zniszczyłam swoje małżeństwo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Jonasz

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Jonasz »

JolantaElżbieta pisze: 27 wrz 2019, 12:31 Prawie, że się wzruszyłam jego troskliwością :-)
;)
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: JolantaElżbieta »

Triste pisze: 27 wrz 2019, 12:39 Jolanta Elżbieta - dziękuję.
Sporo przeszłaś. Tyle lat mąż Cię nie szanował, nie kochał chyba wcale.
Wiesz tak sobie myślę czasem że cenniejszy jest święty spokój. Jesteś teraz Panią samej siebie :)
Nie szanował mnie od początku - w ogóle nie szanował kobiet. Ale nauczył się pewnych zachowań, przynajmniej na początku. A nie kochał mnie na pewno. Ostatnio doszłam do wniosku, że byłam dla niego pocieszeniem po porzedniej relacji.

Moja ś.p. teściowa, gdy dal jej ostro popalić, już po rozwodzie powiedziała - Jolu, to jest mój syn, ale to jest diabel nie człowiek. Poprosiłam, żeby się ze mną za niego modliła. Nie chciała, ale w końcu uległa. To ona w znacznym stopniu namawiała go na rozwód - właśnie jego - ocknęła się po rozwodzie, jak okazało się, że ma kochankę. Stanęła po mojej stronie - ale za późno. Bo przedtem wyzywała mnie od darmozjadów - nie pracowałam po wypadku przez 4 lata - użalała się, że on musi sam utrzymywac dom. Niech jej ziemia lekką będzie - namieszała sporo - gdy jej drugi syn się ożenił, powiedziała, że ukradłyśmy jej synów - ja i druga synowa :-( A ja mimo to starałam się ją kochac i szanować. Nie lubiła mnie, bo miałam swoje zdanie i nie pozwalałam jej się wtrącać w wychowanie dzieci i w nasze małżeństwo - nie pytałam jej jak co gotowac, jak opiekować się dziećmi itp. Mój teść stał po mojej stronie - pamietam jak po jednej z licznych awantur w ich obecności głaskał mnie po ręce i powtarzał: wytrzymaj Jolu, wytrzymaj. Ale uwagi żadne z nich mu nie zwróciło. Przestali do nas przychodzić:-(
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: renta11 »

JolantaElżbieta pisze: 27 wrz 2019, 13:07
Triste pisze: 27 wrz 2019, 12:39 Jolanta Elżbieta - dziękuję.
Sporo przeszłaś. Tyle lat mąż Cię nie szanował, nie kochał chyba wcale.
Wiesz tak sobie myślę czasem że cenniejszy jest święty spokój. Jesteś teraz Panią samej siebie :)
Nie szanował mnie od początku - w ogóle nie szanował kobiet. Ale nauczył się pewnych zachowań, przynajmniej na początku. A nie kochał mnie na pewno. Ostatnio doszłam do wniosku, że byłam dla niego pocieszeniem po porzedniej relacji.

Moja ś.p. teściowa, gdy dal jej ostro popalić, już po rozwodzie powiedziała - Jolu, to jest mój syn, ale to jest diabel nie człowiek. Poprosiłam, żeby się ze mną za niego modliła. Nie chciała, ale w końcu uległa. To ona w znacznym stopniu namawiała go na rozwód - właśnie jego - ocknęła się po rozwodzie, jak okazało się, że ma kochankę. Stanęła po mojej stronie - ale za późno. Bo przedtem wyzywała mnie od darmozjadów - nie pracowałam po wypadku przez 4 lata - użalała się, że on musi sam utrzymywac dom. Niech jej ziemia lekką będzie - namieszała sporo - gdy jej drugi syn się ożenił, powiedziała, że ukradłyśmy jej synów - ja i druga synowa :-( A ja mimo to starałam się ją kochac i szanować. Nie lubiła mnie, bo miałam swoje zdanie i nie pozwalałam jej się wtrącać w wychowanie dzieci i w nasze małżeństwo - nie pytałam jej jak co gotowac, jak opiekować się dziećmi itp. Mój teść stał po mojej stronie - pamietam jak po jednej z licznych awantur w ich obecności głaskał mnie po ręce i powtarzał: wytrzymaj Jolu, wytrzymaj. Ale uwagi żadne z nich mu nie zwróciło. Przestali do nas przychodzić:-(
Każde małżeństwo można uratować (osobiście wątpię ;) ) ale nie każde małżeństwo powinno być uratowane.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Jonasz

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Jonasz »

renta11 pisze: 27 wrz 2019, 17:19 ale nie każde małżeństwo powinno być uratowane.
A może Rento inaczej trochę:
Każde małżeństwo nie powinno być...imitacją małżeństwa ;)
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: JolantaElżbieta »

renta11 pisze: 27 wrz 2019, 17:19
Każde małżeństwo można uratować (osobiście wątpię ;) ) ale nie każde małżeństwo powinno być uratowane.
Każde małżeństwo powinno być uratowane, ale nie każde można uratować. Przestałam też wierzyć, że Pan Jezus może zmienić serce każdego człowieka - mojego męża jak widac nie może:-(
Pustelnik

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Pustelnik »

Jonasz pisze: 27 wrz 2019, 22:07
renta11 pisze: 27 wrz 2019, 17:19 ale nie każde małżeństwo powinno być uratowane.
A może Rento inaczej trochę:
Każde małżeństwo nie powinno być...imitacją małżeństwa ;)
Heyka,

(...) "powinno", "nie powinno" ?!?
Ludzie Kochani, skąd macie "ten język" ?
Nawet w Ewangelii go nie ma, mylę się ?
:shock:
Jonasz

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Jonasz »

Pustelniku dzielimy się tym co przeżywamy w tym momencie. 😉

Ale oddajmy już miejsce autorowi wątku....
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: JolantaElżbieta »

Nie da się zmusić nikogo, kto chce odejść, żadnymi środkami, perswazją, tłumaczeniem, prośbą, odwoływaniem się do wartości wyższych, kogoś kto chce odejść, bo nie kocha. Lepiej pozwolić mu odejść. Przeżyć swój ból, zająć się sobą i swoim życiem. Pożegnać się z nadziejami i robić swoje. Ja zgodziłam się na rozwód cywilny, bo uznałam, że nie mogę męża więzić, wbrew jego woli. Tak powiedziałam w sądzie - na pytanie sędziny, czy pani chce rozwodu - powiedziałam, że nie - Ale zgadza się pani na rozwód - tak, zgadzam się. Piętnaście minut i po sprawie :-( Pozostaliśmy małżeństwem sakramentalnym tylko tyle - mój mąż powiedział, ze nie ma to dla niego znaczenia - no cóż nic nie poradzę. Reszta należy do Pana Boga. Druga strona ma wolną wolę - zakładam, że miała ją przy zawieraniu ślubu - ma teraz odchodząc. Dla nas pozostawionych lepiej, żeby pogodzić się z tym, na co po ludzku nie mamy wpływu. To naprawdę w jakimś stopniu pomaga. Ja dopóki wierzyłam, że mój mąż wróci, miałam wewnętrzne oczekiwanie, które nie pozwoliło mi spokojnie spać. Wiecie jak to jest jak się na coś czeka? Jak pozbyłam się nadziei - niepokój odszedł, ale w to miejsce wszedł żal. A tego w końcu też można się pozbyć - trzeba przyjąć, że po prostu miało się pecha w życiu wiążąc się z osobą, która nas zawiodła. Zdarza się i żyje się dalej:-)
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Jolanta Elżbieta - sporo w tym racji. Złudzenia niszczą nasze życie.
Twój mąż przynajmniej postawił sprawę jasno, usłyszałaś prawdę. Mimo że bolesna to jednak ta prawda pozwoliła na zamiecie pewnego etapu w życiu i wejście w nowy, inny. Nie wiem czy lepszy czy gorszy.

Ja do mojego męża po raz ostatni wyciągnęłam dłoń tydzień temu. Powiedziałam że kocham. Żeby nigdy o tym nie zapominał. Zapytał tylko co u mnie i to wszystko.
Odtracil mnie. Nie odzywa się do mnie. Pojawił się jeden zdawkowy SMS w tygodniu z życzeniami miłego dnia.
I tak tkwimy w zawieszeniu już 8 miesięcy. A ja ciągle czekam. I łudzę się.
Bo trudno zająć się sobą nie mając prawdy przed sobą. Cholernie trudno.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: JolantaElżbieta »

Triste pisze: 29 wrz 2019, 12:41 Jolanta Elżbieta - sporo w tym racji. Złudzenia niszczą nasze życie.
Twój mąż przynajmniej postawił sprawę jasno, usłyszałaś prawdę. Mimo że bolesna to jednak ta prawda pozwoliła na zamiecie pewnego etapu w życiu i wejście w nowy, inny. Nie wiem czy lepszy czy gorszy.

Ja do mojego męża po raz ostatni wyciągnęłam dłoń tydzień temu. Powiedziałam że kocham. Żeby nigdy o tym nie zapominał. Zapytał tylko co u mnie i to wszystko.
Odtracil mnie. Nie odzywa się do mnie. Pojawił się jeden zdawkowy SMS w tygodniu z życzeniami miłego dnia.
I tak tkwimy w zawieszeniu już 8 miesięcy. A ja ciągle czekam. I łudzę się.
Bo trudno zająć się sobą nie mając prawdy przed sobą. Cholernie trudno.
Ja żyłam w zawieszeniu osiem lat. Mój mąż wie, że go kocham i że nie chciałam rozwodu. Łudziłam się nawet po rozwodzie - zwalałam jego decyzję na karb amoku, zamętu, myślałam, że się ogarnie. Ale dopiero teraz widzę, że była to decyzja podjeta na zimno, wykalkulowana, zaplanowana i zrealizowana bez skrupułów o oglądania się na innych (mnie?). To boli mnie jeszcze bardziej, bo straciłam 40 lat ze swojego życia na mrzonki. Oczywiście w tym czasie nie siedziałam i nei płakałam; robiłam wiele rzeczy dla siebie, bo siedzenie w mieszkaniu z wrogiem było nie do zniesienia. Żadna próba komunikacji nie dawała efektu, w końcu się poddałam. Szkoda, że nie miałam nikogo, kto by mi pomógł inaczej niż mowiąc - zostaw go, nic z tego nie będzie, nie kocha Cię, daj mu odejść i układaj sobie życie po swojemu, będziesz miała spokój. To wbiłam sobie do głowy i rozwód wydawał mi się jedynym sensownym wyjściem i chyba był, niestety, w naszej sytuacji. Mój mąż nie był od początku nastawiony na budowanie. Dopiero z tą kobietą się stara, zabiega, dba - buduje rodzinę, nową i szczęsliwą. Ona też ma córkę. My mamy córkę i syna. Mąż syna odrzucił wiele lat temu, gdy ten słysząc jak mąż mnie wyzywa, powiedział: tato nie będziesz tak więcej mówił do mamy. Mąż go zwyzywał, wypchnął z pokoju z odpowiednimi słowami. I od tej pory nie ma z nim kontaktu. Ma tylko jedno dziecko - córkę - z nią utrzymuje kontakty, pomaga jej, odwiedza, ona jego też. Zapisal jej swoje mieszkanie - po rodzicach, to do którego wyprowadził się z tą...Mnie moje kazał zapisać na syna. Widzisz wszystko miał i ma zaplanowane. Nie wiem jaki Pan Bóg miał plan i jaki ma - ja całe życie jestem wierna Panu Bogu - jako jedyna chodziłam też do kościoła -
nie przeszkadzało to nikomu - jak wracałam mąż robił jajecznicę - jedliśmy śniadanie i tak jeszcze dwa miesiące przed rozwodem. Mój mąż na początku chodził ze mną i z dziećmi, ale po rozwodzie powiedział mi: jestem niewierzący, zapamiętaj to sobie na całe życie. Akurat to mogę zapamiętac, o reszcie chciałabym zapomnieć i nie czuć bólu i żalu. Do Pana Boga też :-( Ale wciąż Mu ufam. Prawie jak mojemu mężowi . Bezwarunkowo. :-)
Pustelnik

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Pustelnik »

JolantaElżbieta pisze: 28 wrz 2019, 9:30 Jak pozbyłam się nadziei - niepokój odszedł, ale w to miejsce wszedł żal. A tego w końcu też można się pozbyć - trzeba przyjąć, że po prostu miało się pecha w życiu wiążąc się z osobą, która nas zawiodła. Zdarza się i żyje się dalej:-)
Odczucie żalu, trwanie w rozpamiętywaniu - miałem.
Ale (raczej) nigdy w swoim życiu nic nie nazywałem pechem (chociaż kiedyś nie umiałem "przegrywać" i nie wiedzialem, że porażki też ... są ... przydatne).

Nie wiem , czy sobie JolantoElżbieto nie robisz krzywdy tą "teorią pecha" ...
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

JolantaElzbieta widać jak wiele jest w Tobie jeszcze żalu i emocji.
Ja to rozumiem .....
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: JolantaElżbieta »

Triste pisze: 29 wrz 2019, 19:09 JolantaElzbieta widać jak wiele jest w Tobie jeszcze żalu i emocji.
Ja to rozumiem .....
Tak, żal przyszedł wraz z odejściem nadziei, jak dowiedziałam się, że mój mąż wrócił do tej kobiety. To świeża sprawa, więc wciąz się z tym mocuję.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Tak się zastanawiam nad wieloma rzeczami ostatnio....
Zastanawiam się co mam zrobić, w którą stronę pójść.
Mam wrażenie że tkwię w jakiejś matni z której nie umiem się wydostać. Jakby ktoś więził mnie w ciemnym pokoju z którego nie ma wyjścia a ja mam tylko czekać.
Słynne czekać nie czekając.
Rozwijać siebie
puścić wszystko wolno.

Powoli widzę że to tak naprawdę puste frazesy. Bo cóż to znaczy ? W moim przypadku znaczy to tyle - dać mężowi spokój, żyć w zawieszeniu, porzucić myśli o tym że jeszcze niedawno miałam pełną rodzinę, wracałam do domu wtulić się w męża, robić coś z nim, dla nas, spędzać to życie razem.

Teraz została pustka, strach, nicość, przerażenie.
Nie, Nie potrafię tego wszystkiego zostawić za sobą jakby nigdy tego nie było.
Ci którzy potrafią - może przestało im zależeć ? Może to uczucie minęło i przywykli do innego życia ??

Mój mąż zerwał ze mną kontakt po małej próbie kiedy próbowałam go wskrzesić.
Dał mi do zrozumienia że chyba nie interesuje go już za bardzo co się u mnie dzieje.
I tak to zwisnęło - ani się ostatecznie nie rozstaliśmy, ani nie padły słowa o rozwodzie, ale pod skórą czuję że to koniec, że to jest takie zawieszenie a czekam na wybuch bomby.
Strasznie to męczy psychicznie i fizycznie.

Moje istnienie sprowadza się do tego że wstaję rano do pracy a po pracy zasypiam i budzę się w nocy.
Nie mogę wybić się z tego letargu.
Ludzie dookoła chcą mi teraz udowodnić że moje małżeństwo nie miało przyszłości, że mój mąż nie dorósł do małżeństwa, nie nadaje się do założenia rodziny..... Nie chcę tego słuchać.

Czasami tak po cichu zazdroszczę tym których sytuacja jakoś się wyjaśniła.
Bo ja nie umiem żyć czekając a jednak nie.

Kocham tego człowieka. Po prostu.
i nie umiem inaczej. Nie umiem wyrzucić go ze swojej głowy, myśli.
Może inni tak potrafią ja nie.
Ewuryca

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ewuryca »

Triste myśle, że tak się czujesz bo to wszystko jest u ciebie jeszcze świeże. Według mnie to czas pomaga, bo może będziesz się czuła w pustce i będziesz czekała na męża ale i tak prędzej czy później uświadomisz sobie, że życie płynie dalej, czy nam się to podoba czy nie. Mówi się żeby czekać nie czekając bo co innego można zrobić tak naprawdę? Masz jakiś sposób na zmuszenie męża do powrotu? Nie chodzi o to czy przestało się kochać, ale powiedz sama: ja już dostałam od męża deklaracje, że nie wraca. Mieszka już z nową kobietą, to co według ciebie zrobić? No pozostaje tylko się z tym pogodzić i żyć dalej. Mogę leżeć i beczeć (i to tez mam za sobą) ale i tak kiedyś trzeba przestać. Ja tez miałam swóją karuzele, mnie pomogła modlitwa Jezu, Ty się tym zajmij...powtarzałam ją codziennie ale z zaznaczeniem na słowa nie żeby Jezus zajął się małżeństwem ale, że obiecał pokój w duszy. Zresztą ta modlitwa wielokrotnie mnie ratowała :) No i jeszcze mówisz, że zazdrościsz tym którzy mają jasną sytuacje. Wiesz, czasem sytuacje które doprowadzają do tych jasnych przekazów to takie noże wbijane nam w serce, no bo na przykład: dowiadujesz się ze mąż złożył pozew, albo rozprawa sama w sobie, albo dziecko z kowalską, albo w ogóle kowalska, wiec nie ma co zazdrościć bo pewnie niejedna osoba wyła z bólu kiedy właśnie taki etap jasności trzeba było przyjąć.
To co jeszcze od siebie mogę ci napisać, to pisałaś, że jesteś osobą młodą i chcesz mieć rodzine. Może chciałabyś umówić się w sądzie biskupim na wizytę (jest bezpłatna i trwa jakieś 15min). Przedstawisz tam krótko waszą historie i powiedzą ci czy macie jakiekolwiek przesłanki na zbadanie ważności małżeństwa. U mnie proces się zaczął i skoro nie ma już szansy na naprawę małżeństwa to przynajmniej wiem, że MOŻE za pare lat będę miała drugą szanse.
ODPOWIEDZ