Kryzys malzenstwa czy choroba?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Caliope »

No to już wiem co się stało, wieloletnie branie narkotyków uszkodziło mózg, u alkoholika ta część przy abstynencji jest zastępowana inną częścią mózgu i zespół otella zanika. Tutaj niestety tak się nie stało, dlatego tak jest, a wirus jeszcze zintensyfikował uszkodzenie wątroby od używek. No to się człowiek popsuł na własne życzenie, a Ciebie podziwiam za siłę, bo z tego co piszesz musisz jej mieć bardzo dużo.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Ruta »

Angela pisze: 14 wrz 2020, 20:13 Mąż też ma marskość wątroby, jak u długoletniego alkoholika. To efekt nierozpoznanego zakażenia HCV żółtaczką typu C. Mógł się nią zarazić ponad 30 lat temu czasie transfuzji po wypadku (wtedy nie był jeszcze ten typ wirusa wykrywany), a może jeszcze wcześniej gdy brał narkotyki. W każdym razie te kilka lat temu zaczął czuć się gorzej. Dopiero 3 lata temu znaleziono przyczynę. 2 lata temu marskość przeszła w raka. Częściowa niewydolność wątroby objawia się silną anemią i niedotlenieniem całego organizmu, w tym też mózgu. Mąż lepiej fukcjonuje ostatnio, gdy zastosowano wsparcie dla wątroby poprzez transfuzje, żelazo dożylne. Poprawiło się myślenie. Ale to półśrodki. Choć wiirus został wyleczony, ale w każdej chwili może być całkowita niewydolność wątroby. Mąż oczekuje na przeszczep wątroby.
Na to wszystko nakłada się narcystyczny rys osobowości męża. Narcyzm to trwałe mechanizmy obronne utrwalone w dzieciństwie. Wychowanie bez ojca, w środowisku, gdzie rację miał silniejszy, sprawiło brak empatii. Ujmujący i dobry dla ludzi użytecznych, narcyz potrafi być bezwzględny dla osoby z nim się niezgadzającej lub obnażającej słabości. Dobrze mu się żyje z osobą pełną kompleksów, niepewną siebie, póki się we wszystkim zgadza. Ja taka byłam. Dla własnej wygody, z lenistwa i strachu przed odpowiedzialnością, żyłam całkowicie życiem męża.
Angelo, tak bardzo mi przykro, wszystko to, przez co w ostatnich latach przechodzisz jest bardzo trudne. Pomodlę się dziś w intencji Twojej i Twojej rodziny.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

Co nie zadziałało?
Moje plany separacji od męża pogorszyły tylko stan psychiczny córek. Mąż miał argument przed córkami, by przedstawiać mnie jaką tą, która chce rozwalać rodzinę. I nie ma znaczenia, że potem sam to zrobił. Wykorzystał potrzeby młodszej córki, pokazując jej drogę ucieczki przed trudnościami terapii. Gdy tymczasem ja reprezentowałam postawę pełnej współpracy z lekarzami. Póki młodsza córka się nie usamodzielni, muszę wypracować metody przetrwania tej chorej sytuacji. Córka przyznała, że nie wyprowadziłaby się ze mną. Z tatą żyje jej się łatwiej. Ja wymagam, on pokazuje życie na zasadzie ,,nic nie musisz''. Wychowując chłopców mieliśmy wypracowany i przedyskutowany złoty środek i nie podważaliśmy wzajemnie swoich decyzji. Teraz pojawił się element rywalizacji o dzieci, kto jest lepszym rodzicem. Ja ze wstydem przyznaję, że dałam się ponieść iluzji, że akceptacja dziecka jest potwierdzeniem słuszności w sporze małżeńskim.
Nie działa terapia rodzinna. Za rzadko, za krótko. Koronawirus praktycznie ją zaprzestał. Na prywatną mnie nie stać. Zresztą gdyby szły nie po myśli męża, przerwałby. Na terapii wypadam słabo. Mąż wyluzowany, komplementuje terapeutki, zagaduje o pogodzie. Ja spięta, by precyzyjnie przedstawić istotę problemów. Zawsze na koniec i tak brakuje czasu na konkretne sugestie rozwiązań. Gdy poruszę trudny temat, mąż mistrzowsko go zmienia. Udawadnia, że to ja nam wciąż problem wracając do przeszłości. Co do moich wad ma rację i chcę nad nimi pracować, ale skupiając się na nich odsuwa uwagę od swoich dysfunkcji. Mistrz manipulacji. Ja łatwo daję się zbić z tropu, płaczę. Gdy za sugerowano na terapii, że jeżeli czuję, że blisko mi do depresji, to może skorzystać z psychiatry. Mąż to podchwycił: wreszczie się na tobie poznali. A to przecież tylko poczucie bezradności w sytuacji permanetnej obawy o dzieci, siebie, przyszłość.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Lawendowa »

Angelo, czy Twój mąż bierze leki, korzysta z terapii albo w jakikolwiek inny sposób (we współpracy z lekarzem) próbuje zapanować nad swoją chorobą/zaburzeniami?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

Lawendowa pisze: 15 wrz 2020, 23:02 Angelo, czy Twój mąż bierze leki, korzysta z terapii albo w jakikolwiek inny sposób (we współpracy z lekarzem) próbuje zapanować nad swoją chorobą/zaburzeniami?
Nigdy się nie leczył. Nie może mi zapomnieć, że doprowadziłam do umieszczenia go w szpitalu na 3 tygodnie 3 lata temu po tym jak był agresywny w stosunku do mnie i synów, którzy stanęli w mojej obronie. W szpitalu uznano, że to epizod i tylko zalecono mu dalsze konsultacje. Widząc, że nikt mu nie wierzy, zaprzestał mówienia o swoich podejrzeniach w obecności osób trzecich i pilnował się by nie było agresji fizycznej. Tylko wobec mnie, w cztery oczy zadręczał mnie nazywając kłamcą, bo on i tak zna prawdę. Gdy zachorowały córki, obarczał mnie winą, że je zaniedbuje je, bo jestem zajęta kochankami. A ja tylko brałam dodatkowe godziny w pracy, bo z powodu choroby męża, ciężar wszystkich opłat spadł na mnie. Nie przyjmował do wiadomości, że mogę być zmęczona po pracy. Nie kojarzył faktu, że sam bywał rozdrażniony po pracy, gdy przez ponad 20 lat sam pracując fizycznie utrzymywał naszą dużą gromadkę. Wymagał mojej dyspozycyjności w domu jak przedtem. Uznał, że mam zły wpływ na córki, chcę się wyemancypować. Wtedy postanowił odseparować mnie od córek i ich procesu leczenia. Na rozprawie w lutym mąż mętnie tłumaczył się ze swoich działań. Zorientował się, że mogę postulować o ponowne umieszczenie go na obserwacji psychiatrycznej. Wycofałam się jednak z wniosku o odebranie mu praw rodzicielskich. Zostawiłam wniosek o ograniczenie tych praw ze względu na utrudnianie procesu leczenia córki i zabezpieczenie miejsca pobytu przy matce. Zabezpieczenie pobytu uzyskałam od razu, ale czeka mnie wojna o ograniczenie jego praw rodzicielskich i u stalenie w jakim zakresie. Koronawirus działa na moją korzyść. Zawieszenie pracy sądów pozwala mi utrzymać stabilną sytuację. Na otwartą wojnę z mężem nie mam siły. A mąż teraz się już pilnuje by nie było podstaw do ograniczenia mu władzy rodzicielskiej. Zatem pół roku temu przyznał i podtrzymuje, że się pomylił w swoich podejrzeniach i przeprasza. W obecności dzieci jest dla mnie cukierkowato miły. Sam na sam oschły, ale uprzejmy. Nie daje się sprowokować co naprawdę myśli, ale wytyka mi każdy błąd i naniedbanie w innych sprawach.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: tata999 »

Angela pisze: 16 wrz 2020, 9:16 W obecności dzieci jest dla mnie cukierkowato miły. Sam na sam oschły, ale uprzejmy. Nie daje się sprowokować co naprawdę myśli, ale wytyka mi każdy błąd i naniedbanie w innych sprawach.
Myślę, że może warto spojrzeć z innej perspektywy. Co chcesz powiedzieć przez "Nie daje się sprowokować co naprawdę myśli(...)"? Jak to się przejawia? Czy jesteś pewna tego, co Twój mąż myśli? W jaki sposób miałaby być prowokowana do wyrażenia tych myśli? Może ktoś inny odebrałby to inaczej niż Ty, dlatego myślę, że odpowiedź na te pytania może pomóc.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

tata999 pisze: 16 wrz 2020, 10:55
Angela pisze: 16 wrz 2020, 9:16 W obecności dzieci jest dla mnie cukierkowato miły. Sam na sam oschły, ale uprzejmy. Nie daje się sprowokować co naprawdę myśli, ale wytyka mi każdy błąd i naniedbanie w innych sprawach.
Myślę, że może warto spojrzeć z innej perspektywy. Co chcesz powiedzieć przez "Nie daje się sprowokować co naprawdę myśli(...)"? Jak to się przejawia? Czy jesteś pewna tego, co Twój mąż myśli? W jaki sposób miałaby być prowokowana do wyrażenia tych myśli? Może ktoś inny odebrałby to inaczej niż Ty, dlatego myślę, że odpowiedź na te pytania może pomóc.
Nie wiem co myśli, sprawia wrażenie sztuczności w swoich wypowiedziach. Mówi coś a jego twarz wyraża co innego. Np. mówi:,,Ufam Ci, że byłaś i jesteś wierną żoną'' i drwiąco się przy tym uśmiecha. Gdy próbowałam dopytać, co go przekonało, że zmienił zdanie po prawie 6 latacb, zirytował się ,,Co to, przesłuchanie?''
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: tata999 »

Angela pisze: 16 wrz 2020, 23:27 Nie wiem co myśli, sprawia wrażenie sztuczności w swoich wypowiedziach. Mówi coś a jego twarz wyraża co innego. Np. mówi:,,Ufam Ci, że byłaś i jesteś wierną żoną'' i drwiąco się przy tym uśmiecha. Gdy próbowałam dopytać, co go przekonało, że zmienił zdanie po prawie 6 latacb, zirytował się ,,Co to, przesłuchanie?''
Na moje oko, to komunikacja pomiędzy Wami się nie udaje i to być może z obydwu stron.

W Twoich wypowiedziach widzę dużo opisów męża. Wybrzmiewa w nich Twoja pewność, co do tego, co czuje i myśli mąż. Tak, jakbyś zakładała, że doskonale go rozumiesz i trafnie odbierasz jego gesty, zachowania, mimikę itp., a z drugiej strony skarżysz się, że one nie współgrają (czyt. nie są dla Ciebie do końca zrozumiałe). Być może wskazuje to m.in. na Twoje uwieszenie na mężu. Może byłoby Ci lżej bez zakładania konkretnych oczekiwań wobec męża, porzucenie analizowania, ustąpienie i pozwolenie mu na życie swoim życiem (ze swoimi wadami, urojeniami, problemami, ale też z tym co go cieszy, choćby nie było to wspólnie z Tobą itp.), większą niezależność i odpowiedzialność. Choroby to nie wyleczy, zranień nie cofnie, ale myślę, że da Ci więcej spokoju, możliwość regeneracji, nabrania sił. W moich trudnych czasach, waliłem głową w mur, przekraczałem granice bólu, żyłowałem się, walczyłem z losem i z tym, czego nie mogłem zmienić, na co nie miałem wpływu. Wtedy nauczyłem się, że ważne jest, żeby zadbać o naładowanie energii, nie wycieńczyć się. Stanąć obok, spojrzeć na chłodno, wykorzystać energię na mierzenie się z problemami (radzenie sobie), a nie likwidowanie, których zlikwidować i tak nie dałoby się. Moje ego spadło, że nie mogę zmienić tyle, ile bym chciał. Trochę bolało. Pogodziłem się. Nie robiłem wyrzutów Bogu. Nabrałem bardziej realnej perspektywy. Inaczej patrzę na rzeczywistość. Myślę, że mój odbiór jest teraz bliższy prawdziwemu jej obrazowi, jestem bliżej prawdy i dalej zmierzam w tym kierunku. Pogody ducha!
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Nirwanna »

Sądzę, że jakkolwiek komunikacja z obu stron zapewne nie gra, to w przypadku osoby zaburzonej lub chorej psychicznie zła komunikacja to jedynie jeden z bardzo wielu objawów choroby/zaburzenia, to skutek, a nie przyczyna.
Leczenie skutków (objawów) co prawda jest możliwe, ale rzadko skutecznie, potrzeba się bowiem zająć źródłem. Zaś przypadku braku możliwości skutecznego zajęcia się źródłem, czyli leczenia - rozważyć kwestię skutecznej ochrony siebie i dzieci, do separacji włącznie.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Angela »

tata999 pisze: 17 wrz 2020, 13:50 Na moje oko, to komunikacja pomiędzy Wami się nie udaje i to być może z obydwu stron.

W Twoich wypowiedziach widzę dużo opisów męża. Wybrzmiewa w nich Twoja pewność, co do tego, co czuje i myśli mąż. Tak, jakbyś zakładała, że doskonale go rozumiesz i trafnie odbierasz jego gesty, zachowania, mimikę itp., a z drugiej strony skarżysz się, że one nie współgrają (czyt. nie są dla Ciebie do końca zrozumiałe). Być może wskazuje to m.in. na Twoje uwieszenie na mężu. Może byłoby Ci lżej bez zakładania konkretnych oczekiwań wobec męża, porzucenie analizowania, ustąpienie i pozwolenie mu na życie swoim życiem (ze swoimi wadami, urojeniami, problemami, ale też z tym co go cieszy, choćby nie było to wspólnie z Tobą itp.), większą niezależność i odpowiedzialność. Choroby to nie wyleczy, zranień nie cofnie, ale myślę, że da Ci więcej spokoju, możliwość regeneracji, nabrania sił.
Masz rację tata999, zranienia są we mnie głębokie, niepogodzenie się z nimi też. Z tej perspektywy każdy sygnał odwilży ze strony męża odbieram wyłącznie jako drwinę ze mnie lub działania koniukturalne. Boję się mężowi zaufać, zaryzykować. Rzeczywiście oczekuję jakiegoś zadośćuczynienia i niezadawalają mnie deklaracje, że mąż chce żyć zapominając o przeszłości.
Z drugiej strony jest naprawdę lepiej a ja nie umiem się z tego cieszyć. Rozpamiętuję przeszłość, obawiam się przyszłości, paniką reaguję na każdy cień obawy, że najgorsze może wrócić i nie umiem żyć i cieszyć się dniem dzisiejszym. Często zadaję mężowi pytanie :,,Dlaczego teraz ma być dobrze, skoro było tak źle?''. Nie umiem znaleźć prawdziwego powodu kryzysu ani aktuanej poprawy. Jedyne co przychodzi mi do głowy to działanie szata przedtem i liczenie na swoje siły a teraz działaniem Łaski, siły modlitwy wielu ludzi i odwoływania się do łaski sakrametu.
Teraz mamy z mężem czas przemyśleń.
Trzy dni temu przyszła wiadomość, że jest dawca wątroby. Szybka decyzja na operację, pożegnanie jakbyśmy mieli się już nie zobaczyć, wzajemne szybkie przeprosiny ogólne ,,za wszystko''.
Po wybudzeniu mąż do mnie dużo dzwoni, zapewnia o miłości, mówi, że po Bogu jestem dla niego najważniejsza, ważniejsza niż dzieci. Zażartowałam, że chyba przeszczepili mu mózg nie wątrobę. Nie obraził się. Potwierdził, że z perspektywy szpitala wszystko wygląda inaczej.
Nie mogę go odwiedzać. Są kompikacje.
Pomódlcie się, aby Bóg dał nam czas nacieszyć się tym co sam naprawił. Niech i nasze poranione dzieci miały szansę zobaczyć siłę sakramentu rodziców.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: s zona »

Angela pisze: 21 wrz 2020, 9:05
Pomódlcie się, aby Bóg dał nam czas nacieszyć się tym co sam naprawił. Niech i nasze poranione dzieci miały szansę zobaczyć siłę sakramentu rodziców.
Daj Boze, aby to doswiadczenie otworzylo Was na nowo ..

Pod Twoją obronę uciekamy się,święta Boża Rodzicielko ...
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Lawendowa »

...naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych...
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Nirwanna »

...ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać....
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Al la »

Panno Chwalebna i Błogosławiona...
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys malzenstwa czy choroba?

Post autor: Małgorzata Małgosia »

O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza...
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
ODPOWIEDZ