Ja nie chcę się licytować - bo każdy ma swój ból. Moje małżeństwo było bardzo trudne. Chciałam zostawić mojego męża wiele lat temu, bo miałam dosyć wyzwisk, agresji, zajmowania się wszystkim sama, ciągnięcia wózka, na którym siedziały dzieci i mój mąż. Śmiałam sie nieraz, że jestem samotną mamą z trójką dzieci. Przeżyłam wiele lat z człowiekiem, który mnie oszukiwał i wykorzystywał, Zostawił samą w pustym mieszkaniu, zabrał wszystko i poszedł budować inną relację. Ja zostałam poraniona, moje dzieci też - wywlekały się z traumy długi czas, ale nie da się pewnych ran wyleczyć nigdy. I nie było tak, że poddawałam się wszystkiemu jak pokorne cielę. Żyłam na huśtawce - dwa tygodnie horror, dwa tygodnie sielanka. Przyzwyczaiłam sie do takiego życia, umiałam sie poruszać w tym środowisku, z mężem sobie radziłam. Wszyscy uważali nas za fajne, dobrane małżeństwo. Kiedy wydawało mi się, ze w końcu wszystko zaczęło się układać,po 25 latach małżeństwa mój mąż oznajmił mi, że mnie opuszcza, bo chce zmienić swoje życie. Mam go nie szukać, nie dowiadywać się, zostawia mi wszystko i odchodzi. Ale nie odszedł - zamilkł na około 5 lat. Mieszkaliśmy razem, prowadziliśmy na pozór normalne życie. Każda próba podjęcia rozmowy kończyła się wypychaniem mnie z pokoju, zakrywaniem uszu, podgłaśnianiem telewizora, żeby mnie nie słyszeć - wyjdź stąd, wy..., bo cię wyniosę. Potem zaczął się odzywac na rok. Potem stracił pracę, miał problemy ze zdrowiem. Byłam przy nim - uczyłam go niemieckiego, bo chciał wyjechać do pracy - a nie znam tego języka. Siedziałam i rozkminiałam gramatykę. Egzamin zdał. A potem załatwiłam mu poracę. I już byłam niepotrzebna - przestał dawać mi pieniądze na prowadzenie domu - nie miałam dochodów, bo byłam po wypadku, na rehabilitacji, przed emeryturą. Podkradałam mu jedzenie, bo on sobie kupował. A potem okazało się, że miał swoje życie. A ja mu ufałam i nie docierało do mnie, że może kogoś mieć. Nawet jak czułam perfumy na koszuli, wmawiałam sobie, że to jego. Doszłam do sciany i było mi wszystko jedno. Juz nie żyłam, wegetowałam - czekałam na śmierć - jak powiedziała moja córka. A potem złapałam mojego męża z kochanką. I poszedł sobie budować tę nową relację. A ja zostałam w walącym się mieszkaniu, bez mebli, telewizora, zmywarki, lodówki i całej masy rzeczy. Zabrał wszystko na to nowe swoje życie. Ja nie protestowałam, bo było mi wszystko jedno. A teraz ucze się żyć i wyleczyć z syndromu ofiaty, z syndromu helisńskiego i całej masy innych syndromów. Dla niego byłam tumanem, który pokończył studia, a tumanem pozostał.
Ty jesteś młoda, nie fiksuj się na potrzebie posiadania dzieci, rodziny, oddaj zycie Panu Bogu, zaufaj Mu, a On doprowadzi Cię do szczęścia pomimo....
Czy byłam głupia i naiwna?? Nie byłam żoną