Nie każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Elisabeth
Posty: 1
Rejestracja: 14 wrz 2019, 22:39
Jestem: panną
Płeć: Kobieta

Nie każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania

Post autor: Elisabeth »

Chciałabym zaznaczyć na początku, że mój post nie ma na celu deprecjowania w żaden sposób działalności Sychar czy zniechęcenia kogoś do walki o małżeństwo; chcę tylko, by moja historia została w końcu usłyszana również w w środowisku katolickim. Nie chcę prowokować, tylko porozmawiać.

Proszę tylko nie mówić, że jestem zbyt młoda, by coś zrozumieć. Choć nie mam męża (i ciekawe czy kiedykolwiek będę go mieć), w ciągu dwudziestu lat życia zrozumiałam zbyt wiele.

Podczas wydarzenia "Polska pod krzyżem" zauważyłam namiot SYCHAR z napisem "Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania". Zazwyczaj staram się jakoś przekonać, że tak rzeczywiście jest, ale w tym razem miałam już dość i poczułam, że powoli zaczynam mieć tego dość i sprawia mi to ogromną przykrość. Bo nie wszystkie małżeństwa są do uratowania. Czasami odejście i rozwód są wybawieniem.

Bo małżeństwo moich rodziców było nie do uratowania. Pornografia, przemoc fizyczna i psychiczna, która doprowadziła do trzech poronień u mojej Mamy, na końcu oziębłość i jawne zdrady (seryjne). I wykorzystanie seksualne swojej jedynej córki.

Kiedy Mama w końcu zdecydowała się odejść, było już za późno. Do dzisiaj żałuję, że nie stało się szybciej, bo konsekwencje dla mnie były straszne - depresja, bullying w szkole, samookaleczanie się, próby samobójcze. Obecnie już długo jestem na farmakoterapii oraz na psychoterapii; nadal jest bardzo ciężko.

I tak, Mama walczyła w sądzie o separację, on chciał jednak rozwodu. Dostał go, po tym jak Mama wydała na prawników (którzy i tak nie potrafili jej pomóc) ponad 10 tys. złotych i z trudem udało jej się utrzymać mnie przy sobie (chciał jej odebrać prawa rodzicielskie, argumentując, że Mama jest niepoczytalna na tle religijnym), ale moja Mama nie ma nowego partnera. Twierdzi, że z jej strony małżeństwo nadal jest ważne.

To jednak nie chroni jest przed potępieniem. Znajoma katoliczka, żona i matka, traktuje ją źle. Ostatnio stwierdziła, że rozwodnicy, niezależnie od tego, co robią ze swoim życiem, nie powinni przystępować do Komunii Św. Nie pomagało tłumaczenie.

Często słyszę o traumie z dzieciństwa związanej z rodowodem rodziców. To prawda; w moim przypadku jednak trauma ta związana była z tym, że na sądowych widzeniach musiałam jeszcze wiedzieć człowieka, który wyrządził tyle niewyobrażalnych krzywd i który nawet nie chciał mnie zawieść na SOR, kiedy odwodniłam się od wymiotów.

Rozstanie rodziców było dla mnie wybawieniem. Dziękuję za to Bogu.

Dlaczego w Kościele Katolickim niewiele mówi się o takich sytuacjach? Dlaczego mówi się, że każde małżeństwo można ratować, że tacy małżonkowie się kiedyś zejdą i zachęcać żonę, żeby przyjęła męża? Dlaczego tak niewiele mówi się o przemocy, gwałcie, tych wszystkich niewypowiedzianych krzywdach? Dlaczego nawet takie kobiety jak moja Mama są potępieniane przez niektórych katolików? Dlaczego na Waszej stronie nie ma ani słowa o przemocy domowej, gwałcie i tym, co trzeba robić w takich sytuacjach?

Szczerze mówiąc, że gdyby nie wiara mojej Mamy i kilka cudów w moim życiu, dawno już odeszłabym przez to niezrozumienie z Kościoła.

PS Moja Mama miała ponad trzydzieści lat, kiedy wyszła za mąż, on był starszy. Myślała, że mężczyźni w tym wieku są już mądrzejsi.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13375
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Nie każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania

Post autor: Nirwanna »

Witaj, Elisabeth,

Z dużym smutkiem przeczytałam Twój post, Twoją historię, bardzo Ci współczuję, i w dużej mierze rozumiem i przyjmuję Twój sposób rozumienia zarówno sytuacji rodzinnej, jak i hasła sycharowskiego, tego streszczenia charyzmatu sycharowskiego.
Umówmy się więc może tak, że ja też Cię nie będę przekonywać, że jest inaczej, niż myślisz, widzisz, odczuwasz. Raczej podzielę się moim sposobem rozumienia pewnych spraw. Choć mam świadomość, że mimo większej ilości lat, Twoich doświadczeń nie mam. Mam po prostu inne. Gdy się nimi wymienimy, może zobaczymy w tym wartość - wzajemnie :-)

Zacznę od końca:
Moja Mama miała ponad trzydzieści lat, kiedy wyszła za mąż, on był starszy. Myślała, że mężczyźni w tym wieku są już mądrzejsi.
W wieku Twojej mamy jeszcze wciąż miałam podobnie. Dopiero gdzieś bliżej czterdziestki ogromnym odkryciem i bólem zdeptanej naiwności było odkrycie prawdy, że ludzie z wiekiem nie zawsze stają się mądrzejsi. Czasem są równie mądrzy, jak w wieku lat przykładowych szesnastu, ale z bagażem zranień i masą wypaczonych cech charakteru, które ranią otoczenie tym bardziej, im bardziej starsza osoba domaga się szacunku ze względu jedynie na wiek. Zauważyłam też, konfrontując się z rzeczywistością, że istnieją ludzie o cechach psychopatycznych czy socjopatycznych, a do ważnej roli chrześcijanina należy obrona siebie przed krzywdzeniem.
Teraz coraz więcej się o tym w Kościele mówi, choćby wypowiedzi ks. Dziewieckiego są tego dobrym przykładem: https://www.youtube.com/watch?v=5nBspjO ... pp=desktop Ale masz rację - to jest mówione głośno i wyraźnie od stosunkowo niedawna, kiedyś był inny przekaz dotyczący przemocy domowej i gwałtów.
Dlaczego na Waszej stronie nie ma ani słowa o przemocy domowej, gwałcie i tym, co trzeba robić w takich sytuacjach?
Są takie słowa, wskazówki, zarówno na stronach sycharowskich, jak i tu na forum. Jednak masz rację, że nie jest to wyraźne, zwłaszcza na głównej stronie Sycharu. Ufam, że kiedyś się to zmieni. W tej przestrzeni w realu już się to zmienia, choć nie dzieje się to szybko. Tu na forum (miejsce dużo bardziej dynamiczne niż strona www) zawsze osoba doznająca przemocy dostanie przekaz - "STOP przemocy. Masz prawo się bronić, wręcz masz obowiązek nie dać się krzywdzić".
Może nie będę się wypowiadać wprost o koleżance Twojej mamy, która w ten sposób ocenia osoby po rozwodzie. Powtórzę tylko to co wyżej napisałam - to nie jest nauka KK, a poza tym "Masz prawo się bronić, wręcz masz obowiązek nie dać się krzywdzić" - również przed ludzką głupotą i ranieniem w imię fatalnego i wypaczonego wyobrażenia o chrześcijaństwie.
Podczas wydarzenia "Polska pod krzyżem" zauważyłam namiot SYCHAR z napisem "Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania". Zazwyczaj staram się jakoś przekonać, że tak rzeczywiście jest, ale w tym razem miałam już dość i poczułam, że powoli zaczynam mieć tego dość i sprawia mi to ogromną przykrość. Bo nie wszystkie małżeństwa są do uratowania. Czasami odejście i rozwód są wybawieniem.

Bo małżeństwo moich rodziców było nie do uratowania.
Elisabeth - "każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania". Ale nie każde będzie uratowane. Wynika to m.in. z wolnej woli człowieka, który może krzywdzić siebie i innych do końca życia, i w takich przypadkach Kościół przyjmuje, że większym dobrem będzie dożywotnia separacja z utrzymaniem węzła małżeńskiego, niż narażanie siebie i dzieci na utratę życia i/lub zdrowia.
Masz więc mądrą i pełną wiary mamę, która zna tę zasadę i ją stosuje; jednocześnie zachowując postawę żony sakramentalnej. Osobiście uważam, że możesz być z niej dumna.
Może być rzeczywiście tak, że po ludzku patrząc małżeństwo Twoich rodziców było nie do uratowania. Mogą nigdy nie zamieszkać już razem, dzieląc się trudami życia w zgodzie i miłości. Może tak będzie do końca ich życia. Tego nie wiem.
I tu wchodzi mój sposób rozumienia charyzmatu sycharowskiego w takich przypadkach. Po ludzku patrząc, tak jak ludzie widzą małżeństwo - ono nie jest i nie będzie uratowane, tu na ziemi. Z punktu widzenia duchowego, z punktu widzenia Ojczyzny Niebieskiej może być tak, że gdy po śmierci spotkacie się w niebie, gdy wszystkie krzywdy zostaną odpokutowane czy jeszcze za życia czy też w czyśćcu - okaże się, że ten węzeł małżeński po ludzku bez sensu i nie do uratowania, uratował Was wszystkich i doprowadził do zbawienia. Może postawa wierności Twojej Mamy tu na ziemi będzie wg ludzi bez sensu, ale tam okaże się, że dzięki niej zobaczysz swojego ojca, jakim go stworzył Bóg, dobrego.
Wg słów św. Jana Pawła II "bywają małżeństwa prawdziwe, choć nieudane". Jednak też paradoksalnie mogą być one drogą do zbawienia, do świętości.
Ja tak, w ten sposób staram się od strony duchowej podchodzić, choć po ludzku jest ciężko, nielogicznie i nie zawsze to staranie się - udaje mi się. Ale dzielę się tym, choć teraz może się w tym nie odnajdziesz.
Nawet jeśli nie - to cieszę się, że jesteś w Kościele i podejmujesz dialog, również w postawie buntu i niezgody. Wbrew pozorom - taka postawa potrafi zmienić świat na lepsze :-)
Niech Bóg Cię w tym prowadzi i błogosławi :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ