zniszczyłam swoje małżeństwo

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Witajcie,
Przyszedł czas aby podzielić się z Wami moją historią. Jest mi bardzo cięzko napisać o tym wszystkim co się wydarzyło w moim małżeństwie, a przechodzimy bardzo głęboki kryzys i szczerze mówiąc nie odnajduję już w sobie siły aby walczyć dalej.
Z mężem znamy się 4 lata, małżeństwem jesteśmy od dwóch lat.

Zanim poznałam poznałam męża wpadłam w straszne długi. Było mi z tym bardzo ciężko, nie potrafiłam nikomu o tym powiedzieć, żyłam z tym krzyżem sama, nie potrafiłam się otworzyć, podzielić tym co się stało.
Niestety okłamałam męża :( pewnego dnia jeszcze zanim zostałam jego narzeczoną powiedziałam że musimy się spotkać i porozmawiać. Chciałam mu powiedzieć o wszystkim ale niestety przyznałam się tylko do części tych długów, resztę zataiłam, Nie byłam w stanie spojrzeć mu w twarz, nie byłam w stanie powiedzieć wszystkiego.

Mąż wtedy stanął po mojej stronie. pomógł mi, wyciągnął do mnie rękę. Nie zostawił w potrzebie.
Niestety mój koszmarny błąd polega na tym że do pozostałej części długów przyznawałam się później jeszcze dwa razy - raz na krótko po ślubie, ostatecznie o wszystkim powiedziałam dopiero po pół roku trwania małżeństwa.
Wiem że to co zrobiłam jest godne potępienia, zyję z ogromnym poczuciem winy. Codziennie patrzę na się i nie mogę znieść tego jaką krzywdę wyrządziłam moim bliskim, rodzicom, mężowi, teściom.
Nie dziwię się że mąż stracił do mnie zaufanie. Pokazał mi swoje serce a go odrzuciłam, Nie wiem dlaczego ? Ze strachu ? Ze wstydu ? Tak bardzo go kochałam i tak bardzo bałam się jego utraty że nie potrafiłam wyjawić mu całej prawdy od początku, a powinnam mu zaufać, otworzyć się. Nie zrobiłam tego :(
Staraliśmy się jakoś żyć dalej, poróbowałam odzyskać to utracone zaufanie, starałam się być najlepszą żoną ... w moim mniemaniu :(
Niestety tak nie było. Odsuwaliśmy się od siebie coraz bardziej, mój mąż był taki daleki, nieobecny, odtrącał mnie, milczał, zawsze był cichym i skrytym człowiekiem do którego trudno się przebić. Nie łatwo się otwiera, ma problemy z rozmową.
Tzn. rozmowy nie przychodzą mu łatwo.. Przestaliśmy rozwiązywać problemy, mieliśmy często ciche dni.
Doszło do tego że staliśmy się intruzami we własnym domu.
Dodam że mieszkamy z moimi rodzicami, którzy nawet według mojego męża nigdy nie ingerowali w nas nie wtrącali się.

Doszło do sytuacji że mąż zaczął mnie oskarżać o rzeczy które nie miały racji bytu, zaczął podejrzewać mnie o rzeczy których nie zrobiłam. Zaczęliśmy się męczyć sobą nawzajem.
Bolała mnie bardzo obcość mojego męża, tak bardzo potrzebowałam jego miłości, zainteresowania :( Dodam że wychowywałam się w domu rodziców emocjonalnie rozwiedzionych.
Ojca nie widziałam całymi dniami. Mama starała się jakoś sobie radzić ale nigdy nie miałam z nią jakichś bliskich relacji.
Zawsze byłam zdana sama na siebie.

Różnimy się bardzo charakterami z mężem. On jest bardzo spokojny, wręcz za bardzo, nie znosi gdy ktoś podniesie głos, nie znosi awantur, krzyków wrzasków. Ja jestem bardziej wybuchowa, głośna, szybko się złoszczę ale też szybko mi przychodzi.
W lutym ... mąż wyprowadził się do swojego w mieszkania w innym mieście. Zrobił to wbrew mojej woli, taką powziął decyzję i tak zrobił. Jednocześnie zaczęliśmy chodzić na terapię małżeńską.
Uczymy się tam prawidłowej komunikacji, docieramy w głąb samego siebie.. jest naprawdę ciężko. Bardzo wiele emocji kosztują mnie te spotkania ale i wiele dają, pomimo że na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona i nie polubiłam terapeutki to dałam szansę jej i sobie aby lepiej się poznać.
Niestety mi jest bardzo ciężko.
Czuję się opuszczona, zostawiona przez męża, nie mam już wsparcia i oparcia w nim. Żyję z poczuciem winy, w samotności.
Dziś powiedziałam mężowi że ja nie potrafię już dłużej tak żyć, Potrzebuję terapii ale potrzebuję też jego i nie wyobrażam sobie aby żyć dalej w takim zawieszeniu.
I czekać miesiącami czy coś w nim w nim drgnie lub nie i stwierdzi że to koniec definitywny. Nie potrafię się na niczym skupić, nie mogę spać, niemogę żyć. Czuję się wypalona, odarta z uczuć.
Mąż powiedział że nie ufa mi i czuje do mnie dystans. A jednocześnie kocha mnie.
Nie rozumiem nic z tego. ..... Nie mam już gdzie czerpać sił. Oboje jesteśmy wierzący. Chodzimy do kościoła.
Jest mi tak rozpaczliwie źle że nie wiem gdzie się podziać, co robić, czuje się tak zmęczona tą walką że mam ochotę nieraz zakończyć to wszytko i żyć w samotności, byleby już nie cierpieć tak bardzo.
jacek-sychar

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: jacek-sychar »

Witaj Triste na naszym forum

Pisząc pamiętaj, żeby nie podawać danych, które umożliwiłyby identyfikację Ciebie i Twojej rodziny.
Pantop
Posty: 3167
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Pantop »

Witaj Triste

Wybacz pewien bezład mej wypowiedzi.
Potraktuj ją jako kilka punktów, nad którymi warto pomedytować :D

Jakem czytał Twe wynurzenia naszła mnie refleksja - do jakiego miejsca kopiujemy (bezwiednie) zachowania naszych rodziców i jak to rzutuje na nasze dalsze życie.

Pisałaś o długach, że było ich dużo, że bałaś się przyznać narzeczonemu - później mężowi.
To skutki pewnych doświadczeń.
A my działamy na podstawie zaprogramowanej podświadomości.
Programujemy my, ale najbliżsi także mają w tym swój udział.
Nasze reakcje są adekwatne do programu wg którego działamy (każdy ma swój własny) do momentu, kiedy zmienimy ów program w całości lub części.
Odkrycie tego co jest do wymiany/przeprogramowania - to jedno.
Jak tego dokonać - to drugie.

Powierzchowne zmiany mają to do siebie, że pomagają na jakiś czas.
Potem wszystko i tak musi wrócić do sedna czyli do źródła.
A źródłem jest oprogramowanie - najczęściej - wymagające korekty.

Tyle teorii.


Praktyka boli.
Programy ,,nie chcą,, się poddać korekcie od razu. Walczą, chcą przetrwać, proszą by ich nie kasować :P


Jest na forum ludzik o niku: Zepsuty.
On też miał przejściowe chwilowe problemy z długami. Ale się ocknął i długi spłacił (chyba nic nie poplątałem).
Poczytaj sobie jego wpisy.

Z mężem dasz się radę dogadać - przecież te parę złotych nie zburzy Waszej dobrej przyszłości. Wręcz odwrotnie - zaistniała sytuacja może być początkiem odzyskiwania wzajemnego zaufania i punktem zwrotnym w Waszym pięknym związku.


Tyle - teraz milknę.
Oczekuj głosu niewiast roztropnych.
Z tego co już wiem - na tym forum jest ich pod dostatkiem.
Głowa do góry - będzie dobrze.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Angela »

Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Doszło do sytuacji że mąż zaczął mnie oskarżać o rzeczy które nie miały racji bytu, zaczął podejrzewać mnie o rzeczy których nie zrobiłam. Zaczęliśmy się męczyć sobą nawzajem.
Bolała mnie bardzo obcość mojego męża, tak bardzo potrzebowałam jego miłości, zainteresowania Dodam że wychowywałam się w domu rodziców emocjonalnie rozwiedzionych.
Ojca nie widziałam całymi dniami. Mama starała się jakoś sobie radzić ale nigdy nie miałam z nią jakichś bliskich relacji.
Zawsze byłam zdana sama na siebie.
Znam ten mechanizm. Bezwzględne pragnienie akceptacji u innych.
Wychowana przez emocjonalnie rozwiedzionych rodziców, panicznie bałam się, że zostaną odkryte moje potknięcia. Byłam karana za błędy, za sukcesy już nie nagradzana- tak miało być, warunek akceptacji, miłości. Wpojono mi zasadę, że na miłość trzeba zasłużyć.
Dlatego również w małżeństwie swoje zaniedbania ukrywałam lub tłumaczyłam dziesiątkami powodów zewnętrznych. Dotyczyło to drobiazgów (np nieugotowanie na czas obiadu) ale i tak mąż wytknął mi kilkukrotnie łamanie przysięgi uczciwości małżeńskiej. Je go brak zaufania przerodził się w obsesję i separację emocjonalną.
Może u Ciebie był wstyd za swoją nieudolność i naiwność, które zaowocowały długami. Teraz dręczysz się wstydem za poprzednie myślenie. Może czas pokochać siebie, bez obwiniania Boga, że innym jest łatwiej.
Ja staram się powstrzymywać od rozpamiętywania porażek. Choć boli odtrącenie, staram się nie rezygnować z okruchów dobra. Próbuje nie widzieć w mężu złego człowieka, ale zranionego przez wlasne grzechy młodości, których skutki odezwały się po latach, niosąc cierpienie jemu i rykoszetem najbliższym.
Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe
(Ga 6,2). Gdyby można było uzyskiwać odpusty kar doczesnych za żywych! Niestety nauka Kościoła głosi, że jest to możliwe tylko za zmarłych (bo nie magą już nic dadać lub ujać swoją wolą) lub za siebie, gdy nasza wolna wola nie stoi na przeszkodzie działania łaski. Ale staram się swoje cierpienie ofiarowywać w intencji pomnożenia dobra, jakie Bóg uzna za najlepsze. Niestety często się jeszcze wycofuje z kontaktów z mężem z obawy, że nie poradzę sobie z kolejnymi zranieniami, ale kierunek pracy nad sobą mam obrany.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Dziękuje za powyższe odpowiedzi. Na chwile obecna prawie w ogóle nie mamy kontaktu. Bardziej ja tego nie chce. Odsuwam sie. Czuje wewnętrzna potrzebę zamknięcia sie w swoim świecie. Nie umiem wyjść temu na przeciw. Boli mnie ze maz ma blokady przede mna - mówi ze poza brakiem zaufania są inne blokady. Nie potrafi powiedzieć jakie, nazwać ich. To cholernie boli. Takie odrzucenie.
A z drugiej strony nie mam prawa niczego od niego wymagać i oczekiwać.
Mick
Posty: 55
Rejestracja: 21 sty 2019, 23:26
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Mick »

Triste, dobrze, że się podzieliłaś swoim problemem, że otworzyłaś się. Coś w tej historii mi jednak nie gra.

Jeżeli oszukiwałaś męża, żyłaś w kłamstwie a jednocześnie oczekiwałaś zrozumienia i wsparcia - to faktycznie dochodzi tu do pewnej sprzeczności.
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Tak bardzo go kochałam i tak bardzo bałam się jego utraty że nie potrafiłam wyjawić mu całej prawdy od początku, a powinnam mu zaufać, otworzyć się.
Tu jest kolejna sprzeczność, w miłości nie ma miejsca na ukrywanie prawdy.
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Mąż wtedy stanął po mojej stronie. pomógł mi, wyciągnął do mnie rękę. Nie zostawił w potrzebie.
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Bolała mnie bardzo obcość mojego męża, tak bardzo potrzebowałam jego miłości, zainteresowania
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Czuję się opuszczona, zostawiona przez męża, nie mam już wsparcia i oparcia w nim.
To mi wygląda, jakbyś - zamiast budowania prawdziwego związku na miłości - miała jedynie pewne oczekiwania od męża - akceptacji, zrozumienia, pochwały, wsparcia.
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Żyję z poczuciem winy, w samotności.
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 mam ochotę nieraz zakończyć to wszytko i żyć w samotności, byleby już nie cierpieć tak bardzo
W pierwszym zdaniu przyznajesz, że żyjesz w samotności, jednak w drugim masz ochotę wszystko zakończyć aby żyć w samotności. Jest to kolejna sprzezność.
Triste pisze: 15 kwie 2019, 20:23 Mąż powiedział że nie ufa mi i czuje do mnie dystans. A jednocześnie kocha mnie.
Nie rozumiem nic z tego.
Jeżeli mąż naprawdę Cię kocha, to jego decyzja o wyprowadzce jest genialna i godna podziwu. Jest to postawienie przez niego pewnej granicy. Ewidentnie zawiodłaś męża, zniszczyłaś jego zaufanie do Ciebie. Możliwe, że mąż poczuł się wykorzystany, że stałaś się jednostką w tym związku, centrum potrzebującego za każdym razem nowej dawki zaufania i zrozumienia. Skoro mąż się wyprowadził ale nadal twierdzi, że kocha, skoro uczęszczacie na terapię, to masz dużo szczęścia (w nieszczęściu). Jest to szansa dla Ciebie, abyś mogła się skupić na sobie. Nie oczekuj od innych, oczekuj od siebie. Może warto właśnie teraz odkryć karty, zawalczyć o swoje JA, o prawdę. Nie zamykaj się, nie kończ niczego, walcz! Nie wstydź się swoich słabości. Oprócz terapii na pewno warto zaufać Bogu, powierzyć Mu wszystkie te słabości, modlić się o swoją przemianę. Dużo też pomaga czynny udział w tym forum.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Mick dziękuje za wypowiedź.
Moje zachowanie rzeczywiście bylo pełne sprzeczności bo to była sytuacja extremalna w moim zyciu. Na chwile obecna zblizylismy sie do siebie bardzo. Spedzilismy razem swieta. Wkładam dużo wysiłku w to by byc lepszą, bardziej cierpliwa, zeby też w tych niełatwych chwilach dac mężowi wsparcie. Nie poddaje sie i walcze nadal. Mam słabości chwilami bo ta sytuacja kosztuje naprawdę wiele. Nie jest łatwo. Ale zrobię wszystko aby naprawić swoje błędy i zaniedbania.

Forum daje mi sile do tej walki. Szczególnie historia Zepsutego który stal sie dla mnie wzorem osoby walczącej ze swoimi niedoskonałościami i słabościami.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Zepsuty13 »

Cześć!

Zostałem wywołany do tablicy, więc się wypowiem w jednej kwestii. Wielu pewnie z Was przy okazji podobnych wątków zastanawia się jak można ukryć przed kimś długi czy swoje zobowiązania i nawet w sytuacji małżeństwa o tym nie powiedzieć? Otóż po kolei...opowiem na swoim przykładzie - każdy wpasuje swoje sytuacje.

Byłem w wieku, gdzie pierwsze duże pieniądze odbily mi do głowy. Wow, duże pieniądze, pewnie miał z 10 tys. Otóż moi drodzy w pewnym momencie życia dla mnie 1800 zł to była ogromna fura pieniędzy. Dostawałem ja od rodziców na początku edukacji studenckiej i przyznam się szczerze - nie umiałem zarządzać takimi pieniędzmi. Oczywiście wcześniej stypendium, jakieś dorywczej prace ale zawsze trzeba było na coś sobie zostawić czy coś. Wpada 1800 zł, duże miasto Kraków, studia. Pieniądze idą jak woda. Dla mnie był to początek "mocnego" grania, gdzie w ciągu 24 godzin ze 100 zł potrafiłem zrobić 14.000 zł. Problem w tym, że w kolejne 24 potrafiłem przegrać 15.000 zł. Czlowiek nie czuł tych pieniędzy jak swoich. Pierwszy kredyt 1500 zl na wakacje z dziewczyną - późniejszą żona. Kwestie finansowe potem się nawarstiwaly a więzi z żoną zawezaly.

Póki nie byliśmy razem jako małżeństwo to pracowałem, więc spłacalem zobowiązania i jeszcze zostawalo na jakieś wyjścia, wycieczki. W tamtym momencie nie myślałem w ogóle, żeby powiedzieć Izie, że mam jakiś kredyt. Uważałem, że póki splacam i nie mamy jakiejś więzi majątkowej to są moje problemy i moje finanse za które odpowiadam.

Narzeczenstwo to pytania Izy czemu nie dokładam czasem więcej środków a czemu tak a nie inaczej a czemu tak a nie kupimy tego a kupimy to...na tym etapie u mnie przyszła zmiana pracy na lepszą, więc udawało mi się to maskowac z myślą i wyliczeniem, że do ślubu to spokojnie spłace. Takie były wyliczenia.

Decyzja o zareczynach i przyznam szczerze, że kolejnym krokiem jest ślub ale u Nas poszło to błyskawicznie. Pojawiło się trochę ciśnienia, że strony teściów że trzeba sale rezerwowac itp itd, Iza również się nakręciła a ja chciałem robić w tym momencie wszystko, żeby była szczęśliwa. Patrząc z perspektywy czasu, myślę że teraz narzeczenstwo trwałoby dłużej do momentu wyprostowania kilku kwestii.

Trochę paradoks, że ukrywając prawdę myślisz lub boisz się powiedzieć że względu na możliwe konsekwencje czyli odrzucenie, brak akceptacji lub brak zrozumienia. Duże poczucie wstydu.

Pamiętam jak dziś jak wracałem z Izą tydzień po slubie od jej rodziców i w aucie na samym początku drogi zapytała o kredyt itp itd. Samochód w którym nie ma gdzie wyjść, nie ma jak zmienić tematu. Zaniemowilem i przez około 250 km nie mówiłem ani słowa.

Ja w swoim przypadku tak mocno to przeżywał em, że bałem się powiedzieć Izie, żeby nie widzieć jej wyrazu twarzy, łez i bólu. Tego się bałem przede wszystkim. Czy bałem się, że zostanę odtracony? Pewnie tak ale Iza była na pierwszym miejscu. Czemu nie powiedziałem? Po prostu murowalo mnie w każdym momencie.

W końcu zorganizowałem czas i miejsce na rozmowę. Dużo łez, płaczu i buzia mojej żony, której nie zapomnę do końca życia. Na prawdę. Kiedyś zapomnę jak mam na imię, ile mam lat ale tego wyrazu twarzy nie.

To była mina, która pokazywała, że właśnie pękło Jej serducho. Na pół. Żona myślała, że powiem jej wtedy że tego kredytu nie ma bo już go splacilem a tu dostała po slubie takie strzał.

Czemu nie powiedziałem wcześniej? Za bardzo ją kocham i kochałem dlatego ten moment odwlekalem w nieskończoność. Pewnie ktoś zapyta: kochałes a ukrywales prawdę? Przecież to się nie trzyma kupy?

A no, nie trzyma ale w takich sprawach boisz się nie tyle aż odtracenia ale przede wszystkim poczucia, że zawiodłes, że kogoś tak mocno krzywdzisz że wstyd Cię ogarnia po całości. To jest paraliżujace uczucie niesamowicie.

Osobiście nie przespalem masę nocy, wtulajac się w plecy Izy i myśląc czy powiedzieć czy nie. Kończyło się na swoich łzach i odwróceniem się w drugą stronę.

Czy żałuję - pewnie ale naprawie szkody nawet po rozwodzie chociaż z "ziemskiego" poczucia życia nic nas nie łączy i nie musiałbym nic zrobić. Chciałbym, żeby to co mogę naprawić zostało naprawione. To czego nie cofne to przeprosić i mocno żałować.

Co do Ciebie Triste. Zaproponuj mężowi, że idziecie do Twojego banku i prosisz o raport BIK. Kosztuje około 40-60 zł. Tam zobaczy wszystkie Twoje zobowiązania - nie o których Ty mu powiesz ale realnie zobaczy sam jak to wygląda. Będzie miał pewność, że nic nie ukrywasz. Po drugie on decyduje finansowo i macie jedno konto. Obmyslacie realny plan spłaty zobowiązań.

Możesz zaproponować mężowi jako małżeństwo aby w banku odebrał Ci prawo do dysponowania środkami w ramach brania zobowiązań, kart kredytowych jakiś pożyczek, kredytów. Przyda Ci się to a mężowi da trochę spokoju. Z tego co wiem to taki dokument można w każdej chwili anulować.

Po drugie za co mnie możesz zlinczowac. Nawazylas piwa to teraz musisz je wypić. Nie może być tak, że piją głównie Twoi rodzice i mąż, którzy spłacaja. Szukaj lepiej płatnej pracy, dodatkowego zajęcia i ogranicz swoje wydatki na przyjemności.

Zamiast np chodzić robić paznokcie hybrydowe dużo taniej wychodzi zakup lampy i własnych lakierów. Rozpisz na kartce na czym możesz zaoszczędzić.

Poproś męża o wsparcie. Powiem Ci jedna rzecz, która mnie martwi. Najgorsze co może być to fakt, że mąż, rodzice szybko spłaca Twoje zobowiązania. Niech Cię ręka Boska broni przed braniem znowu czegokolwiek.

Nie możesz zapomnieć o tej sytuacji. Nie bagatelizuj jej.
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Dziękuję Zepsuty za Twoją wypowiedź.
Bardzo ją biorę osobiście do siebie, do serca bo w wielu przypadkach czułam/czuję się tak samo jak ty.
Chyba nawet ja sama już nie pamiętam, jak wiele razy chciałam powiedzieć mężowi o wszystkim, nie tylko mężowi, rodzinie także.

Tak samo tuliłam się do narzeczonego jeszcze wtedy .... a każdy weekend traktowałam jako nasz ostatni.
Straszne uczucie osamotnienia w tym wszystkim. Nawet nie ma co tego tłumaczyć, myślę że pewne osoby tego nie zrozumieją do końca.
To jest paraliżujący strach, tak bardzo że naprawdę wiele razy chciałam skończyć ze sobą byle już urwać to wszystko.

A z drugiej strony spadła na mnie miłość, tak nagła, tak szybka, weszłam w ten związek z długami i broniłam się przed tym uczuciem, a nie potrafiłam tego zrobić.

Co do moich długów to nie jest tak że spłacają to moi rodzice.
Ja także poszłam do drugiej pracy żeby było więcej pieniędzy na życie, żeby mąż nie odczuł że nam ciężko i źle.
Mieszkaliśmy u moich rodziców, którzy nie chcieli od nas pieniędzy za rachunki itp. A dziś myślę że to nie było dobre rozwiązanie.
Co do moich wydatków to nie chodzę ani do kosmetyczki, ani do fryzjera, ani nie robię paznokci ani rzęs ani wszystkiego tego co prawie wszystkie inne dziewczyny w moim otoczeniu.
Nie mam wymagań w stosunku do męża że musi zarobić nie wiadomo ile, że musimy wyjeżdżać na super zagraniczne wczasy itp.

Mam ogromną świadomość tego co zrobiłam i dziś inaczej już wszystko na to patrzę, wiem w którym miejscu popełniłam błąd, i choćby przyszła sytuacja nie wiem jak kryzysowa w życiu to wiem że szukać należy pomocy w rodzinie i bliskich i nie zadłużać się nigdzie.

To o czym piszesz - wspólne konto, wyciąg z biku ograniczony dostęp do konta - to wiele nie wnosi bo tak się nie odbudowuje zaufania, to nie chodzi o strach męża przed zaciąganiem kredytów przeze mnie, tu chodzi o utratę zaufania z powodu nieszczerości.
tylko tyle lub aż tyle.

Decydując się na wspólne życie razem - oboje musimy jakoś żyć, on z większym poczuciem bezpieczeństwa a ja nie mogę być cały czas pod obstrzałem jak zaszczute zwierzę bo to prowadzi do chorych sytuacji.
Dla mnie wspólne konto nie jest problemem, bo wcześniej go nie mieliśmy, jakieś ograniczenia w tym koncie także nie, bo i tak kredyt lub pożyczka to ostatnia rzecz jaka mi w życiu przychodzi do głowy.

Problem jest taki że mam wrażenie że mój mąż myśli obsesyjnie o tym wszystkim co się stało, zaczęło się od problemu z moim długiem ale od tego momentu on zaczął się przede mną zamykać, nie mówił o swoich odczuciach, podejrzewał mnie o abstrakcyjne rzeczy które nie miały miejsca, trochę się mu nie dziwię ale też ja w tym wszystkim czułam się jak zero. Nic nie warta.
Jakbym przestała zasługiwać na jego miłość.

Bardzo mi ciężko z tym że się wyprowadził bo zamiast zbliżać się do siebie oddalamy się, jak zauważam u siebie takie wycofanie, taki żal że go nie ma - wiem! nie mam prawa tak czuć, nie mam prawa mieć do niego pretensji ale z drugiej strony wiem, że nie dam rady dłużej znosić tej sytuacji dalej, żyć w takim zawieszeniu :(
Zostawił mnie samą ze wszystkimi problemami, przestał interesować się tym czy sobie z czymś radzę czy nie...niby jesteśmy mężem i żoną a jednak muszę liczyć tylko na siebie.
Ale wiem że to wszystko jest moja wina i to z mojego powodu tak się stało.

Z drugiej strony widzę u męża pewne cechy których nie dostrzegałam przed ślubem i nie wiem czy dam radę z nimi żyć - to jest brak umiejętności rozmawiania o problemach, muszę ciągnąć go zawsze za język, wyciągać zdanie po zdaniu, nie ma w nim otwartości do rozmowy, on jest typem człowieka bardzo zamkniętego w sobie, i taki był ponoć od wczesnych lat i w dzieciństwie także.
Ciężko mi się żyje z kimś takim bo ja zrozumiałam że musi być między nami komunikacja, że musi być rozmowa. Wielokrotnie mu to uświadamiałam ale do niego ciężko dotrzeć.
nie tylko ja to widzę, widzą to także inne osoby z rodziny.

Może mnie linczować, krytykować itp. ja przyjmę wszystko bo mimo że czasem początkowo z czymś się nie zgadzam to to forum zmusza do refleksji i przemyśleń, ukierunkowania swojego myślenia na właściwe tory.

Zepsuty - dziękuję jeszcze raz, naprawdę tak z serca!
vertigo
Posty: 242
Rejestracja: 30 mar 2018, 10:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Mężczyzna

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: vertigo »

Do decyzji Moderatorów:

Dla osób uwikłanych w różne problemy finansowe polecam zapoznanie się z ofertą Edukacji Finansowej CROWN:
https://crown.org.pl/

Edukacja Finansowa CROWN to działalność edukacyjna skierowana do każdego, prowadzona w oparciu o chrześcijańskie wartości, mająca na celu pomoc w zarządzaniu finansami. Obejmuje ona edukację w zakresie wychodzenia z długów, kształtowania nawyków w planowaniu wydatków i podejściu do budżetu rodzinnego, jak również do oszczędzania i wydawania pieniędzy.

Znam niektóre osoby, które prowadzą warsztaty - są to osoby z Domowego Kościoła.
Ludzie robią wszystko, aby siebie samych przekonać, że świat nie wygląda tak, jak wygląda naprawdę.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Nirwanna »

Moderacja nie widzi przeciwskazań :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Moje małżeństwo sie zakończyło.
Maz nie potrafi wybaczyć.

Bol rozdziera mi serce. Nie wiem gdzie sie podziac.
Awatar użytkownika
Pijawka
Posty: 272
Rejestracja: 12 wrz 2018, 15:01
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Pijawka »

Triste pisze: 02 maja 2019, 6:38 Moje małżeństwo sie zakończyło.
Maz nie potrafi wybaczyć.

Bol rozdziera mi serce. Nie wiem gdzie sie podziac.
Serio to niebardzo rozumiem... Jesteście sakramentalnym małżeństwem, więc ono zakończy się z chwilą śmierci jednego z Was. Małżonek chyba żyje..?
Nawet rozwód cywilny nie kończy małżeństwa. W świetle Prawdy niesamowicie je okalecza ale nie zabija..
Jeśli uważasz, że mąż nie potrafi Ci wybaczyć to na obecną chwilę pewnie to może być prawda.. co nie znaczy,że za jakiś czas mąż może nie zmienić zdania... nie wiadomo. Ale wasze małżeństwo trwa nadal.
Otulam modlitwą...
Triste
Posty: 445
Rejestracja: 11 kwie 2019, 9:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Triste »

Wczoraj zapadła decyzja o rozwodzie. Kiedy to powiedzielismy na glos maz mnie przytulil. Przytulał tak mocno że nie mógł mnie wypuścić z ramion. Na koniec powiedzial - przepraszam że Cie rozczarowałem.
I odjechal. To koniec. Boże drogi.... Jak to przeżyć kiedy tak bardzo to boli.
Wiedźmin

Re: zniszczyłam swoje małżeństwo

Post autor: Wiedźmin »

Triste pisze: 20 maja 2019, 6:48 Wczoraj zapadła decyzja o rozwodzie.
1)
Wspólna?
Triste pisze: 20 maja 2019, 6:48 Kiedy to powiedzielismy na glos maz mnie przytulil.
Przytulał tak mocno że nie mógł mnie wypuścić z ramion. [...]
2) [...]

Triste pisze: 20 maja 2019, 6:48 I odjechal. To koniec.
Boże drogi.... Jak to przeżyć kiedy tak bardzo to boli.
3)
To raczej naturalna konsekwencja zdarzenia z punktu 1)
To może być początek do dobrych zmian.
Upływający czas będzie pomagać Triste - choć wierzę, że bardzo teraz mogą być trudne te chwile dla Ciebie.
ODPOWIEDZ