somnium pisze: ↑30 sty 2020, 10:08
Malgorzato Małgosiu czy nie obawiasz się że Twój mąż to wszystko czyta? Z taka ilością szczegółów raczej łatwo siebie odnaleźć. I np. Jak mu nie wyjdzie z tym pozwem to rozszerzy go o kolejny kanon. ?
Skoro słucha i ogląda konferencji to jest spore prawdopodobieństwo że zna to forum.
Jest na prawdę spore prawdopodobieństwo że mąż z kimś się spotyka. I jeżeli uzywa tak atgumentow jak opisalas to jest ona zapewne też osobą mocno uduchowioną.
I w cale nie musi kłamać. Tak się zafiksowal w swojej postawie że głęboko wierzy że jest słuszna i prawdziwa .
Nie martwię się tym, że będzie chciał dodawać nowe tytuły. Jeżeli faktycznie mnie oszukał to niech to powie...
I wiem, że w jego przekonaniu on nie kłamie - widzi właśnie taką rzeczywistość, nie widzi prawdy. W trakcie ostatniej rozmowy wręcz powiedział, że on zupełnie nie wie o czym ja mówię, bo wszystko jest zupełnie inaczej niż ja to widzę. Zrozumiałam, że z jakiejś przyczyny (albo choroba, albo "amok") on naprawdę jest przekonany do swojej wersji.
Ja do odpowiedzi na pozew (oprócz obszernych wyjaśnień) załączam konkretne dokumenty przeczące jego twierdzeniom. Myślę jednak, że dla niego nie będzie miało to znaczenia, bo "przerobi" sobie to po swojemu.
Co do kobiety to już o tym pisałam wcześniej: od wiosny tamtego roku zmienił wspólnotę, odszedł z tej, w której byliśmy razem. Po pierwszym spotkaniu w nowym miejscu (chyba marzec) przyszedł cały zadowolony z komentarzem, że następny raz musi założyć obrączkę, bo tak go kobiety "oblukiwały". Po kolejnym spotkaniu, jak dopytywałam jak mu tam jest, rzucił mimochodem, że fajnie, ludzie ciekawi (nie to co te "lamusy" w naszej dotychczasowej wspólnocie, jak określił) i jest taka dziewczyna, która ze mną pracuje, sympatyczna, ma w sobie coś intrygującego. Pamiętam jak drgnęło mi serce. Niby nic takiego, ale jednak jest ta kobieca intuicja.
Parę razy jeszcze o niej wspominał, widać było, że rozmawia z nią na każdym spotkaniu.
I prawdę mówiąc wszystko posypało się między nami właśnie odkąd on wspólnotę zmienił. Jednocześnie zachorowałam i wylądowałam na operacji. Kto wie, może to wszystko jest jakoś powiązane? Chora, brzydka i marudząca żona w domu, a tam wesoła, towarzyska, intrygująca kobieta.
Na październikowym spotkaniu z tym kapłanem, który prowadzi jego nową wspólnotę "wypsnęło" mu się jak ona ma na nazwisko. Wróciłam do pracy i wiem już kto to. Zdecydowanie jest uduchowiona.
Wiem też, że on opowiada na zewnątrz te rzeczy, które opisał we wniosku o stwierdzenie nieważności. Jestem teraz w trudnym momencie, bo kotłują się we mnie zranione uczucia. Walczę o taką postawę, o jakiej pisze Ruta: żeby nie zrobić z męża potwora w moich oczach.
Patrząc wstecz widzę, że jemu przestało zależeć na mnie już w trakcie oczekiwania na dziecko adopcyjne. Zależało mu jeszcze na małżeństwie, w sensie sakramentu. Ale wobec mnie zachowywał się w większości odpychająco. Stawiał wobec mnie wymagania i zarzuty, które są całkiem oczywiste, jeśli weźmie się pod uwagę brak miłości do mnie. Zaczęło go irytować coraz więcej rzeczy, moich zachowań (stąd pretensje, że jestem mało aktywna sportowo, że nie chodzę na imprezy, że jestem "wielebna", sztywna itd.). On po prostu wycofywał się rakiem, wściekły, że mu zepsułam wizję małżeństwa. Gdyby nie trafiła mu się fascynacja inną kobietą, to być może udałoby się ten kryzys spowodowany operacją zażegnać. Ale to tylko gdybanie.
Chodzi o to, że powoli zdaję sobie sprawę z tego, że on szukał. Był rozczarowany mną i zaczął szukać.
A ja przegapiłam moment. Myślałam, że ma problemy z depresją. Chociaż z drugiej strony, kto wie, może to jednak choroba?
Takie porównanie z samochodem mi przychodzi do głowy: tylko raz zmieniliśmy samochód, bo już trzeba było, psuł się. Przez 9 lat małżeństwa samochodów mieliśmy 6. Po mniej więcej roku, bez żadnego powodu już zaczynało go skręcać, żeby zmienić samochód. Wymyślał przeróżne argumenty, żebym się zgodziła. Kiedyś kupił samochód bez mojej wiedzy i żałował, bo był to mega grat. W każdym razie w pewnym momencie, mimo tego, że nie było żadnych przesłanek do tego, żeby samochód zmienić, on po prostu musiał to zrobić. O niczym innym nie myślał, non stop oglądał ogłoszenia, filmy na youtube, wszystkie jego myśli wokół tego krążyły. I zmieniał, czy uważałam to za słuszną decyzję, czy nie.
Mam wrażenie, że tak jest z jego obecną postawą wobec mnie i naszego małżeństwa.
Na razie nie chcę pisać żadnych scenariuszy. Zakładam, że może być inna kobieta, może też jej nie być. W tym momencie to nieistotne. Tak czy inaczej zdradził mnie odchodząc z małżeństwa. A powód zdrady teraz jest dla mnie mało ważny.