Mieszkanie razem ze względu na dzieci … jak to uratować?
: 18 kwie 2019, 0:22
Witajcie
Od dłuższego czasu obserwuje to forum i przyznam szczerze, że gdybym poczytał je kilka lat temu i wiedział to, co wiem teraz to prawdopodobnie bym nie był w sytuacji, w której jestem. A wygląda on następująco
Jesteśmy w związku już 18 lat i mamy dwójkę małych dzieci. Nie chce opisywać całej sytuacji, ale od kilku lat zaczęło się wszystko psuć. Nie mogliśmy się dogadać coraz częściej się kłóciliśmy.
Zacząłem przez to coraz więcej pic a przez ostanie poł roku piłem naprawdę często aż do momentu, gdy zona mi oznajmiła ze mnie już nie kocha, nie może na mnie patrzeć i chce rozwodu. W tym dniu tez zaczęła spać w innym pokoju.
Dopiero taki wstrząs nakłonił mnie do przeanalizowania naszego związku, przez co zrozumiałem swoje błędy, odstawiłem alkohol zacząłem żonę bardziej wspierać pomagać jej, sprzątać mieszkanie, gotować więcej zajmować się dziećmi i dbać o siebie.
Zacząłem uprawiać sport, bardzo schudłem i wyglądam dużo lepiej.
Poprosiłem ja o druga szanse jednak ona nie chciała mi jej dać, bo już nie potrafi ze mną być i ze to ze się zmieniłem nie ma znaczenia, powiedziała jedynie ze możemy poczekać może wydarzy się cud i jej się odmieni.
I już żyjemy 4 miesiące niestety cudu nie ma.
W miedzy czasie mieliśmy kilka rozmów, których zawsze byłem inicjatorem i za każdym razem żona mówiła cos innego, czasami, że próbuje być ze mną a nie może się przełamać, czasami że nie wie, co robić, dlatego mam ja zostawić w spokoju a ostatni ze nigdy w życiu ze mną już nie będzie. Najczęściej rozmowy o nas kończyły się kłótnią, żona już wypełniała pozew i szukała mieszkania.
Przez te 4 miesiące bywało różnie czasami żona potrafiła ze mną rozmawiać planować przyszłość jakbyśmy mieli razem mieszkać w naszym domu, ale potem znowu jej wszystko jej wracało widziałem ze chodzi skrzywiona albo szuka domów.
Odkryłem też, że żona ogląda w Internecie profil Kowalskiego po kilka razy dziennie od dłuższego czasu i czasem z nim pisze, gdy nią o tym rozmawiałem zawsze zapewniała ze nic ich nie łączy i nie będzie łączyć, pozwoliła mi nawet przeczytać wiadomości.
Nie czytałem wszystkich, ale raczej nic złego tam nie było z drugiej oglądanie profilu po kilka razy dziennie i wypisywanie pod byle pretekstem bardzo mnie zaniepokoiło gdyż wygląda to dla mnie jak obsesja lub natręctwo z jej strony, w każdym bądź razie odniosłem wrażenie, że robi wszystko, aby się do niego zbliżyć.
W ostatniej kłótni jakiś miesiąc temu powiedziała ze nie przestanie go oglądać, bo nie robi nic złego to tylko kolega … i ze już nigdy ze mną nie będzie, ale jak ją zostawię w spokoju to możemy pomieszkać razem dla dzieci…
Od tego czasu nie poruszam tematu naszego związku, mieszkamy razem rozmawiamy o dzieciach, bzdurach jak maź i żona i jakbyśmy mieli mieszkać razem do końca życia.
Jemy wspólne obiady, dzielimy się obowiązkami, nie kłócimy się, zona nawet planuje jakieś wakacje razem zemną, mimo że wcześniej w kłótni zarzekała się ze nigdy nigdzie ze mną nie pojedzie.
W pierwszych trzech miesiącach mieliśmy zaplanowane kilka wyjazdów z dziećmi, ale żaden nie wypalił, zawsze przed wyjazdem żona chodziła wkurzona albo siedziała i szukała domów albo pisała do Kowalskiego. To powodowało u mnie irytacje i dochodziło do rozmowy, która kończyła się kłótnią i nie jechaliśmy razem.
Teraz zbliża kolejny wyjazd z dziećmi i już po jej minie widzę, że, mimo że przez miesiąc było prawie ok teraz się zaczyna zachowywać jak przed wszystkimi wyjazdami wcześniej.
To tak w skrócie ……
Bardzo mi zależy na uratowaniu związku, jednak nie bardzo mogę sobie z tym wszystkim poradzić. To, że żona mówi, że nigdy ze mną nie będzie i że ogląda Kowalskiego powoduje, że nie jestem wstanie normalnie funkcjonować.
Ciągle się boje ze to oglądanie i pisanie się w końcu przerodzi w cos poważniejszego.
Co rano się zastanawiam czy czekanie ma sens czy może lepiej ja zmusić żeby wybierała albo rodzina albo rozwód.
Zawsze sobie tłumacze ze skoro ciągle mieszkamy razem to jeszcze jest jakaś szansa, ze może jej odmieni i znów będziemy razem.
Że skoro nie złożyła pozwu i ma dni, w których wybiega daleko w przyszłość, w której jeszcze mieszkamy razem to może jeszcze jest jakaś mała nadzieja.
Z drugiej strony obawiam się ze ona jest gotowa mieszkać ze mną tylko, dlatego ze mamy dzieci i ze względów ekonomicznych i dlatego że jest jaj tak wygodniej….
Nie jestem w stanie z nią porozmawiać, bo ona za każdym razem mów cos innego, na pewno na chwile obecna nie chce ze mną być i marzy o tym abym dał jej spokój.
Wiem ze każda sytuacja jest inna i ze nie ma złotego srodka na wyleczenie małzensa jednak licze na to ze wasze rady mi pomoga przez to przejsc.
Proszę rady, co robić żeby nie zwariować?
Zależy mi na uratowaniu małżeństwa jak postępować?
Czy na forum są osoby, które były w podobnej sytuacji i im się udało?
Od dłuższego czasu obserwuje to forum i przyznam szczerze, że gdybym poczytał je kilka lat temu i wiedział to, co wiem teraz to prawdopodobnie bym nie był w sytuacji, w której jestem. A wygląda on następująco
Jesteśmy w związku już 18 lat i mamy dwójkę małych dzieci. Nie chce opisywać całej sytuacji, ale od kilku lat zaczęło się wszystko psuć. Nie mogliśmy się dogadać coraz częściej się kłóciliśmy.
Zacząłem przez to coraz więcej pic a przez ostanie poł roku piłem naprawdę często aż do momentu, gdy zona mi oznajmiła ze mnie już nie kocha, nie może na mnie patrzeć i chce rozwodu. W tym dniu tez zaczęła spać w innym pokoju.
Dopiero taki wstrząs nakłonił mnie do przeanalizowania naszego związku, przez co zrozumiałem swoje błędy, odstawiłem alkohol zacząłem żonę bardziej wspierać pomagać jej, sprzątać mieszkanie, gotować więcej zajmować się dziećmi i dbać o siebie.
Zacząłem uprawiać sport, bardzo schudłem i wyglądam dużo lepiej.
Poprosiłem ja o druga szanse jednak ona nie chciała mi jej dać, bo już nie potrafi ze mną być i ze to ze się zmieniłem nie ma znaczenia, powiedziała jedynie ze możemy poczekać może wydarzy się cud i jej się odmieni.
I już żyjemy 4 miesiące niestety cudu nie ma.
W miedzy czasie mieliśmy kilka rozmów, których zawsze byłem inicjatorem i za każdym razem żona mówiła cos innego, czasami, że próbuje być ze mną a nie może się przełamać, czasami że nie wie, co robić, dlatego mam ja zostawić w spokoju a ostatni ze nigdy w życiu ze mną już nie będzie. Najczęściej rozmowy o nas kończyły się kłótnią, żona już wypełniała pozew i szukała mieszkania.
Przez te 4 miesiące bywało różnie czasami żona potrafiła ze mną rozmawiać planować przyszłość jakbyśmy mieli razem mieszkać w naszym domu, ale potem znowu jej wszystko jej wracało widziałem ze chodzi skrzywiona albo szuka domów.
Odkryłem też, że żona ogląda w Internecie profil Kowalskiego po kilka razy dziennie od dłuższego czasu i czasem z nim pisze, gdy nią o tym rozmawiałem zawsze zapewniała ze nic ich nie łączy i nie będzie łączyć, pozwoliła mi nawet przeczytać wiadomości.
Nie czytałem wszystkich, ale raczej nic złego tam nie było z drugiej oglądanie profilu po kilka razy dziennie i wypisywanie pod byle pretekstem bardzo mnie zaniepokoiło gdyż wygląda to dla mnie jak obsesja lub natręctwo z jej strony, w każdym bądź razie odniosłem wrażenie, że robi wszystko, aby się do niego zbliżyć.
W ostatniej kłótni jakiś miesiąc temu powiedziała ze nie przestanie go oglądać, bo nie robi nic złego to tylko kolega … i ze już nigdy ze mną nie będzie, ale jak ją zostawię w spokoju to możemy pomieszkać razem dla dzieci…
Od tego czasu nie poruszam tematu naszego związku, mieszkamy razem rozmawiamy o dzieciach, bzdurach jak maź i żona i jakbyśmy mieli mieszkać razem do końca życia.
Jemy wspólne obiady, dzielimy się obowiązkami, nie kłócimy się, zona nawet planuje jakieś wakacje razem zemną, mimo że wcześniej w kłótni zarzekała się ze nigdy nigdzie ze mną nie pojedzie.
W pierwszych trzech miesiącach mieliśmy zaplanowane kilka wyjazdów z dziećmi, ale żaden nie wypalił, zawsze przed wyjazdem żona chodziła wkurzona albo siedziała i szukała domów albo pisała do Kowalskiego. To powodowało u mnie irytacje i dochodziło do rozmowy, która kończyła się kłótnią i nie jechaliśmy razem.
Teraz zbliża kolejny wyjazd z dziećmi i już po jej minie widzę, że, mimo że przez miesiąc było prawie ok teraz się zaczyna zachowywać jak przed wszystkimi wyjazdami wcześniej.
To tak w skrócie ……
Bardzo mi zależy na uratowaniu związku, jednak nie bardzo mogę sobie z tym wszystkim poradzić. To, że żona mówi, że nigdy ze mną nie będzie i że ogląda Kowalskiego powoduje, że nie jestem wstanie normalnie funkcjonować.
Ciągle się boje ze to oglądanie i pisanie się w końcu przerodzi w cos poważniejszego.
Co rano się zastanawiam czy czekanie ma sens czy może lepiej ja zmusić żeby wybierała albo rodzina albo rozwód.
Zawsze sobie tłumacze ze skoro ciągle mieszkamy razem to jeszcze jest jakaś szansa, ze może jej odmieni i znów będziemy razem.
Że skoro nie złożyła pozwu i ma dni, w których wybiega daleko w przyszłość, w której jeszcze mieszkamy razem to może jeszcze jest jakaś mała nadzieja.
Z drugiej strony obawiam się ze ona jest gotowa mieszkać ze mną tylko, dlatego ze mamy dzieci i ze względów ekonomicznych i dlatego że jest jaj tak wygodniej….
Nie jestem w stanie z nią porozmawiać, bo ona za każdym razem mów cos innego, na pewno na chwile obecna nie chce ze mną być i marzy o tym abym dał jej spokój.
Wiem ze każda sytuacja jest inna i ze nie ma złotego srodka na wyleczenie małzensa jednak licze na to ze wasze rady mi pomoga przez to przejsc.
Proszę rady, co robić żeby nie zwariować?
Zależy mi na uratowaniu małżeństwa jak postępować?
Czy na forum są osoby, które były w podobnej sytuacji i im się udało?