coś po pamięci plącze, że mówił o księdzu co się zakochał i o tym, że zakochanie to wcale nie taki wielki problem i potem odnosił się do małżeństwa. Choć w wielu rzeczach się z nim nie zgadzam - to akurat tu w całej rozciągłości. Może warto mężowi podsunąć, coby trochę dystansu do swoich przeżyć nabrał?

Gdy widziałam i czułam jak mąż zmierza w kierunku zdrady, to to puściłam. Nie kontrolowałam, nie pytałam, zajęłam się sobą. Czy czasem myślę, że gdybym wtedy a wtedy powiedziała to i to, albo zrobiła siamto, to byłoby inaczej? Pewnie że tak. Ale to są mrzonki. Jaka rozmowa z kimś kto z tobą nie rozmawia, ignoruje cię i traktuje jak najgorsze zło? Albo z kimś kto nagle stał się miły, tworzy jakieś chore pozory i zasypuje czymś co ma ci wynagrodzić jego podłość? Albo z kimś kto z inną osobą omawia wasze sprawy, łamie intymność i widzi cię w obrazach podsuniętych przez panią zainteresowaną (nie doceniasz, jesteś jędzą, źle wychowujesz dzieci, stara jesteś i brzydka, niegustownie się ubierasz, tandetnie malujesz i się ogólnie nie nadajesz)? Ostatnie czego chce osoba brnąca w zdradę, to się zatrzymać.

Jest coś takiego jak wolna wola. Mamy ją od Boga. Każdy ma swoją i każdy sam kieruje swoim postępowaniem. Nie mamy mocy łamać czyjejś woli, ani nią kierować, ani na nią wpływać.

Myślę też, że w naszych zseksualizowanych czasach bardzo fetyszyzujemy zdradę i przywiązujemy do niej nadmierną wagę. Jest złem, boli, ale większość z nas myśli - jak zdrada to koniec małżeństwa, albo chociaż cierpienie po grób. Ile osób mówi - jak odejdzie od Boga, zacznie łamać przykazania to odejdę? Oprócz wierności jest jeszcze miłość. Ile osób odchodzi, gdy miłość stygnie, i nie widać jej latami? A lojalność? Czy nawet o ciężkim naruszeniu lojalności myślimy jako o końcu małżeństwa? Myślę, że na to jak myślimy o zdradzie ma wpływ także to, czego dowiadujemy się o niej z kultury - filmów, książek. Ile w życiu oglądałaś filmów o dramatach małżeńskich z powodu zdrady, a ile o dramatach spowodowanych nałogiem lub kryzysem wiary?

Dobra "odszedł do innej" rani ego bardziej niż "dwa miesiące szlajał się knajpach", czy też "postanowił zaopiekować się mamą, więc mieszka z nią od pół roku". Tylko dlaczego? Przecież to jedno i to samo. No dobra, jest jeszcze słynny cios w kobiecość czy męskość. Tylko w co w takim razie obrywamy gdy mąż odchodzi z powodu hazardu? A dla alkoholu - cios we flaszkowatość? Dla innej religii? Czy to cokolwiek mówi o nas? To czemu zdrada miałaby mówić?

Czy naprawdę zdrada oznacza, że ten z kim doszło do zdrady jest lepszy? To znaczy zdradzający tak zwykle uważa - ale z czasem życie mu to samo weryfikuje. Nikt nie staje się gorszą kobietą ani gorszym mężczyzną od tego, że mąż czy żona dopuścili się zdrady. Ja tam sobie myślę, że zamiast się tą zdradą tak ekscytować i zdradzaczowi to wszystko podsycać, warto trochę małżonka ostudzić.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Podpisuję się pod każdym słowem. Czy małżonek zdradza z inną osobą, czy z alkoholem, egoizmem, rodzicami: to wszystko to samo.
Kiedyś myślałam dokładnie tak jak pisze Ruta: wszystko wybaczę tylko nie zdradę. Teraz jeszcze doszło: wszystko wybaczę tylko nie uderzanie w moje poczucie kobiecości przez wyśmiewanie intymności w moim wykonaniu.
A to wszystko jest to samo.

Czy przysięga kończy się jak zdradzi, albo mnie poniży? Takie pytanie sobie zadałam, odpowiedziałam i jestem tutaj i mam spokój w sercu w końcu.
Chociaż oczywiście boli, ale na to też trzeba czasu i nieustannej modlitwy.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Jozka »

Gdy widziałam i czułam jak mąż zmierza w kierunku zdrady, to to puściłam. Nie kontrolowałam, nie pytałam, zajęłam się sobą. Czy czasem myślę, że gdybym wtedy a wtedy powiedziała to i to, albo zrobiła siamto, to byłoby inaczej? Pewnie że tak. Ale to są mrzonki. Jaka rozmowa z kimś kto z tobą nie rozmawia, ignoruje cię i traktuje jak najgorsze zło? Albo z kimś kto nagle stał się miły, tworzy jakieś chore pozory i zasypuje czymś co ma ci wynagrodzić jego podłość?
Ruta czytam to co piszesz i głęboko to do mnie przemawia bo nie umiem często ubrać w słowa tego co czuję.
Moje doświadczenie jest takie, że od kilku lat mój mąż jest nieszczęśliwy. Nic co zrobiłam, czego nie zrobiłam, nic go nie uszczęśliwiło. Bo on po prostu jest nieszczęśliwy i nagle zdałam sobie sprawę z tego, że być może ja nie mam z tym nic wspólnego.
Szkoda tylko, że cztery lata zmarnowałam na zadręczanie się co ze mną jest nie tak. I tak czasem wraca silne poczucie winy. I wtedy jest naprawdę strasznie... Wracają słowa, złe wspomnienia i jest po prostu ciężko.
Wiem,że nie mogę się winić ani obarczać tym poczuciem jednak zdaję sobie sprawę,że mogłam zadziałać wcześniej,tylko mój chory upór czekania aż on się ukorzy,zostawiania wszystkiego swojemu biegowi,przeznaczeniu,co ma być to będzie itd doprowadził,że rozwinęło się uczucie między nimi.
Nie obwiniaj się. To uczucie rozwinęło się bo on na to pozwolił. Wokół mnie widzę wszędzie romanse, rozwody, flirty. Widzę jak znajomi odpływają do "krainy szczęśliwości". I za każdym razem widzę, że w nikłym stopniu ma to związek z ich małżonkami. Obserwując ich widzę jak sami mają małe poczucie własnej wartości, jak leczą kompleksy, pustkę. Trzymaj się!
Koszmar
Posty: 97
Rejestracja: 28 maja 2019, 20:26
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Koszmar »

Wyjście ze zdrady w związku to długi proces obojga małżonków.Czasem się udaje.Tak samo jak czasem uda się czemuś zapobiec.Gdyby za kilka miesięcy okazało się,że np kowalska jest w ciąży to też lepiej czekać niż temu zapobiec ? Nie sądzę. Że już mają wspólne mieszkanie, złożone pozwy rozwodowe? Nie mamy wpływu na to co inni zrobili,ale na to co mogą zrobić już tak.Zdążyłam powstrzymać przed konsumpcją tej zdrady,przed wyprowadzką kowalskiej z domu,przed złożeniem pozwu.Dałam to co dostał od niej: doceniam,jestem zazdrosna,widzę to czego wcześniej nie podziwiałam,staram się,dbam nie tylko o siebie ale i o uczucie.Trochę spóźnione i może już nie budzi reakcji,ale zastanawia go.Pokazuje,że może to mieć,a nie szukać u obcej.Samej mi z tym lepiej.Polubiłam moje nowe ja: bardziej czułe,miekkie,słabsze,uległe.Może tego chciał bym zdjęła portki.A mimo wszystko skoro nie odszedł tzn że mu zależy?
Nie można wrzucić wszystkich do jednego worka.Ja się cieszę,że przerwałam to zanim poszło za daleko,liczę że przepracowanie kryzysu pomoże pozbyć się innych,następnych.Nie mam gwarancji,ale żyje nadzieją.I modlę się by się udało wytrwać.Taka jest moja wola.Każdy ma swoją,ale nigdy nie neguję,że nie mamy wpływu i musimy się godzić z wolą innych.
Koszmar
Posty: 97
Rejestracja: 28 maja 2019, 20:26
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Koszmar »

Patrzę w przód,ale wiem jak było zanim doszło do zdrady i wiem co do niej prowadzi.To nie tylko jego zasługa.Nie kajam się,nie korzę przed nim jednak przed sobą muszę szczerze powiedzieć,że zbyt długo było źle.Jeśli nie zobaczymy swoich wad nie uda nam się zmienić.Moja zmiana na lepsze spowodowała,że został.Chcę tego i wierzę,że się uda.Gdy mam wątpliwości to wracam myślami do słów kogoś tu z forum: obudzisz się a koło Ciebie śpi tylko Twoja racja.Nie chcę tak.Wszyscy jesteśmy omylni,popełniamy błędy.Nie tylko zdradzający.
Jozka
Posty: 66
Rejestracja: 07 wrz 2019, 10:56
Płeć: Kobieta

Re: Coraz głębszy kryzys

Post autor: Jozka »

Nie można wrzucić wszystkich do jednego worka.
Masz rację. Każdy z nas ma inną sytuację i nikt nie da tu idealnej recepty na wyjście z kryzysu. Chodziło mi bardziej o to żebyś nie obwiniała się za bardzo. Trzymam kciuki za Ciebie :)
ODPOWIEDZ