zniszczyłam swoje małżeństwo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Lawendowa »

Triste pisze: 31 paź 2019, 7:31 On się przestał do mnie odzywać zupełnie - uciął ze mną kontakt.
Dopytam, by mieć jasny obraz sytuacji. Czy mąż nie odbiera od Ciebie telefonu? Nie odpisuje na SMS-y?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Lawendowa pisze: 31 paź 2019, 7:58
Triste pisze: 31 paź 2019, 7:31 On się przestał do mnie odzywać zupełnie - uciął ze mną kontakt.
Dopytam, by mieć jasny obraz sytuacji. Czy mąż nie odbiera od Ciebie telefonu? Nie odpisuje na SMS-y?
Nie dzwoniłam, ale na smsy nie odpisał.
Nie doczekałam się odpowiedzi na zadane pytanie.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Lawendowa »

A co w Tobie stoi na przeszkodzie by zadzwonić, albo jeszcze raz napisać?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Lawendowa pisze: 31 paź 2019, 8:02 A co w Tobie stoi na przeszkodzie by zadzwonić, albo jeszcze raz napisać?
Ponieważ już mam dość lekceważenia, ignoranctwa.
Za każdym razem odzywałam się pierwsza. On tego ani razu nie uczynił.
Już po prostu powiedziałam sobie dosyć bo czułam się jakbym zaczęła żebrać o ten kontakt.
Wszystko można do czasu.

To ja ostatnio przełamałam się, napisałam, zaaranżowałam spotkanie, przyjechałam do jego miasta.
Po jałowym kontakcie z jego strony w końcu ponownie go urwał i zamilkł :)
Tak jak ma w swoim zwyczaju.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: s zona »

Triste,
a moze on do "jaskini sobie wlazl" .. podobno u facetow to normalne ;)
Cierpliwosci..chociaz mnie by tez pewnie wkurzalo, bo ile mozna tam siedziec ..
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

s zona pisze: 31 paź 2019, 16:35 Triste,
a moze on do "jaskini sobie wlazl" .. podobno u facetow to normalne ;)
Cierpliwosci..chociaz mnie by tez pewnie wkurzalo, bo ile mozna tam siedziec ..
8 miesięcy w jaskini :mrgreen:
Ja juz mam za dużo lat na takie rzeczy :-)
Ewuryca

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ewuryca »

To co zamierzasz zrobić Triste? Chcesz czekać? Co jesli mąż zadzwoni i będzie się chciał spotkać, dasz mu jeszcze jedną szanse? A co jesli nie zadzwoni? Pytam z ciekawości.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Ewuryca pisze: 31 paź 2019, 19:12 To co zamierzasz zrobić Triste? Chcesz czekać? Co jesli mąż zadzwoni i będzie się chciał spotkać, dasz mu jeszcze jedną szanse? A co jesli nie zadzwoni? Pytam z ciekawości.
Za dużo się rzeczy perfidnych z jego strony wydarzyło o których nie mogę tu na forum pisać.
Co zamierzam ?
Żyć ....po prostu życ ale na pewno już nie z nim.
Ukasz

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Ukasz »

Triste pisze: 31 paź 2019, 7:31 Dziś już odpuszczam całkowicie. Nie walczę. Nie czekam. Nie rozmyślam. Odcięłam się.
Przestałam w końcu myśleć o mężu 24 h na dobę.
Triste pisze: 31 paź 2019, 7:31 Ten który miał być, chronić, wspierać ....
Ten co przysięgał miłość, gdzie on jest ??
Triste, czytając to mam wrażenie, że z dużym zaangażowaniem wmawiasz sobie, że nie myślisz o mężu, że go nie kochasz. To Ci przynosi ulgę w bólu, który wciąż zalega głęboko w Tobie. Nie wiem, czy to na dłuższą metę dobry kierunek. Czy nie jest to wypieranie uczuć, które się nawarstwiają i kiedyś wybuchną?
Triste pisze: 31 paź 2019, 7:31 Nie widzę dalszej drogi z mężem. Nie z takim człowiekiem jaki teraz jest.
Triste pisze: 31 paź 2019, 19:42 Co zamierzam ?
Żyć ....po prostu życ ale na pewno już nie z nim.
Twoja pierwsza deklaracja jest mi bardzo bliska. Sformułowałbym ją troszkę inaczej: nie widzę dalszej drogi z moją żoną przy jej obecnej postawie, nie ma zgody na wspólne życie, dopóki nie zacznie realnie iść w innym kierunku, choćby przez ucięcie kontaktów z kowalskimi.
Druga natomiast jest mi zupełnie obca. Marzę o tym, żebyśmy kiedyś mogli znów spróbować. Żeby jej znów zachciało się chcieć. Żeby wybrała inną drogę niż teraz.
Odrzucam jej obecne postępowanie, nie odrzucam jej jako osoby.
A na razie na pewno czeka mnie czas bez niej - cokolwiek by się stało, nie nastąpi to szybko, bo ja już nie przyjmę samej deklaracji. A jest prawdopodobne, że na żadne nowe otwarcie się nie doczekam. Mam teraz długi, spokojny, choć trudny czas na pracę nad sobą. To jednak nie oznacza porzucenia nadziei.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Ukasz pisze: 01 lis 2019, 21:25 Triste, czytając to mam wrażenie, że z dużym zaangażowaniem wmawiasz sobie, że nie myślisz o mężu, że go nie kochasz. To Ci przynosi ulgę w bólu, który wciąż zalega głęboko w Tobie. Nie wiem, czy to na dłuższą metę dobry kierunek. Czy nie jest to wypieranie uczuć, które się nawarstwiają i kiedyś wybuchną?
Myślę o nim i tak w głębi serca kocham go nadal ale ta miłosć i te uczucia zostały bardzo zdeptane.
Nie można całkowicie tak wyrzec się uczucia, ale to już nie jest taka miłość jaką męża darzyłam kiedy zakładałam ten wątek.
Ukasz pisze: 01 lis 2019, 21:25 Twoja pierwsza deklaracja jest mi bardzo bliska. Sformułowałbym ją troszkę inaczej: nie widzę dalszej drogi z moją żoną przy jej obecnej postawie, nie ma zgody na wspólne życie, dopóki nie zacznie realnie iść w innym kierunku, choćby przez ucięcie kontaktów z kowalskimi.
Druga natomiast jest mi zupełnie obca. Marzę o tym, żebyśmy kiedyś mogli znów spróbować. Żeby jej znów zachciało się chcieć. Żeby wybrała inną drogę niż teraz.
Odrzucam jej obecne postępowanie, nie odrzucam jej jako osoby.
A na razie na pewno czeka mnie czas bez niej - cokolwiek by się stało, nie nastąpi to szybko, bo ja już nie przyjmę samej deklaracji. A jest prawdopodobne, że na żadne nowe otwarcie się nie doczekam. Mam teraz długi, spokojny, choć trudny czas na pracę nad sobą. To jednak nie oznacza porzucenia nadziei.
Ehh.... Ja nie wiem co ja mam powiedzieć.
Naprawdę takie przypadku jak mój to chyba znowu ze świecą szukać, choć może takich postaw jak mojego męża, takich zachować jest wiele tylko ja się z takimi nie spotykam.

Minęło 9 miesięcy odkąd mój mąż się wyprowadził.
Na początku był szok i niedowierzanie. Walka za wszelką cenę.
Z perspektywy czasu czytając wielokrotnie mój wątek widzę już jakie popełniłam błędy.
Chyba chciałam za bardzo, kochałam za bardzo, chciałam za mocno, już, teraz, zaraz.
Włożyłam cały swój wysiłek żeby tą miłość uratować. Tak jak tylko potrafiłam, całym sercem.
to nie była łatwa droga. Wiele emocji, zranień, bardzo dużo cierpienia. Co ja Wam będę tłumaczyć, wszyscy wiecie jaka to jest ciernista droga.
Kiedy walczysz o kogoś a ten ktoś wciąż się oddala.

A dziś już do mnie dociera cała ta prawda. Mój mąż celowo cały czas robił uniki, odpychał mnie.
Stwarzał barierę za barierą, przeszkody nie do przeskoczenia.
Męczyły go rozmowy, działania. On się wolał odseparować.
Jego kontakt był sporadyczny.

I nie, już nie uwierzę w te jaskinie, w które niby się cofał.
To wszystko bzdura. On sobie wybrał świadomy plan działania, świadomie mną manipulował.
Celowo wzbudzał we mnie wciąż poczucie winy.

To co zrobił ostatnio - zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia.
Żadne żegnam, żadne - przepraszam, chcę być sam.

Człowiek chyba zasługuje na odrobinę szczerości. Jakakolwiek by nie była - wystarczy powiedzieć, słuchaj nie mogę, nie chcę być z Tobą dłużej, musimy się rozstać. Chcę iść dalej przez życie sam/może chcę być z kimś innym, uszanuj to.

Ale nie - zostawił mnie jak psa którego wywożą do lasu i odjeżdżają na wakacje.
Nic go nie tłumaczy.
Nie wyobrażam sobie z tym człowiekiem być, zaufać mu.
To jak mnie zranił jest potworne, już nie będę opowiadać całej otoczki tego wszystkiego bo to nie ma sensu.
W moich oczach jest tchórzem, nie jest mężczyzną.
Bo prawdziwego mężczyznę poznać po tym jak kończy nie jak zaczyna i coś w tym jest.

Nie zostawił po sobie szacunku, nie pozostawił mi po sobie nic tylko żal.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: renta11 »

Triste pisze: 04 lis 2019, 7:46
Ukasz pisze: 01 lis 2019, 21:25 Triste, czytając to mam wrażenie, że z dużym zaangażowaniem wmawiasz sobie, że nie myślisz o mężu, że go nie kochasz. To Ci przynosi ulgę w bólu, który wciąż zalega głęboko w Tobie. Nie wiem, czy to na dłuższą metę dobry kierunek. Czy nie jest to wypieranie uczuć, które się nawarstwiają i kiedyś wybuchną?
Myślę o nim i tak w głębi serca kocham go nadal ale ta miłosć i te uczucia zostały bardzo zdeptane.
Nie można całkowicie tak wyrzec się uczucia, ale to już nie jest taka miłość jaką męża darzyłam kiedy zakładałam ten wątek.
Ukasz pisze: 01 lis 2019, 21:25 Twoja pierwsza deklaracja jest mi bardzo bliska. Sformułowałbym ją troszkę inaczej: nie widzę dalszej drogi z moją żoną przy jej obecnej postawie, nie ma zgody na wspólne życie, dopóki nie zacznie realnie iść w innym kierunku, choćby przez ucięcie kontaktów z kowalskimi.
Druga natomiast jest mi zupełnie obca. Marzę o tym, żebyśmy kiedyś mogli znów spróbować. Żeby jej znów zachciało się chcieć. Żeby wybrała inną drogę niż teraz.
Odrzucam jej obecne postępowanie, nie odrzucam jej jako osoby.
A na razie na pewno czeka mnie czas bez niej - cokolwiek by się stało, nie nastąpi to szybko, bo ja już nie przyjmę samej deklaracji. A jest prawdopodobne, że na żadne nowe otwarcie się nie doczekam. Mam teraz długi, spokojny, choć trudny czas na pracę nad sobą. To jednak nie oznacza porzucenia nadziei.
Ehh.... Ja nie wiem co ja mam powiedzieć.
Naprawdę takie przypadku jak mój to chyba znowu ze świecą szukać, choć może takich postaw jak mojego męża, takich zachować jest wiele tylko ja się z takimi nie spotykam.

Minęło 9 miesięcy odkąd mój mąż się wyprowadził.
Na początku był szok i niedowierzanie. Walka za wszelką cenę.
Z perspektywy czasu czytając wielokrotnie mój wątek widzę już jakie popełniłam błędy.
Chyba chciałam za bardzo, kochałam za bardzo, chciałam za mocno, już, teraz, zaraz.
Włożyłam cały swój wysiłek żeby tą miłość uratować. Tak jak tylko potrafiłam, całym sercem.
to nie była łatwa droga. Wiele emocji, zranień, bardzo dużo cierpienia. Co ja Wam będę tłumaczyć, wszyscy wiecie jaka to jest ciernista droga.
Kiedy walczysz o kogoś a ten ktoś wciąż się oddala.

A dziś już do mnie dociera cała ta prawda. Mój mąż celowo cały czas robił uniki, odpychał mnie.
Stwarzał barierę za barierą, przeszkody nie do przeskoczenia.
Męczyły go rozmowy, działania. On się wolał odseparować.
Jego kontakt był sporadyczny.

I nie, już nie uwierzę w te jaskinie, w które niby się cofał.
To wszystko bzdura. On sobie wybrał świadomy plan działania, świadomie mną manipulował.
Celowo wzbudzał we mnie wciąż poczucie winy.

To co zrobił ostatnio - zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia.
Żadne żegnam, żadne - przepraszam, chcę być sam.

Człowiek chyba zasługuje na odrobinę szczerości. Jakakolwiek by nie była - wystarczy powiedzieć, słuchaj nie mogę, nie chcę być z Tobą dłużej, musimy się rozstać. Chcę iść dalej przez życie sam/może chcę być z kimś innym, uszanuj to.

Ale nie - zostawił mnie jak psa którego wywożą do lasu i odjeżdżają na wakacje.
Nic go nie tłumaczy.
Nie wyobrażam sobie z tym człowiekiem być, zaufać mu.
To jak mnie zranił jest potworne, już nie będę opowiadać całej otoczki tego wszystkiego bo to nie ma sensu.
W moich oczach jest tchórzem, nie jest mężczyzną.
Bo prawdziwego mężczyznę poznać po tym jak kończy nie jak zaczyna i coś w tym jest.

Nie zostawił po sobie szacunku, nie pozostawił mi po sobie nic tylko żal.
Triste

Bardzo jest mi bliskie to, co piszesz. Najtrudniejsze dla mnie było pogodzenie się z tym, że jestem taka unieważniona właśnie. Dopiero 9 miesięcy po wyprowadzce męża od męża kochanki mojego męża dowiedziałam się, że był romans wtedy już 3,5 letni, jaki to był romans, daty, elementy zmowy kochanków, wspólne ich działanie przeciwko własnym rodzinom i wiele drastycznych szczegółów całej operacji. No i oczywiście zabrakło elementarnych rzeczy jak: choćby przepraszam, szczerości, o zadośćuczynieniu nie wspomnę. Nawet po tych 9 miesiącach, kiedy gorzka prawda się wydała. Nie tyle zdrada, co właśnie sposób jej przeprowadzenia (perfidne manipulacje, wzbudzanie poczucia winy u mnie, tworzenie zasłony dymnej, te drastyczne szczegóły niegodziwego działania). Trudno było mi nad tym przejść, bo innego człowieka kochałam, znałam.
Za chwilę minie 5 lat od jego wyprowadzki. Kilka lat bujałam się na tym poczuciu skrzywdzenia, a w sumie to totalnego unieważnienia mojej osoby. Ale od razu po jego wyprowadzce powiedziałam do siebie "To, że mąż mnie porzucił nie znaczy, że nie mam istnieć jako JA, nie mam realizować swoich marzeń". Zwołałam naradę rodzinną (dzieci i ja) i się zaczęło. Zaczęłam od realizowania marzeń: sprzedałam dom, kupiłam mały domek (z furtką do lasu), po 6 miesiącach zamieszkałam w miejscu, które kocham, natychmiast rozpoczęłam rozbudowę domu, po roku zmieniłam pracę (bardzo ją lubię, więcej zarabiam, realizuję się), zwiększyłam stado zwierząt (w tym szarplaninaca 60 kg). Zmieniłam także swój stosunek do ludzi (nauczyłam się lubić ludzi, niektórych kochać) postawiłam na swój rozwój. A wszystko to z prowadzeniem przez Boga. Niezauważalnie po drodze dokonała się zmiana, że najważniejsze jest jak JA traktuję SIEBIE, i dążenie do tego, abym to JA potrafiła dobrze traktować ludzi (przepraszać, darzyć szczerością, życzliwością, takie małe codzienne rzeczy). Uczę się redukowania oczekiwań w stosunku do innych, a raczej to ja staram się być po prostu lepszym człowiekiem, kochać ludzi (a nie jest to proste). Moje życie jest pełne, żyję czasami z pasją, z sensem.
No teraz pewnie ciekawi Cię, a co z nim? Ano nic. Nie utrzymuję kontaktów z ludźmi, dla których nie jestem wystarczająco ważna, w tym więc także z nim. Nawet przez kolejnych 5 lat facet nie wziął odpowiedzialności za to, co zrobił, to życzę mu dobrze , ale kontaktów utrzymywać nie będę. Dla mnie to jest właściwe (nie było to małżeństwo sakramentalne, więc i obowiązki nie takie).
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

renta11 pisze: 04 lis 2019, 9:39Zmieniłam także swój stosunek do ludzi (nauczyłam się lubić ludzi, niektórych kochać) postawiłam na swój rozwój. A wszystko to z prowadzeniem przez Boga. Niezauważalnie po drodze dokonała się zmiana, że najważniejsze jest jak JA traktuję SIEBIE, i dążenie do tego, abym to JA potrafiła dobrze traktować ludzi (przepraszać, darzyć szczerością, życzliwością, takie małe codzienne rzeczy). Uczę się redukowania oczekiwań w stosunku do innych, a raczej to ja staram się być po prostu lepszym człowiekiem, kochać ludzi (a nie jest to proste). Moje życie jest pełne, żyję czasami z pasją, z sensem.
No teraz pewnie ciekawi Cię, a co z nim? Ano nic. Nie utrzymuję kontaktów z ludźmi, dla których nie jestem wystarczająco ważna, w tym więc także z nim. Nawet przez kolejnych 5 lat facet nie wziął odpowiedzialności za to, co zrobił, to życzę mu dobrze , ale kontaktów utrzymywać nie będę. Dla mnie to jest właściwe (nie było to małżeństwo sakramentalne, więc i obowiązki nie takie).
Rento dziękuję Ci bardzo za Twoje słowa !!
Ja również idę dalej przez życie i mam w sobie poczucie że chcę być po prostu lepszym człowiekiem, mam w sobie chęć czynienia dobra dla innych.
Nie wiem skąd mi się to wzięło, bo z drugiej strony czuję się w pewnym stopniu wyrolowana i oszukana (co w głównej mierze zarzucał mi mąż po tym jak odkrył, że oszukałam go co do mojego długu).
Często zastanawiam się, czy to jest jego zemsta na mojej osobie ? Czy on chciał odpłacić mi pięknym za nadobne ?

ale jeżeli tak jest, to o czym to świadczy ? Czy w tym człowieku jest miłość, dobro i przebaczenie ? Nie ma !

Tak, czuję się skrzywdzona właśnie przez to że facet nie wziął tej odpowiedzialności skończenia z tym wszystkim.
Rozpłynął się jak we mgle.
Zapomniał o moim istnieniu. Kim trzeba być żeby tak potraktować żonę niespełna dwa lata po ślubie ??

I wiesz, czułam się potwornie zmęczona tą niepewnością, tym jego cofaniem się, tą ignorancją.
Czułam że nie daję rady żyć normalnie, dopiero teraz widzę sama po sobie, kiedy w końcu dałam za wygraną i odpuściłam ile nerwów i zdrowia mnie to kosztowało.
W tym momencie stać mnie tylko na tyle aby pracować i spać.
Czuję się jak po chemioterapii...
Jonasz

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Jonasz »

Triste pisze: 04 lis 2019, 11:00 Czuję się jak po chemioterapii...
renta11 pisze: 04 lis 2019, 9:39 Najtrudniejsze dla mnie było pogodzenie się z tym, że jestem taka unieważniona właśnie.
Bardzo ciekawe określenia Dziewczyny.
Dzięki.
Pozwoliły mi nazwać i uporządkować coś czego nie mogłem nazwać. ;)
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: renta11 »

Triste pisze: 04 lis 2019, 11:00


Nie wiem skąd mi się to wzięło, bo z drugiej strony czuję się w pewnym stopniu wyrolowana i oszukana (co w głównej mierze zarzucał mi mąż po tym jak odkrył, że oszukałam go co do mojego długu).
Często zastanawiam się, czy to jest jego zemsta na mojej osobie ? Czy on chciał odpłacić mi pięknym za nadobne ?

ale jeżeli tak jest, to o czym to świadczy ? Czy w tym człowieku jest miłość, dobro i przebaczenie ? Nie ma !

Tak, czuję się skrzywdzona właśnie przez to że facet nie wziął tej odpowiedzialności skończenia z tym wszystkim.
Rozpłynął się jak we mgle.
Zapomniał o moim istnieniu. Kim trzeba być żeby tak potraktować żonę niespełna dwa lata po ślubie ??

I wiesz, czułam się potwornie zmęczona tą niepewnością, tym jego cofaniem się, tą ignorancją.
Czułam że nie daję rady żyć normalnie, dopiero teraz widzę sama po sobie, kiedy w końcu dałam za wygraną i odpuściłam ile nerwów i zdrowia mnie to kosztowało.
W tym momencie stać mnie tylko na tyle aby pracować i spać.
Czuję się jak po chemioterapii...
Taa, ale to on nie wziął tej odpowiedzialności. To jego problem jest.
Ty swoją odpowiedzialność wzięłaś na siebie za długi (po czasie, ale konsekwentnie). Przy okazji wzięłaś za dużo, bo aż po rozpad małżeństwa.
Ale to z kolei jego manipulacja, aby Tobie tę winę przypisać.
Więc weź to, co jest Twoje, a to co jest jego zostaw jemu. To jego problem. Możesz mu jakiś mail w tym temacie wysłać, żeby była jasność. A co on z tym zrobi to jego sprawa.
Widzisz, ludzie są jacy są, aby czuć się ze sobą lepiej, często zrzucają na drugą stronę swoje przewinienia. Warto to wiedzieć, raczej nie warto nic z tym robić. Ty zamij się sobą i swoim ogródkiem.
Ja zostawiłam mojego męża Bogu, i tyle. Sama ze sobą mam wiele roboty.
Jedno co fajne, to umieć rozgraniczyć, co należy do mnie i tutaj działać, a co należy do kogoś i zostawić to komuś. Nie moje małpy, nie mój cyrk :D - jak mówi przysłowie.
Ja jestem ważna dla siebie i Ty bądź ważna dla samej siebie.
A jak on się może? zmieni i coś zacznie rzeźbić w Twoim kierunku - to wtedy zacznij się zastanawiać, co chcesz Ty z tym co masz podane, zrobić. Warto wtedy postępować jak dobry chrześcijanin, ale to właśnie pole do pracy nad sobą.
Przytulam Cię bardzo serdecznie, najgorsze za Tobą. Teraz tylko droga w górę. :D
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Małgorzata Małgosia
Posty: 306
Rejestracja: 05 wrz 2019, 14:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Małgorzata Małgosia »

Triste, Renta11 - bardzo dziękuję Wam za tę wymianę zdań, bardzo mi pomogła, czuję się jak po spotkaniu w grupie terapeutycznej dla "unieważnionych" kobiet :)
Potrzebna mi jest świadomość, że nie ja jedna zostałam porzucona w zasadzie bez słowa wyjaśnienia.
Właśnie zaczyna się koronka, modlę się za Was!
"Ty zaś powróć do Boga swojego - strzeż pilnie miłości i prawa i ufaj twojemu Bogu!" (Oz 12, 7).
Jezu ufam Tobie.
ODPOWIEDZ