Pavel, Kwiatkowa, Cynia - bardzo Wam dziękuję za modlitwę. To dla mnie wiele znaczy. Za każdym razem, gdy ktoś mówi, że się za mnie pomodli - czuję to samo, ogromną wdzięczność za ten dar.
Sama bardzo często modlę się za małżeństwa w kryzysie, za osoby, które zostały zranione tak, jak ja. Za osoby, które walczą i za tych małżonków, którzy odchodzą, twierdząc, że są szczęśliwi - o Światło Ducha dla nich.
Mój mąż deklaruje, że - nie wie czy wierzy. Ale od czasu choroby, chodzi ze mną do kościoła na niedzielną mszę (poprosiłam go o to raz i tak już zostało). Pamiętam jak odszedł, to było moje marzenie - żeby znaleźć się razem w kościele i móc "przekazać sobie znak pokoju".
Za każdym razem bardzo się z tego cieszę
Kwiatkowa pisze: ↑14 sty 2020, 14:21
Jakie to piękne co piszesz Ingo.. o zaufaniu
Jednak można.. ja przechodzę to samo. Od roku jestem od nowa z mężem. Mamy wiele za sobą.
Mogłabyś napisać coś więcej? Jak sobie radziłaś z przeszłością po powrocie męża?
Kochana, nie byłam w tym "radzeniu sobie z przeszłością" wzorem... Bardzo raniłam męża w kłótniach. Ale mi te kłótnie pomagały.
I chyba były potrzebne (nie jest to rada), bo on na prawdę nie rozumiał, że ta zdrada, zadziałała na mnie aż tak niszcząco.
Powtarzał, że dla niego "ta osoba" nie istnieje, że nie zapomniał o tym co zrobił, ale że wszystko co było z nią związane, z tym co robił, upchnął głęboko w swojej pamięci.
On myślał np. (i nie mogę mieć do niego o to pretensji), że skoro już ze sobą sypiamy, to nie jest możliwe żebym ja nadal czuła taką złość.
Dla niego był to sygnał z mojej strony, że jest już OK.
Czego jestem absolutnie pewna - bez Boga i modlitwy, uratowanie tego małżeństwa nie byłoby możliwe. Tylko tak uczę się walczyć z moją pychą i brakiem pokory..
Bardzo niszcząco działało na mnie to dowiadywanie się co u kowalskiej.. W pewnym momencie było to jak uzależnienie..
Później robiłam to bardzo rzadko, ale dopiero jak dowiedziałam się o raku, powiedziałam sobie, że teraz nie ma już miejsca na takie zachowanie. Że nie mogę nawet krzty mojej energii poświęcać na rozdrapywanie tych ran. Modlę się o zdolność wybaczenia jej..
Jest lepiej.
Starałam też się dziękować za to, co mam.. I pamiętać, że czas płynie, że ten ból minie. Jest dużo mniejszy..
Cynia pisze: ↑15 sty 2020, 21:42
Ingo, do późna czytałam wczoraj Twój watek. Modliłam sie również o Twoje zdrowie.
Czytam forum od roku, dzisiaj pisze po raz pierwszy. Natchnęłas mnie. To co pisałaś, Twoje przemyslenia, Twoj rozwój, to co dał Ci kryzys - to tak jakbym czytała siebie. Aktualnie zadaje sobie i Bogu ciagle pytania, jak dalej postępować,co robić i oto pojawia sie Twoj watek. Dziękuję.
Cyniu to bardzo miłe co piszesz. Rzeczywiście się zmieniłam ale na forum, nie ma wzystkiego.
To, o czym wspomniałam wyżej - w kłotniach, wywoływanych czasem tzw. "pierdołą" przytaczałam największe działo..
To była moja walka, mój krzyk o tym jak cierpiałam, jak to wraca. Ale nie miało to nic wspólnego z miłością do męża.
Z czasem nauczyłam się "odmawiać sobie" tej zemsty (?).. Mówiłam sobie, że nie po to Bóg mi dał szansę, żebym teraz była katem..
Cynia pisze: ↑15 sty 2020, 21:42
W wielkim skrocie - rok temu dowiedzialam sie o romansie męża,ktory trwał już ok pół roku (...)kazdy,tylko nie moj maz!!! Wszyscy,ale nie my...
No ale uslyszałam standardowe formułki: ....
Tak, to jest ogromnym szokiem.. Bo przecież było "tak dobrze", a on "nigdy by nie mógł" ..
Cynia pisze: ↑15 sty 2020, 21:42
Też pokochałam naprawde i zrozumialam czym jest miłość i małżeństwo dopiero w kryzysie.
Nasze relacje przez caly ten rok od wyjscia romansu na jaw byly oparte na hmmm szacunku... Nie kłóciliśmy sie ani o sprawy materialne, ani o opieke nad dziećmi. Nie bylo awantur, histerii - z wyjatkiem początku,ktory to nie wiem jak przeżyłam. Od roku nie mieszkamy razem,ale mąż często przychodził do dzieci. Jest to jakies absurdalne, ale zaczelam go szanować, akceptować, słuchać. On również.
Aktualnie od dwóch miesięcy idzie ku lepszemu. Jest cieplej, wiecej czasu spedzamy razem, żartujemy. Daleka jeszcze droga do odbudowy naszych relacji, ale za to co sie teraz dzieje juz jestem bardzo wdzięczna.
W mojej glowie milion pytań, mnóstwo watpliwosci i strachu jak tego nie zepsuć. I wtedy pojawia sie watek Ingi - jej droga do uzdrowienia małżeństwa.
Za ten wątek i wiele innych cennych rad, świadectwa powrotów, których potrzebuje jak powietrza - wielkie Bóg zapłać.
To piękne co piszesz i potwierdza również, że zwrócenie się do Boga o pomoc, przynosi niesamowite owoce.
Myślę, że jesteś na bardzo dobrej drodze. Zacytuję powtarzaną na forum maksymę "czekaj nie czekając"
Baaardzo trudne, ale przynosi spokój
Również modlitwa "Jezu, Ty się tym zajmij"
Ja bardzo dużo modliłam się i często modle - o Światło Ducha Świętego.
Uratowały mnie też kiedyś słowa:
Metanoja1 pisze: ↑16 kwie 2017, 19:23
Bożą radą naczelną jest "Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła". I niech ta myśl Ci przyświeca podczas spotkania z mężem.
Ściskam Was Dziewczyny i również otaczam modlitwą.