Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Pavel »

Ja myślałem, że się normalnie i dobrze komunikuję.
W kryzysie okazało się, jak często nieświadomie raniłem żonę swą niedoskonałą, naznaczoną przemocą (ocenianie, mierzenie swoją miarą, braki empatii) komunikacją.
Kolejną sprawą która mnie dotyczyła, a która wybrzmiewa w twoim dłuższym poście z wczoraj (tym o 8 rano) jest obustronny brak wiedzy, świadomości i akceptacji tego, że jesteście mężczyzną i kobietą i pomijając już, że każdy z nas jest inny, funkcjonujecie jak przedstawiciele swoich płci. Czyli różnie. Nierzadkim problemem jest oczekiwanie od siebie (i związane z tym pretensje), że mężczyzna powinien funkcjonować jak kobieta i odwrotnie.

I jeszcze jedno co mi się nasuwa - to co małżonek mówi w kryzysie warto uważnie filtrować.
Wynikać to może bowiem z gniewu i innych trudnych emocji które w kryzysie towarzyszą, przerzucania odpowiedzialności na drugą stronę, bardziej lub mniej świadomym manipulowaniu i racjonalizowaniu itd.
Część może oczywiście być prawdziwa i słuszna, warto się pretensjom drugiej strony przyjrzeć i je przeanalizować.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
jacek-sychar

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: jacek-sychar »

Pavel pisze: 21 wrz 2019, 15:00 W kryzysie okazało się, jak często nieświadomie raniłem żonę swą niedoskonałą, naznaczoną przemocą (ocenianie, mierzenie swoją miarą, braki empatii) komunikacją.
A może Ty Pavel jest melancholikiem? Bo jest to typowy sposób komunikowania się osób o tym temperamencie?
I Ty byłeś tylko sobą?
Oczywiście teraz jak rozumiem jesteś w stanie lepiej się komunikować ze swoją żoną. Ale to właśnie wymagało zrozumienia swoich cech charakteru i pracy nad nim. I chwała Ci za to.
Ale gdyby Twoja żona nie chciała dalej być z Tobą, to ta zmiana pomogłaby by Ci? :lol:
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Pavel »

To wynikało raczej z moich braków wìedzy, dojrzałości oraz dorastaniu w dysfunkcyjnej rodzinie z której nie wyniosłem nie tylko w tym obszarze właściwych wzorców. Oczywiście temperament również ma spory w tym udział, tylę że i to jest wyjaśnieniem tylko a nie usprawiedliwieniem, bo panowanie nad nim to nasza odpowiedzialność. A ciężko panować nad sobą gdy się siebie tak kiepsko znało.

Co do ostatniego akapitu - moja zmiana pomaga mi we wszystkich relacjach, także niezależnie od powrotu żony same z niej korzyści.

Poza tym, co warto jednak zaznaczyć, moje zmiany nie były moim zdaniem (subiektywnym, czyli trochę to jednak gdybologia) powodem powrotu żony.
One spowodowały, że uznała iż jest sens spróbować, że jest jakaś szansa i nadzieja.
Gdyby jednak życie nie zweryfikowało jej nowego nań pomysłu, moja zmiana przynajmniej na tamten czas w tym obszarze by nie pomogła.

Czyli - największa nawet zmiana i najlepsza praca nad sobą (nie to, że tak definiuję swoją 🤣) nie jest gwarancją powrotu współmałżonka.
Potrzebna jest druga strona, jej refleksja i chęci.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Pavel pisze: 21 wrz 2019, 15:00 Ja myślałem, że się normalnie i dobrze komunikuję.
W kryzysie okazało się, jak często nieświadomie raniłem żonę swą niedoskonałą, naznaczoną przemocą (ocenianie, mierzenie swoją miarą, braki empatii) komunikacją.
Kolejną sprawą która mnie dotyczyła, a która wybrzmiewa w twoim dłuższym poście z wczoraj (tym o 8 rano) jest obustronny brak wiedzy, świadomości i akceptacji tego, że jesteście mężczyzną i kobietą i pomijając już, że każdy z nas jest inny, funkcjonujecie jak przedstawiciele swoich płci. Czyli różnie. Nierzadkim problemem jest oczekiwanie od siebie (i związane z tym pretensje), że mężczyzna powinien funkcjonować jak kobieta i odwrotnie.

I jeszcze jedno co mi się nasuwa - to co małżonek mówi w kryzysie warto uważnie filtrować.
Wynikać to może bowiem z gniewu i innych trudnych emocji które w kryzysie towarzyszą, przerzucania odpowiedzialności na drugą stronę, bardziej lub mniej świadomym manipulowaniu i racjonalizowaniu itd.
Część może oczywiście być prawdziwa i słuszna, warto się pretensjom drugiej strony przyjrzeć i je przeanalizować.
My z mężem mieliśmy bardzo dobrze opracowaną teorię. Same mądre rzeczy odnośnie małżeństwa. Okazało się jednak, że nie potrafimy stosować tego w praktyce. Każde z nas miało nawzajem pretensje (oczywiście ukryte, bo gdyby były wyrażane pewnie nie byłoby mnie na tym forum :lol: ), że nie odrobiliśmy zadania. Najgorsza jest nieumiejętność wyrażania swoich potrzeb oraz nieumiejętność rozmowy o ważnych sprawach, dokladniej o uczuciach.

Do tego oczywiście dochodzi u nas pochodzenie z rodzin stojących na dwóch przeciwnych biegunach. U męża chłód emocjonalny, przemoc psychiczna stosowana przez matkę, nastawianie przez nią dzieci przeciwko sobie. Obojętność wobec uczuć i potrzeb dzieci.
U mnie nadopiekuńczość rodziców, bardzo bliskie więzi i dbanie o to, żeby zawsze się uśmiechać cokolwiek by się nie działo, aby nie sprawiać innym kłopotu swoją osobą.

I kolejna sprawa: temperamenty, o których wspominaliscie. Najbardziej przemawia do mnie systematyka przedstawiona przez ks. Poloka. Zdecydowanie odnajduję całe swoje dzieciństwo i okres dojrzewania w opisie sentymentalnego.
Mąż testu nie zrobił, ale z dużym prawdopodobieństwem jestem w stanie stwierdzić, że on jest nerwowcem.

Ta wiedza jest pomocna w rozumieniu jakim cudem "poprzyklejały" się do mnie te wszystkie problemy, z którymi zaczynam teraz pomału się rozprawiać.

Dzisiaj rano uświadomiłam sobie istotę problemu jaki mój mąż miał z moimi rodzicami. On nigdy tego nie powiedział, dopiero w liście na koniec (którego zresztą mi nie dał, tylko sama go znalazłam) okazało się, że nie trawi moich rodziców i chciał, żebym przynajmniej na rok ucięła z nimi kontakt.
To tak jak w takim filmie "Poznaj moich rodziców". Dwa kompletnie inne światy. Ja potrafiłam się dostosować do jego rodziny (ale nie dałam się wcisnąć pod pantofel teściowej, której stałam się nowym wrogiem, gdy okazało się, że nie możemy mieć dzieci). On nie był w stanie odnaleźć się w mojej rodzinie i kompletnie nie potrafił o tym mówić. Robił mi tylko jakieś fochy, gdy byliśmy u rodziców, że zachowuję się inaczej, wchodzę w rolę dziecka itd. Kompletnie nie rozumiałam o co mu chodzi. Zaczęłam wycofywać się z rodzinnych relacji i pouczać rodzinę jak należy traktować męża, żeby był zadowolony.

Jeżeli zerwanie kontaktów z rodzicami zaproponowałby terapeuta chrześcijański w ramach naprawy małżeństwa, zrobiłabym to bez wahania.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Monti »

Małgorzata D. pisze: 22 wrz 2019, 13:37
Do tego oczywiście dochodzi u nas pochodzenie z rodzin stojących na dwóch przeciwnych biegunach. U męża chłód emocjonalny, przemoc psychiczna stosowana przez matkę, nastawianie przez nią dzieci przeciwko sobie. Obojętność wobec uczuć i potrzeb dzieci.
U mnie nadopiekuńczość rodziców, bardzo bliskie więzi i dbanie o to, żeby zawsze się uśmiechać cokolwiek by się nie działo, aby nie sprawiać innym kłopotu swoją osobą.

I kolejna sprawa: temperamenty, o których wspominaliscie. Najbardziej przemawia do mnie systematyka przedstawiona przez ks. Poloka. Zdecydowanie odnajduję całe swoje dzieciństwo i okres dojrzewania w opisie sentymentalnego.
Mąż testu nie zrobił, ale z dużym prawdopodobieństwem jestem w stanie stwierdzić, że on jest nerwowcem.

Ta wiedza jest pomocna w rozumieniu jakim cudem "poprzyklejały" się do mnie te wszystkie problemy, z którymi zaczynam teraz pomału się rozprawiać.

Dzisiaj rano uświadomiłam sobie istotę problemu jaki mój mąż miał z moimi rodzicami. On nigdy tego nie powiedział, dopiero w liście na koniec (którego zresztą mi nie dał, tylko sama go znalazłam) okazało się, że nie trawi moich rodziców i chciał, żebym przynajmniej na rok ucięła z nimi kontakt.
To tak jak w takim filmie "Poznaj moich rodziców". Dwa kompletnie inne światy. Ja potrafiłam się dostosować do jego rodziny (ale nie dałam się wcisnąć pod pantofel teściowej, której stałam się nowym wrogiem, gdy okazało się, że nie możemy mieć dzieci). On nie był w stanie odnaleźć się w mojej rodzinie i kompletnie nie potrafił o tym mówić. Robił mi tylko jakieś fochy, gdy byliśmy u rodziców, że zachowuję się inaczej, wchodzę w rolę dziecka itd. Kompletnie nie rozumiałam o co mu chodzi. Zaczęłam wycofywać się z rodzinnych relacji i pouczać rodzinę jak należy traktować męża, żeby był zadowolony.

Jeżeli zerwanie kontaktów z rodzicami zaproponowałby terapeuta chrześcijański w ramach naprawy małżeństwa, zrobiłabym to bez wahania.
Małgorzato, widzę podobieństwa z moją sytuacją. W mojej rodzinie pierwotnej też więzi były stosunkowo mocne (co nie znaczy, że nie było problemów), natomiast u żony w zasadzie nie było relacji z rodzicami, jedynie jakieś kurtuazyjne rozmowy o niczym raz na jakiś czas.
Moja żona zażądała, bym zerwał kontakt ze swoimi rodzicami. Wiele było przy tym awantur, wyzwisk pod ich adresem itp. Ja bardzo ten kontakt ograniczyłem, ale na dłuższą metę źle się z tym czułem. Uważałem, że nie było takiej potrzeby i to jest absurdalne żądanie, krzywdzące dla obu stron.
Mam też taką obserwację, że osoba toksyczna często odcina swoją "ofiarę" od bliskich osób, by łatwiej móc nią manipulować.
Oczywiście można rozmawiać o formie czy częstotliwości kontaktu z rodzicami/teściami, ale zrywanie go na trwałe (poza jakimiś nielicznymi, skrajnymi przypadkami) uważam za niewłaściwe i wręcz niezgodne z IV przykazaniem. Tym bardziej, gdy - tak jak w moim przypadku - dziecko tęskni za dziadkami.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Mąż przyszedł dzisiaj po kolejną "porcję" rzeczy. Od wczoraj modlę się Koronką do Serca Jezusowego za wstawiennictwem św.s. Urszuli Ledóchowskiej o właściwy sposób komunikowania się z nim kiedy się widzimy.
Pierwszy raz od 2 miesięcy odzywaliśmy się do siebie normalnie bez gniewu i pretensji.
Najgorsze jest to, że widzę jak on cierpi. Wygląda okropnie, oczy jak u zbitego psa.
Wiem rozumem, że to są konsekwencje jego decyzji, które muszę pozwolić mu ponieść.
Ale to uzależnienie od niego jest tak ogromne, w jego obecności cała się spinam jak na ringu, a kiedy zaczyna opowiadać jakie ma trudności to pierwsza i automatyczna myśl, jak tu rozwiązać jego problem.

On jest okropnie pogubionym człowiekiem, a ja mam chorą potrzebę ratowania go. Tak bardzo potrzebuję terapii, a jestem uwięziona w domu...

Potrzebuję potrząsania przez mądrych ludzi, żebym się nie ugięła, bo wszystko zepsuję.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Monti pisze: 22 wrz 2019, 14:22 Mam też taką obserwację, że osoba toksyczna często odcina swoją "ofiarę" od bliskich osób, by łatwiej móc nią manipulować.
Oczywiście można rozmawiać o formie czy częstotliwości kontaktu z rodzicami/teściami, ale zrywanie go na trwałe (poza jakimiś nielicznymi, skrajnymi przypadkami) uważam za niewłaściwe i wręcz niezgodne z IV przykazaniem. Tym bardziej, gdy - tak jak w moim przypadku - dziecko tęskni za dziadkami.
Dziękuję Monti za Twoje słowa. My nie mamy dzieci, więc niestety nie ma tej kwestii u nas. Niestety, bo mimo wszystko wydaje mi się, że relacja dziadkowie-wnuki może jeszcze jakoś przemówić do niechętnego teściom małżonka.
Moi rodzice starali się zawsze zachowywać dystans, tzn. nigdy nie przyjeżdżali niezapowiedziani, nocowali tylko w przypadku konieczności (wizyta u lekarza). Do męża od samego początku mówili "syniu" i starali się go zawsze zadowolić.
On chyba nie był w stanie tej dobroci przyjmować.
Niestety u jego matki (ojciec nie żyje, ale kiedy żył był jedynie cieniem, nieobecnym ojcem uciekającym przed okropną żoną) nigdy nie ma niczego za darmo, bez konieczności odpracowania jej "dobroci".
Mój mąż został nauczony, że za okazywaną dobroć prędzej czy później przyjdzie mu słono zapłacić.

I tak. Niestety jest toksyczną osobą co kieruje moje myśli ku temu, że ma jakieś zaburzenia osobowości. Lub chorobę, bo to co działo się z nim przez ostatni rok było bardzo niepokojące.
Mimo moich starań nie udało się nam tego przejść.
Myślę, że problemem jest m.in. to, że za bardzo starałam się mu pomóc. Jak już wcześniej pisałam: przy tym wszystkim zbytnio atakowałam go jeszcze moimi emocjami.
Ostatnio zmieniony 23 wrz 2019, 19:14 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Mijają kolejne dni. W środę podpisaliśmy rozdzielność majątkową. Modliłam się o to, żebym nie powiedziała czegoś za dużo, żebym nie zachowywała się tak jak zwykle: jako rozweselacz i zabawiacz męża.
Wymieniliśmy uprzejmości, wyszliśmy razem i pożegnaliśmy się kulturalnie.

Nie mogę poradzić sobie z tym, że mój mąż całkowicie "wgumkował" mnie ze swojego życia. Że nie szuka kontaktu, postawił krzyżyk na mnie i na naszym małżeństwie.

Wyprowadził się do matki, która musi czuć się w końcu szczęśliwa: wygrała chociaż z jedną synową. Na szczęście małżeństwa starszego syna, mimo usilnych starań, nie udało jej się zepsuć. Myślę jednak, że ich uratowało to, że mieli dzieci. I nawet kiedy mieli kryzys i on rzucał rozwodem (oczywiście też uciekł do matki), to w końcu wrócił do dzieci. Są już ponad 25 lat po ślubie i dopiero w ostatnim czasie ich związek przeżywa nową młodość.

To jest takie trudne dla mnie, przecież ja niespecjalnie nie mam dzieci. Nie wiadomo nawet dlaczego? Wszystkie moje badania były ok. Wiadomo, nie mam już 20 lat i wyniki są gorsze niż u młodych kobiet, ale nie jest źle...

Jestem przeziębiona, sama w domu, nikt mi nawet herbaty nie poda. I ze smutkiem uświadamiam sobie, że nawet gdyby był ze mną mąż, byłoby dokładnie tak samo. Nigdy nie okazywał zainteresowania mną kiedy byłam chora. Nie był nigdy w stanie poświęcić swoją wygodę dla mnie. Rozmawialiśmy o planach na weekend, planowaliśmy np. łażenie po Puszczy Kampinoskiej, co oznaczało, że powinniśmy wstać wcześnie, ogarnąć mieszkanie i zrobić zakupy.
Przychodził weekend, ja wstawałam rano zgodnie z planem, a on spał. Przesuwał budzik o kolejne pół godziny.
Nie umiem robić awantur, jestem łagodną osobą, więc nie wrzeszczałam na niego, że inaczej się umawialiśmy, nie budziłam go trzaskając drzwiami. Pokornie czekałam aż się w końcu namyśli, sama robiąc to co mieliśmy robić razem: zakupy i sprzątanie.

Przykład z miłym weekendem jest tylko pokazaniem, że on nawet do fajnych rzeczy nie potrafił się zmobilizować.

Sama już nie wiem jak do niego dotrzeć: krzyk źle (tak robi jego matka), łagodność nie (skończyło się tym, że "nie mam polotu i finezji").

I teraz zero kontaktu, milczenie. Nie mam żadnej możliwości, żeby spróbować z nim porozmawiać, powiedzieć, że ja nie chcę rozwodu, prosić go o szansę dla naszego małżeństwa. Nie umiem po prostu poradzić sobie z sytuacją, że on nagle po prostu znikł. Jestem kompletnie w tym pogubiona.

Nirwanna na początku napisała, że są małżeństwa ważne, chociaż nieudane.
Zaczyna do mnie dopiero "przedzierać" się świadomość, że tak jest: nasze małżeństwo jest po prostu nieudane. Mimo ewidentnych znaków od samego początku, zamykałam na to oczy i krzyczałam jak dziecko, które nie chce usłyszeć tego co się do niego mówi nieprzyjemnego.

Moje małżeństwo jest nieudane. Dzieliło nas absolutnie wszystko: zainteresowania, sposób spędzania czasu, rodzaj znajomych, styl bycia, poczucie humoru. Jedyne co było wspólne i na to oboje postawiliśmy (wydawało mi się że świadomie), to pragnienie wypełniania woli Bożej, życie tak, by nieustannie zbliżać się do niego. Jedyne co było dla nas wspólne to światopogląd.

Myślałam, że to wystarczy, że reszta się jakoś ułoży. Głupia byłam myśląc, że "jakoś", "samo się".
Rozczarowało mnie współżycie? Mąż "związał" mi ręce i resztki pewności siebie, śmiejąc się z mojego sposobu wyrażania miłości w akcie małżeńskim? Nie podobały mu się moje gesty, zajmowanie się nim? Odmawiał często współżycia w pierwszych latach małżeństwa, a nabierał ochoty dokładnie wtedy kiedy zaczynał mi się okres?
Stwierdziłam: przecież to nie jest najważniejsze, nie muszę czuć zadowolenia, moje potrzeby w tym zakresie wcale nie są jakieś wielkie. Poza tym, uczucie które nas łączy jest większe od jakiejś fizyczności... Zamykałam się coraz bardziej w sobie, z czasem zaczęłam zmuszać się do współżycia na jego zasadach. Potem zaczęły się starania o dziecko i jakakolwiek romantyczność wtedy w związku umiera. Jest TEN czas, TEN dzień, czy chcesz czy nie, masz zadanie do wykonania. To nas dobiło.
Kiedy skończyliśmy leczenie, próbowaliśmy na nowo coś odbudowywac, ale bez szczerej rozmowy. Nigdy nie przyznałam się mężowi, że nie jestem usatysfakcjonowana. Byłam sztywna, ale uśmiechnięta, w środku zero pożądania, a na zewnątrz udawałam, że jest super, pomimo tych 5 minut wszystkiego razem. Nie byłam w stanie wyznać mu nigdy prawdy, bo on dzielił się ze mną tym jak bardzo źle mu jest, że on tak krótko może. I w ogóle opowiadał o swoich wcześniejszych doświadczeniach z kobietami. Całkiem jakbym była jego najlepszym kumplem.
Czułam, że gdybym jeszcze ja mu "dołożyła" to już zupełnie by się załamał. Dlatego wybrałam drogę brania winy na siebie: to ze mną jest coś nie tak, to ja jestem oziębła i mało chętna, muszę coś z tym zrobić...

Doskonale widzę swoją zdradę wobec mnie samej, mojego męża i naszego małżeństwa. Niestety dopiero teraz.

Z listu, którego mi nie dał, a który znalazłam, wynika (oprócz różnych stwierdzeń godnych prawdziwego szaleńca), że głównie ta strona fizyczna jest przyczyną jego odejścia.
Uznał, że jego zdaniem, że tak rozeznał, moim powołaniem nie jest małżeństwo, tylko życie w zakonie. I że nasze małżeństwo jest od początku nieważne.

Nie wiem czy jest tutaj na forum druga taka osoba, która tak zaparłaby się siebie, oszukiwała siebie, jak ja.

Nie wiem jak nasze małżeństwo mogłoby zostać uratowane. Chyba nic z tego nie będzie. Po prostu nie dobraliśmy się kompletnie.
Może jednak mój wątek powinien być przeniesiony do "rozwód czy ratowanie małżeństwa"....
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Pavel »

Małgorzata D. pisze: 28 wrz 2019, 11:19 Może jednak mój wątek powinien być przeniesiony do "rozwód czy ratowanie małżeństwa"....
Przeniosłem.
Małgorzata D. pisze: 28 wrz 2019, 11:19 Nie wiem jak nasze małżeństwo mogłoby zostać uratowane. Chyba nic z tego nie będzie. Po prostu nie dobraliśmy się kompletnie.
Różnie się ludzie dobierają. Czasem na zasadzie przeciwieństw (czyli uzupełnianiu swoich braków), czasem na zasadzie podobieństw.
W obu przypadkach może "to" skutkować problemami, może być też ważnym czynnikiem powodzenia.
Nie w tym bowiem jest klucz. Ważne co z tym zrobimy, jak wykorzystamy.

Decydujące są wg mnie inne czynniki, część z nich już opisałaś, również w tym poście - brak szczerości, nadopiekuńczość, nadkontrola (np. regulowanie jego trudnych emocji swoim kosztem), nadodpowiedzialność i inne.
Część poznałaś, do innych dopiero dojdziesz.
Warto o tyle, że dzięki temu lepiej poznasz zwłaszcza siebie.
Małgorzata D. pisze: 28 wrz 2019, 11:19 Nie wiem czy jest tutaj na forum druga taka osoba, która tak zaparłaby się siebie, oszukiwała siebie, jak ja.
Zaskoczę cię, nie jesteś jedyna. Myślę, że jeśli ktoś na siebie uczciwie spojrzy, to jest to całkiem powszechne zjawisko.
Dotyczy to mnie, moja żona również tak czuła.
Nieumiejętność komunikacji, brak szczerości, bagaże z domów rodzinnych, brak wiedzy, brak Boga w życiu. I później nosimy maski, udajemy, przed samymi sobą również. Udajemy, że jest lepiej niż jest naprawdę. Zamiast działać by faktycznie było lepiej, wolimy uprawiać propagandę sukcesu.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Pavel pisze: 28 wrz 2019, 18:11
Małgorzata D. pisze: 28 wrz 2019, 11:19 Może jednak mój wątek powinien być przeniesiony do "rozwód czy ratowanie małżeństwa"....
Przeniosłem.
Dziękuję
Pavel pisze: Zamiast działać by faktycznie było lepiej, wolimy uprawiać propagandę sukcesu.
Dokładnie! Jeszcze takie słowa z Granic w relacjach małżeńskich (dzisiaj czytane i też stąd ten mój dzisiejszy post):
"Ignorowanie rzeczywistości nie jest sposobem na jej zmianę",
"Nie przechodź do porządku dziennego nad problemem, mając nadzieję, że rozwiąże się sam",
"Nie przyjmuj uległej, ugodowej postawy mając nadzieję, że miłość wszystko pokona. Rozwiązanie problemów charakterologicznych wymaga czegoś więcej niż miłość".

Tak się cieszę, że jest Sychar, nie macie pojęcia...A może macie :D
Ostatnio zmieniony 29 wrz 2019, 12:31 przez Pavel, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Tytuł wątku: rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa.
Tak. Bo mój mąż tak sobie wymyślił, że małżeństwo jest nieważne.
I ja zaczęłam bić się z myślami, a co jeśli faktycznie jest nieważne? Przecież 9 lat temu nie miałam takiej wiedzy na czym małżeństwo polega, co ja o życiu wiedziałam?
To naprawdę był duży dylemat, bo na tym zły duch budował wątpliwości: a jeżeli nie jest ważne, to czy warto tak się upierać przy odmawianiu rozwodu? A czy nie widzisz jego niedojrzałości, skłonności do przemocy? Itd.

I znowu Pan Bóg dał mi jasność poprzez ludzi z Sychar. Wczoraj posłuchałam w końcu (i poczytałam) wszystkiego co na ten temat jest na stronie sycharowej. Nie wiem dlaczego wcześniej na to nie trafiłam.
Wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. Co więcej, przerodziły się w coś odwrotnego: pewność, że jest dokładnie odwrotnie z tą nieważnością.

Chciałam się tylko podzielić tym, że Bóg naprawdę działa w niepojęty sposób kiedy z zamkniętymi oczami przylgnie się do Niego.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Angela pisze: 08 wrz 2019, 9:53 Mój mąż zaczął się tak zachowywać też z dnia na dzień i też naginając argumenty religijne. Trwa to już 5 rok. Nie wiem jak sobie pomóc i nie mogę zdecydować się na jakieś radykalne środki (np. separacja) ze względu na dzieci -mąż użyje ich wtedy przeciwko mnie.
Wiem jedno, takie zaburzenia osobowości wynikają z bardzo dużych kompleksów. Otaczając się osobami uległymi, mają poczucie władzy. Mając też skłonność do uzależnień, uzależniają się od swojej ofiary, zwjększając stopniowo dawki okrucieństwa. Ofiara też jest uzależniona łaknąc jego akceptacji.
Zauważyłam zatem, że pogarsza sprawę zarówno otwarta walka (mąż jest w swoim żywiole), jak i uległość (mąża nie zadawala raz zdobyty przyczułek dominacji). Odpuszcza gdy widzi moją pewność siebie i obojętność na kolejne jego pomysły. Mówię ,,rób jak uważasz''. Nie utrudniam i nie ułatwiam, niech sam do końca niesie konsekwencje swoich pomysłów. Nie odkrywam też kart, co zrobię gdy spełni swoją groźbę. Nie odpowiadam swoimi groźbami, bo często są bez pokrycia. Z reguły zresztą nie wiem co robić i powierzam się Bogu. A gdy wiem, to i tak nie mówię.
Nie musisz ułatwiać mężowi rozwodu. Nie błagaj, by tego nie robił, ale sądzie możesz podważyć jego wniosek zaburzeniami osobowości udokumentowanymi w procesie adopcyjnym.
Zaufaj Bogu, nie opuszcza swoich dzieci. Choć prowadzi drogą kamienistą, doprowadzi bezpiecznie do celu.
Nie pielęgnuj też swojego poczucia skrzywdzenia, bo rodzi to niszczącą wewnętrznie nienawiść. Popatrz na męża jak na chorego, który sam musi przyjąć gorzkie lekarstwo, by coś się zmieniło. Niech leczy go Bóg. Ja modlę się w trudnych chwilach do anioła stróża męża.
Dziękuję Angelo za te słowa :)
Minął już miesiąc bycia tutaj z Wami, czytania, słuchania, modlitwy. Jestem cały czas na zwolnieniu, sama jak palec cały dzień, więc mam dużo czasu na przemyślenia.

Pielęgnowanie skrzywdzenia i takiego poczucia bycia ofiarą niewinnie skrzywdzoną wcale mi nie pomogło, więc masz rację.

Trudno mi było też pozwolić wypić mężowi gorzkie lekarstwo, bo tak mi go szkoda! To okropne uświadomić sobie, że moja miłość do niego to w dużej mierze była litość nad biednym misiem.
Skrzywdziłam tym siebie i jego.
Mój mąż nie szukał specjalnie moich słabych stron, żeby mi dokopać.
On raczej działał jak walec: póki mógł jechał i rozjeżdżał wszystko.
A ja zamiast zejść mu z drogi, czyli odważyć się spokojnie mówić "nie", stałam cały czas i tylko próbowałam przewidzieć jego kolejny ruch. No i czasami mnie rozjeżdżał.

W procesie adopcyjnym wyszło tylko, że ma wysoki poziom agresji i powinien pójść na jakiś kurs jak radzić sobie z gniewem. Są takie zajęcia dla dzieci, dla dorosłych nie ma.
Oczywiście ja tych kursów szukałam. Jemu wystarczyła już wiedza, że nie radzi sobie z gniewem i uznal, że to wystarczy. Wie, czyli będzie nad tym pracował. On jest mocno przekonany o tym, że wie najlepiej.
I to jest największy problem. On się nie myli, a jeżeli się pomylił (tak uważa jeśli chodzi o wybór mnie jako żony), to jest to moja wina, całego świata wina.
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

burza pisze: 08 wrz 2019, 20:36 Witaj Małgorzata, nie można wszystkiego zrzucić na szybki ślub. Po prostu ludzie, niestety z czasem się zmieniają coś ich przerasta, chcą się dalej bawić a tu życie takie zwykłe. A my tego nie widzimy i to nasz błąd bo wchodzi taka rutyna do tego życia. Ja z moim mężem wzięliśmy ślub po 8 miesiacach bo on naciskal nie ja. Ale nie uważam tego za błąd. Natomiast znaliśmy się rok z pracy bo pracowaliśmy razem w korporacji. Ja tam do dziś pracuje. I dziś też, myślę że też bym tak zrobiła czyli szybko wyszla za mąż bo prostu kochałam meza i dalej tak jest z mojej strony. A jeśli... miałabym jeszcze szansę naprawy to trochę inaczej by to u mnie wyglądało już teraz. Jak to mówią, nic nie dzieje się bez przyczyny. Wszystko jest po coś.
Te słowa (i wcześniejsze o tym, że liczy się jakość narzeczeństwa) przypomniały mi się kiedy 2 dni temu w końcu zapoznałam się z pozwem.
Pierwsze zdania: mieliśmy już dużo lat, znaliśmy się przed ślubem zaledwie rok i po ślubie wyszły nieporozumienia w najdrobniejszych sprawach.

I to jest właśnie półprawda. Bo ze względu na wiek oboje doszliśmy do wniosku, że doświadczenie życiowe pozwala nam szybko ocenić czy chcemy iść razem przez życie. Mąż naciskał na ślub szybko, ale że nie zmuszał mnie, ja się zgodziłam przecież dobrowolnie. Dużo rozmawialiśmy przed ślubem, zero seksu, żadne z nas nie miało telewizora, więc były rozmowy, spacery, rozmowy, długie maile, rozmowy i wyjścia do kina, ze znajomymi i rozmowy.

Z obecnym poziomem wiedzy i doświadczeniem na pewno inaczej "rozegrałabym" ten czas narzeczeństwa, tzn. wolałabym tych 4 pór roku, o których mówi p. Pulikowski. Ale na tym życie polega, że cały czas się uczymy i umieramy głupi. A czasu nie można cofnąć.
Więc teraz już nie pluję sobie w brodę "jak ja mogłam być taka naiwna" (jak to robiłam na samym początku armageddonu), tylko godzę się z tym, że wtedy, w tamtym czasie miałam taki poziom wiedzy i doświadczenia, który doprowadził mnie do małżeństwa z tym właśnie człowiekiem. Wtedy ta decyzja byla dla mnie najlepsza.
Przyjmuję całą odpowiedzialność za ten wybór na siebie. I na pewno nie stchórzę :)
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
farmer
Posty: 25
Rejestracja: 15 wrz 2017, 16:50
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: farmer »

Małgorzata D. pisze: 01 paź 2019, 20:22 Tytuł wątku: rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa.
Tak. Bo mój mąż tak sobie wymyślił, że małżeństwo jest nieważne.
I ja zaczęłam bić się z myślami, a co jeśli faktycznie jest nieważne? Przecież 9 lat temu nie miałam takiej wiedzy na czym małżeństwo polega, co ja o życiu wiedziałam?
To naprawdę był duży dylemat, bo na tym zły duch budował wątpliwości: a jeżeli nie jest ważne, to czy warto tak się upierać przy odmawianiu rozwodu? A czy nie widzisz jego niedojrzałości, skłonności do przemocy? Itd.

I znowu Pan Bóg dał mi jasność poprzez ludzi z Sychar. Wczoraj posłuchałam w końcu (i poczytałam) wszystkiego co na ten temat jest na stronie sycharowej. Nie wiem dlaczego wcześniej na to nie trafiłam.
Wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. Co więcej, przerodziły się w coś odwrotnego: pewność, że jest dokładnie odwrotnie z tą nieważnością.

Chciałam się tylko podzielić tym, że Bóg naprawdę działa w niepojęty sposób kiedy z zamkniętymi oczami przylgnie się do Niego.
Witaj Małgosiu.
Wcześniej nie trafiłaś bo łajza zrobi wszystko by namieszać jak się da.
Ja usłyszałem od zony ze będzie unieważniać więc poszedłem do Sądu Duchowego po wiedze.
1. Nie ma rozwodów kościelnych i unieważnień jest tylko stwierdzenie nieważności.
2. Przesłanki muszą być przed zawarciem związku czyli te wszystkie rzeczy wymienione przez kościół. To co działo się w małżeństwie nie ma większego znaczenia.
3. Pan Bóg nie popełnia błędów skoro taką drogą jest nam dane kroczyć widać jest to potrzebne.
Dużo sił, wiary, nadziei i miłości.
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód aby stwierdzić nieważność małżeństwa

Post autor: Małgorzata Małgosia »

farmer pisze: 06 paź 2019, 8:00 Witaj Małgosiu.
Wcześniej nie trafiłaś bo łajza zrobi wszystko by namieszać jak się da.
Ja usłyszałem od zony ze będzie unieważniać więc poszedłem do Sądu Duchowego po wiedze.
1. Nie ma rozwodów kościelnych i unieważnień jest tylko stwierdzenie nieważności.
2. Przesłanki muszą być przed zawarciem związku czyli te wszystkie rzeczy wymienione przez kościół. To co działo się w małżeństwie nie ma większego znaczenia.
3. Pan Bóg nie popełnia błędów skoro taką drogą jest nam dane kroczyć widać jest to potrzebne.
Dużo sił, wiary, nadziei i miłości.
Dziękuję!
Dociera do mnie jak realne są słowa, że nie toczymy walki przeciw krwi i ciału, ale przeciwko pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.

W tym kontekście bardzo ważne było dla mnie uświadomienie sobie z czym mierzymy się, jako małżonkowie:
http://michalici.pl/blog/ten-demon-niszczy-rodziny

A także bardzo mocno dotarły do mnie słowa o. J. Salija w wykładzie: "Sakramentalność małżeństwa" i "Teologia małżeństwa". Jakie jest źródło związków cywilnych oraz ustaw rozwodowych.
Jaką ideologię popierają ci, którzy lekko decydują się na rozwody i odmawiają małżeństwu rangi sakramentu.

Oprócz nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa, dla mnie istotne jest również to, że nie chcę być "dziedzicem" spuścizny rewolucji francuskiej, czy ludzi, którzy dla swoich osobistych celów wypowiedzieli posłuszeństwo Kościołowi i wprowadzili rozłam.

Czy Twoja żona zrezygnowała z pomysłu składania wniosku do sądu biskupiego?
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
ODPOWIEDZ