Re: Tonące małżeństwo
: 12 sie 2019, 22:43
A.zalia, jestem ojcem 5 dzieci ( z tą samą żoną dla ścisłości ) a w naszym otoczeniu jest dużo rodzin z 3,4,5 a nawet z 8 dzieci.Naprawdę da się godnie żyć.PD
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
https://www.kryzys.org/
Wybacz, ale mogliście inaczej.odrzucona pisze: ↑12 sie 2019, 20:27Jak pisałam wczesniej, wyjechalismy za granice razem bo chocby nie wiem gdzie chcielismy byc razem, po to przeciez zawarlismy zwiazek malzenski..Po 2 miesiacach bycia tam doszly do nas informacje, ktore zawazyly na powrocie moim z dziecmi. I mam tu na mysli zabieranie glownie polskich dzieci przez tamtejsze urzedy z byle jakiego powodu. Doskonale kazdy wie, ze wychowanie dziecka bez placzu jest niemozliwe. Tam wystarczyl "zyczliwy" sasiad i w mig moglibysmy stracic dzieci....nawet nie wyobrazacie sobie co my wtedy czulismy. W sumie Po 7miu miesiacach bylismy juz rozdzieleni, my w Polsce a maz tam..to byl powod rozlaki, ktorej teraz nie dane nam jest zmienic. Nie moglismy inaczej...
Czy sama powieliłaś ten model? Bo ja nie i wszystkie znane mi dzieci z rodzin wielodzietnych (4,5, nawet 7-tak, Nałóg, znam takowe) też jakoś nie. Własnego potomstwa mają max 2 i na tym kończą działalność w tym zakresie.Ja też sie wychowywalam w 6 oosobowej rodzinie i też nie bylo bogato w sensie finansowym
Ale za to dzisiaj mam wspaniale rodzenstwo i sobie nawzajem pomagamy i jest cudownie. I nasze dzieci sa jedna wieeeeelka rodzina.
A nie mieć w ogóle? Pal sześć auto, ale nie mieć potrzebniejszych rzeczy? Autorka pisze, że w Polsce nawet minimum jest poza zasięgiem.Pewnie mielibysmy wiecej kasy nowszy samochod. Ale wole jezdzic starym
Kasa ma znaczenie tak w ogóle. Chęciami i miłością nikt rodziny nie wyżywiKażdy ma co ma. Zauważylam Twoje zafiksowanie na punkcie kasy bo wypowiadasz sie w watkach gdzie kasa ma znaczenie.
Aż. I dla mnie (mam 3 rodzeństwa, od urodzenia czyli ponad 3 dekady znam/łam - wyszłam za mąż) taką rodzinę na co dzień) i dla wszystkich znanych mi dzieci z takich rodzin-jakoś żadne nie ma więcej niż 2 potomstwa.A jak bedziesz miala te dzieci to mysle, że wtedy bedzie rozsadniej sie wypowiadac jako wlasne doswiadczenie a nie - jak bylo 30 lat temu. I czy to "aż" - jak piszesz - czworka dzieci
Posłuchaj jakie sprawy bywają w sądach rodzinnych, a i bez sądu znam rodzeństwa skonfliktowane wiele lat. Rożnie to bywa i tego nie przewidzisz. Jeszcze jedna ciekawa prawidłowość, o której słyszę od sędziów - o ile konflikty nie-rodzinne czasem słabną to rodzinne z biegiem lat wręcz przybierają na sile.Co do ilosci dzieci jesli mogę....
Rodzicow kiedys braknie na świecie. Żaden przyjaciel nie zastapi brata czy siostry. Dlatego ja uważam że jedynak to wielka krzywda dla niego samego.
Twoje. A ja mam częściowo takie obserwacje jak piszesz, ale w większości przeciwne - samolubstwo i brak empatii wykazują częściej osoby posiadające rodzeństwo - jedynal ma dla siebie to i się podzieli, a ci z rodzeństwem muszą "rywalizować" i jak "wywalczę" to moje, nie dam. Nie zawsze. Ale często.To moje prywatne zdanie też poparte obserwacjami rownież z mojej pracy, gdzie takie jedynaki po prostu nie potrafia sie dzielic bo nie mialy szans sie nauczyc empatii.
Ale jak pisalam - to moje prywatne zdanie.
Tego nie pisałam. Niemniej jest bardzo istotnym czynnikiem, który volens nolens musimy brac pod uwagę i się z nim liczyć.I tak jak pisal Pavel - praca i kasa MA SŁUŻYC RODZINIE.
Nie byc bożkiem dla ktorego podporzadkowane jest cale życie rodzinne
Bo dopiero wtedy zaczynaja sie prawdziwe kłopoty.
Tylko widzisz..żal męża autorki o jego konieczność wyjazdu do roboty przy jej zostaniu w kraju i nie pracowaniu bo dziecko wyraźnie wskazuje na to, że on się czuje do takiej roli sprowadzony. Nie przeze mnie dodam.A takie sprowadzenie meża/ojca do roli "dostarczyciela" pieniedzy - czego uczy?
To pytanie zostawiam otwarte...
Ja rozumiem to zupełnie inaczej - powiesz dzieciakowi nie, a on w płacz plus czasem tarzanie się po podłożu i tupanie nogami. Cóż, bywa. Ale odczytywanie tego zaraz jako bicie i przemoc wydaje mi się mocno na wyrost.Nie rozumiem też co oznacza niemożność wychowania dzieci bez płaczu.
Bo przynajmniej ja odczytuje to jako niemożność wychowania bez bicia czy innych form przemocy.
Zastanawiam się po co te stereotypy? Biedny zawsze szczęśliwy, bogaty zawsze nieszczęśliwy? Często jest na odwrót, a jak na leczenie (możliwe i wykonalne) potrzeba sporej sumy pieniędzy to co? Lepiej nie mieć bo jak będą to nieszczęście?
Warto pomyśleć czemu tak się stało"Powiedzial mi szczerze że mnie nie kocha już,jestem mu obojętna, tylko pociąg fizyczny jeszcze go przy mnie trzyma a jak tego zabraknie to nawet dzieci nie utrzymają go przy mnie...."
I nie w wyjeździe jest pies pogrzebany. Tylko w tym co wyżej. Niestety.
Dla mnie to co powiedział mąż odrzuconej sugeruje bardziej, że uczucia jej męża w stosunku do niej są dalekie do optymalnych, że jego potrzeby i oczekiwania nie są zaspokojone. Że nie czuje się szczęśliwy.
A ja raczej nie wątpię. On jest nieszczęśliwy, że musi jechać, że ona nie pracuje (zaplanowali jego powrót i znalezienie pracy rzez obydwoje), że jest jedynym żywicielem, którym być nie chce.Szczerze wątpię, że sytuacja byłaby mocno odmienna gdyby odrzucona pracowała. Bo gdy relacja jest dobra, takie sprawy są jednak do ogarnięcia i nie powodują zagrożenia rozpadem.
Czasem nie ma innego wyjścia niż praca obojga małżonków, bo z jednej pensji rodzina nie wyżyje.To by było na chleb i mieszkanie to właściwy priorytet.Azelio, ale te przykłady przez ciebie podane ukazują skrzywione myślenie tych osób kierowanie się przez tych ludzi fałszywymi wizjami szczęścia, niewłaściwymi priorytetami.
Ale to Ty. Jak autorka z mężem ustalili, że on wraca, obydwoje szukają pracy i on ma żal, że ona nie pracuje i zajmuje się dzieckiem w Polsce to z tego jasno wynika, że on uważa inaczej.Moja żona w ostatnich 8 latach zawodowo pracowała ostatni rok. I nie mogłem się doczekać aż przestanie
Jak nie ma na podstawowe rzeczy to to rodzinie nie służy, wręcz przeciwnie.Jasne, również chciałbym podwójną pensje, nie jestem synem króla nafty. Są jednak ważniejsze rzeczy niż kasa, wolę więc skromniej, niekiedy nawet z jakąś dziurą budżetową, ale tak by służyło to rodzinie, na ile się da to zrobić.
z dziadkami się absolutnie zgadzam. Od przedszkola dzieciak nie umrze, wręcz przeciwnie to super sprawa, socjalizuje się, poznaje inne dzieci, nie przebywa w 4 ścianach tylko z dorosłymi/matkąOd wychowywania dzieci są rodzice, nie żłobki, przedszkola, dziadkowie itd. Oczywiście są czasem sytuacje bez wyjścia, ale wg mnie nie w tym przypadku.
i jedno drugiemu nie musi przeszkadzać. Cywilistycznie małżonkowie mają równie prawa i obowiązki, każde wg sił i możliwości,I mimo wszystko, utrzymanie domu to odpowiedzialność mężczyzny, bo to kobietę Bóg predysponował znacznie lepiej do zajęcia się domem i dziećmi. Nie oznacza to, że jestem przeciwnikiem pracy kobiet.
ale przerzuciłbyś nie przez to, że chcesz by ona pracowała, a przez to, że wbrew jej woli zająłbyś się tylko domem, a niech zarobi ona. Na taki podział ról muszą zgodzić się oboje małżonkowieMi w każdym razie nigdy nie przyszło do głowy aby tę swoją odpowiedzialność przerzucać na żonę.