W którą stronę?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: udasiek »

Nirwanna pisze: 05 sie 2017, 9:51 Umiesz brać od Pana Boga pomysł na to, co ma być najbliższym krokiem w tym przerabianiu kryzysu?
A jeżeli nie słyszę? A jeżeli to co "słyszę" (np ludzie których spotykam, słowa (np tu) które czytam) to mi się tylko wydaje? No właśnie - sama sobie odpowiem - "Ty się tym zajmij" powtarzać i ufać... A z tą długością listy to prawda - ja już się gubię w tym co jest do przepracowania. Myślę że rzeczywiście nie mogę wszystkiego na raz.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Nirwanna »

A jeżeli nie słyszę?
To się uczę słuchać :-)
A jeżeli to co "słyszę" (np ludzie których spotykam, słowa (np tu) które czytam) to mi się tylko wydaje?
Uczę się wciąż i nieustająco rozeznawać, i poznaję po owocach, czy dobrze słucham i rozeznaję czy nie.

Myślę, że bardzo często Pan Bóg dopuszcza do kryzysów w naszym życiu, żebyśmy wreszcie nabrali motywacji do słuchania Go, i wreszcie zaczęli uczyć się słuchać Go. Oraz nabrali przekonania = wiary, że to co On proponuje jest dla nas najlepsze, czyli uczyli się też zaufania :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
inga
Posty: 230
Rejestracja: 15 kwie 2017, 9:28
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: inga »

Udasiek, pisałam już to na forum, usłyszane na kazaniu: 'Pan Bóg dał nam dwoje uszu, dwoje oczu i jedne usta' i już z Ewangelii: 'kto ma uszy niechaj słucha' :) wracam ostatnio często do tych słów.
Polcam również (polecany często przez Słonko) blog domowe zawirowania. Ja też bym chciała rozmawiać i rozmawiac ale to nie polepsza często i teraz sobie obiecałam że choćby nie wiem co, w ten weekend o nic nie zapytam, o niczym nie napomkne.. Choćbym miała sobie język odgryź..

Niezapominajko cały czas myślę o Tobie, ściskam
Wiedźmin

Re: W którą stronę?

Post autor: Wiedźmin »

"NIE JESTEŚMY JUŻ RAZEM" - tekst dla męża od ukochanej żony...

Fajny tekst na weekend. Nie ma co.
Jak ktoś usłyszał coś równie miłego jak ja od swojej połówki, to dopiszcie co...
Dobrze, że za drugim razem nieco mniej boli - eh.
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

Dziewczyny, Idusiek i Ingusiek - przeczytalam swoj watek od początku, watek Ingi, Maliny, Nirwanny oraz Pavla.

Wysłuchałam 2 pięknych CNN i NV:

https://www.youtube.com/watch?v=HFfzI-O7d14

https://www.youtube.com/watch?v=MaIJjgNm68Y

które się dla mnie pięknie splatają.

Zrozumiałam jedno, przez swoją niecierpliwość niejedno już zepsułam. Z kolei brak modlitwy (i to nie klepanek próśb, ale milczenia, medytacji, wsluchania, jak pisze Nirwanna) zrywa tę więź z Bogiem niestety, i człowiek zaczyna kombinować po swojemu, patrzy jak, w jaki sposob, kiedy, gdzie, co powiedzieć, przygotowuje w glowie scenariusze. Ja tak miałam wlasnie w ostatnim tygodniu. Bo znowu wbiłam się na pierwszy plan. Ze swoim ja. Niesionym nabożnie. (Chociaż ja akurat tak mam, nie wiem, może inne babeczki też, ja w każdym razie przed okresem wpadam w jakąś otchłan, niesamowity dół, jakbym się zapadała w sobie i wszechświecie, i jestem wtedy wyczulona, spragniona czułości itp). To się nieszczęśliwie zbiega z tym, że niestety mój mąż nie jest (i nigdy nie był) zbyt czuły i wylewny.
Ale...postanowiłam zmienić trochę taktykę: najpierw wpuścić Boga między nas, nich on działa. I widać od razu to działanie, no bez jaj :) Mój spokój, moja cierpliwość wiele robi, dla atmosfery i bycia razem. Ja wiem, ja rozumiem dziewczyny, bo mam tak samo, najchętniej bym go posadziła w fotelu, związała (żeby nie mógł uciec), usiadła na przeciwko z kartką i zadawała pytania (oskarżenia, dlaczego nie jest taki jak ja chcę, dlaczego robi lub nie robi tego czego ja chcę itp.) i tak miałaby wyglądać rozmowa. Dla pełnego efektu jeszcze mogłabym mu zaświecić reflektorkiem w oczy. To właśnie do mnie dotarło. Na modlitwie. A wczoraj mąż sam mi powiedział (przytulając, szok!), że w dobrej atmosferze obydwoje zaczniemy się otwierać, że mnie zawsze wysłucha i porozmawia, tylko zaznaczył, że to ma być rozmowa a nie przesłuchania (tak się zwykle czuł). Może to dobry trop? Może najpierw trzeba pobyć i dopiero z czasem ruszy naturalnie, bo w sumie dziwne byłoby to mieć od razu, choć psuło się długo. Trzeba czasu i wypełniających go doświadczeń razem (mówię o sobie, u nas dłuuuugo było źle).
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W którą stronę?

Post autor: Pavel »

Niezapominajka pisze: 05 sie 2017, 18:18 Bo znowu wbiłam się na pierwszy plan. Ze swoim ja. Niesionym nabożnie. (Chociaż ja akurat tak mam, nie wiem, może inne babeczki też, ja w każdym razie przed okresem wpadam w jakąś otchłan, niesamowity dół, jakbym się zapadała w sobie i wszechświecie, i jestem wtedy wyczulona, spragniona czułości itp).
Po lekturze Greya wiem, że falowość u kobiet jest naturalna. Warto się po prostu nauczyć panować nad efektami bytowania w "otchłani" ;)
Niezapominajka pisze: 05 sie 2017, 18:18 A wczoraj mąż sam mi powiedział (przytulając, szok!), że w dobrej atmosferze obydwoje zaczniemy się otwierać, że mnie zawsze wysłucha i porozmawia, tylko zaznaczył, że to ma być rozmowa a nie przesłuchania (tak się zwykle czuł).
Słuchaj męża, wyciągaj wnioski.
To jest to o czym nierzadko pisałem, sam bowiem na to postawiłem - budowa/odbudowa relacji, jak najmniej (lub zero) negatywów.
Ja również chciałbym poznać odpowiedzi na milion pytań. Po ponad roku już dużo rzadziej, ale wciąż od czasu do czasu mnie "nachodzi".
Tyle, że mocno staram się zatrzymać to w sobie, jak już coś poruszam to gdy mi ostygną emocje, na spokojnie.
W przypadku każdego pytanie warto również zapytać siebie samego, czy warto je zadawać, co ewentualna odpowiedź "zbuduje".
Bo nasze ego i ciekawość nie są warte rozdrapywania ran.
Tak jak sama piszesz - powoli, krok po kroku, aby do przodu.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Słonko
Posty: 257
Rejestracja: 01 lut 2017, 17:11
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Słonko »

Bogu niech będą dzięki !
Świetnie Niezapominajko :-) tak mi się wydawało, że to pms ( czyli jesteś przed okresem ;-)) też tak mam :-( Wtedy coś co normalnie mnie nie rusza potrafi mnie w kilka chwil wpędzić w głęboki dół, bo tak jest i tylko czasem męża ostrzegam, że mogę być " inna". On też mówi do dzieci, że " mama warczy " i, że lepiej jej schodzić z drogi. Na szczęście to dwa, trzy dni bo inaczej to trudno samej ze sobą wytrzymać i najgorsze jest to, że wiem, że nie mam racji, że nie warto a " coś " nie pozwala myśleć racjonalnie.
Super, że dostrzegłaś bezsens " przesłuchań ".
Tak myślę, że trzeba powyjaśniać wiele rzeczy ale najpierw trzeba umieć rozmawiać o sobie i swoich uczuciach i potrzebach bez atakowania i oskarżania drugiej strony.
Też czekam, że kiedyś uda się wyjaśnić to co mnie dręczy a na razie pracuje nad sobą i buduje, próbuję budować nasza relację.... Są wzloty, są i upadki, samo życie :-)
To teraz do pracy kochana :-)
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Niezapominajka »

tak, Pavel, masz rację. Ja np. wiem, że mi ta wiedza o tej kobiecie nie jest potrzebna, więc o to pytać na bank nie będę. A resztę, którą chcę poznać, to już wiem, że musimy razem przegadać i przepracować, w spokojnym tempie. I on i ja. Proponowałam terapię małżenską, ale on w nią nie wierzy, natomiast przystał z chęcią na oglądanie Akrobatyki małżenskiej, bo lubi Szustaka. Więc będziemy sobie oglądać i komentować w odniesieniu do nas na bieżąco.

To trudne i piękne ta odbudowa. Pavel - mi tyle czasu zajęlo się uspokojenie mnie wewnętrznej, zamykanie japy w sytuacjach newralgicznych, podnoszenie własnej wartości, tożsamości, rzucenie zaniedbań, kłamstw, udawania, zajęcie się prawdziwym życiem...wiele, wiele rzeczy. Ja sobie przetransformowałam moje ulubione powiedzonko Machiavellego (co prawda na temat zasad polityki i panstwa, ale przekułam je ad życia w ogóle):

Różnica między tym co jest a być powinno, jest taka, że ten, kto dla tego co być powinno poświęci i zaniedba to co jest sam zginie, popadnie w obłęd a świata i tak nie naprawi. I tego staram się trzymać. Brać co jest i w tym rzeźbić, można, mądrze. I dbać o modlitwę, to jedyny kanał komunikacyjny dla duszy, często zaniedbany i traktowany z buta.
Wiedźmin

Re: W którą stronę?

Post autor: Wiedźmin »

Dobra - miał być długi post, ale na razie krótko.

Wszyscy (najbardziej psychologowie) trąbią: "Ale musi się Pan zająć sobą".
Wkurzają mnie takie ogólniki... więc pytam jak zwykle o konkret :)

Czy sprawienie sobie motoru (tak tak, prawo jazdy mam, motor też miałem... zza młodu :P) ... będzie się wpisywać w "zajmowanie się sobą"? :P na wakacje w sam raz... będę sobie śmigać wieczorkami co by w nocy głupot na kryzys.org nie wypisywać za dużych :P

Co myślicie ;) ?
udasiek
Posty: 149
Rejestracja: 15 lip 2017, 9:59
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: udasiek »

Mojemu znajomemu tez pomógł motor sie wykaraskać ale robił to w tajemnicy przed żona bo byka przeciwna 😉
A to nie Ty pisałeś cos o ariach operowych? Nie wystarczyłoby 😉?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Nirwanna »

Wkurzają mnie takie ogólniki... więc pytam jak zwykle o konkret :)
Nie będzie konkretów :-P
W sensie, że jak ktoś chce, to niech daje, ale w Sycharze uczymy się nie dawać rad, również na forum, za to raczej dawać inspirację, natchnienie. Chodzi o to, że dając rady wprost nie zawsze pomagamy, bo nie znamy precyzyjnie danego człowieka, jego stanu, jego sytuacji, zaś tenże człowiek też czasem "brzytwy się chwyta" i korzysta z rad nie dla niego (na ten moment lub w ogóle). I bywa, że kończy się to kolejnym zranieniem, którego można uniknąć. Inaczej mówiąc - to, że coś sprawdziło się u mnie, u Ciebie nie musi. Jeśli ktoś wpiera Ci jakąś radę, to trochę zdejmuje z Ciebie odpowiedzialność, a Ty bardzo łatwo się tej odpowiedzialności pozbywasz.To tak psychologicznie.
Zaś duchowo - na forum zachęcamy do tego, aby zobaczyć, że przez kryzys Pan Bóg zaprasza nas do czegoś innego, większego, do głębszej z Nim relacji. Zatem zaprasza, aby to Jego w pierwszej kolejności pytać się o radę, o drogę, o konkret. I oczywiście, odpowiadając może posłużyć się innym człowiekiem, ale wcale nie musi. Natomiast zawsze zachęca, aby odkryć osobisty sposób relacji z Nim. Osobisty - czyli niepowtarzalny i specyficzny dla każdej osoby.
Dlatego w Sycharze nie dajemy rad :-)

Dobra, maksymalny konkret, jaki mogę napisać ;-)
Taka aktywność, o jakiej piszesz (u mnie zamiast motoru były inne aktywności), była dla mnie dobra na sam początek kryzysu, na najgorsze stany emocjonalne, żeby nie dać się zepchnąć emocjom w dół totalny. Ale to był trochę taki SOR, a konkretne leczenie to już głębiej. Głębiej "zająć się sobą" oznacza przyjrzeć się swemu wnętrzu - jak ja funkcjonuję, w kryzysie zwłaszcza, czemu tak, i jak mogę zmienić to, aby było mi lepiej z sobą samym, innym ludziom ze mną i w głębszej relacji z Panem Bogiem. Zajmując się sobą, a nie zmianą innych ludzi. I to proces jest na całe życie, wciąż coś nowego się odkrywać będzie. :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W którą stronę?

Post autor: Pavel »

Zgadzam się z Nirwanną.
Mimo, że w dużej części powielę jej post, robię to celowo.

Zajęcie się sobą, takie jak hobby typu motor, siłownia czy cokolwiek innego, zwłaszcza facetowi mogą pomóc oderwać myśli i uwagę od problemów z którymi na dany czas nie może sobie poradzić. Nam facetom potrzebne jest "wyczyszczenie" głowy.

Praca nad sobą zaś - to bardzo szerokie pojęcie.
Napiszę co ja robiłem (i robię). Zacząłem szukać przyczyn, przez które znalazłem się (i moje małżeństwo) w takim a nie innym punkcie.
Były to (naważniejsze):
oddalenie od Boga, wybiórcze czerpanie z jego nauki (stąd wziął się chociażby wybór małżonki i zakres w jakim ją poznałem),
brak wiedzy o różnicach między płciami, relacjach,
bagaż z domu rodzinnego,
niewłaściwa komunikacja.
Na koniec (tak być chyba powinno, chociaż ja zacząłem odwrotnie - zacząłęm od niej, chciałem zmieniać bardziej ją niż siebie, głównie dlatego straciłem pół roku) - podobna "lustracja" małżonki. Nie po to aby jej dokopać, wywlekać jej niedosknałość i wady, ale po to aby poznać lepiej ją i powody dla których funkcjonuje tak a nie inaczej.

Gdy już odnalazłem przyczyny, zacząłem pracować nad reperacją siebie, zwłaszcza w tych w/w obszarach.
Sensowne efekty zaczęła ta praca przynosić, gdy przestałem się oglądać na żonę i to co ona "powinna".
To robota na całe życie, aczkolwiek warto traktować to bardziej jak "zawsze jest coś jeszcze do zrobienia" niż "jeszcze zdążę się tym zająć".
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Niezapominajka
Posty: 393
Rejestracja: 06 kwie 2017, 11:07
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mój smutny koniec?

Post autor: Niezapominajka »

Stopko to ja wskoczę jeszcze na chwilkę odpowiedzieć Lustro😉
Lustro - masz rację, on powiedział że wrócił bo tak trzeba i że zrobił to gł dla siebie. Że jest za szybą w tej chwili bo niszczylam go kilka dobrych lat (tym samym czym helenast swoja rodzinę w wątku świadectwa), że jest odkształcony, gadaliśmy w końcu otwarcie o romansie powiedział że tylko 2 tyg to trwalo emocjonalnie, kilka spotkań i on zerwał bo go prosiłam. Ze się nie zaangażował i ale że poczuł że moglby. Ciężko w to uwierzyć no ale dobra. Nie wskoczę do jego głowy. Zarzucił mi że tyle lat byłam dla niego niedobra a jak pojawiła się groźba jego odejścia i kobieta to proszę jaka zmiana od razu. I to go wkurzyło najbardziej. A mnie zawstydzilo i zabolało najmocniej i aż zemdlilo na swój widok bo to fakt. I teraz to co mnie najbardziej męczy - on ma rację, nie kochałam go tyle lat, chciałam zmieniać, nic mi nie pasowało, pierwsza się odsunęłam traktując jak natręta, i co? Nagle klik i zaczęłam być dobra? Fakt że przez ten czas na Boga miałam oczy zamknięte ale nie można się tylko tak usprawiedliwiać. Bylam oszustka bo czułam się nieszczęśliwa i go unieszczęśliwilam a nie potrafiłam odejść? Tylko trwałam dla dzieci i z resztka nadziei że może kiedyś będzie lepiej. Z chwilą nawrócenia zaczęłam widzieć wszystko w innym świetle, owszem, zobaczyłam cały czas wstecz z całą jaskrawością popełnionych błędów, prawie umarłam tak mnie to powalilo, ale spowiedź mnie uratowała. Dodam że czułam to już dużo wcześniej (kilka lat) ale nie potrafiłam nic z tym zrobić. Bladzilam coś tam rzeźbiąc bez powodzenia coraz bardziej się zniechęcając i wyrzuty sumienia mnie zabijały w dzień po dniu że w jestem zła bo nie kocham. Tera mnie nurtuja 2 sprawy - czekać cierpliwie skoro on jest chętny ale jak powiedział potrzebuje czasu po tej karuzeli kilkuletniej jaka mu zafundowałam? Nie oczekiwać zbyt wiele na ten moment tylko skupić się na sobie (oj mam co robić)? Przestać żądać czegokolwiek dla siebie? Dla mnie naprawianie to skok cała głowa i i porządne porządki w ale mój a mąż nie a jest takim typem, nie cierpi wiwisekcji postaw, analiz, on chce żeby to samo przyszlo. I najważniejsze czy mu wyznać że go nie kochałam tyle lat? Na spowiedzi wyznałam ale jemu obawiam się zasadzić taki cios, mógłby nie unieść i mogłabym zniszczyć tym wyznaniem to co wypracowaliśmy od kryzysu. Tym bardziej że to niszczenie wynikało z totalnego braku Boga, złego poplątanego domu pełnego przemocy fizycznej i psychicznej między rodzicami, mojej niedojrzałości przy zawieraniu małżeństwa.
Nie wiem w ogóle czy ktoś coś z tego zrozumiał, jestem wykończona a obok moja 3 dzieci hałasuje, słowami zresztą ciężko wyrazić klikając na telefonie....proszę o wyrozumiałość.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W którą stronę?

Post autor: Pavel »

Niezapominajka pisze: 24 sie 2017, 22:33 Tera mnie nurtuja 2 sprawy - czekać cierpliwie skoro on jest chętny ale jak powiedział potrzebuje czasu po tej karuzeli kilkuletniej jaka mu zafundowałam? Nie oczekiwać zbyt wiele na ten moment tylko skupić się na sobie (oj mam co robić)? Przestać żądać czegokolwiek dla siebie? Dla mnie naprawianie to skok cała głowa i i porządne porządki w ale mój a mąż nie a jest takim typem, nie cierpi wiwisekcji postaw, analiz, on chce żeby to samo przyszlo. I najważniejsze czy mu wyznać że go nie kochałam tyle lat?
Po mojemu, na pierwsze pytanie odpowiedziałaś sobie sama.
Czas jest potrzebny i Tobie i mężowi.

Drugie pytanie zaś - przynajmniej ja odbieram takie wyznanie jako coś zawierającego złą wolę.
Wydaje mi się, że jeśli aż tak mocno chcesz się uzewnętrznić w tej materii, mniej inwazyjne (a zarazem bliższe prawdzie) byłoby stwierdzenie:
"przez tyle lat nie potrafiłam Cię kochać".
To dotyczy większości albo każdego z nas tutaj na forum, mnie z pewnością ;)
Nie zawiodła u mnie wola, u mnie kulała wiedza oraz relacja z Bogiem.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W którą stronę?

Post autor: Nirwanna »

"przez tyle lat nie potrafiłam Cię kochać".
To dotyczy większości albo każdego z nas tutaj na forum, mnie z pewnością ;)
Nie zawiodła u mnie wola, u mnie kulała wiedza oraz relacja z Bogiem.
Podpisuję się całokształtnie pod owym stwierdzeniem.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ