Kryzys małżeński i patowa sytuacja
: 18 maja 2019, 21:00
Witam Was serdecznie.
Kilka lat temu pisałam już tutaj swoją historię.
Teraz prześledziłam/ śledzę kilka Waszych historii...i trochę z drżeniem rąk piszę.
Jestem na skraju... Jestem wycieńczona psychicznie, a za tym idzie też fizyczność.
Jestem mężatką od 5lat, a znamy się z mężem 9/10. Kryzysy bywały, no ale kto ich nie ma, ale jakoś szliśmy do przodu.
Kilka lat temu na świecie pojawiło się nasze pierwsze i jedyne dziecko. Mocno wyczekiwane przeze mnie.
Między mną a mężem jest prawie 10lat różnicy ( on jest starszy).
Od przeszło roku zaczął się permanentny kryzys.
Mąż sięga po alkohol niemal codziennie, później nie ma siły by funkcjonować. Ma siedząca pracę i sam z siebie nie ma potrzeby jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Nie ma też potrzeby zajmowania się dzieckiem.
Wmawia sobie wszystkie choroby świata, ale do lekarza i na badania nie chce pójść, leczyć się yez nie chce.
Mocno szwankuje komunikacja między nami.
Próbowałam rozmawiać , pisać, byliśmy na kilku spotkaniach, które miały nam jakoś pomóc... niestety- huśtawka na jakiej jestem sprawia, że mam dość.
Pojawiają się głupie myśli ..
Oczywiście jest też problem finansowy.
Jestem osobą niepracującą. Nie podjęłam żadnej zawodowej pracy, ze względu na małe dziecko i to, że jesteśmy właściwie sami z mężem.
Nie mamy nikogo, kto mógłby choć na chwilę pomoc w opiece nad dzieckiem.
Jestem sfrustrowana, przemęczona...
Dużo, dużo różnych problemów jest na mojej głowie. Jako bezrobotna matka, muszę szukać jakiegoś zarobku, gdzie się da... Bo mąż nie daje mi pieniędzy ani na życie ani na dziecko.
Jestem w patowej sytuacji, bo mieszkamy w jego kawalerce.
Na rodziców niestety nie mogę liczyć,gdyż uważają , że wymyślam i to są moje problemy i mam sobie z nimi radzić sama.
Nie śpimy z mężem. Od kilku lat,śpi na podłodze, pożycie też jest prawie zerowe.
Nie rozmawia ze mną, nie słucha tego co mam do powiedzenia, wychodzi kiedy chce, wraca kiedy chce...i zazwyczaj tak nabombiony, że odechciewa się wszystkiego. Zasiada do komputera i do późna w nocy gra w gry.
Ubliża i poniża słownie..a także swoim lekceważeniem. Nie odbiera ode mnie telefonu, nie odpisuje na wiadomości.
Dodatkowo problemem jest jego mama, która min stop do niego wydzwania i mu się żali...
Zaczęłam z bezradności pokrzykiwać na dziecko, mnie samej często odechciewa się zajmowania nim ( dzieckiem), bo po ludzku już nie mam siły.
Słyszę od męża, że powinnam się cieszyć, bo mnie nie bije, bo czasem coś ugotuje.
Ze wszyscy się ode mnie odwracaja, bo jestem podła i inne epitety.
Ze mam sobie poszukać kogoś innego, że jak mi się nie podoba to mam sobie iść.
Tylko ... Tylko raz nie bardzo mam gdzie, a dwa- jest dziecko. Mam potworny dylemat, bo wiem, że każda z decyzji jaką podejmę będzie zła...
Czy dziecko ma się wychowywać bez ojca, czy z ojcem alkoholikiem i w atmosferze ciągłych kłótni.
Nie pamiętam kiedy ostatnio poczułam się bezpiecznie,zaopiekowana, mądra,atrakcyjna itd.
Jestem jeszcze młoda ( chociaż mocno po 30) i marzy mi się, żeby mieć jeszcze chociaż jedno dziecko, ale w takiej sytuacji, wiem, że to nieodpowiedzialne i niemożliwe.
Proszę Was o wsparcie i modlitwe.
Kilka lat temu pisałam już tutaj swoją historię.
Teraz prześledziłam/ śledzę kilka Waszych historii...i trochę z drżeniem rąk piszę.
Jestem na skraju... Jestem wycieńczona psychicznie, a za tym idzie też fizyczność.
Jestem mężatką od 5lat, a znamy się z mężem 9/10. Kryzysy bywały, no ale kto ich nie ma, ale jakoś szliśmy do przodu.
Kilka lat temu na świecie pojawiło się nasze pierwsze i jedyne dziecko. Mocno wyczekiwane przeze mnie.
Między mną a mężem jest prawie 10lat różnicy ( on jest starszy).
Od przeszło roku zaczął się permanentny kryzys.
Mąż sięga po alkohol niemal codziennie, później nie ma siły by funkcjonować. Ma siedząca pracę i sam z siebie nie ma potrzeby jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Nie ma też potrzeby zajmowania się dzieckiem.
Wmawia sobie wszystkie choroby świata, ale do lekarza i na badania nie chce pójść, leczyć się yez nie chce.
Mocno szwankuje komunikacja między nami.
Próbowałam rozmawiać , pisać, byliśmy na kilku spotkaniach, które miały nam jakoś pomóc... niestety- huśtawka na jakiej jestem sprawia, że mam dość.
Pojawiają się głupie myśli ..
Oczywiście jest też problem finansowy.
Jestem osobą niepracującą. Nie podjęłam żadnej zawodowej pracy, ze względu na małe dziecko i to, że jesteśmy właściwie sami z mężem.
Nie mamy nikogo, kto mógłby choć na chwilę pomoc w opiece nad dzieckiem.
Jestem sfrustrowana, przemęczona...
Dużo, dużo różnych problemów jest na mojej głowie. Jako bezrobotna matka, muszę szukać jakiegoś zarobku, gdzie się da... Bo mąż nie daje mi pieniędzy ani na życie ani na dziecko.
Jestem w patowej sytuacji, bo mieszkamy w jego kawalerce.
Na rodziców niestety nie mogę liczyć,gdyż uważają , że wymyślam i to są moje problemy i mam sobie z nimi radzić sama.
Nie śpimy z mężem. Od kilku lat,śpi na podłodze, pożycie też jest prawie zerowe.
Nie rozmawia ze mną, nie słucha tego co mam do powiedzenia, wychodzi kiedy chce, wraca kiedy chce...i zazwyczaj tak nabombiony, że odechciewa się wszystkiego. Zasiada do komputera i do późna w nocy gra w gry.
Ubliża i poniża słownie..a także swoim lekceważeniem. Nie odbiera ode mnie telefonu, nie odpisuje na wiadomości.
Dodatkowo problemem jest jego mama, która min stop do niego wydzwania i mu się żali...
Zaczęłam z bezradności pokrzykiwać na dziecko, mnie samej często odechciewa się zajmowania nim ( dzieckiem), bo po ludzku już nie mam siły.
Słyszę od męża, że powinnam się cieszyć, bo mnie nie bije, bo czasem coś ugotuje.
Ze wszyscy się ode mnie odwracaja, bo jestem podła i inne epitety.
Ze mam sobie poszukać kogoś innego, że jak mi się nie podoba to mam sobie iść.
Tylko ... Tylko raz nie bardzo mam gdzie, a dwa- jest dziecko. Mam potworny dylemat, bo wiem, że każda z decyzji jaką podejmę będzie zła...
Czy dziecko ma się wychowywać bez ojca, czy z ojcem alkoholikiem i w atmosferze ciągłych kłótni.
Nie pamiętam kiedy ostatnio poczułam się bezpiecznie,zaopiekowana, mądra,atrakcyjna itd.
Jestem jeszcze młoda ( chociaż mocno po 30) i marzy mi się, żeby mieć jeszcze chociaż jedno dziecko, ale w takiej sytuacji, wiem, że to nieodpowiedzialne i niemożliwe.
Proszę Was o wsparcie i modlitwe.