Tak się stało u mnie. Długo walczyłam i byłam w stanie pokonać wszystkie góry żeby tylko maż do mnie wrócił.Dream pisze: ↑19 lis 2019, 7:30 Kochani, u mnie nadal dzieje sie. Maz chce jechac wizytowac kochanke. Ja znow stracilam troche opanowanie i plakalam, a dzis rano pokazalam zlosc na to, co robi. Wprowadzilo to nowa dynamike, bo odkad sie dowiedzialam, w zasadzie oprocz placzu na poczatku i protestow slownych zachowywalam stoicki spokoj (ale nie mylcie z akceptacja).
Rownoczesnie, uswiadomilam sobie tez fakt, ze musze zaakceptowac jego odejscie i zaczelam etap zaloby za moim malzenstwem i za moim dawnym mezem. Cos, z czym jest mi strasznie zle i smutno i wyc mi sie chce to to, ze mimo tego, ze ja go tak bardzo kocham, to w pewnym momencie nie bede mogla juz go przyjac z powrotem. Do niedawna myslalam, ze oczywiscie, ze go przyjme, bo go kocham. Teraz rozumiem juz ludzi, ktorzy nie pozwalaja na powrot, bo enough is enough (=wystarczy juz). Jakby, bagaz doswiadczen negatywnych jest tak duzy, ze powrot do ukladu z tym samym czlowiekiem nie jest juz mozliwy. Na chwile obecna, mam wrazenie, ze jesli moj maz sie opamieta, odzyska rozum i wroci do mnie w pelnym zrozumieniu swoich czynow przed koncem mojego okresu zaloby, to pozwole mu wrocic. Jesli ja przejde zalobe, to nie bedzie juz mial powrotu. Nie zrozumcie mnie zle, to nie jest z mojej strony chec ukarania go. To jest zrozumienie stopnia oddalenia. Moze kiedys zmienie zdanie, ale tak to widze na chwile obecna.
A teraz już nie bo z jego strony doświadczyłam tyle zniewagi, obojętności i ignorowania że to z miłością nie ma nic wspólnego.
Mój mąż nie wie co to znaczy kochać. Nie wierzę w jego opamiętanie. To zadziała tylko na krótką chwilę - do pierwszego poważniejszego zderzenia z problemem.
U mnie to chyba działa tak, że ta gorycz się już tak ulała że zawód co do jego osoby przewyższa inne, dobre uczucia.