Ostatecznie - tylko rozwód.
Moderator: Moderatorzy
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Rozwód? To najgorsza rzecz, na świecie dla mnie osobiście, odbieram to jako wielka stratę. To coś takiego, że jest świadomość, że za chwilę to życie będzie wyglądać inaczej . Pierwsza myśl:juz nie będziemy razem tylko każdy ma swoje życie .Druga myśl:trzeba będzie to życie jakos na nowo sobie poukładać i dalej żyć.
Więc, odradzam ci myśli o rozwodzie. Choć ten świat dziś taki "nowoczesny" i nawołuje aby zamieniać na nowy lepszy model a nie naprawiać niestety. To tylko tak powierzchownie fajnie, moim zdaniem.
Więc, odradzam ci myśli o rozwodzie. Choć ten świat dziś taki "nowoczesny" i nawołuje aby zamieniać na nowy lepszy model a nie naprawiać niestety. To tylko tak powierzchownie fajnie, moim zdaniem.
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Witaj sama mamo ,Sama_mama pisze: ↑03 lip 2019, 11:51 Mam w sobie tyle złości , żalu i smutku. Gorszy dzień . Moi rodzice powtarzają mi , że powinnam założyć sprawe o rozwód lub separacje.. i tak myślę co zrobić. Z jednej strony wiem że on nie wróci..a z drugiej mam taką cichą nadzieję że może jednak.... błędne koło.
w sumie to tez moge o sobie tak powiedziec ,ale staram sie z tego czerpac na maxa , widziec te pelna polowe szklanki
https://m.deon.pl/religia/duchowosc-i-w ... a1414.html
Zgadzam sie z dziewczynami , warto to robic dla Siebie ,
a jesli meza kiedys olsni ,to tym lepiej ..
A i z " samotnosci " tez mozna " czerpac garsciami " ...
Bozej Odwagii
PS Rodzice chca dla nas dobrze,
ale to Ty poniesiesz konsekwencje swoich decyzji ..
U mnie sprawdza sie metoda 3 x P tj przespac , przemyslec i Przemodlic ...
Moze warto do Ducha sw o Boze Prowadzenie
http://skarbykosciola.pl/xix-wiek/maria ... hnij-mnie/
Duchu Święty, natchnij mnie.
Miłości Boża, pochłoń mnie.
Po prawdziwej drodze prowadź mnie.
Maryjo, Matko moja, spójrz na mnie.
Z Jezusem błogosław mi.
Od wszelkiego zła,
Od wszelkiego złudzenia,
Od wszelkiego niebezpieczeństwa,
zachowaj mnie!
Amen.
http://skarbykosciola.pl/xix-wiek/maria ... hnij-mnie/
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Rozwód? Najgorsza rzecz?. Znam jednak sporo gorszych zdarzeń
Rozwód nie bierze się znikąd - a może to "najgorsze" już się wydarzyło?
Relacja się rozluźniła - ktoś sobie poszedł do innego ogródka, ktoś kogoś okłamał, zdradził ... to są niefajne rzeczy. A sam rozwód jest zwykle tylko potwierdzeniem stanu faktycznego, w jakim znajduje się relacja. Mnie z pewnością bardziej dotyka kłamstwo i nieszczerość mojej żony, niż to, czy papier (rozwód cywilny) zaświadcza, że jest "moją żoną" czy też "nie moją".
Rozwód nie bierze się znikąd - a może to "najgorsze" już się wydarzyło?
Relacja się rozluźniła - ktoś sobie poszedł do innego ogródka, ktoś kogoś okłamał, zdradził ... to są niefajne rzeczy. A sam rozwód jest zwykle tylko potwierdzeniem stanu faktycznego, w jakim znajduje się relacja. Mnie z pewnością bardziej dotyka kłamstwo i nieszczerość mojej żony, niż to, czy papier (rozwód cywilny) zaświadcza, że jest "moją żoną" czy też "nie moją".
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Burzo
Zgadzam się z Tobą w 100% na samą myśl o rozwodzie płakać mi się chce i nie wierzę że to u mnie się dzieje.... szaleństwo..
Rozwód o ile bedzie ( mam nadzieje że nigdy to sie nie wydarzy) byłby największą moją życiową porażka. Z drugiej strony co to jest za zycie ? Ciągły stres , obawy że tym razem znajdę awizo z sądu , cały czas myślę czy kogos ma , a wydaje mi się ze tak... jestem zmęczona psychicznie. Masz rację , czasy są okropne. Żadnych wartości , tak jak napisałaś po co naprawiać skoro można mieć nowe, lepsze... przykre.
nawet nie biorę pod uwagę takiej opcji , że mogłabym byc z kimś innym...
Zgadzam się z Tobą w 100% na samą myśl o rozwodzie płakać mi się chce i nie wierzę że to u mnie się dzieje.... szaleństwo..
Rozwód o ile bedzie ( mam nadzieje że nigdy to sie nie wydarzy) byłby największą moją życiową porażka. Z drugiej strony co to jest za zycie ? Ciągły stres , obawy że tym razem znajdę awizo z sądu , cały czas myślę czy kogos ma , a wydaje mi się ze tak... jestem zmęczona psychicznie. Masz rację , czasy są okropne. Żadnych wartości , tak jak napisałaś po co naprawiać skoro można mieć nowe, lepsze... przykre.
nawet nie biorę pod uwagę takiej opcji , że mogłabym byc z kimś innym...
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
To ja już nie rozumiem. Pisałaś o czepianiu się o byle co. Przychodzenie do domu pijanym to chyna nie jest to byle co?
Zdanie, że bardzo mu się podoba, że niw pyskujesz i na wszystko się zgadzasz to dla mnie byłby pogężny red alert, po którym definitywnie zakończyłabym relację
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
A jednak mając świadomość nieszczerości żony, nad rozwodem się zastanawiasz. Więc chyba nie jest to dla Ciebie taki pikuś?Aleksander pisze: ↑03 lip 2019, 16:23 Mnie z pewnością bardziej dotyka kłamstwo i nieszczerość mojej żony, niż to, czy papier (rozwód cywilny) zaświadcza, że jest "moją żoną" czy też "nie moją".
Abstrahuję od faktu, że na terapii czy na 12 Kroków jest zachęta, sugestia, aby nie podejmować ważnych decyzji życiowych do czasu ukończenia terapii czy warsztatu.
No i wiesz - przyrzeczenie cywilne, że "zrobię wszystko, aby nasze małżeństwo było... trwałym" to jednak trochę mniej niż przysięga przed Bogiem i ludźmi o nie opuszczaniu "dopóki śmierć nas nie rozłączy". Uwierz, zupełnie inaczej się to przeżywa.
To też uwaga do A.zelii o "zakończeniu relacji".
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jan Paweł II
-
- Posty: 752
- Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
- Płeć: Kobieta
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Ja powtórzę po raz -enty - jeśli komuś wydaje się, że wraz z rozwodem, zgodą na rozwód odzyska spokój i będzie miał coś nowego lepszego, to jest w błędzie. Oczywiście da się "dobrze" żyć po rozwodzie, ale przechodzi się przez ciemną dolinę.Sama_mama pisze: ↑03 lip 2019, 16:38 Burzo
Zgadzam się z Tobą w 100% na samą myśl o rozwodzie płakać mi się chce i nie wierzę że to u mnie się dzieje.... szaleństwo..
Rozwód o ile bedzie ( mam nadzieje że nigdy to sie nie wydarzy) byłby największą moją życiową porażka. Z drugiej strony co to jest za zycie ? Ciągły stres , obawy że tym razem znajdę awizo z sądu , cały czas myślę czy kogos ma , a wydaje mi się ze tak... jestem zmęczona psychicznie. Masz rację , czasy są okropne. Żadnych wartości , tak jak napisałaś po co naprawiać skoro można mieć nowe, lepsze... przykre.
nawet nie biorę pod uwagę takiej opcji , że mogłabym byc z kimś innym...
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Dokładnie, po ludzku zakończyć możemy relacje kiedy chcemy i jak chcemy, myśle, że dla wielu osób tu na forum często są one zakończone, bo jak inaczej nazwać nie bycie ze sobą x lat, to czego zakończyć nie możemy to sakramentu. Złożenie pozwu o rozwód był moim wielkim błędem, wtedy (przed nawróceniem) był mi potrzebny właśnie żeby coś zakończyć, odciąć się definitywnie, udowodnić światu że takiego zdradzającego i pijącego męża nie chce. Dziś (po nawróceniu) nigdy nie wystąpiłabym o rozwód cywilny, i co prawda mogę tylko gdybać ale śmiem twierdzić, że bylibyśmy z mężem dziś razem gdyby właśnie nie ten papierek, ponieważ mój mąż w przeciwieństwie do mnie uznaje rozwerwalnosc małżeńską, wiec uważa ze ten o to papierek uczynił go wolnym. Nie radzę wiec sprawdzać uczuć i wywierać presji na naszych współmałżonkach rozwodem bo możemy im dać zielone światło na życie z kowalskimi a wtedy nawet w świetle prawa mogą sobie wszystko zalegalizować.
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Tak,Aleksandrze oczywiście zapomniałam napisać najważniejsze jest zdrowie tak jak J.Kochanowski pisal:Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakuje aż, się zepsujesz.... Ale później miłość, wierność, uczciwosc a następstwem tego przeważnie jest małżeństwo. I powinno się być w nim do końca według przysięgi. A ona nas zobowiązuje ponieważ, została wypowiedziana w obecności Boga. Miłość to nie tylko uczucie, ponieważ uczucia bywają zmienne. To wypowiedziane słowo, które złożyło się w dniu ślubu wobec malzonka/małżonki. Ja to rozumiem. A rozwód? dla mnie osobiście to wielka trauma i porażka, że nie udało się, oczywiście nic bez przyczyny się nie dzieje. Tylko kiedyś się naprawialo a teraz to proste cięcie - ROZWÓD .
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Wydaje mi się, że mimo tego, że jesteśmy na forum katolickim, za bardzo skupiamy się na naszych bieżących problemach i trudnościach, zamiast próbować szukać Woli Bożej w naszym życiu i przyjmować bez goryczy to, co niesie życie.
Nasza hierarchia wartości powinna być tak ustawiona, by ani małżeństwo nie było celem życia, ani zdrowie czy doczesne dobra. Św. Ignacy Loyola pisał w Ćwiczeniach duchowych: „Toteż musimy się stawać obojętnymi wobec wszystkich rzeczy stworzonych, jeżeli to zostało pozostawione całkowicie swobodnej decyzji naszej wolnej woli, a nie zostało zakazane. Tak więc chodzi o to, byśmy ze swojej strony nie pragnęli bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, szacunku niż pogardy, życia długiego niż krótkiego; i - co za tym idzie - byśmy spośród wszystkich pozostałych rzeczy pragnęli tylko tego i to tylko wybierali, co nas bardziej prowadzi do celu, dla którego zostaliśmy stworzeni”.
Jak osiągniemy taki stan chodzenia cały czas w Bożej obecności, patrzenia w perspektywie wieczności, a nie tylko teraźniejszości, może będzie nam łatwiej przyjmować w życiu to, co idzie nie po naszej myśli i godzić się z tym, czego nie możemy zmienić. I może nawet będzie nam w końcu obojętne, czy żyjemy sami czy w związku, w udanym czy nieudanym małżeństwie, bo jeżeli znajdziemy Boga, to znajdziemy wszystko. A cóż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?
To trudna droga, ja osobiście jestem jeszcze daleki od takiego stanu, ale w tym kierunku chciałbym iść.
Nasza hierarchia wartości powinna być tak ustawiona, by ani małżeństwo nie było celem życia, ani zdrowie czy doczesne dobra. Św. Ignacy Loyola pisał w Ćwiczeniach duchowych: „Toteż musimy się stawać obojętnymi wobec wszystkich rzeczy stworzonych, jeżeli to zostało pozostawione całkowicie swobodnej decyzji naszej wolnej woli, a nie zostało zakazane. Tak więc chodzi o to, byśmy ze swojej strony nie pragnęli bardziej zdrowia niż choroby, bogactwa niż ubóstwa, szacunku niż pogardy, życia długiego niż krótkiego; i - co za tym idzie - byśmy spośród wszystkich pozostałych rzeczy pragnęli tylko tego i to tylko wybierali, co nas bardziej prowadzi do celu, dla którego zostaliśmy stworzeni”.
Jak osiągniemy taki stan chodzenia cały czas w Bożej obecności, patrzenia w perspektywie wieczności, a nie tylko teraźniejszości, może będzie nam łatwiej przyjmować w życiu to, co idzie nie po naszej myśli i godzić się z tym, czego nie możemy zmienić. I może nawet będzie nam w końcu obojętne, czy żyjemy sami czy w związku, w udanym czy nieudanym małżeństwie, bo jeżeli znajdziemy Boga, to znajdziemy wszystko. A cóż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?
To trudna droga, ja osobiście jestem jeszcze daleki od takiego stanu, ale w tym kierunku chciałbym iść.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
To też uwaga do A.zelii o "zakończeniu relacji".
O ile łapię kontekst to tw słowa padły jak ani cywilnego ani kościelnego slubu jeszcze nie było. Ale tak, to potężny sygnał ostrzegawczy i od ludzi uważających, żeodmiennie zdanie drugiej osoby to pyskowanie JAK NAJDALEJ. No, może muzułmanki się w tym odnajdują.
O ile łapię kontekst to tw słowa padły jak ani cywilnego ani kościelnego slubu jeszcze nie było. Ale tak, to potężny sygnał ostrzegawczy i od ludzi uważających, żeodmiennie zdanie drugiej osoby to pyskowanie JAK NAJDALEJ. No, może muzułmanki się w tym odnajdują.
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Niezmiernie trudne, ale możliwe, nawet dla zwykłego "ludzia", wcale nie świętego.Monti pisze: ↑03 lip 2019, 20:38
Jak osiągniemy taki stan chodzenia cały czas w Bożej obecności, patrzenia w perspektywie wieczności, a nie tylko teraźniejszości, może będzie nam łatwiej przyjmować w życiu to, co idzie nie po naszej myśli i godzić się z tym, czego nie możemy zmienić. I może nawet będzie nam w końcu obojętne, czy żyjemy sami czy w związku, w udanym czy nieudanym małżeństwie, bo jeżeli znajdziemy Boga, to znajdziemy wszystko. A cóż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?
Jest - poza pewną samoświadomością i głęboką wiarą - potrzebna jedna istotna rzecz - mianowicie CZAS. Nie da się tego przyspieszyć. Czas, a raczej ten dystans czasowy, który pokonujemy, pozwala nam z oddali spojrzeć na szersze spektrum wydarzeń. Zaczynamy rozumieć pewne koleje losu, przyczyny decyzji, skutki - te krótkofalowe i te na dłuższą metę. To daje wiele spokoju. A kiedy mamy spokój, zaczyna w nas pracować Duch Święty. To znaczy - wróć. Źle napisałam. Duch Święty pracuje z nami cały czas, od najczarniejszej doliny. Ale w momencie osiągnięcia spokoju wewnętrznego i po upływie czasu - zaczynamy to działanie DŚ zauważać, a wtedy jesteśmy po prostu silni - niewiele rzeczy może nas wytrącić z równowagi. Bo wtedy czujemy namacalnie, że nie jesteśmy sami, a stoi za nami Ktoś, dla Kogo każdy problem jest pyłkiem do zdmuchnięcia, nie bardziej istotnym od naszej więzi z Bogiem.
Wydaje mi się, że jestem i blisko i daleko tego momentu, ale nie mogę się doczekać.
Blisko - bo w porównaniu do siebie sprzed kilku lat - jest ogromna przepaść. A i sytuacja rodzinna się poprawiła w międzyczasie (dobry efekt uboczny). Ale wciąż jeszcze daleko - bo nie pozbyłam się wielu obaw, jeszcze wciąż nie jestem tak pokorna, jakbym chciała.
Ale fakt - nie mogę się doczekać - bo chodzenie w Bożej obecności, o której pisze Monti - ulepsza nie tylko nasz prywatny świat, ale powoduje, że my jesteśmy lepsi dla innych, więc i ich światy się ulepszają. Tylko Bóg mógłby coś takiego wymyślić.
Pozdrawiam.
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Witajcie.
Ciężkie dni za mną... zwątpiłam... że Bóg jest ze mną.. nie daje rady.
Dziś teściowa i siostra męża przekonywały mnie, abym zaczęła szukac sobie kogoś innego i założyła nową rodzine bo on nigdy nie wróci i szkoda moja młodego życia.... no i co ja mam robić ??? Żyć mi się nie chce...
Wczoraj mąż byl u nas , przez 2h słowem sie nie odezwał do momentu jak syn zaczął płakać , obwinia mnie i zarzuca mi że jestem złą matką i nie potrafię dziecka wychować , że na wszystko mu pozwalam... nic mu nie powiedziałam....
Dzis zadzwoniłam do niego i grzecznie powiedziałam mu że nie życzę sobie takich komentarzy , bo przypominam mu ze to on nas zostawił i w żaden sposób nie bierze udziału w wychowaniu syna.
Ciężkie dni za mną... zwątpiłam... że Bóg jest ze mną.. nie daje rady.
Dziś teściowa i siostra męża przekonywały mnie, abym zaczęła szukac sobie kogoś innego i założyła nową rodzine bo on nigdy nie wróci i szkoda moja młodego życia.... no i co ja mam robić ??? Żyć mi się nie chce...
Wczoraj mąż byl u nas , przez 2h słowem sie nie odezwał do momentu jak syn zaczął płakać , obwinia mnie i zarzuca mi że jestem złą matką i nie potrafię dziecka wychować , że na wszystko mu pozwalam... nic mu nie powiedziałam....
Dzis zadzwoniłam do niego i grzecznie powiedziałam mu że nie życzę sobie takich komentarzy , bo przypominam mu ze to on nas zostawił i w żaden sposób nie bierze udziału w wychowaniu syna.
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
No i dobrze mu odpowiedziałaś.
Re: Ostatecznie - tylko rozwód.
Pytanie zasadnicze - dlaczego nie chce Ci się żyć?
Pamiętasz ten czas jeszcze, zanim poznałaś męża?
Nie było go, a jakoś żyłaś - domyślam się, że całkiem nieźle.
Warto się przyjrzeć, czemu coś "na zewnątrz" aż tak bardzo demoluje Twój (mój) środek.