Jonasz pisze: ↑06 wrz 2019, 13:58
Nikt nie ma prawa mnie atakować.
Bycie moim przyjacielem, żoną, szefem, czy człowiekiem na przystanku absolutnie nie jest usprawiedliwieniem.
Ponieważ jestem dzieckiem Boga i wyłącznie do Niego należę to On tylko i wyłącznie On ma takie prawo.
I na pewno nie posłuży się innym człowiekiem.
Dlaczego?
Bo nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że kiedykolwiek On mógłby mnie posłać, żebym w jego Imieniu kogoś zaatakował.
To absurd.
Niemożliwe.
Ale ktoś może dawać sobie takie prawo (bez mojej zgody czy też kogokolwiek innego)
Zależnie od tego, czy ktoś mnie okłada po twarzy czy w jakikolwiek inny sposób mnie atakuję muszę się bronić.
Muszę bronić w taki sposób, by nie stać się krzywdzicielem.
Jak na to patrzysz?
Nie, nie. To nie w ten sposob, ze pomyslalem, iz Duch Swiety kazal mojej zonie mnie spoliczkowac
Pierwsze pomyslalem, ze to ja jestem winien calej sytuacji. Otoz po tygodniu mysle troche inaczej. Moja wina jest tylko w tym, ze dalem sie sprowokowac i ja spoliczkowalem w zamian za jej "atak". Gdybym byl trzezwy, albo choc troche pomyslal wyszedlbym z domu i wrocil na nastepny dzien. Nie moge tez wszystkiego polozyc na alkohol, aczkolwiek on byl glownym winowajca tej tragedii. Podjalem zyciowa decyzje i zobowiazalem sie nie pic, tak kompletnie, jak kiedys. I tego bede sie trzymac, nie jest mi to potrzebne do szczescia. Dzis bylem u spowiedzi i na takiej szczerej rozmowie. Dostalem wskazowki, ktore daly mi do myslenia. Uslyszalem, by "wyrzec" sie zony, oddac ja Bogu, albym to przez Niego ja kochal, potrzegal, rozumial i troszczyl sie. Po 13 wspolnych latach dotarlo do mnie, ze kochalem ja w sposob ludzki, opieralem sie niej no i peklo, moja milosc jest/byla czysto ludzka, bez obecnosci Pana, wiec ma niewielkie szanse. Tabletki od psychiatry tez chyba zaczely dzialac, bo moge w koncu cos zjesc bez wymiotowania i po raz pierwszy siegnalem po laptopa od blisko 10 dni. Dzieki spowiedzi podnosze sie powoli z desek. Rozumiem, ze moje ludzkie postrzeganie jest beznadziejne, jako, ze nie widze zadnego sposobu dotarcia do zony i proby wyjasnienia zajscia, calej tej chorej sytuacji. Zaczalem pojmowac, iz prawdopodobnie zona nie pamieta dokladnie calego zajscia, ale byc moze rano poskladala pewne fakty i zdecydowala sie pojsc taka a nie inna droga. W kazdym razie albo ja kiedys, albo ktos powie jej jak to dokladnie bylo i byc moze przemysli. Teraz daje jej znaki, ze jestem, ze kocham, ze zalezy mi, ze troszcze sie dajac czekolade przez dziecko czy tez ulubione marcepanki. Wiem, zabieram jej mozliwosc konfrontacji z sytuacja, ktora stworzyla, ale ja po prostu kocham i chce nadal troszczyc sie. Nie umiem odwrocic sie od niej, chocby wlasnie po to by poczula jak wyglada zycie bez meza, ktory tak czy inaczej wspiera. Ech, sie rozpisalem. Dzis 14 dzien mojej nowenny pompejanskiej, dzis tez w lasce uswiecajacej zaczalem odmawiac egzorcyzm malzenski. Staram sie zaufac Jezusowi calkowicie, by "sie tym zajal" oraz Maryi, ktora obiecala spelnienie prosb po modliwie nowenny. Moze troche chaotycznie, ale nadal ciezko mi sie skupic, bo mysli plyna ku mojej ukochanej, ale powoli podnosze sie z desek. Teraz byle do przodu, przewartosciowac siebie, cos ze soba zrobic a Jezus uleczy ta sytuacje, uleczy nas, nasze malzenstwo i rodzine. Wiem, ze moja intencja jest mila Panu i jest szczera. Bo on juz zawsze bedzie moja zona...