Angela pisze: ↑20 maja 2019, 19:19
Dziwne, to wygląda jakby mąż chciał się wyautować z małżeństwa, bo ma ciekawsze opcje i Ci podziękował, że dałaś mu pretekst, do zrzucenia winy na Ciebie.
Czy ty się zgadzasz na rozwód? Odpowiedzielność za decyzje o rozwodzie i złamanie przysięgi małżeńskiej też chcesz wziąć na siebie?
Triste pisze: ↑20 maja 2019, 6:48
Na koniec powiedzial - przepraszam że Cie rozczarowałem.
To taki powtarzający się tekst u porzucających, odchodzących do czegoś-nie koniecznie do kochanki, ale do wygodniejszego życia.
Rozwód nie jest stawianiem granicy, lecz niszczeniem.
Dokładnie ja też już teraz w ten sposób to odbieram, jakby mój mąż cały czas szukał ucieczki.
W niedzielę rano zadzwonił do mnie, powiedział że przyjedzie i porozmawiamy, mieliśmy się nad wieloma rzeczami wspólnie zastanowić a on przywiózł zeszyt z moją historią kredytową, zdobytą za moimi plecami i bez mojej zgody (pracuje w takim zawodzie że ma swoje dojścia) i po raz kolejny chciał mi udowodnić że ja go oszukuję, okłamuję.
Nie mam już na to sił, oszukałam go to prawda bo nie powiedziałam mu o swoich długach.
Ale w tym momencie babramy się cały czas w tym samym. On nie chciał pójść dalej.
Zatem przyjechał tylko po to aby po raz kolejny mi coś udowadniać.
Ja się już nawet na to nie złoszczę. Gdybym robiła pewne rzeczy w małżeństwie, gdybym zaciągała długi na nasze wspólne konto ale nie !
Z nim chciałam żyć w uczciwości. Założyć wspólne konto, przelewać na nie swoją wypłatę, dać mu pełny wgląd w nasze wydatki i powierzyć mu kontrolę nad finansami. Aby poczuł się bezpieczniej.
Ale on nie szuka sposobu aby naprawić to małżeństwo tylko szuka powodu aby je zniszczyć.
Ja zobaczyłam już swoje błędy. Wiem w czym zawiniłam i tak jak wielokrotnie już mówiłam nie umniejszam swojej winy. Noszę ten krzyż. Tylko że on się w pewnym momencie zaczął nade mną pastwić psychicznie co pokazywały różne codzienne sytuacje.
Swoimi podejrzeniami sprawiał że czułam się jak więzień w swoim ciele, większość jego oskarżeń była wyimaginowana, co potwierdziła również pani psycholog do której chodziliśmy na terapię.
Boli to wszystko ale nie ruszymy z miejsca jeżeli mąż będzie mi ciągle wypominał to co się stało. Albo oddzielamy grubą krechą to wszystko i idziemy naprzód, starając się wyciągnąć wnioski ze wszystkich naszych błędów, nie powielać ich i pracować nad naszym wspólnym szczęściem. Mąż nie chciał.
Tzn. zachowywał się dziwnie, wyglądało to tak jakbym to ja namawiała go na ten rozwód, bo stwierdziłam że tak dalej żyć się nie da, nie idziemy naprzód tylko cofamy się wstecz. Rozumiem jego ograniczone zaufanie ale dałam mu wszelkie możliwe rozwiązania aby poczuł się bezpieczniej.
Zapytał czy rzeczywiście chcę się rozstać ? odpowiedziałam że chyba musimy.... zapytał - i co to zmieni ?
Po chwili jednak stwierdził że chyba mam rację.
Nie wiem co mysleć o tym wszystkim. Boli mnie jego zachowanie wobec mnie w całym minionym roku kiedy tworzył przede mną mur, kiedy wciąż czułam się samotna w tym małżeństwie, kiedy byłam wciąż ze wszystkim sama, nie czułam wsparcia tylko wciąż odpychanie.