nałóg pisze: ↑06 maja 2019, 10:11
Każde uzależnienie jest toksyczne i powoduje zmiany w psychice najbliższych powodując że powoli staja się neurotykami.
Ja nie znam "nałoga" który trwale wyrwał się z czynnego uzależnienia bez poczucia konsekwencji nałogu.
Wg mnie tylko ból i cierpienie jako konsekwencja uzależnienia powoduje ,że uzależniony zaczyna myśleć o uznaniu swojego nałogu i siebie jako uzależnionego i zniewolonego.
Człowiek uzależniony jest w łapach "kusego" a ten podbija lęki przed "rozstaniem" się z substancją czy zachowaniem regulującym nałogowo emocjami czy uczuciami.
Pornografia i onanizm nie rodzi się w komputerze czy w necie a w GŁOWIE konkretnego człowieka. Pornografia i onanizm jest sposobem na rozładowanie napięcia , na niskie poczucie własnej wartości, na dowartościowywanie się.
GRANICE!!!!!!!! Twarda miłość to kochanie człowieka i odrzucanie jego(człowieka) popaprania. Dla jego dobra i dla chronienia siebie i otoczenia.
Seksoholizm jest uzależnieniem od zachowań a nie od substancji lecz w efekcie końcowym przynosi podobne/tożsame skutki.
Jak w każdym uzależnieniu potrzeba jest odcięcia od 'stresorów" i pokus, a więc alkoholik wywala alkohol z domu i nie łazi tam gdzie pił. hazardzista nie ogląda losowania totka i nie gra w brydża, nie wchodzi do kasyna czy kolektury, a seksoholik wywala wszystkie kontakty z porno i blokuje dostęp.
W każdym przypadku bardzo pomaga wspólnota ....czyli mityngi.
PD
Z góry przepraszam za długiego posta, ale mam potrzebę podzielenia się z Wami.
Mąż na mitingi nie pójdzie. Powiedział, że nie będzie się otwierał przed obcymi osobami i tyle. Pójdzie na terapię i mam mu dać spokój, nie poruszać już tematu jego uzależnienia. Ostatnio bardzo się wściekł, kiedy chciałam wykorzystać jego dobry humor i poprosiłam go o to, że może chociaż mógłby pójść na spotkanie i zobaczyć czy to by mu pomogło. Nie wiem czy chciał mną zmanipulować czy po prostu takiego ataku histerii dostał, ale w aucie nie odzywał się do mnie, a w domu kiedy zapytałam się go dlaczego jest taki dla mnie, przecież chcę jego dobra...Chcę mu pomóc i dlatego proponuję mu różne pomoce, zaczął krzyczeć, że oszaleje i nie może tak żyć. Że pieprzy to wszystko, uderzał dłońmi o ścianę, drzwi...Powiedział, że słaba jest atmosfera w tym domu i ma tego dosyć, już woli do pracy chodzić.Zaczął się zbierać do wyjścia, ale zatrzymałam go. Poprosiłam go, aby nie robił nic głupiego i nie włóczył się. Chciałam go przytulić, ale odtrącił mnie. Poszedł do pokoju, położył się na łóżku i leżał taki zachmurzony. Przeprosiłam go, że czasem jestem oschła, czasem jestem jak zwierzak kolczatka. Mam taki system obronny, że czasem go kuję, ale będę nad tym pracować. Poprosiłam, żeby się na mnie nie gniewał, że przecież nie chcę źle dla niego. Nie pamiętam co mi odpowiedział, ale zrobiło mi się strasznie przykro i wyszłam z pokoju. Jednak kiedy on tak ciągle tam leżał, nie umiałam zostawić go samego by tak cierpiał. Przyszłam znów do niego, przytuliłam i powiedziałam, że jesteśmy w tym razem. Zapytał dlaczego do niego przyszłam. Odpowiedziałam, że go kocham, a słowa przysięgi traktuję poważnie. Chcę mu pomóc, ale on musi dać sobie pomóc. Pogodziliśmy się, później pojechaliśmy na rodzinne spotkanie i miło spędziliśmy czas integrując się przy planszówkach. Dzisiaj minęliśmy się. Ja skończyłam pracę, on poszedł. Oczywiście znów pojawiła mi się w głowie myśl czy on to robił. Kiedyś dostałam od rodziny taki wygodny fotel biurowy. Prosiłam go kiedyś, żeby wyczyścił ten fotel, bo widzę na nim ślady po tym, jak to robił. Zapomniał, albo mu się nie chce, a te ślady ciągle tam są. Kiedy wchodzę do pokoju i widzę te ślady, pojawiają mi się wtedy myśli czy to te stare czy nowe i bierze mnie obrzydzenie do tego co robi i do niego samego...
Wiem, że jestem osobą współuzależnioną, bo żyję tym jego uzależnieniem. Często pojawiają mi się w głowie myśli, czy kiedy ja jestem w pracy, a on ma wolne, to czy wtedy zdradza mnie przez pornografię. Nie znoszę tego, tych myśli. To jak wróg, jak robak w mojej głowie.
Kiedyś wyobrażałam sobie jakie kobiety mu się podobają, że pewnie są dużo ładniejsze, mają wielkie biusty, są wyuzdane, wulgarne...Jakie ogląda pozycje, co go może podniecać...Że pewnie są lepsze ode mnie, bardziej odważne, dzikie...Kiedy kochamy się, a on ma zamknięte oczy myślę wtedy czy to ze mną się kocha i proszę by otworzył oczy, żebym chociaż widziała, że na mnie patrzy. Chore, prawda? Ja jestem delikatna i wrażliwa i ponoć taką mnie kocha, ale jestem niewystarczająca skoro raz-dwa razy dziennie to ogląda. A ponoć niczego mi nie brakuje, a nasze pożycie małżeńskie podoba mu się... Uzmysłowiłam sobie, że to nie ma nic wspólnego ze mną. Oglądał takie filmy na długo przed tym zanim się poznaliśmy, jego uzależnienie trwa już długo i nauczył się w taki sposób dostarczać sobie przyjemności aż stało się to nawykiem. Mogłabym być miss polonią, ale on i tak by to robił, bo tego się nauczył.
Nienawidzę jego uzależnienia, jest dla mnie obleśne i wykrzywiające miłość. Współżycie powinno łączyć małżonków zamiast ich dzielić...
Wiem, że wiele mężczyzn ma problem z tym uzależnieniem, nie tylko mój mąż. Boli mnie, że widzę go inaczej niż kiedyś. Kocham go, ale patrzę na niego często przez pryzmat jego grzechu. Smuci mnie, że nie wiem czy będzie jak kiedyś. Myślę, że może pozostać już pewna nieufność i inny obraz męża w głowie, niż miałam kiedyś. Kiedyś widziałam go jako dobrego, kochającego, życzliwego, rodzinnego człowieka. Teraz dalej to widzę, ale widzę też jego słabość do gołych kobiet, których pożąda. To obniża mi jego wartość, bo nie panuje on nad swoim popędem i swoimi myślami. Prawdziwy mężczyzna to dla mnie NIE taki, który emanuje siłą fizyczną i jest dobrze zbudowany. Prawdziwy mężczyzna to ten, który panuje nad swoim popędem i dba o swoją żonę, o rodzinę. Stawia dobro rodziny przed swoim dobrem. To taki, który nie wstydzi się uklęknąć przed Jezusem. Mój mąż ma zarówno problem z czystością, jak i z dyscypliną życiową, nie wierzy w Boga. To, że jest ateistą wiedziałam przed ślubem (chociaż dziwny ten jego ateizm, bo niby nie wierzy, ale specjalnie dla mnie chodzi ze mną na niedzielną Mszę, a ostatnio nawet kilka razy ponoć poprosił Boga o obrzydzenie mu tego co robi. Ciekawy ten ateizm). Bolało i boli mnie to nadal, że w życiu duchowym nie ma go ze mną. Czasem poproszę go, żeby pojechał ze mną na jakieś religijne spotkanie, ale kiedy odmawia, staram się nie naciskać i jadę sama. On nie broni mi chodzenia na wspólnotę, czasem tylko rzuci z zazdrością, że pewnie jest tam dużo mężczyzn.
Chciałabym, żeby kiedyś uwierzył, ale wiara jest indywidualną sprawą każdego człowieka, więc nic na siłę. Niestety zawsze boli, kiedy widzę, że w tej wierze jestem bez niego, a chciałabym mu pokazać jak dobry jest Bóg. Jeśli chodzi o jego uzależnienie - z tym nigdy się nie pogodzę i będę mu zawsze otwarcie mówić, że nie akceptuję tego i to mnie rani. Będę oczekiwać od niego, że dla naszego małżeństwa, ale przede wszystkim dla samego siebie zostawi to uzależnienie. Jeśli pomimo mojego wspierania, on ciągle będzie taki letni w swoich działaniach, nie wiem jak długo to wytrzymam i może wyprowadzę się kiedyś, by dać mu do myślenia. Mąż niestety jest taką osobą, że trzeba nim potrząsnąć, by się obudził. Kiedy byliśmy razem jeszcze nie jako mąż i żona, nie doceniał mnie i nie wiedział, ze mnie kocha. Dopiero kiedy nie wytrzymałam jego uzależnienia i zauroczenia się inną kobietą, odeszłam od niego, on wtedy otrząsnął się i stwierdził, że to mnie kocha i chce się dla mnie zmienić. Uwierzyłam mu, ale rozczarowałam się, że jednak nie zrozumiał i dalej tkwi w uzależnieniu, ale jestem już jego żoną.
Jakie widzę rozwiązanie? Wymagać od męża - zapytam się go czasem czy chodzi na terapię, zapytam jak mu idzie. Nie będę sprawdzać historii jego przeglądarki czy telefonu. To bardzo destrukcyjne. I tak wyczuję kiedy będzie to robił po jego zachowaniu. Będę starała się wspierać go i nie żyć tylko jego uzależnieniem. Będę czytać więcej książek skoro tak to kocham, uczyć się języków obcych, ale przede wszystkim stawiać Boga na pierwszym miejscu i Jemu oraz Maryi chcę powierzyć ten problem. Ja sama nic więcej nie mogę zrobić. Już kiedyś chciałam sobie podciąć żyły, bo miałam dosyć tego, że moje "świeże" małżeństwo jest w tak opłakanym stanie, że nie mam rodziny na której mogłabym polegać, mój mąż woli prostytutki z internetu niż kochającą żonę przy boku, która też potrzebuje fizycznej miłości od męża...Ta cała sytuacja pokazuje mi, że to Bóg ma być na pierwszym miejscu, nikt inny. Dopiero wtedy kiedy tak na to patrzę, jest mi dużo lżej i nie załamuję się tak uzależnieniem męża. Myślę, że mam żywą relację z Bogiem, nie jestem tylko "niedzielnym" katolikiem. Ale ta sytuacja z mężem niszczy mi świat. Chcę ją oddać Bogu, ale nie wierzę, że On mi pomoże, bo człowiek ma wolną wolę, a mąż nie chce tak do końca zostawić uzależnienia... A przecież On wszystko może i wie najlepiej jak mi pomóc. Wiem, że sama sobie nie poradzę z tym, muszę Jemu to oddać, ale na 100%, a nie tylko tak mówić. Wtedy On poprowadzi to tak, żeby było dobrze. Chodzę na terapię, będę pojawiać się czasem na spotkaniach s-anon, ale to przede wszystkim Boga będę prosić o pomoc i Jemu mam to oddać. Od małej dziewczynki cierpiałam wiele zła od innych ludzi. I wtedy nikt przy mnie nie był, nawet rodzina, wszyscy mnie opuszczali. Pamiętam, że bardzo ciągnęło mnie wtedy do Kościoła, tam znajdywałam ukojenie i siłę. Czułam się kochana. I właśnie tylko Bóg był ze mną, tylko On, kiedy cała reszta jakby o mnie nie pamiętała. Czuję się teraz tak samo.
PS Cieszę się, że znalazłam to forum. Dzięki Wam widzę różne punkty widzenia na moją sprawę, daje mi to do myślenia.