Rozwód ... Czy dam radę.
: 20 lis 2019, 15:24
Witam wszystkich.
Od jakiegoś czasu śledzę to forum. Czytam świadectwa karmię się tym. Chwytam się czegoś by znaleźć w sobie siłę na kolejny dzień. Kiedy myślę że jestem już na dnie to resztkami sił chwytam się czegokolwiek by żyć. Po kolei. Moja historia. Ciezko przelać tyle lat życia ...
Z moim mężem poznałam się prawie 20 lat temu. Bardzo go pokochałam. Tak bardzo że kiedy po po powrocie z wakacji powiedział mi że chce się rozstać nie docierało to do mnie. Rozstaliśmy się. Teraz już po tylu latach nie pamiętam jak to było że zeszliśmy się razem. Może ja o coś zadzwoniłam. Może on. Nie pamiętam. I jak się zeszliśmy ... On się po jakimś czasie oświadczył. Pamiętam że nie byłam pewna czy to dobra droga. Pamiętam też że bardzo go kochałam. Później był ślub. Można by napisać i żyli długo i szczęśliwie. ...
Zrezygnowałam. Zrezygnowałam z mojego wymarzonego zawodu. Zaczęłam pomogą mężowi w firmie. W jego firmie. Nie przestałam nawet na moment. Nawet na chwilę , kiedy zaszłam w ciążę. Urodziłam piękna córeczkę.
Po urodzeniu dziecka jak to mój mąż zawsze mówił odbijało mi.
Wróciłam do pracy. Córka zostawała z mamą. Mama mieszka blisko firmy. Więc jak było potrzeba wpadałam by nakarmić. Później druga ciąża. Schemat podobny. Praca do ostatniej chwili. Na moje miejsce w pracy mąż jako że lepiej już mu się wiodło zatrudnił pracownice. Ja byłam w domu z dziećmi. Sama od rana do wieczora. Budowa domu. Nie chciałam się zgodzić na przeprowadzkę za miasto. Za bardzo kocham ludzi. Zostałam zmuszona. Postawiona przed faktem. Nie narzekałam. Zalilam się tylko znajomym i najbliższym. ... Zaczęłam całe swoje życie czas i energię poświęcać dzieciom, które sama wozilamdo przedszkola. Sama jeździłam z nimi na wakacje nad morze na dwa tygodnie. Mąż pracował. Ja ciągle w domu. Bo przecież to co zarobię starczy tylko na waciki.
Przeprowadzka do domu. Pamiętam z jakim ciężkim sercem wychodziłam z bloku mówiąc sobie dasz radę będzie dobrze.
Było dobrze. Na zewnątrz. W środku rozpacz.
Mąż dom postawili piękny. Każdy wchodził i mówił cudny. A ja. Ja w tym wszystkim sama. Teraz z większą odległością do pokonania. Dwójka dzieci.
Wszystko podobno miałam. Tylko tego męża ciągle było mi brak. Próby terapi. Choroba męża o którą ja jestem obwiniana przez niego i jego mamę - ma depresję.
On miał swoją pracę. Miał wszystko. Ja nie miałam nic poza dziećmi. ... Czas leciał.
Gdy moja intuicja podpowiadała mi że coś jest nie tak. Tłumilam ja. Że nie teraz bo teraz jadę na wakacje z dziećmi. Że jak wrócę to się tym zajmę. Że to normalne że mąż dba o siebie. Chociaż nie zawsze taki był. Widziałam że znika z telefonem. Ale tłumaczyłam go ze pisze coś odpisuje. Mówiłam sobie po powrocie się tym zajmę. I wyjechałam. ... Na dwa tygodnie. Dwa tygodnie które mam wrażenie że trwają do dziś. Podczas rozstania kiedy mąż mnie zostawiał z dziećmi powiedział. Kiedyś będziemy się z tego śmiać.
Od słowa do słowa. Od wiadomości. Do wiadomości. A bardzo dużo zawsze do siebie pisaliśmy dowiedziałam się że chce separacji. Nie wiem jak przeszłam wtedy przez to piekło. Błagałam SW Ritę o pomoc. W internecie trafiłam na NP. Odmawiałam. Nie wiedziałam z jaką modlitwa mam do czynienia. Powrót z wakacji. Telefon który na zawsze zmienił moje życie. Nie znasz mnie. Czy wiesz że twój mąż i moja żona piszą do siebie smsy. Spotykali się kiedy Cię nie było. Szybka konfrontacja...to była jego pracownica. Oczywiście wyparł się wszystkiego. Mnie zniszczył psychicznie. Poniżając mnie. Mówił że się mnie wstydzi że nie może na mnie patrzeć. Pod presją podpisany podział majątku. Wiara że to coś da. Że uratuje to małżeństwo. Wyprowadził się. Wrócił bardzo szybko. Zwolnij ja. Rekolekcje. Obietnice że już nigdy mnie tak nie zrani. Że będziemy rozmawiać. Rozmawialiśmy. Aż do momentu kiedy przez przypadek wpadły mi w ręce jego czule maile do pani dietetyk. Znów obietnicę że już tak nie będzie. Wyłączyłam się. Obiecałam sobie że mnie nie zniszczy że jestem z nim bo są dzieci. Bo muszą mieć pełną rodzinę.
Wróciłam do pracy. Do jego firmy. On ciągle z depresją. Między nami jego mama. Zawsze czułam jej wpływ na niego na nas. Bardzo chciałam mieć jeszcze jedno dziecko. On nie koniecznie. Bóg mnie wysłuchał. Mam mojego księcia. Mój skarb urodził się dzień przed komunia córki. Czułam coraz większy wpływ teściowej na nasze życie. Wpadały mi w ręce smsy od niej. O moim braku pokory. O tym że go nie szanuje. Że jestem zła itd.
Syn urodził się z jedną nerka. Mój pobyt z nim w szpitalu kiedy miał dwa miesiące. Miałam długi czas na myślenie. O mnie o moim małżeństwie. O mężu który ani razu mnie i dziecka nie odwiedził w szpitalu. Chciałam rozwodu. On nie chciał się zgodzić. Powiedział że mnie kocha mamy dzieci i tego nie zrobię. No i nie zrobiłam. Bo z czego bym miała żyć. Sama z trójką dzieci. Bez pracy. Wyjęta z życia. Wierzyłam że to tylko chwilowe. Że damy radę. Wpadł mi w ręce telefon męża. A tam wiadomość do sąsiada. Idę zobaczyć na miasto czy człowiek ma jeszcze branie. Udałam że tego nie widziałam. Próbowałam wybaczyć wszystko. Brak pomocy przy dzieciach. Ciągle przesiadywanie w pracy. Na obrazku było super. Ferie. Majówka. Wakacje. Jeden drugi wyjazd. Miałam wszystko. Tak twierdzi moja teściowa która modli się za syna każdego dnia. Jest osobą bardzo religijna.
Pewnego dnia. W sobotę mąż powiedział że mnie zniszczy. Na moje pytanie o co mu chodzi. Odpowiedział że w środę nastąpi mój koniec. Wywarlam presję. Powiedział że idzie do adwokata. Krzyki płacze i obietnica do dzieci ze mama z tatą spróbują raz jeszcze. I zawiódł. Poszedł do adwokata. Wrócił późno w środę powiedział że nie musi mi się z niczego tłumaczyć. Błagałam prosiłam. Przepraszałam. Powiedział że się wyprowadzi do soboty. Wyprowadził się. Mi powiedział że gdyby mógł zakopalby mnie żywcem w ogrodzie tak mnie nienawidzi. Błagałam by wrócił. Powiedział że nie że nie powinien wogole że mną się wiązać bo jestem chora psychicznie teściowa obwinia mnie o wszystko. Ja jestem zła. Nikt nie widzi jego w tym.
Umieram. Każdego dnia walczę. Na pozew rozwodowy odpowiedziałam prosząc o mediacje. Sąd się zgodził. Liczę na cud. Liczę na cud że mój mąż który nosi na szyi medalik który co niedziela jest w kościele zmieni zdanie. Liczę na siłę modlitwy.
W moim życiu są anioły. Gdyby ich nie było pewnie każdego dnia bym płakała. Płacze co drugi. Mam dać radę. Bo muszę. Wszyscy mi mówią dasz radę. Bo jak nie ty to kto. Ale nie daje. Mówię NP błagam wszystkich świętych. Ale czy taki był Boży plan?
Od jakiegoś czasu śledzę to forum. Czytam świadectwa karmię się tym. Chwytam się czegoś by znaleźć w sobie siłę na kolejny dzień. Kiedy myślę że jestem już na dnie to resztkami sił chwytam się czegokolwiek by żyć. Po kolei. Moja historia. Ciezko przelać tyle lat życia ...
Z moim mężem poznałam się prawie 20 lat temu. Bardzo go pokochałam. Tak bardzo że kiedy po po powrocie z wakacji powiedział mi że chce się rozstać nie docierało to do mnie. Rozstaliśmy się. Teraz już po tylu latach nie pamiętam jak to było że zeszliśmy się razem. Może ja o coś zadzwoniłam. Może on. Nie pamiętam. I jak się zeszliśmy ... On się po jakimś czasie oświadczył. Pamiętam że nie byłam pewna czy to dobra droga. Pamiętam też że bardzo go kochałam. Później był ślub. Można by napisać i żyli długo i szczęśliwie. ...
Zrezygnowałam. Zrezygnowałam z mojego wymarzonego zawodu. Zaczęłam pomogą mężowi w firmie. W jego firmie. Nie przestałam nawet na moment. Nawet na chwilę , kiedy zaszłam w ciążę. Urodziłam piękna córeczkę.
Po urodzeniu dziecka jak to mój mąż zawsze mówił odbijało mi.
Wróciłam do pracy. Córka zostawała z mamą. Mama mieszka blisko firmy. Więc jak było potrzeba wpadałam by nakarmić. Później druga ciąża. Schemat podobny. Praca do ostatniej chwili. Na moje miejsce w pracy mąż jako że lepiej już mu się wiodło zatrudnił pracownice. Ja byłam w domu z dziećmi. Sama od rana do wieczora. Budowa domu. Nie chciałam się zgodzić na przeprowadzkę za miasto. Za bardzo kocham ludzi. Zostałam zmuszona. Postawiona przed faktem. Nie narzekałam. Zalilam się tylko znajomym i najbliższym. ... Zaczęłam całe swoje życie czas i energię poświęcać dzieciom, które sama wozilamdo przedszkola. Sama jeździłam z nimi na wakacje nad morze na dwa tygodnie. Mąż pracował. Ja ciągle w domu. Bo przecież to co zarobię starczy tylko na waciki.
Przeprowadzka do domu. Pamiętam z jakim ciężkim sercem wychodziłam z bloku mówiąc sobie dasz radę będzie dobrze.
Było dobrze. Na zewnątrz. W środku rozpacz.
Mąż dom postawili piękny. Każdy wchodził i mówił cudny. A ja. Ja w tym wszystkim sama. Teraz z większą odległością do pokonania. Dwójka dzieci.
Wszystko podobno miałam. Tylko tego męża ciągle było mi brak. Próby terapi. Choroba męża o którą ja jestem obwiniana przez niego i jego mamę - ma depresję.
On miał swoją pracę. Miał wszystko. Ja nie miałam nic poza dziećmi. ... Czas leciał.
Gdy moja intuicja podpowiadała mi że coś jest nie tak. Tłumilam ja. Że nie teraz bo teraz jadę na wakacje z dziećmi. Że jak wrócę to się tym zajmę. Że to normalne że mąż dba o siebie. Chociaż nie zawsze taki był. Widziałam że znika z telefonem. Ale tłumaczyłam go ze pisze coś odpisuje. Mówiłam sobie po powrocie się tym zajmę. I wyjechałam. ... Na dwa tygodnie. Dwa tygodnie które mam wrażenie że trwają do dziś. Podczas rozstania kiedy mąż mnie zostawiał z dziećmi powiedział. Kiedyś będziemy się z tego śmiać.
Od słowa do słowa. Od wiadomości. Do wiadomości. A bardzo dużo zawsze do siebie pisaliśmy dowiedziałam się że chce separacji. Nie wiem jak przeszłam wtedy przez to piekło. Błagałam SW Ritę o pomoc. W internecie trafiłam na NP. Odmawiałam. Nie wiedziałam z jaką modlitwa mam do czynienia. Powrót z wakacji. Telefon który na zawsze zmienił moje życie. Nie znasz mnie. Czy wiesz że twój mąż i moja żona piszą do siebie smsy. Spotykali się kiedy Cię nie było. Szybka konfrontacja...to była jego pracownica. Oczywiście wyparł się wszystkiego. Mnie zniszczył psychicznie. Poniżając mnie. Mówił że się mnie wstydzi że nie może na mnie patrzeć. Pod presją podpisany podział majątku. Wiara że to coś da. Że uratuje to małżeństwo. Wyprowadził się. Wrócił bardzo szybko. Zwolnij ja. Rekolekcje. Obietnice że już nigdy mnie tak nie zrani. Że będziemy rozmawiać. Rozmawialiśmy. Aż do momentu kiedy przez przypadek wpadły mi w ręce jego czule maile do pani dietetyk. Znów obietnicę że już tak nie będzie. Wyłączyłam się. Obiecałam sobie że mnie nie zniszczy że jestem z nim bo są dzieci. Bo muszą mieć pełną rodzinę.
Wróciłam do pracy. Do jego firmy. On ciągle z depresją. Między nami jego mama. Zawsze czułam jej wpływ na niego na nas. Bardzo chciałam mieć jeszcze jedno dziecko. On nie koniecznie. Bóg mnie wysłuchał. Mam mojego księcia. Mój skarb urodził się dzień przed komunia córki. Czułam coraz większy wpływ teściowej na nasze życie. Wpadały mi w ręce smsy od niej. O moim braku pokory. O tym że go nie szanuje. Że jestem zła itd.
Syn urodził się z jedną nerka. Mój pobyt z nim w szpitalu kiedy miał dwa miesiące. Miałam długi czas na myślenie. O mnie o moim małżeństwie. O mężu który ani razu mnie i dziecka nie odwiedził w szpitalu. Chciałam rozwodu. On nie chciał się zgodzić. Powiedział że mnie kocha mamy dzieci i tego nie zrobię. No i nie zrobiłam. Bo z czego bym miała żyć. Sama z trójką dzieci. Bez pracy. Wyjęta z życia. Wierzyłam że to tylko chwilowe. Że damy radę. Wpadł mi w ręce telefon męża. A tam wiadomość do sąsiada. Idę zobaczyć na miasto czy człowiek ma jeszcze branie. Udałam że tego nie widziałam. Próbowałam wybaczyć wszystko. Brak pomocy przy dzieciach. Ciągle przesiadywanie w pracy. Na obrazku było super. Ferie. Majówka. Wakacje. Jeden drugi wyjazd. Miałam wszystko. Tak twierdzi moja teściowa która modli się za syna każdego dnia. Jest osobą bardzo religijna.
Pewnego dnia. W sobotę mąż powiedział że mnie zniszczy. Na moje pytanie o co mu chodzi. Odpowiedział że w środę nastąpi mój koniec. Wywarlam presję. Powiedział że idzie do adwokata. Krzyki płacze i obietnica do dzieci ze mama z tatą spróbują raz jeszcze. I zawiódł. Poszedł do adwokata. Wrócił późno w środę powiedział że nie musi mi się z niczego tłumaczyć. Błagałam prosiłam. Przepraszałam. Powiedział że się wyprowadzi do soboty. Wyprowadził się. Mi powiedział że gdyby mógł zakopalby mnie żywcem w ogrodzie tak mnie nienawidzi. Błagałam by wrócił. Powiedział że nie że nie powinien wogole że mną się wiązać bo jestem chora psychicznie teściowa obwinia mnie o wszystko. Ja jestem zła. Nikt nie widzi jego w tym.
Umieram. Każdego dnia walczę. Na pozew rozwodowy odpowiedziałam prosząc o mediacje. Sąd się zgodził. Liczę na cud. Liczę na cud że mój mąż który nosi na szyi medalik który co niedziela jest w kościele zmieni zdanie. Liczę na siłę modlitwy.
W moim życiu są anioły. Gdyby ich nie było pewnie każdego dnia bym płakała. Płacze co drugi. Mam dać radę. Bo muszę. Wszyscy mi mówią dasz radę. Bo jak nie ty to kto. Ale nie daje. Mówię NP błagam wszystkich świętych. Ale czy taki był Boży plan?