Już nie daje rady...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Już nie daje rady...

Post autor: Pavel »

To bardzo trudne, takie współistnienie pod jednym dachem z kimś kto nie zachowuje się jak współmałżonek. Wiem i pamiętam jak to boli, twe obawy również są mi znajome.

Jednocześnie, moim zdaniem warto robić swoje, pracować nad sobą i mądrze kochać pomimo. Jak mądrze kochać? Tu pomocne mogą być lektury i konferencje (to granicach, o uzależnieniu emocjonalnym, konferencje ks. Dziewieckiego).

Twój mąż TERAZ tak ma. Trudne, przykre i bolesne, ale nie masz na to wpływu. Nie wiadomo jednak, czy mu się nie odmieni, chociazby jako efekt uboczny twoich zmian. Nie wiadomo również kiedy to miałoby ewentualnie się stać.
Dlatego warto to robić swoje, dla siebie i Boga. Bez oglądania się na współmałżonka i jego reakcje na nasze działanie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
kryzysowa
Posty: 48
Rejestracja: 28 maja 2019, 9:31
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Już nie daje rady...

Post autor: kryzysowa »

Poległam na całej linii... wczoraj usłyszałam coś co sugerowało by, że mój mąż znowu robi cos za moimi plecami.
Załamałam sie i postanowilam że zapytam co zamierza w najblizszym czasie (wyprowadzka, kredyt ). Powiedział, że narazie nic nie znalazł, szuka. Kolejny raz powiedział, że on nic na siłę ze mna nie zamierza robić. Uważa, że wszystko jest w porządku, on sobie nic nie może zarzucić, jest szcześliwy i nic nie chce zmieniac. zapytany o hierarchie wartości ... najważniejsze jest jego szczeście. Największym problemem jestem ja. Ze mną nie było mu dobrze, nigdy nie bylismy przyjaciółmi, nawet za dawnych czasów. On zabiegał i ciągnął tyle lat(z tym nie moge sie zgodzić w 100% - i tu wychodzi wlasnie nieznajomośc naszych jezyków miłości) i stwierdził, że to koniec. Kolejne przerzucanie winy, że ja zadecydowałam o separacji, o alimentach, dla niego to koniec. A potem stwierdził,że razem zdecydowaliśmy sie na rozstanie. Ale on zawsze będzie mi tak po ludzku pomagał, możemy być znajomymi.
Powiedziałam mu, że żadne inne relacje niż małżenskie nie wchodzą w gre, jak nie chce takich to wolałabym, żeby wogóle zniknął z mojego życia, jedynie kontakt w sprawie córki zostanie.

A teraz czuje sie znowu jakby mnie coś rozjechało. Chyba nie odwiesiłam sie od niego nawet odrobinę. Moje zmiany to chyba tylko zmiany z pozoru, na zewnątrz. A w głębi serca kocham go nadal i nie wyobrażam siebie, życia takiego jak on nam zaplanował, tęsknie za nim sprzed lat ... Znowu mina długie dni, żebym odzyskała choć trochę spokoju po tej rozmowie.
Wczoraj nawet miałam ochotę przerwać nowenne pompejanską... bo poki co nie widzę, żadnej poprawy ...jemu wszystko sie układa, jest zadowolony z życia, w pracy super ... a mi ostatnio zdrowie sie znów sypie ... ale zebrałam się i resztką sił (bo póżno w nocy) odmówiłąm nowennę.
Wiem, że źle zrobiłam. Zawsze po naszej takiej rozmowie czuję sie gorzej ... Najciekawsze jest, że coraz bardziej widzę moje błędy, ale i widzę błędy mojego męża w naszym małżeństwie, których wcześniej nie widziałam, i wydawało mi się to normalne, akceptowałam, bo nie każdy jest idealny. Caraz bardziej do mnie dociera fakt, że na ten moment cokolwiek bym nie zrobiła mój mąż ma to gdzieś. Muszę sie ogarnąć i faktycznie zacząć żyć dla siebie. Mam córkę, która całym serce jest ze mna ... mam dla kogo walczyć o siebie. Ostatnio mi powiedziała, widząc że jestem troche przygnębiona ... "mama nie przejmuj sie tata, zajmij sie swoim życiem" i zdałam sobie sprawę, że moje dziecko jest mądrzejsze niż ja.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Już nie daje rady...

Post autor: Triste »

Kryzysowa nawet nie wiesz jak bardzo cię rozumiem,
Mogłabym pod twoim postem podpisać się obiema rękami i nogami ... tak się z tym utożsamiam.
Ja też po każdej rozmowie z mężem muszę zbierać się przez jakiś czas żeby wrócić "do normalności".
Ja też tęsknię za tym jaki mój mąż był kiedyś ale być może to jaki jest teraz - jest moją winą.
I choćź nasze historie w ogóle nie są do siebie podobne - rozumiem twoje uczucia i Twój stan.

Rozumiem bezsilnosć bo ja też jestem i czuję się bezsilna.
To zajęcie się swoim życierm - odwieszenie ... ok. Ale to nie tak miało być, bo w małżeństwie chodzi o to aby być we wszystkim razem, to milion różnych wspólnych spraw, przyzwyczajeń, nawyków, chwil, przeżyć.
To takie trudne zostawić to i przejść obok.
Jakby nigdy to nic nie znaczyło. Jakby nigdy się nie wydarzyło.

I wiesz co ? zazdroszczę Ci że masz taką mądrą córkę. Wiem że to egoistyczne ale masz dla kogo żyć, Nie jesteś sama.
A ta samotność jest straszna. Ta świadomość że wstajesz razo i otacza Cię pustka i nicość.
Ok, możesz iść na spacer, robić milion różnych rzeczy ....ale wciąż jesteś sama.
ODPOWIEDZ