Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Minu »

Witam wszystkich forumowiczów. Długo nosiłam się z zamiarem napisania o swojej sytuacji i poproszenia o jakieś wsparcie, pomoc, modlitwę, jakieś podpowiedzi...i chyba dzisiaj nadszedł ten moment.
Jestem w sakramentalnym związku małżeńskim od ponad 5 lat. Parą jesteśmy od 11 lat (można powiedzieć, że żyliśmy jak małżeństwo od 10 lat). W tej chwili jesteśmy w nieformalnej separacji, która trwa od 4 miesięcy. Mąż wyprowadził się do swojego rodzinnego domu (do rodziców). Ja zostałam sama z córką w domu w mieście. Nasz związek zrodził się z przyjaźni, nie było jakiegoś wielkiego zakochania. Uczucie przyszło z czasem. Samo małżeństwo nie jest idealne, bo w wielu sprawach mieliśmy odmienne zdanie i nie zawsze mówiliśmy otwarcie, kto czego chce (między innymi, że mąż chce mieszkać z rodzicami i zajmować się gospodarstwem) i przez to narastały konflikty...ale uchodziliśmy za zgodne małżeństwo. Nasze relacje zaczęły się psuć rok po narodzinach córki - kryzys trwa ok. 2 lata. Dodam tylko, że cała ciąża była zagrożona i przeleżana w szpitalu. Córka urodziła się wcześniakiem z b. niską wagą urodzeniową i wadą serca.Był to dla nas okres ogromnego stresu ale też wielkiego wzajemnego wsparcia i wyczekiwania. Jak już opadły te wszystkie pozytywne emocje związane z narodzinami dziecka, przyszło potworne zmęczenie. Ja popadłam w depresję i nerwicę. Mąż uciekał w pracę. W tym czasie założył działalności i pracował praktycznie 24/dobę i jeszcze w weekendy wyjeżdzał do rodziców pomagać w gospodarstwie. Ja w tym czasie zajmowałam się dzieckiem i czułam, że sobie zwyczajnie nie radzę z tą sytuacją. Zrobiłam się strasznie nerwowa i przemęczona,z dzieckiem 24/dobę, o wszystko czepiałam się mojego męża.Naprawdę o każdy szczegół...o pracę, o to że nie zarabia pieniędzy, o to gospodarstwo że wyjezdza na weekendy...bardzo źle go traktowałam...miałam pretensję, że muszę siedzieć w domu mimo że zgodziłam się, że zostanę z córką do czasu, kiedy pójdzie do przedszkola. Mąż cierpliwie wszystko znosił i nie komentował... Nie wspierałam go w tym trudnym czasie rozkręcania interesu...Bardzo sie od siebie oddaliliśmy. W ogóle nie mieliśmy dla siebie czasu.Na urlopie nie byliśmy 8 lat. A każda rozmowa kończyła się kłótnią i pretensjami. Mąż należy do tych bardzo bardzo zamkniętych facetów. Im bardziej próbowałam do niego dotrzeć i się jakoś przebić, tym bardziej się zamykał w sobie. Gdy zauważyłam, że jest już źle między nami, podjęłam decyzję o swojej terapii i leczenia się z nerwicy i depresji. W tym czasie była między nami chwilowa poprawa- trwało to 2 miesiące. Byliśmy nawet na terapii dla małżeństw (jedna wizyta), po której mąż stwierdził, że jej nie potrzebujemy bo sami wszystko naprawimy. Po tych 2 miesiącach mąż nagle się bardzo zmienił. Stał się taki wycofany. Miał taki obcy wzrok...zupełnie inny człowiek. Podejrzewałam, że może z kimś nawiązał kontakt. Blokada poczty, blokada telefonu, rozmowy nocne itd. Okazało się, ze odnowił kontakty z dawną znajomą i zaczął jej się zwierzać z naszych problemów. Gdy to odkryłam mąż się wściekł mówił straszne rzeczy, że nasze małżeństwo to pomyłka, że żałuje tych zmarnowanych 11 lat, że mnie nigdy nie kochał, że całe małżeństwo i dziecko było wymuszone itd. Po dwóch dniach wyprowadził się z domu do rodziców. Powiedział, że doszedł do ściany i już nie może, że musi odpocząć...Miałam nadzieję, że mąż wyprowadzi się, odpocznie trochę, zatęskni i wróci do domu ale niestety tak nie jest..Tam jest mu dobrze. Nikt się o nic nie czepia, mama wszystko mu podstawi pod nos. Co 2 dni przyjeżdża do córki na 2-3 h. Dodam, że mąż jest dla córki całym światem a ona strasznie wszystko przeżywa (ma ponad 3 latka). Rozmawiamy praktycznie codziennnie, nie kłócimy się, spędzamy razem czas, wspieramy się, co jakiś czas jeździmy do niego do domu (do dziadków)...ale na pytanie czy moglibyśmy ratować małżeństwo mąż odpowiada, że mnie nie kocha i że już nie chce ze mną być. Od tych 4 miesięcy zanikła między nami więź fizyczna. Mąż traktuje mnie z dystansem. Nie odwzajemnia nawet przytulenia. To jest dla mnie straszne...takie uczucie odtrącenia...Prosiłam, namawiałam na ponowną terapię, na jakąś szansę dla nas...Byliśmy nawet ostatnio na mediacjach w kryzysie, gdzie mediator zapytał męża czy chce ratować małżeństwo i mąż odpowiedział że tak po czym się wycofał z tych ustaleń... Ja bardzo bardzo chciałabym ratować to małżeństwo chodź wiem, że potrzeba bardzo dużo pracy i chęci dwóch stron...Mąż mówi o rozwodzie...Niestety jego siostra, z której zdaniem bardzo się liczy też jest po rozwodzie i ma drugą rodzinę i wydaje się że jest szczęśliwa...Myślę, żę to ma bardzo duży wpływ na decyzje męża..Modlę się za męża codziennie, odmówiłam nowenne pompejańską, chodzę do kościoła. Są dni że widzę w mężu zmiany, a są dni że w jego oczach jest zupełna pustka i nienawiść do mnie. Mąż niestety jest wierzący ale niepraktykujący i żadne argumenty...że sakrament, że przysięgaliśmy przed Bogiem itd. do niego nie docierają. Najgorsze jest to ,że on nadal bardzo dużo pracuje, ma ciągle problemy w firmie i bardzo go to dużo kosztuje, jest ciągle przemęczony i nerwowy, dojezdza codziennie do pracy w miescie w którym mieszkamy ok. 70 km. W domu dodatkowo musi robić w gospodarstwie i zajmować się chorym ojcem. Myślę, że bardzo dużo spraw go przytłoczyło i to ma wpływ na to, jak nas teraz postrzega...myślałam nawet że sam ma depresję i potrzebuje pomocy. Ale on uważa inaczej.Ja bardzo to wszystko przeżywam...ten ból kiedy niby nic nie boli a czuje się każdy mięsień...boli serce...każda myśl o rozwodzie powoduje, że człowiek się dusi i nie może złapać powietrza...I ta ucieczka przed bólem do kościoła...Nie mam tutaj rodziny, więc córką zajmuję się sama. Jest ciężko...
Chciałabym walczyć o to małżeństwo, o mojego męża ale nie wiem już jak...za każdym razem jak wypowiada te przykre słowa, że nie kocha, że nie chce być ze mną i traktuje mnie jak trędowatą...to jest po prostu straszne...mam wtedy chwilę zwątpienia i myślę, że zgodzę się na ten rozwód bo chcę by mąż był szczęśliwy...Powiedzcie mi proszę, czy ja mam prawo walczyć o to wszystko wbrew woli męża? Przecież nikogo nie da się zmusić do miłości...Co robić ?
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Lawendowa »

Witaj Minu,
skoro już trafiłaś tutaj to wiesz, że nie jesteś sama w takiej sytuacji.

Warto poczytać wpisy innych na tym, ale i na starym forum http://archiwum.kryzys.org/index.php Odnajdziesz w historiach innych osób wiele podobieństw, zobaczysz jaka drogę wybrali i jakie skutki to dla nich przyniosło.

Bardzo gorąco zachęcam Cię do odwiedzenia któregoś z naszych Ognisk, ich wykaz jest tutaj: http://sychar.org/ogniska/ . Akurat teraz, po wakacyjnej przerwie, odbywają się znów cykliczne spotkania, a możliwość spotkania się w realu jest bezcenna.
Już za tydzień rozpoczną się zapisy na Jesienne Rekolekcje WTM Sychar i to będzie znakomita okazja, by spotkać ludzi będących na różnym etapie kryzysu, zobaczyć jak inni sobie poradzili i radzą w podobnych sytuacjach, ale przede wszystkim wzmocnić się duchowo. viewtopic.php?f=74&t=2587
Warto zadbać pisząc o swojej sytuacji, by nie podawać szczegółów, które mogłyby spowodować rozpoznanie Was w realu. Internet nie jest anonimowy, wbrew pozorom.

Pytasz co robić?
Warto zacząć od siebie, od swojej relacji z Bogiem.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: A.zelia »

Bardzo źle się stało, że nie doceniłaś luksusowej sytuacji Was obydwojga, zatem i Twojej.

Już wyjaśniam - miażdżąca większość Polek i Polaków musi łączyć obie aktywności - dom i pracę i nikt ich z niczego nie zwolni, bo nie wyżyją z jednej pensji.

Ty mając na głowie dom, a nie jak większość ludzi dom PLUS (obok, nie zamiast) pracę miałaś pretensje, choć jak sama piszesz mąż był bardzo spolegliwy i nie wspierałaś go w kwestii pracy.
Oczywiście on też miał komfortowo, bo pracę, a nie pracę PLUS (obok, nie zamiast) dom, ale on zachowywał się inaczej niż Ty, startująca z pretensjami.

co można zrobić? W tej chwili chyba tylko wspierać i doceniać-siłą rzeczy w czasie wizyt i bycia razem+zająć się soba.
mazzony
Posty: 12
Rejestracja: 01 wrz 2019, 20:15
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: mazzony »

Ja powiem Tobie walcz i nie poddawaj się. Jest o co, bo małżeństwo i rodzina to jedne z najcenniejszych rzeczy.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Takie pytanie sama sobie zadawałam. Mój mąż podobnie stwierdził, że już mnie nie kocha, do tego próbuje wmówić mi, że to ja nigdy go nie kochałam i nie chciałam mieć z nim dzieci. Zachowuje się tak jakby odjęło mu całkowicie rozum, bo to wszystko nie jest prawdą. Uchodziliśmy za kochające się małżeństwo, razem należeliśmy do wspólnoty, zdaniem jego rodziny (oprócz jego matki) małżeństwo ze mną bardzo zmieniło go na plus, zaczął zachowywać się coraz bardziej jak dorosły.
W każdym razie w końcu pojawił się kryzys, być może spowodowany jednak tym, że nie możemy mieć dzieci (było leczenie, był proces adopcyjny). On niby mówił, że nie przepada za małymi dziećmi, trochę jakby się ich bał, że w sumie to jest mu ok z tym, że nie mamy dzieci. Ale kiedy kolejny kolega informował, że żona jest w ciąży przychodził przybity.
Kiedy wykrzyczał mi te wszystkie rzeczy to samo pomyślałam: może on tak bardzo pragnie mieć dziecko, ze mną nie może, dodatkowo nie kocha mnie, a do miłości nie można zmusić...może to okrutne z mojej strony nie pozwolić na rozwód...
Ale wiesz co? Zrozumiałam, że tu chodzi o MOJE serce. Że mam prawo walczyć o to w co wierzę, bronić swoich wartości. Czy godzę się sprzeniewierzenie się Bogu, przysiędze złożonej przed Nim w imię dobrego samopoczucia męża? Czy tym jest miłość? Tzn. uleganiem oczekowaniom drugiej strony? A najbardziej przekonało mnie to, że na rozprawie sąd zapyta czy nie kocham męża. Po prostu nie mogłabym tego powiedzieć nawet dla "jego dobra".
Wg mnie prawdziwe dobro jakie mogę okazać mojemu mężowi to właśnie prawda. Odważne stanięcie w prawdzie: to on mnie nie kocha, to on zdradza sakrament, to on chce rozwodu, nie ja!
Ja go kocham, uważam, że sakrament jest święty (widzialny znak niewidzialnej ŁASKI) i nie chcę rozwodu tylko pracy nad relacją.
Jeżeli on tego nie chce, to jest jego decyzja i wszystkie konsekwencje swoich decyzji powinien nieść on, a nie ja. Całe życie niosłam go na barkach i teraz zrozumiałam, że sama sobie zgotowałam taki los. Dosyć już brania na siebie win i błędów mojego małżonka. On też jest dzieckiem Boga, on też zasługuje na szansę, żeby się zmienić. Moja zgoda na wszystko czego oczekuje wbrew moim przekonaniom, odebrałaby mu szansę daną mu przez Boga.
Nic nie dzieje się bez udziału Boga, "w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy". Chcę pozwolić Bogu działać swobodnie w życiu mojego męża. Jakichkolwiek nie przyniosłoby to efektów. Ufam Panu i zachęcam Cię do tego samego.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Pavel »

A.zelia pisze: 17 wrz 2019, 12:15 Bardzo źle się stało, że nie doceniłaś luksusowej sytuacji Was obydwojga, zatem i Twojej.

Już wyjaśniam - miażdżąca większość Polek i Polaków musi łączyć obie aktywności - dom i pracę i nikt ich z niczego nie zwolni, bo nie wyżyją z jednej pensji.

Ty mając na głowie dom, a nie jak większość ludzi dom PLUS (obok, nie zamiast) pracę miałaś pretensje, choć jak sama piszesz mąż był bardzo spolegliwy i nie wspierałaś go w kwestii pracy.
Oczywiście on też miał komfortowo, bo pracę, a nie pracę PLUS (obok, nie zamiast) dom, ale on zachowywał się inaczej niż Ty, startująca z pretensjami.

co można zrobić? W tej chwili chyba tylko wspierać i doceniać-siłą rzeczy w czasie wizyt i bycia razem+zająć się soba.
Azelio, nie każdy mierzy sukces i luksus przez pryzmat pieniędzy.
Warto mieć to na uwadze.

Poza tym ja w jej poście wyczytałem, że Minu pracowała. Nie tylko praca zawodowa godna jest miana pracy, dziwię się, że piszę to do kobiety.
W dodatku z postu wyczytuję, że to było wspólne ustalenie, naciski na to jeśli były, to raczej ze strony męża. Tak to dla mnie wybrzmiewa z opisu Minu.

Nie usprawiedliwiam sposobu reagowania Minu, znam to z autopsji (tzn. żona mi to serwowała) i wiem jakie to trudne z perspektywy mężczyzny. Słowem - ciągły komunikat: wszystko jest nie tak, jesteś beznadziejny.
Tak to w uszach mężczyzny brzmi.

Wiem też, jako ojciec 4 dzieci, ile stresu i zmęczenia niesie pojawienie się dziecka, że człowiek ma czasami dość wszystkiego. Zwłaszcza, o dziwo, przy pierwszym dziecku. Trudniej wtedy o spokój, cierpliwość. Zmienia się jednak baaaardzo wiele.

Oczywiście warto zwłaszcza trudne emocje wentylować w zdrowy sposób, ale nie czarujmy się - tego nas nie uczą, jest to raczej wyjątek niż reguła (co nie zwalnia nas z własnej odpowiedzialności za naprawę siebie).
Kolejną sprawą są hormony przed, w trakcie i po ciąży, ewentualne stany depresyjne. Kobiety mające dzieci wiedzą zapewne o czym piszę, ja to przeżyłem (w sumie wciąż przeżywam bo najmłodszy syn ma miesiąc) jako naoczny świadek ;)

Lekko nie jest, ale to nie ja nosiłem brzuch 9 miesięcy (razy 4), nie ja 4 razy rodziłem.
Uznaję to jako swój wkład bólu w całą operację ;)

Pytasz Minu co robić?
Na początek - to co napisała Lawendowa.
Zaraz potem - praca nad sobą. U każdego roboty jest w bród.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Minu »

Witam,
dzisiaj do moich drzwi zapukał listonosz...pyta o imię i nazwisko...odpowiadam, że to ja...i mówi, ze polecony z sądy rejonowego...w jednej chwili ścięło mnie z nóg...normalnie zawał, nie mogę oddychać...myślę pozew rozwodowy a mąż mnie nawet nie uprzedził, że go złożył...na szczęście to tylko pismo z wydziału ksiąg wieczystych...uffff...
Miałam przedsmak tego, jak się człowiek czuje w takiej sytuacji...i mimo, że mam gdzieś z tyłu głowy że to może nastąpić, to mam nadzieję, że wydarzy się jakiś cud i nie będę musiała doświadczać tego uczucia po raz drugi (chodź mąż co jakiś czas wspomina o rozwodzie).
Ufffff....
Bardzo wszystkim dziękuję, za poświęcony czas i zapoznanie się z moim tematem. Dziękuję za wszystkie słowa otuchy, dobre rady i cenne uwagi. Z góry przepraszam ale na forum jestem od niedawna i nie miałam jeszcze możliwości zapoznania się ze wszystkimi historiami osób odpowiadających na mojego posta. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości:)
Nie ukrywam, że w głębi serca bardzo liczyłam na to, że otrzymam od Was wskazówki, aby się nie poddawać i walczyć o swoje małżeństwo. Nabrałam jeszcze większego przekonania, że ta droga, którą obrałam jest słuszna. I chodź mam chwilę zwątpienia, że nie powinnam niczego robić wbrew woli męża a tym bardziej zmuszać kogoś do uczucia i na siłę ratować związek, to bardzo mi tutaj pomogły słowa Małgorzaty D.
Dziękuję! Ja właśnie tak czuję, tak mi podpowiada sumienie, rozum, serce...i jeśli bym się teraz poddała, to zrobiłabym to wbrew sobie. Chodź dużo osób podpowiada mi zupełnie inaczej.
Mam świadomość, że czeka mnie bardzo dużo pracy, szczególnie tej nad samą sobą (to chyba jest w tym najtrudniejsze). Ale tak, jak wspominacie...zmiany należy zacząć od siebie:) a potem można jedynie czekać, co się po takich zmianach wydarzy:)
Najcenniejsze, co teraz otrzymałam w tym kryzysie to mój powrót do Pana Boga...Ile lat ja żyłam obok Niego...Jak daleka była moja wiara od takiej prawdziwej wiary...mam tyle rzeczy do nadrobienia...Jaka byłam pełna pychy, bo wydawało mi się, że dam radę...że w życiu jakoś to będzie...że człowiek sam sobie ze wszystkim poradzi...Dzisiaj już wiem, że bez wiary, bez Pana Boga nic się nie uda...
Od kilku miesięcy mam ogromne wsparcie duchowe ojca Franciszkanina, który dzisiaj serdecznie mnie pobłogosławił i kazał modlić się do Św. Józefa, mówiąc "On Ci to uratuje, zobaczysz"...
Więc będę modlić się wytrwale...
Chciałabym jeszcze odnieść się do Waszych cennych rad i uwag i ustosunkować się do kwestii mojego konfliktu na tle pracy i pozostania z córką w domu. Dziękuję Pavel za Twoją odpowiedź i to, w jaki sposób wypowiadasz się i jak rozumiesz sytuację kobiety zajmującej się domem. Nie każdy mężczyzna potrafi to docenić. I słusznie wyczytałeś między wierszami, że byłam aktywna zawodowo długo przed narodzinami córki a poźniejsza decyzja o przedłużeniu urlopu macierzyńskiego w urlop wychowawczy była niejako podyktowana naciskami ze strony męża.Ja już po roku macierzyńskiego planowałam powrót do pracy. Córka nawet przez chwilę chodziła do żłobka ale ze względu na chorobę i to że b. mocno płakała i nie potrafiła się zaklimatyzować mąż naciskał na jej pobyt w domu i powrót dopiero do przedszkola. Przyznam, że nie raz słyszałam z jego ust słowa, że jestem wyrodną matką planując oddanie dziecka pod opiekę obcym osobą (przedszkole, niania). Zgodziłam się i zostałam w domu, mimo że bardzo chciałam wrócić do aktywności, do ludzi, do pracy. Pewnie to też wynikało z tego, że mężowi było zwyczajnie wygodnie, bo on mógł ze spokojem pracować a ja zajmowałam się córką i domem. Gdybym pracowała, to dodatkowe obowiązki rozłożyłyby się na dwoje a w czasie chorób córki musielibyśmy podzielić się opieką. Nie pisałam tego w pierwszym poście ale właśnie jak córka skończyła rok i przeszłam na urlop wychowawczy podjęliśmy decyzję o staraniach o drugie dziecko. I wtedy uznałam, że moje pozostanie w domu będzie zasadne. Niestety tutaj pojawiły się schody. O drugie dziecko staraliśmy się ponad 1,5 roku i to również bardzo przyczyniło się do naszego kryzysu. Ja już wtedy miałam początki depresji i nerwicy. Mąż uciekał w pracę. To jest dla mnie bardzo przykre ale jeszcze na tydzień przed jego wyprowadzką staraliśmy się o to drugie dziecko, po czym wykrzyczał mi prosto w twarz, że tego drugiego dziecka wcale nie chciał i że dobrze się stało, że go nie mamy...Teraz tak sobie myślę, że może taki był Boży plan...że dlatego nie udało się z tym drugim dzieckiem, bo mamy się zająć naszym kryzysem i tym małżeństwem. Bo w takim stanie, w jakim było/jest nasze małżeństwo...nie byliśmy/jesteśmy godni na przyjęcie takiego cudu...
Oczywiście bycie w domu z dzieckiem, depresja, nerwica absolutnie nie usprawiedliwiają mojego zachowania wobec męża...tutaj biję się w pierś za każdym razem, że jest to moja wina! I gdybym tylko mogła cofnąć czas, to zrobiłabym wszystko żeby to naprawić. Niestety takiej mocy nie mam, dlatego chciałabym Was jeszcze poprosić (tutaj szczególnie mężczyzn, którzy byli w podobnej sytuacji jak mój mąż) o podpowiedzi, w jaki sposób mam teraz traktować mojego męża...co mogę zrobić, żeby się próbował przełamać, żeby zmienił do mnie nastawienie? W tej chwili mąż mówi wprost, że jest do mnie uprzedzony, że bardzo irytuje go moja osoba. A najbardziej wkurza go to, że jestem teraz taka dobra i spokojna... Przytoczę tutaj takie 2 banalne przykłady: byliśmy umówieni u mediatora i mąż spóźnia się na spotkanie godzinę. Dzwonię, pytam gdzie jest i mówie do niego "ok. przekaże, że się spóźnimy, jedz ostrożnie".Kilka dni temu byłam mocno chora i prosiłam męża żeby przyjechał zająć się córką, bo ja leżałam z gorączką. Mąż miał przyjechać o 10 a przyjechał o 15 i ja jak przyjechał podziękowałam mu za zakupy i za to że zgodził się zajać córką. I potem mąż wykrzykuje u mediatora, że moje reakcje na te sytuacje są nienormalne, bo normalny człowiek to by się wsciekł na drugiego człowieka i go ochrzanił za to że się spóźnił...A on teraz może robić, co mu się podoba. Mówi, że nie umie się w tym odnaleźć, że odczytuje to jako sztuczność...To jest dla mnie takie przykre, bo ja naprawdę się staram i zmieniam ale nie dla niego tylko głównie dla siebie. Bo mi też tak łatwiej żyć jak jestem spokojna i podchodzę do spraw na luzie i z dystansem...Kiedyś byłam bardzo daleka od takiej postawy i sama komplikowałam sobie życie:(
A szkoda na to czasu...życie jest tylko jedno:)
Zabieram się do roboty.

Pomodlę się dzisiaj za Was.
Minu
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: marylka »

Hej
A ja bym Cie namawiala do zaprzestania
Zaprzestania pouczania meża o wartosci sakramentu małżeństwa i o innych prawdach.

Zadbałabym o siebie. Fizycznie - wygladem i psychicznie - usmiechem

Wyobrażam sobie ile stresu kosztowal Cie strach o narodziny corki a potem o jej zdrowie.
Docen to, że dane Ci jest byc mama.
Zwroc uwage na corke, wyjdź z nia do ludzi.
Niech dziecko nie oglada i nie przeżywa Twoich łez, ktore mylnie myślisz, że nie widzi
Postaraj sie stworzyc dom, w ktorym jest czyściutko, pachnie ciastem, z ktorego nie chce sie wychodzic
Ja tak zrobilam i zadzialało.
Wspolnie z dziećmi robilismy prace plastyczne, przygotowywalismy prace konkursowe uczylismy sie robic mafiny
I nawet jak sie spaliły to smiechu było niemiara.
Ogladalismy rodzinne filmy, skakalismy po łóżku i tanczylismy
Sprobuj...naprawde warto przeniesc wzrok na dziecko.
I wiesz?.....
Może odwiedzicie dziadków?
Dlaczego nie?
Piszesz że teść jest chory
Zabierz mu owoce i sok...co myślisz?
Niezobowiazujaco wypij kawę i nie rozstrzasaj że Ci źle.
Jestem pewna, że oni też to przeżywają - teście
Możesz zyskac sojusznikow.
Jak zobacza żeś fajna babka i dziecko radosne to może zastanowia sie i zapytaja meża - o co sie czepia?
Możesz zyskac sojusznikow...
Masz wachlarz możliwosci.
Najgorzej sie poddac
Z Bogiem wszystko Ci sie uda
Pozdrawiam
A.zelia
Posty: 214
Rejestracja: 14 gru 2018, 13:04
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: A.zelia »

Łapiemy się za słówka...nie chodzi mi o to, że w domu nie ma pracy tylko o to, że tzw chleba na stole ta praca nie położy-sprzątnę kuchnię, ale nie zmaterializują mi się z tego powodu pieniądze. To nie jest praca zarobkowa, po prostu.

Problem z pieniędzmi jest taki, że to nigdy nie są tylko pieniądze. To stabilizacja, pewność jutra, poczynając od tego, że jest gdzie mieszkać i co do gara włożyć. To komfort, czas (dzięki pieniądzom możemy zlecić różne rzeczy i niejako kupić nieco czasu), a nawet bywa, że i szczęście (każdy by wolał mieć pieniądze na leki ratujące życie bliskiej osoby,a nie ich nie mieć, bo to zło wcielone (?))
Zresztą-spróbuj źyć bez pieniędzy w dzisiejszym świecie.

Ja z postów widzę, że oni, może z inicjatywy męża, ale obecny układ ustalili obydwoje. Pękła i wylała frustracje autorka. Więc teraz zająć się sobą i wspierać na ile się da (wizyty)
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Minu, czytając Twoje posty, o tym jak Ty się zachowujesz wobec męża i jak on, to jakbym czytała o sobie, naszej sytuacji.
Mój spokój i troska kiedyś była przez niego doceniana. Teraz irytuje go wszystko. Odkąd się wyprowadził nie odzywa się słowem. Kiedy wychodził z walizką stanął w drzwiach pokoju i mówi, że będzie teraz pomieszkiwał u matki. I patrzy. I ja patrzę. W końcu zapytałam tak zwyczajnie z troską jak się czuje? Zeźlił się bardzo i powiedział, że nie będzie odpowiadał na to pytanie. I tyle go widziałam.
Myślę, że osoby w takim stanie jak Twój czy mój mąż po prostu nie są w stanie przyjąć teraz niczego dobrego od nas, bo to pogłębia ich poczucie winy.
Daj mu wolność, nie troszcz się o niego, tylko wreszcie zaopiekuj sobą. Bycie tutaj na forum jest dla mnie jednym z elementów tej opieki nad samą sobą. I modlitwa, modlitwa. I przyjaciele we wspólnocie, pogłębianie wiedzy na temat relacji. Otwieranie oczu na moje wady przykryte do tej pory przez obraz dobrodusznej, łagodnej i troskliwej żony. Okazuje się, że ten obraz zasłaniał wiele moich lęków i zranień, których uleczenia oczekiwałam od męża zamiast od Boga, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy....

A sytuację z listem też ostatnio przeżyłam :) Polecony z ZUSu, ale pierwsza myśl: pozew! Mój mąż juz go złożył, ale jeszcze go nie otrzymałam, więc czekam jak na szpilkach...
Modlę się codziennie za wszystkich forumowiczów.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Minu »

Witam wszystkich!Potrzebuję jakiegoś wsparcia...od kilku dni towarzyszą mi same czarne myśli,że tego wszystkiego już nie da się naprawić i uratować. Nie wiem,jak postępować wobec męża...coraz bardziej się od siebie oddalamy. Staram się być zawsze miła i serdeczna dla męża gdy odwiedza córkę. Podpytuję co tam u niego,jak minął dzień...zawsze czeka na niego ciepły posiłek...Ale ostatnio mam wrażenie,ze to jest takie z jego strony wymuszone. Jak stosuję listę Zerty to wtedy nie odzywa sie do mnie w ogóle...Czasami myślę,że on tylko czeka az minie te pół roku i wygasną te wszystkie więzi i będzie mógł złożyć pozew...Ja przestałam pytać,co dalej...boję się tego:( Są dni,że mam ogromną wolę walki o siebie,o rodzinę...A bywają takie jak dzisiejszy,że myślę,że łatwiej będzie pozwolić mężowi odejść...żeby był szczęśliwy...Z jego rodziną też kontakty przygasly,więc wszystko zaczyna się rozjeżdżać...
Modlę się o wytrwałość i siły dla nas wszystkich tutaj zgromadzonych!
Ukasz

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Ukasz »

Minu, może się stać tak, jak piszesz: że on odejdzie. I to będzie bolało. Im bardziej będziesz się przeciw temu buntowała, tym dłużej i bardziej będzie bolało.
Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania - ja to rozumiem tak, że ja zawsze mogę uratować charyzmat sakramentu w sobie. Nie mam możliwości zmienić decyzji innych osób. Bóg nie przymusi nikogo, żeby był dobry. To uratowanie może się dokonać także zewnętrznie, przez powrót męża, ale może też być zupełnie inne. Jak droga do zmartwychwstania przez krzyż.
Niebajka
Posty: 823
Rejestracja: 06 sie 2019, 2:53
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Niebajka »

Hej,
Jeżeli doszło do jakiegoś zauroczenia tą znajomą, zdrady emocjonalnej, to twój mąż może być w tzw. amoku. To niestety u mnie też było, a i tu na forum często opisywane, aż straszne, że to taki powtarzalny schemat. Wówczas słyszymy, że: już nas nie kocha, może nigdy nie kochał, że z nami to się nie da już nigdy nic itp. Nie wiem, czy tak było z twoim mężem i jak będzie. Możliwe jest, że amok minie (potrzebny jest czas). Możliwe też, że mąż nie opamięta się, niestety. W amoku nie dociera nic, wszystko złości. Polecam "listę Zerty", listę zachowań na takie trudne sytuacje. Czuję przez twoje słowa, że bardzo cierpisz, to trudna lista, ale warto chociaż zacząć częściowo.

Zajmij się sobą. Wzmocnij siebie, spotkaj się z ludźmi, rób dla siebie coś przyjemnego, pracuj nad sobą. To się przyda niezależnie od scenariusza.

Z "pozwem" na poczcie miałam tak samo, list był z banku. Ja podjęłam decyzję, że rozwód nie wchodzi w grę. Nawet jak mąż nie wierzy w tę przysięgę, to ja w nią wierzę. I chcę dotrzymać. W razie czego w sądzie nie zgodzę się na rozwód. Podjęcie takiej decyzji pozwala mi czekać spokojniej. Nawet jak przyjdzie, ja mam plan.

Tytuł twojego wątku: Czy ratować... sakrament jest, małżeństwo jest i będzie trwało "dopóki śmierć ..." Słyszałam taką metaforę, że z małżeństwem jak ze wspinaczką, wspinamy się razem, a między małżonkami są 3 liny: jedna przerzucona przez męża, jedna przerzucona przez żonę, i jedna od Boga (sakrament). I czasem jest tak, że jedna lina pęka, a czasem nawet tak, że dwie pękają, i wiszą ci małżonkowie na tej ścianie tylko na jednej linie, tej Bożej, ona nie pęka.

Przytulam.
Niebajka.
"W życiu nie chodzi o to, by przeczekać burzę. Chodzi o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu." Steven D. Wolf
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Minu »

Niebajko,Ukaszu, dziękuję za wsparcie!
A te słowa o linach...poplakalam się czytając...trzeba wierzyć,ze tak właśnie jest.
Jeśli chodzi o przyjaciółkę/Kowalską to chcialabym wierzyć,że już jej nie ma albo ze kontakty są ograniczone. Mąż zapewnia ze tak jest. Chciałabym w to wierzyć i wierzę mu...Może jestem naiwna ale tak mi łatwiej....Kiedy odpuscilam dzialania na wlasną rekę i przestałam sie zadreczac pytaniami,co dalej...co robi mąż...co czuje...co mysli...jest o wiele lepiej:) Od kilku dni jest poprawa w naszych relacjach. Mąż częściej się odzywa, przyjeżdża i więcej mówi, jest spokojny. Zaprosił nas na niedzielę do siebie (rodziców). Była cała jego rodzina a córcia przeszczesliwa:)-fajnie spędziliśmy ten czas.Oczywiscie nie ustaje w modlitwach....To mi daje tyle siły. I wiecie co?Wyleczylam się z depresji...nie lekami ani psychologiem tylko Panem Bogiem:) W koncu chce mi sie wstać i działać a córka ma mamę nie na 50% ale na 120!
Pomodle się również za Was!
Minu
Posty: 78
Rejestracja: 14 wrz 2019, 17:21
Płeć: Kobieta

Re: Prośba o pomoc...czy walczyć o małżeństwo wbrew woli męża?

Post autor: Minu »

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Przepraszam,że nie kontynuowalam swojego wątku ale troche sie pozmieniało w ostatnim czasie. Dwa tygodnie temu po ponad 5 miesiącach nieformalnej separacji wrócił do domu mój mąż. Nadal jestem w szoku i nie umiem się w tym odnaleźć ale jestem przeszczesliwa. Chwała Panu! Chwała Panu!
Jest dziwnie...momentami sztywno..trudno...na pewno inaczej...ale z każdym dniem jest lepiej, wierzę, że Pan Bóg uleczy nasze zranienia,ze uzdrowi nasze relacje, odbuduje zaufanie, że te nasze uczucia się odrodzą. Moc modlitwy jest ogromna, Matka Boża przekochana, Pan Bóg ma doskonałe wyczucie czasu i doskonale wie,czego nam potrzeba w danym momencie. Czasami dopuszcza do naszego życia trudne historie, bo może potem wyprowadzić z nich jeszcze większe dobro. Chciałabym podziękować Wam z całego serca za to że jesteście...za to forum...że jest miejsce gdzie można się wygadać,wyżalić, poradzić,pomodlić a czasem po prostu pomilczeć.
Dziękuję Jezu, dziękuję Tobie Maryjo-Matko Pięknej Miłości, dziękuję Wam wszyscy Święci i Aniołowie za walkę o mojego męża, o moje małżeństwo.

Życzę wszystkim dużo wytrwałości, siły i pogody ducha. Niech wiara nigdy Was nie opuszcza. Samych szczesliwych finalow Waszych historii. Niech życie pisze Wam tylko szczęśliwe scenariusze.
Szczęść Boże!
ODPOWIEDZ