Strona 4 z 14

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 02 paź 2019, 12:11
autor: teodora
Wczoraj miałam okropny kryzys.
Płakałam przed Bogiem, żalilam się Mu, że mąż mną wzgardził i opuścił. Krzyczałam w bólu: dlaczego? Dlaczego tak się dzieje! Co mam dalej robić, jak postępować, żeby uratować to małżeństwo,a nie iść na wojnę. I bardzo, bardzo żadko to robię, bo nie lubię takiej 'magicznosci' w czytaniu Biblii, otwarłam Ewangelię na chybił trafił, prosząc Boga żeby coś do mnie powiedział,dal jakieś światło. Otwarło mi się na Ef 5,22—33.
Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! 22 Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, 23 bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. 24 Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. 25 Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, 26 aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo4, 27 aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany5. 28 Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. 29 Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, 30 bo jesteśmy członkami Jego Ciała. 31 Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem6. 32 Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła7. 33 W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!
Nie wiem co to oznacza w mojej sytuacji. Co oznacza być poddaną mężowi, kiedy on mnie porzuca. Czy to znaczy, że mam przyjąć wszystkie jego decyzje? Mam mętlik w głowie. Proszę was o modlitwę, bo zaczynam się naprawdę sypać. Nie śpię po nocach, schudłam już chyba z 10 kilo. Mimo że staram się o siebie dbać. W piątek spotkanie z terapeutą, może się choć trochę pozbieram.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 02 paź 2019, 13:15
autor: Jonasz
teodora pisze: 02 paź 2019, 12:11 Proszę was o modlitwę, bo zaczynam się naprawdę sypać. Nie śpię po nocach, schudłam już chyba z 10 kilo. Mimo że staram się o siebie dbać. W piątek spotkanie z terapeutą, może się choć trochę pozbieram.
Teodoro modlitwę moją masz.
Mam nadzieję że terapeuta pomoże Ci się pozbierać.
teodora pisze: 02 paź 2019, 12:11 Nie wiem co to oznacza w mojej sytuacji. Co oznacza być poddaną mężowi, kiedy on mnie porzuca. Czy to znaczy, że mam przyjąć wszystkie jego decyzje? Mam mętlik w głowie.
Wydaje mi się, że miałem taki czas - mam na myśli mętlik o którym piszesz.
Taki czas posypania się jak to sama określiłaś.

Terapeuta pomógł mi się pozbierać.
I przy jego pomocy mętlik w głowie też się uporządkował.
I dopiero wtedy zacząłem rozumieć i Słowo Boże które słyszałem.
W tej kolejności.

Pozdrawiam Cię serdecznie.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 02 paź 2019, 15:47
autor: Małgorzata Małgosia
teodora pisze: 02 paź 2019, 12:11 Wczoraj miałam okropny kryzys.
Płakałam przed Bogiem, żalilam się Mu, że mąż mną wzgardził i opuścił. Krzyczałam w bólu: dlaczego? Dlaczego tak się dzieje! Co mam dalej robić, jak postępować, żeby uratować to małżeństwo,a nie iść na wojnę. I bardzo, bardzo żadko to robię, bo nie lubię takiej 'magicznosci' w czytaniu Biblii, otwarłam Ewangelię na chybił trafił, prosząc Boga żeby coś do mnie powiedział,dal jakieś światło. Otwarło mi się na Ef 5,22—33.
Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! 22 Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, 23 bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. 24 Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. 25 Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, 26 aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo4, 27 aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany5. 28 Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. 29 Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, 30 bo jesteśmy członkami Jego Ciała. 31 Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem6. 32 Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła7. 33 W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!
Nie wiem co to oznacza w mojej sytuacji. Co oznacza być poddaną mężowi, kiedy on mnie porzuca. Czy to znaczy, że mam przyjąć wszystkie jego decyzje? Mam mętlik w głowie. Proszę was o modlitwę, bo zaczynam się naprawdę sypać. Nie śpię po nocach, schudłam już chyba z 10 kilo. Mimo że staram się o siebie dbać. W piątek spotkanie z terapeutą, może się choć trochę pozbieram.
Ten fragment Pisma Świętego może narobić wiele szkód w człowieku, który nie ma "zaplecza" w postaci naprawdę bliskiej relacji z Bogiem, podstawowej wiedzy biblistycznej i co najważniejsze: rozeznania wspólnoty.
Dobrze, że napisałaś o swoich wątpliwościach.
Na pewno wspaniale na ten temat wypowiadał się ks. Dziewiecki, muszę się zastanowić gdzie. Może uda mi się znaleźć.

Przede wszystkim fragment ten odnosi się do męża, który KOCHA. Tak jak Chrystus swój Kościół-Oblubienicę.
Jeżeli mąż zdradził przysięgę małżeńską i trwa nadal w tym grzechu, nie kocha jak Chrystus.
Posłuszeństwo błądzącemu po omacku w ciemnościach grzechu, byłoby głupotą i naiwnością.
A Bóg dał nam dar rozumu, żebyśmy z niego korzystali i nie byli naiwni. Kochali, ale nie naiwnie.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 02 paź 2019, 20:06
autor: teodora
Małgorzata D, jeżeli znajdziesz linka to poproszę.

Tak z boku patrząc to chyba taki etap jest, jakbym stała na desce pływającej na morzu i próbowała złapać równowagę.

Raz lepiej raz gorzej, chyba wszystkie etapy żałoby przeżywam jednocześnie.... Walczę o równowagę psychiczną, dla dzieci. One też teraz mnie potrzebują :( A od strony męża cisza.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 03 paź 2019, 10:42
autor: Małgorzata Małgosia
Tuż po napisaniu postu sięgnęłam po książkę "Granice w relacjach małżeńskich", a tam po odwróceniu kolejnej kartki (s. 336) jest podrozdział: Poddanie. I oto co m.in. jest tam napisane:

"Niewiele fragmentów z Pisma Świętego przyczyniło się do tylu nieporozumień i fałszywych wyobrażeń na temat relacji w małżeństwie (i tu ten fragment). Niektórzy mężowie wykorzystywali naukę apostoła Pawła aby usprawiedliwić apodyktyczne traktowanie i wykorzystywanie żon (...).
Znaczenie cytowanych słów św. Pawła jest zupełnie inne. Zasadniczo chodzi w nich o określenie porządku w małżeństwie. Św. Paweł obarcza odpowiedzialnością za rodzinę męża, który jest "głową" (przywódcą rodziny) podobnie jak Chrystus jest przywódcą Kościoła (...).
Jaki charakter ma to przywództwo? Chrystus troszczy się o zaspokojenie potrzeb Kościoła: umarł za Niego i jest źródłem Jego pełni (...).
Prawdziwy przywódca to sługa oddany dobru tych, których powierzono jego opiece. Jeśli żona sprzeciwia się mężowi, który jest kochający, prawdomówny, opiekuńczy i troszczy się o jej dobro, musi mieć jakiś problem. Przykazanie posłuszeństwa zakłada że mąż traktuje żonę w opisany sposób (...).
Przywództwo nie jest dominacją (...). Kochający mąż nigdy nie podejmie decyzji, która zraniłaby żonę (...).
Żony powinny w pierwszym rzędzie być posłuszne Bogu i Jego przykazaniom, a dopiero później swoim mężom. Jeśli oni czynią zło, powinny się mu przeciwstawić".

Bóg nigdy nie wkłada na nas ciężarów nie do uniesienia. A zły duch doskonale zna Pismo święte i potrafi posługiwać się nim.
Jeżeli Twój mąż czyni zło, a łamiąc przysięgę małżeńską to właśnie robi, Twoim obowiązkiem jest przeciwstawianie się złu. Z miłości, nie z zemsty.
Ja nad tym właśnie pracuję. Wczoraj przeczytałam pozew.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 03 paź 2019, 20:32
autor: teodora
Współczuję lektury, to musiało być ciężkie przeżycie :( Modlę się za Ciebie.

Ten fragment jest chyba po to, żebym zrobiła rachunek sumienia, co z mojej strony było nie tak. Na pewno brak szacunku, matkowanie, zawsze wiem lepiej.. Nawet teraz mam dla męża gotowe rozwiązanie co powinien zrobić :roll: jutro terapia, a w niedziele spowiedź, pora to wszystko wyrzucić z siebie.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 04 paź 2019, 8:02
autor: Małgorzata Małgosia
teodora pisze: 03 paź 2019, 20:32 Współczuję lektury, to musiało być ciężkie przeżycie :( Modlę się za Ciebie.

Ten fragment jest chyba po to, żebym zrobiła rachunek sumienia, co z mojej strony było nie tak. Na pewno brak szacunku, matkowanie, zawsze wiem lepiej.. Nawet teraz mam dla męża gotowe rozwiązanie co powinien zrobić :roll: jutro terapia, a w niedziele spowiedź, pora to wszystko wyrzucić z siebie.
Modlę się za Ciebie Teodoro, o dobrą spowiedź, mądrego spowiednika i terapeutę!
A lekturę tej książki bardzo polecam. Przeczytałam ją właśnie pierwszy raz, a teraz czytam drugi raz i podkreślam te fragmenty, zdania, które chcę "wdrukować" do serca. Rozważając i zastanawiając się nad sobą.

Jeśli chodzi o pozew to niestety zapoznanie się z nim będzie zawsze szokiem. Rozsądek mówił mi: no przecież wiesz, że ruszy to ciebie, staraj się nie przejmować. Ale możesz sobie tak mówić i myśleć, a jak w końcu masz go w rękach, to wtedy serce zaczyna szaleć. Dobrze jest być wtedy z dala od męża. Bo ten szok przechodzi. U mnie następnego dnia. Mimo, że ja wiedziałam mniej więcej co w pozwie będzie, bo mój mąż złożył go "pro forma", tylko po to, żeby mieć dokument (wyrok rozwodowy) do wniosku o stwierdzenie nieważności małżeństwa, bo tego pragnie najbardziej z racji swojej "głębokiej" religijności. Tzn. nie chce ze mną być, chce mieć inną żonę i nie chce żyć w grzechu, więc stwierdzenie nieważności traktuje tak jakby to był rozwód kościelny.

A jeśli chodzi o radzenie sobie z emocjami, mam taką metodę, że nagrywam się na dyktafon, tzn. to co kłębi mi się w głowie i w sercu wygaduję. Czasami już w trakcie gadania przychodzi jakieś zrozumienie, czasami po odsłuchaniu. Ja w ten sposób uczę się kontaktu z samą sobą (bo uzależniłam się kompletnie od męża i jego obrazu mnie), ale też uczę się bycia samemu, bycia swoim przyjacielem. Zaczynam dostrzegać pomału, że dobrze mi z sobą. W końcu ;)

Na forum mogę się też wygadać, na modlitwie skypowej mogę się wymodlić, to również polecam :)

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 04 paź 2019, 10:01
autor: Małgorzata Małgosia
Polecam również kazanie ks. Piotra Pawlukiewicza co do trzęsień ziemi w naszym życiu i tego czy mamy odwagę zmienić nasz "system antywirusowy":
https://youtu.be/kGZ36ws1avI

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 05 paź 2019, 10:29
autor: teodora
Książka zamówiona:) dla mnie ogromnym odkryciem jest fakt, że granice stawia się dla siebie, żeby siebie ochronić. Zawsze stawiałam granice komuś, w sensie takim, że intencją było, pouczenie, naprawienie kogoś.

Na ten moment jest dziwnie. Mąż nie odzywa się do mnie. kiedy był na weekend ustaliliśmy kto jakie płatności bierze na siebie i wygląda mi na to, że już poczuł, że sprawa załatwiona i żyje swoim życiem. Nie wiem co myśleć, co robić, czy powinnam się odezwać (zawsze to robiłam), czy czekać aż przyjedzie. Nie chce żeby myślał że sprawa odfajkowana. Przecież my tak naprawdę ani razu poważnie nie porozmawialiśmy o przyszłości. O tym czego każde z nas oczekuje.

Nie wiem gdzie jest ta granica podtrzymywania kontaktu, zeby nie myślał że mi też już nie zależy.
Wiem że na weekend zatrzymuje się w mieszkaniu u koleżanki - powinnam mu powiedzieć że mi to przeszkadza?
Miałam bardzo trudny emocjonalnie tydzień. Teraz czuję bardziej obojętność i niechęć. Najgorsze jest to że przez te głupoty które mąż wygaduje, ja całkowicie straciłam do niego szacunek... Nie umiem go odzyskać (szacunku) . Najchętniej wykresliłabym męża grubą krechą z mojego życia.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 06 paź 2019, 15:57
autor: Małgorzata Małgosia
teodora pisze: 05 paź 2019, 10:29 Książka zamówiona:) dla mnie ogromnym odkryciem jest fakt, że granice stawia się dla siebie, żeby siebie ochronić. Zawsze stawiałam granice komuś, w sensie takim, że intencją było, pouczenie, naprawienie kogoś.

Na ten moment jest dziwnie. Mąż nie odzywa się do mnie. kiedy był na weekend ustaliliśmy kto jakie płatności bierze na siebie i wygląda mi na to, że już poczuł, że sprawa załatwiona i żyje swoim życiem. Nie wiem co myśleć, co robić, czy powinnam się odezwać (zawsze to robiłam), czy czekać aż przyjedzie. Nie chce żeby myślał że sprawa odfajkowana. Przecież my tak naprawdę ani razu poważnie nie porozmawialiśmy o przyszłości. O tym czego każde z nas oczekuje.

Nie wiem gdzie jest ta granica podtrzymywania kontaktu, zeby nie myślał że mi też już nie zależy.
Wiem że na weekend zatrzymuje się w mieszkaniu u koleżanki - powinnam mu powiedzieć że mi to przeszkadza?
Miałam bardzo trudny emocjonalnie tydzień. Teraz czuję bardziej obojętność i niechęć. Najgorsze jest to że przez te głupoty które mąż wygaduje, ja całkowicie straciłam do niego szacunek... Nie umiem go odzyskać (szacunku) . Najchętniej wykresliłabym męża grubą krechą z mojego życia.
Tak sobie myślę, że to co czujesz teraz wobec męża (brak szacunku, chęć żeby zniknął jakby nigdy nie istniał) jest naturalnym procesem przeżywania straty. Ważne, żebyś miała świadomość, że to jest pewien etap, z którego w końcu się wychodzi. W moim przypadku było dokładnie tak samo.

To wszystko trwało dopóki mieszkał w naszym domu. Zachowywał się skandalicznie i ciężko było mi poradzić sobie z negatywnymi emocjami kiedy był obok.
Teraz po prostu go nie ma. Zniknął. Zapadł się pod ziemię.
Dopiero kiedy zostałam sama zaczęłam przechodzić do następnych etapów przeżywania straty i godzenia się z rzeczywistością.

Wydaje mi się też, że zastanawianie się nad tym jak się zachowywać, żeby wywrzeć na nim pozytywne wrażenie (że Ci zależy) nie jest dobre. Nie zajmuj się nim i tym co on pomyśli, tylko sobą.
On jest dorosłym człowiekiem, który powinien brać odpowiedzialność za swoje decyzje i postępowanie.
Nie rób tego za niego.

Ps. Odkrycie, że granice stawia się sobie dla mnie też było szokiem :)

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 07 paź 2019, 14:36
autor: kryzysowa
teodora pisze: 02 paź 2019, 12:11 Wczoraj miałam okropny kryzys.
Płakałam przed Bogiem, żalilam się Mu, że mąż mną wzgardził i opuścił. Krzyczałam w bólu: dlaczego? Dlaczego tak się dzieje! Co mam dalej robić, jak postępować, żeby uratować to małżeństwo,a nie iść na wojnę. I bardzo, bardzo żadko to robię, bo nie lubię takiej 'magicznosci' w czytaniu Biblii, otwarłam Ewangelię na chybił trafił, prosząc Boga żeby coś do mnie powiedział,dal jakieś światło. Otwarło mi się na Ef 5,22—33.
Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! 22 Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, 23 bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. 24 Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. 25 Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, 26 aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo4, 27 aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany5. 28 Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. 29 Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, 30 bo jesteśmy członkami Jego Ciała. 31 Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem6. 32 Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła7. 33 W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!
Nie wiem co to oznacza w mojej sytuacji. Co oznacza być poddaną mężowi, kiedy on mnie porzuca. Czy to znaczy, że mam przyjąć wszystkie jego decyzje? Mam mętlik w głowie. Proszę was o modlitwę, bo zaczynam się naprawdę sypać. Nie śpię po nocach, schudłam już chyba z 10 kilo. Mimo że staram się o siebie dbać. W piątek spotkanie z terapeutą, może się choć trochę pozbieram.
Pismo św. nie zawsze jest łatwe do interpretacji, ale często można znaleźć dla siebie jakieś odniesienie. Mi też czasem wydaje się, że Bóg mówi do mnie właśnie przez Pismo św., szczególnie jak np. pójdę tak z nienacka na mszę św. Tak też było w dzień kiedy dowiedziałam sie o zdradzie męża i jego decyzji o odejsciu. Oto czytania z tego dnia: https://niezbednik.niedziela.pl/liturgia/2019-02-08
A kilka dni wcześniej, kiedy już wiedziałam, że jest bardzo źle, ale mąż ostro zaprzeczał, w niedzielę na mszy było czytanie z listu do Koryntian o miłości ... pamiętam jak dziś, że łzy mi się lały ....

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 11 paź 2019, 14:02
autor: teodora
Dziś byłam na terapii a po niej rozmowa z mężem. Od ostatniej wizyty było raz lepiej raz gorzej między nami. Dziś się określił - nie chce ze mną żyć, nie może na mnie patrzeć. To ja swoimi problemami (dda) zniszczyła nasza więź. Nie chce nad niczym pracować,bylismy na terapii (pół roku) ale to nic nie daje. Nie czuje się szczęśliwy, ma mnie dość.

Pozdejzewam, że jest drugie dno-tarapaty finansowe. Nic mi nie mówi, ale mam dużo przesłanek że tak jest.

Myślę że muszę się bronić. Teraz już naprawdę skupić tylko na sobie, dzieciach. Odłożyć nadzieję na pojednanie,naprawę czegokolwiek.

Widzę taki schemat, że jeśli mąż ma dobry dzień, ma pieniądze - jest miły, szerokie gesty, prezenty, obietnice. Jak nie ma pieniędzy jest okropny, niemiły, agresywny w słowach. Smutne to ale tak to wygląda.
Czuję jakby przehandlowal małżeństwo, rodzinę za trzydzieści srebrników :(

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 11 paź 2019, 16:17
autor: Triste
teodora pisze: 11 paź 2019, 14:02 Dziś byłam na terapii a po niej rozmowa z mężem. Od ostatniej wizyty było raz lepiej raz gorzej między nami. Dziś się określił - nie chce ze mną żyć, nie może na mnie patrzeć. To ja swoimi problemami (dda) zniszczyła nasza więź. Nie chce nad niczym pracować,bylismy na terapii (pół roku) ale to nic nie daje. Nie czuje się szczęśliwy, ma mnie dość.

Pozdejzewam, że jest drugie dno-tarapaty finansowe. Nic mi nie mówi, ale mam dużo przesłanek że tak jest.

Myślę że muszę się bronić. Teraz już naprawdę skupić tylko na sobie, dzieciach. Odłożyć nadzieję na pojednanie,naprawę czegokolwiek.

Widzę taki schemat, że jeśli mąż ma dobry dzień, ma pieniądze - jest miły, szerokie gesty, prezenty, obietnice. Jak nie ma pieniędzy jest okropny, niemiły, agresywny w słowach. Smutne to ale tak to wygląda.
Czuję jakby przehandlowal małżeństwo, rodzinę za trzydzieści srebrników :(
Może te problemy go przerastają ? Mówiłaś mu o swoich podejrzeniach ? To ważne. Może on tak się boi o tym mówić że woli uciec ? Mężczyźni często wybierają ucieczkę zamiast konfrontacje z problemem.

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 11 paź 2019, 19:00
autor: teodora
Zbieram się żeby o tym porozmawiać. To trudny temat, bo widzę ze bardzo cierpi jego ego. Niestety na ten moment jestem wrogiem i nawet nie wiem jak porozmawiać zeby nie czuł się atakowany :( :(

Ja też już mam dość, bo każda rozmowa to nawalanka w moją stronę, nie mogę się przez to przebić...

Re: Małżeństwo na skraju rozpadu

: 11 paź 2019, 22:20
autor: tata999
Triste pisze: 11 paź 2019, 16:17 Mężczyźni często wybierają ucieczkę zamiast konfrontacje z problemem.
Nie sądzę. Nie stawiałbym tego, jako problemu płci. To nie mężczyźni" często wybierają ucieczkę zamiast konfrontacji z problemem". Ani kobiety.