nałóg pisze: ↑24 maja 2019, 9:23
Triste,ponieważ to Ty jesteś na tym forum ,więc będę pisał tylko do Ciebie i odnosił się do Twoich stwierdzeń.
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
Jak tak na chłodno o tym myślę dzisiaj.... To mam wrażenie że to była wszystko gra z jego strony
Triste, .....popatrz na siebie....... piszesz że kochasz męża a serwujesz mu co? serwujesz mu że chcesz rozwodu.
Czy to była/jest gra z Twojej strony? wyraz miłości? czemu miałoby to służyć?
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
On nie chciał ratować tego małżeństwa.
Ja czytam to co Ty piszesz i czytam , że to Ty mu zaserwowałaś propozycję rozwodu. Czy to jest wyraz i sposób na ratowanie małżeństwa? przy twierdzeniu że kochasz męża i trudno Ci bez niego żyć.
Ty chciałaś/chcesz pracować /ratować Wasz związek? Rozwodem? rozwód w świetle prawa cywilnego rozwiązuje to co nazywa się małżeństwem w świetle prawa cywilnego. To czego chcesz?
Nałogu, wyszłam z propozycją rozwodu bo przez ostatni rok, ani przez ostatnie intensywne 4 miesiące terapii nie widziałam z jego strony żadnego zaangażowania.
Odkąd się wyprowadził nasz kontakt zanikał. Nie było mozliwości go podtrzymać. To on podzielił nasze światy na pół.
Kiedy dzwoniłam, nie odbierał, odpisywał w nocy że spał.
Nie naciskał na spotkania, to ja pytałam wiele razy czy się zobaczymy. To ja naciskałam na trudne rozmowy aby wreszcie rozwiązać nasze problemy.
Z jego strony ciągle spotykałam opór. Brak chęci do tych rozmów. Wszystkie problemy zamiatane pod dywan. O jego pretensjach w stosunku do mnie dowiadywałam się albo od osób trzecich albo po pół roku po fakcie.
Żeby coś uratować to potrzebne są chęci i ja te chęci miałam podczas gdy ciągle zderzałam się z chłodem, milczeniem, ścianą.
nałóg pisze: ↑24 maja 2019, 9:23 A te spotkanie to ostatnie spotkanie było w Twoim miejscu zamieszkania? To on przybył do Ciebie? Czy jak komuś zupełnie nie zależy to szuka kontaktu?
Tak to on przybył do mnie.
Po co ? Nie po to by ratować nasz związek tylko przybył z kalendarzem w którym miał spisaną moją historię kredytową zdobytą za moimi plecami bez mojej zgody aby po raz kolejny oskarżyć mnie że go w czymś oszukuję.
Mnie się wydaję że już to wszystko przegadaliśmy, chciał wyjaśnień i dowodów na pewne kwestie więc mu wszystko pokazałam.
Albo idziemy dalej i coś ratujemy albo bawimy się w wypominanie i szukanie na kogoś haków.
nałóg pisze: ↑24 maja 2019, 9:23Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42Szukał powodów aby wytykac mi moje błędy i pokazać że to wszystko moja wina.
Czy to Twoje wyobrażenie?
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
A ta chęć utrzymania kontaktu jaka sie pojawiła z jego strony wynika tylko z tego że potrzebuje wiedzieć co sie ze mną dzieje. Boi sie że bez niego sobie nie poradze, że się zalamię. Nie wiem tylko dlaczego go w tym momencie to jeszcze interesuje.
a może dlatego:
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
Nie wiem po co mi powiedzial ze on mnie kocha....
tylko nie bardzo wie jak sobie z tą Waszą wspólną przeszłością poradzić?
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
Chyba na walce raczej o to wszystko.
Walka, walka, walka...... jaka walka? z kim Ty/Wy walczysz? jak walka, to musi być wygrany i przegrany.....jak walka to zranienia i potencjalna śmierć........ jak walka to podświadome dążenie do zwycięstwa nawet kosztem i zwykle kosztem drugiej strony walki.
Może warto zamiast walczyć to po prostu 'PRACOWAĆ" ? dokładać należytej staranności? uderzyć się we własne piersi? może warto mimo wszystko pracować nad zmianą siebie a nie drugiej strony?
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
Przez ostatnie 4 miesiące wiele razy upadalam. Ale sie podnosiłam.
I super.... oby "podnoszeń było zawsze więcej jak upadków
Triste pisze: ↑24 maja 2019, 6:42
Ale sie podnosiłam. Dla niego. Dla nas
Triste....... jak robisz coś dla kogoś, jak pracujesz nad sobą dla męża to masz prawie 100% pewności że doznasz rozczarowania. Bo Twoje oczekiwania aby Twoja praca była dostrzegana, dowartościowywana ,właściwie (wg Ciebie) oceniana są w zasadzie nie do zaspokojenia . Dlaczego? bo każda relacja-a im bliższa tym bardziej- jest narażaniem się na zranienia........ to jest nieuchronne. Im bardziej ta relacja jest intymna tym bardziej się odkrywamy wobec drugiej strony ,a ta druga strona mimowolnie może zranić(słowem, dotykiem, uściskiem, postawą). Byłem kiedyś świadkiem na pogotowiu (wtedy jeszcze)jak lekarz mówi do młodego chłopaka: no i złamał pan obojczyk dziewczynie...a on ze łzami w oczach: panie doktorze, ale ja chciałem ja tylko mocno przytulić.
Zmieniasz siebie przede wszystkim dla siebie, a to że Twoje otoczenie przy tej okazji zyskuje razem z Tobą w konsekwencji Twoich zmian to już jest wartość dodana dla Ciebie i otoczenia.
Dużym błędem , niezrozumieniem idei zmian jest zmieniania siebie dla innych. Znam wielu alkoholików którzy przestawali pic dla żony,dzieci czy kogos innego....... przychodził moment gdy ten/ta/to nie zaspokoili wyobrazeń tegoz alkoholika i co robił? nie radził sobie z własnym rozczarowaniem tymi "drugimi" i szedł pić.
Pojmujesz sens zmieniania siebie?
PD
Nałogu, wierz mi lub nie ale ja biłam się w piersi wiele razy. Żyłam i żyję w poczuciu winy cały czas.
Przeprosiłam go za wszystko co złego zrobiłam.
Dlatego że żyłam w poczuciu winy sama siebie wpędziłam w pułapkę, niczego od niego nie wymagałam, czy to w domu, czy to chodziło o znalezienie lepszej pracy przez niego (tematu unikał, nie chciał jej szukać, jak się w trakcie małżeństwa okazało nie skończył studiów o czym mi nie powiedział).
Wiele razy razy to moi rodzice udzielali mi pomocy sami z siebie w zwykłych codziennych sprawach gdzie to maż powinien być od tego - a on to widział i nie reagować.
Ciągnęłam dwie prace bo miałam wyrzuty sumienia w związku z tym kredytem. Bo chciałam żeby żyło nam się lepiej, łatwiej.
On stracił szacunek nawet do moich rodziców, co mnie bardzo bolało, często był w stosunku cyniczny, ironiczny, tak samo jak w stosunku do mnie. Jak i w stosunku do swoich rodziców także - nieładnie się do nich odnosił, z brakiem szacunku.
Ja nie chciałam zmieniać się tylko dla niego.
Również a może i przede wszystkim dla siebie. Pracowałam i pracuj nad swoją nerwowością, wybuchami gniewu. i udaje mi się to, dzięki czemu żyje mi łatwiej, prościej, lepiej.
A te wybuchy gniewu skądś się brały - były wołaniem żeby wreszcie zwrócił na mnie uwagę, żeby zauważył że coś niedobrego dzieje się między nami bo to wszystko w normalnych słowach do niego nie trafiało.
Czy zdajesz sobie sprawę jak czułam się przez ostatnie miesiące odkąd się wyprowadził ? Co to dla mnie znaczyło/znaczy ?
Jak czułam się odrzucona, samotna z tym wszystkim.
Chciałam o nas Walczyć ale też i być w tym razem a nie ciągle osobno.