Jak intruz w trójkącie...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: marylka »

Mysikrolik
Jedno jest pewne : tak jak jest - byc nie może.
Nie jestes niczyja niewolnica i masz wybor jak każdy człowiek

Możesz odejsç
Możesz zostać

Obydwa rozwiazania wiaża sie z ogromnym Twoim cierpieniem i praca.
Jeśli odejdziesz - bedziesz musiala znalezc nowe lokum, wrocic do pracy i walczyc w sadzie o alimenty i dzieci.
Tak. Dzieci - bo maż też je kocha i nie odda Ci je tak latwo. To z kolei spowoduje bol i strach dzieci przed przyszłoscia.
To ogromne przeżycia dla Ciebie - jestes gotowa na to? Z tego co piszesz psychicznie jestes wykonczona i watpie, że wyjdziesz z tego cało. Prędzej znajda sie świadkowie, ktorzy potwierdza, że jestes niestabilna emocjonalnie i dla dobra dzieci zostana pod opieka taty.
Zdajesz sobie z tego sprawe?

Drugie wyjscie - to też ogrom pracy Twojej.
Ale...jeśli podejmiesz świadoma decyzje, bedziesz zdeterminowana zawalczyc o siebie i rodzine - bedzie Ci latwiej, bo będzie Cie wspieral sztab ludzi, do ktorych możesz zgłosic sie po pomoc.

Jeżeli zdecydujesz zostac musisz zmienic postrzeganie calej sytuacji, troche pochylic sie nad soba i nad rodzina meża.

Ja moge tylko wskazac kierunki - każdy wart rozważenia dla Ciebie, ktory dotyczy Twojej sytuacji

Tesciowa.
Najwiekszy Twoj wrog ktory może byc Twoim najwiekszym przyjacielem
Tu jest kilka aspektow
- dlaczego ona tak mocno trzyma syna? Znasz jej przeszlosc? Z jakiej rodziny pochodzi? Jakie miala dzieciństwo?
Czy wiesz może czy maż bedac dzieckiem był cieżko chory? Może ciaża zagrożona? A może miał rodzenstwo ktore zmarło?
Ta silna wieź nie bierze sie znikad. Zgoda - nie powinno tak być, ale jeśli zobaczysz, uchwycisz DLACZEGO tak jest - może latwiej bedzie Ci spojrzec z miłoscia na tesciową. Sama jestes matka i wiesz, że dziecko ilekolwiek ma lat - zawsze bedzie ukochane.
Bo macie wspolny cel z tesciową. Kochacie tego samego meżczyzne. Czy jestes wdzieczna, źe go wychowała, dbała o jego wyksztalcenie, byt?
Przecież Ty teraz zbierasz owoce jej pracy. Doceniasz to?
Wiesz....ja kiedys zapytalam - mamo jak ty robisz ta grochową ? Probowalam taka ugotowac jak ty ale on zawsze mi powtarza, że nie ma jak ta mamy. Może mi zdradzisz sekret?
I wiesz? Tak można w każdym temacie...rosliny porzadki jakies wyposażenie domu...albo powiedzieć że ma ładny szal...to nic nie kosztuje, ale potrafi mega mega zbliżyć.
Synowe nie doceniaja teściowych. Jasne, że trzeba stawiac granice, ale...to przecież kobieta..a kobiety lepiej sie dogaduja. To samo z wnukami....możesz zapytac - jak ona sobie poradziła z takim a takim zachowaniem czy czymś...nawet nie musisz tego naśladować! Ale w ten sposob uszanujesz i docenisz jej doswiadczenie a to bardzo buduje wieź. Rozumiesz? Można uźyć sprytu.
W tym wszystkim jest jeden warunek - trzeba odwrocic optyke i popatrzeć na rodzine meża z miłoscia. Nie doszukiwac że z każdym słowem chca Ci przywalić tylko po prostu...oni maja inny kod, inne schematy i bardziej sie rozumieja. A że Ty nie wzystko rozumiesz...nie musisz. Najważniejsze żebys nie doszukiwala sie złego i podstępu.

Inna sprawa - dlaczego tak postrzegasz rodzine meża? Czy Ty czasem mu nie...zazdroscisz? Gdzie jest Twoja mama? Jaki jest Twoj tata?
Żyjemy w takich czasach, że chocby mieszkali w Australii to możecie miec codziennie bardzo bliski kontakt. Masz rodzenstwo? Gdzie oni wszyscy są?

Skupilam sie na tesciach bo z tym tematem tu przyszlaś. Ale....to tylko czubek gory lodowej.
Czy wiesz, że masz nieslychana przewage nad tesciowa?
W ogole - jestescie do siebie bardzo podobne. To udowodnione naukowo jest, że meżczyzna szuka żony podobnej do matki. Wiec charakterne obydwie jestescie.
Ty masz przewagę....współżycie. Piszesz o tym brzydko. Nie ma mnie w Waszej sypialni ale zastanow sie - Twoj mąż bral slub z Toba, żeby współżyć też z Tobą. Bo to jest przywilej małżonkow. A jak ta dziedzina kuleje to każda inna szwankuje.
Sprobuj...tak z ciekawości jak chcesz...wroc do łóżka małżenskiego. Po tygodniu napisz czy sa zmiany. Ręczę, że będą.

Jeszcze inna sprawa...dlaczego Twoj maż ucieka z Waszego domu do mamy? Jaka atmosfera panuje w Twoim domu?
Troche piszesz - nie gotujesz nie sprzatasz nie zajmujesz sie dziećmi...dziwisz sie, że on pryska? Ja nie.
Chciałabys żyć z histerykiem?
Ja nie.
Ty chyba też nie.

Wiec wytrzyj nos. Ubierz sie ladnie, ugotuj obiad, niech w Twoim domu pachnie, niech bedzie przytulnie, niech bedzie słychać smiech dzieci.
Dlaczego pozwalasz żeby tak mowil o Twojej pracy?
Ja bym powiedziala - " a ja sie ciesze że pracuje w handlu. Mam kontakt z ludźmi i interesuje mnie ta branża"
Koniec kropka
Jak by cos mowił to bym powiedziala - " kochanie - to Twoj problem, że nie lubisz handlu. Musisz jakos z tym żyć. Jesz z nami obiad?"
Moja praca jest moja. Niektorzy sie pukaja w czoło że mało dochodowa inni podziwiają....a ja?
Kocham swoja pracę. A czy maż chce żebym pracowala tam?
Nigdy go o to nie pytałam.
Tak samo jak nie wtracam sie w jego prace. Czasem ma cieżko. Czasem ja mam cieżko. I sie wspieramy. Ale nie dyskryminujemy siebie nawzajem.

Czesto reagujesz nerwowo na jakakolwiek propozycje. Maż chce isć do mamy. Po co sie denerwujesz?
Powiedz - chcesz to jedź. My zostaniemy i zjemy obiad z dziećmi albo pójdziemy na spacer. Pozdrow mame.
Po co sie gniewasz?
Rob wszystko, żeby chciał z Wami zostać. Zobaczysz, że jak zobaczy w Tobie spokoj i pogode ducha to zmieni nastawienie. Do Ciebie. Do dzieci.

Jeszcze jedno....ja jak mialam sie przywitac z moją już śp babcia to zanim podeszlam do niej to zamykalam oczy i nabieralam powietrze. Bo wiedzialam że bedzie mnie całowala ze 3 minuty. Zawsze to samo. Nie lubilam tego. Jeszcze rodzice krzyczeli bo sie wycieralam potem.
Ale wiesz....ja wiedzialam że ona to robi z miłosci. Z ogromnej radosci że mnie widzi. Nie mam traumy po tym. I wiele bym dala za takiego przytulasa dzisiaj.

Kochana - każde zagadnienie wymaga dogłebnej analizy - dlaczego masz jak masz. Czy nie powinnaś troche popuscić i do jakiego stopnia. Małżenstwo to nieustanny kompromis - wiesz o tym?
Proponuje - sluchaj kazan, terapeutow koniecznie katolickich. Sprobuj wybaczyc meżowi, że kocha rodzinę...i sprobuj ja pokochać...przecież Wy wszyscy jesteście teraz rodzina. Każdy ma inna wizje szcześcia, ale przecież kochacie się nawzajem.
Nie obrażaj sie, że matka bardziej kocha syna niż synową - bo to naturalne. Ale wiesz...możecie poukladac ze soba dobre relacje. Wszyscy na tym zyskacie. Podejrzewam, że nie miałas najlepszego kontaktu z mama. Zobacz...teściowa...może ona ma wieksze serce niż myślisz?....może jest tam miejsce dla Ciebie również?
Spróbujesz?

Pozdrawiam
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

Jonasz pisze: 14 kwie 2019, 11:26 Mysikroliku
A jak wyglądają kontakty z Twoją rodzina?
Masz rodzeństwo?
A tu na miejscu gdzie jesteś?
Jakaś psiapsiolka może w pracy coś.
Myślę że pójście po pomoc to pierwszy krok naprzód w celu zmiany.
Pomodle się o dobra osobę dla Ciebie.
Z perspektywy czasu wiem jaka to ważna osoba która spotkałem.
Moja rodzina mieszka daleko, więc kontakt jest jedynie telefoniczny. Raz do roku średnio się widzimy... Mój mąż też nie przepada za moją rodziną, są rozrywkowi, a on ma alergie na takie osoby... Ja mam kontakt zwyczajny, tak bym to nazwała. Dzwonię do mamy średnio 2x w tyg, głównie ona opowiada o sobie, ja ponarzekam jak sobie z dziećmi nie radzę i tyle. Jest w miarę ok, ale też nie chciała bym mieszkać blisko nich, nawet w tym samym mieście, bo mogly by być konflikty.

Mam brata. Nie mam z nim bliskiego kontaktu, raczej też nazwała bym to raczej "zwyczajnym" kontaktem. Dzwonimy do siebie raz po raz i tyle. Odkąd ma żonę, mniej potrzebuje już starszej siostry 😉

Tutaj też nie mam nikogo. Mój mąż nie ma znajomych, od których ja mogła bym podłapać kogoś dla siebie. W pracy byłam ja-pracodawca-starsza kobieta, więc też lochento źródło do szukania przyjaźni. Nie bywam nigdzie, sama też nie wychodzę na poszukiwania, więc suma sumarum - mam tylko jedną znajoma, z którą mogę szczerze porozmawiać. Tu na miejscu. A odkąd wyjechałam z rodzinnego miasta stare przyjaźnie też się rozmyly i już nie są takie jak kiedyś. Wiem-przykre to, ale jestem samotna...

Dziękuję za modlitwę. Bardzo! Wzruszyło mnie to. Dziękuję 😊
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

Maz zaproponował pompejanke wspólna w intencji naszego małżeństwa, przystał na terapię małżeńska i zaproponował konfrontację wszystkich-mnie i ich. Tego ostatniego się cykam, nie powiem, bo nie wiem jak to mogło by wyglądać... Wiem, że muszę być wyspana 😉

Dziękuję za modlitwę, bądź westchnienie, bo czuję, że ktoś nam pomógł 😘
Jonasz

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: Jonasz »

No szczęka mi opadła w tym momencie :shock:
Co do tej konfrontacji to powinno być według mnie wy i oni.
nałóg
Posty: 3364
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: nałóg »

Mysikrólik,a jesteś gotowa na konfrontację? Czy nie lepiej najpierw popraciwać nad sobą ?może najpierw pompejanka? Może najpierw kilka spotkań z terapeutą abyście sami ze sobą się porozumieli a dopiero potem z teściami? Może ustalcie oboje czego taka konfrontacja miałby dotyczyć?Sugeruję PAUZĘ a nie bodziec-reakcja.Jest bodziec- paza- reakcja.Pauza kilkudniowa może kilkutygodniowa......PD
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

nałóg pisze: 14 kwie 2019, 22:54 Mysikrólik,a jesteś gotowa na konfrontację? Czy nie lepiej najpierw popraciwać nad sobą ?może najpierw pompejanka? Może najpierw kilka spotkań z terapeutą abyście sami ze sobą się porozumieli a dopiero potem z teściami? Może ustalcie oboje czego taka konfrontacja miałby dotyczyć?Sugeruję PAUZĘ a nie bodziec-reakcja.Jest bodziec- paza- reakcja.Pauza kilkudniowa może kilkutygodniowa......PD
Też uważam, że to nie do końca dobry pomysł, bo problem, przynajmniej jak ja go widzę, leży głównie między nami. Nie wiem co miała bym im powiedzieć? Jedynie chyba o tych sytuacjach dotyczących bezpośrednio dzieci... No bo co innego? Że ich syn jest wpatrzony w nich jak w obrazek? No i co to da? Też dla mnie to nie ma większego sensu, ale mąż na początku chciał tylko takiego rozwiązania. Ja powiedziałam, że ok, ale moim warunkiem jest terapia. No i na tym stanęło.
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

marylka pisze: 14 kwie 2019, 13:29 Tesciowa.
Najwiekszy Twoj wrog ktory może byc Twoim najwiekszym przyjacielem
Tu jest kilka aspektow
- dlaczego ona tak mocno trzyma syna? Znasz jej przeszlosc? Z jakiej rodziny pochodzi? Jakie miala dzieciństwo?

Wiem tyle, że nie było żadnych wyraźnych dysfunkcji w jej rodzinnym domie. Wiem, że była i jest nadal rozpieszczana jako jedyna córka przez swoją matkę. W zasadzie przy każdym spotkaniu rodzinnym słyszy się same achy i ochy w wydaniu babci nad tym, jak to jej córka jest zdolna, dobra, mądra, troskliwa itp. I myślę, że teściowa bardzo w to wierzy, bo jest zupełnie bezkrytyczna w stosunku do siebie.

Czy wiesz może czy maż bedac dzieckiem był cieżko chory? Może ciaża zagrożona? A może miał rodzenstwo ktore zmarło?

Nic z tych rzeczy. Był wczesniakiem, tak jak poprzedni syn, ale poza tym nie miał żadnych dużych problemów zdrowotnych. Brat jego owszem, z powodu wczesniactwa skrajnego miał jakieś problemy. Mąż był bardzo zbuntowanym dzieckiem/nastolatkiem i mieli z nim naprawdę trzy światy.
U teściowej, na ile ja to widzę, to jest zaborcza miłość do wszystkich i wszystkiego (nawet zwierząt), która wg mnie wynika z charakteru (babcia jest podobna), a nie jakiegoś pojedynczego incydentu. Najdziwniejsze dla mnie jest w tym wszystkim, no i najtrudniejsze, jest połączenie jej nadgorliwej "milosci" z bunczucznym tonem i pyskowkami. Strasznie mi sie to gryzie. I może bierze się to stąd, że mnie tak naprawdę nie lubi, mimo, że owszem wszystkim mówi, że jest inaczej.

Bo macie wspolny cel z tesciową. Kochacie tego samego meżczyzne. Czy jestes wdzieczna, źe go wychowała, dbała o jego wyksztalcenie, byt?
Przecież Ty teraz zbierasz owoce jej pracy. Doceniasz to?


Teraz jak mam dzieci podchodzę do tego raczej jak do normalnej kolei rzeczy, a nie czegoś nadzwyczajnego. I wiem, że dzieci nie wychowuje się dla siebie, i nie są naszą własnością. My rodzice mamy zadanie do wykonania, a nie prezent na własność. Przez to też nie, nie podchodzę do tego z ogromną wdzięcznością, choć pewnie to blad.

Wiesz....ja kiedys zapytalam - mamo jak ty robisz ta grochową ? Probowalam taka ugotowac jak ty ale on zawsze mi powtarza, że nie ma jak ta mamy. Może mi zdradzisz sekret?
I wiesz? Tak można w każdym temacie...rosliny porzadki jakies wyposażenie domu...albo powiedzieć że ma ładny szal...to nic nie kosztuje, ale potrafi mega mega zbliżyć.
Synowe nie doceniaja teściowych. Jasne, że trzeba stawiac granice, ale...to przecież kobieta..a kobiety lepiej sie dogaduja. To samo z wnukami....możesz zapytac - jak ona sobie poradziła z takim a takim zachowaniem czy czymś...nawet nie musisz tego naśladować! Ale w ten sposob uszanujesz i docenisz jej doswiadczenie a to bardzo buduje wieź.


Marylko, to by był samoboj!
Ja taka byłam przez pierwsze lata. Zawsze uśmiechnięta, brałam wszystko na klatce, chwalilam ja, robiłam wiele rzeczy jak chce, żeby jej było miło.... I ona bardzo szybko zaczęła przeciskac się przez te granice. Długo włączyłam o swoją przestrzeń i o to, by zrozumiała, że ja jestem w pełni decyzyjna odnośnie dzieci (zrobiłam tu duży postęp, ona mnie przestała "dusic"). Co nie oznacza, że nie wciska swoich pięciu groszy co krok, ale jest tego mniej. Ona potrafiła wpadać do nas przed 7rano podrzucac nam pierogi, bo tak sobie wymyśliła, a mieszkaliśmy w kawalerce 19m, więc w zasadzie jednym dużym pokoju... To nie taki człowiek, któremu jak pociuciuciam poglebi to nasza więź. Raczej jak pociuciam, niwleiela się zmieni, a zacznie przekraczać bardziej granice.

Nie doszukiwac że z każdym słowem chca Ci przywalić tylko po prostu...oni maja inny kod, inne schematy i bardziej sie rozumieja. A że Ty nie wzystko rozumiesz...nie musisz. Najważniejsze żebys nie doszukiwala sie złego i podstępu.


Myślę, że tu jest trochę racji. Przez tyle lat wyczulilam się na te pyskowki, po to, żeby się bronić.

Inna sprawa - dlaczego tak postrzegasz rodzine meża? Czy Ty czasem mu nie...zazdroscisz? Gdzie jest Twoja mama? Jaki jest Twoj tata?
Żyjemy w takich czasach, że chocby mieszkali w Australii to możecie miec codziennie bardzo bliski kontakt. Masz rodzenstwo? Gdzie oni wszyscy są?


Nie zazdroszczę, o napewno nie. Oni nie pozwalają oddychać. Do szwagra, starego faceta, dzwonią po kilka razy dziennie kontrolują gdzie jest itp. Ja lubię mieć przestrzeń na swobodne ruchy, a oni przytula ja i glaszcza tak, by nie można było się ruszać.
Ja z rodzicami mam relacje, która odpowiada mi i im chyba też, choć pewnie woleli by czestszy kontakt. Jest szacunek, bez nacisku. Jest zdroworozsadkowe podejście do wszystkiego. Przede wszystkim dla nich małżeństwo to podstawa, a potem są dzieci i reszta. I jak ostatnio już zaczęłam się zwierzac im, bo nie mam z kim pogadać, to podchodzą naprawdę zdrowo do całej sytuacji.

Ty masz przewagę....współżycie. Piszesz o tym brzydko. Nie ma mnie w Waszej sypialni ale zastanow sie - Twoj mąż bral slub z Toba, żeby współżyć też z Tobą. Bo to jest przywilej małżonkow. A jak ta dziedzina kuleje to każda inna szwankuje.
Sprobuj...tak z ciekawości jak chcesz...wroc do łóżka małżenskiego. Po tygodniu napisz czy sa zmiany. Ręczę, że będą.

To trochę inna sprawa. Tu też kulejemy, ale poza tym ja naprawdę mam niespiace dzieci, więc przy budzącym się co chwilę synku jest to latanie od męża do dziecka... Nie mamy gdzie się podział, bo córka śpi w jednym pokoju, syn w drugim... I pewnie póki dzieci nie podrosna na tyle, by mogły spać razem się nie wybudzac, to tak to pozostanie. Czyli na pewno jeszcze rok.

Jeszcze inna sprawa...dlaczego Twoj maż ucieka z Waszego domu do mamy? Jaka atmosfera panuje w Twoim domu?
Troche piszesz - nie gotujesz nie sprzatasz nie zajmujesz sie dziećmi...dziwisz sie, że on pryska? Ja nie.
Chciałabys żyć z histerykiem?
Ja nie.
Ty chyba też nie.

Mieliśmy kryzys ok. 1,5roku temu, od tego czasu pomału staramy się jakoś to składać. Dwójka naprawdę malenskich dzieci nie pomaga w tym. Do tego oboje są bardzo absorbujacy, ledwo daje rade ogarnąć z grubsza mieszkanie, żeby chorób nie było, obiady gotowalam do momentu, jak nie zaczęłam ich systematycznie wyrzucać, bo mąż ich nie chciał jesc. Postanowiłam, że szkoda mojego czasu i kasy, i przestałam. Jakby był głodny, cos zawsze jest w zamrażalniku. Wraca w zasadzie w nocy więc zjada coś na mieście. Chyba, że jest w domu obiad od jego rodziców, to nawet jak zje coś po drodze do domu to i tak zawsze zjada ich obiady. To też nie jest przyjemne.
O tym nie wychodzenia z domu i nie gotowaniu dzieciom pisałam w kontekście tego, że ostatnio mnie to wszystko już przytloczylo bardzo. To nie jest tak, że dzieci nie jadza nic - jedzą sloiczki po prostu.


Czesto reagujesz nerwowo na jakakolwiek propozycje. Maż chce isć do mamy. Po co sie denerwujesz?
Powiedz - chcesz to jedź. My zostaniemy i zjemy obiad z dziećmi albo pójdziemy na spacer. Pozdrow mame.
Po co sie gniewasz?
Rob wszystko, żeby chciał z Wami zostać. Zobaczysz, że jak zobaczy w Tobie spokoj i pogode ducha to zmieni nastawienie. Do Ciebie. Do dzieci.

Nie mam pretensji, że sam sobie idzie. Nie mam pretensji jak jesteśmy zaproszeni na obiad itp. Mam pretensje, kiedy ta wizyta ma wybić z rytmu dzieci. Sytuacja ostatnia, która znów zainicjowała kłótnie - mąż szedł w czymś pomóc tesciom. Była już 16. Powiedział, że zabiera synka, bo idzie na dwie godziny, a on chyba tyle bez piersi wytrzyma. Synek o 17:30 jest już kapany zawsze, by po 18zaczynac go usypiac. Inaczej jest cyrk z zasypianiem. Jak spytałam o ktorej chce iść zaczął się wydzierac, że znów mi coś nie pasuje...


Dziękuję za post 😊
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: marylka »

Kochana - zrobisz jak uważasz.
To Twoje życie i Twoje konsekwencje.
Tylko wiesz....naiwne jest robic caly czas to samo i mieć nadzieje, że to sie zmieni

Pozwol że zwróce Ci na pare kwestii uwagę
mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 8:50 Wiem, że była i jest nadal rozpieszczana jako jedyna córka przez swoją matkę. W zasadzie przy każdym spotkaniu rodzinnym słyszy się same achy i ochy w wydaniu babci nad tym, jak to jej córka jest zdolna, dobra, mądra, troskliwa itp. I myślę, że teściowa bardzo w to wierzy, bo jest zupełnie bezkrytyczna w stosunku do siebie.
Ok. Tak pewnie jest.
Ale dlaczego Ciebie to irytuje?
Przecież NIKT Ciebie tym nie krzywdzi.
Widac tesciowa jest doceniana i pewnie to lubi - ale co w tym zlego jeśli chodzi o Ciebie?
Może w głowie sie porownujesz? Może muślisz, że inni oczekuja, żebys była podobna?
Nie wiem. Ale cos Cie denerwuje.
A może....chcialabys, żeby to Ciebie tak wychwalano?
Wiesz...to nawet nie jest dziwne. Ja też lubie byc chwalona.
Natomiast - staraj sie zdać sobie z tego sprawę
- co Ciebie KRZYWDZI
- a co Ciebie jedynie IRYTUJE
ja staralabym się tylko bronic przed krzywdami.
A że ja chwala? No to co?
Przecież wcale nie musisz w tym uczestniczyć.

mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 8:50 U teściowej, na ile ja to widzę, to jest zaborcza miłość do wszystkich i wszystkiego (nawet zwierząt), która wg mnie wynika z charakteru (babcia jest podobna), a nie jakiegoś pojedynczego incydentu. Najdziwniejsze dla mnie jest w tym wszystkim, no i najtrudniejsze, jest połączenie jej nadgorliwej "milosci" z bunczucznym tonem i pyskowkami. Strasznie mi sie to gryzie. I może bierze się to stąd, że mnie tak naprawdę nie lubi, mimo, że owszem wszystkim mówi, że jest inaczej.
Powiedziała Ci, że Cie nie lubi?
Teraz jak mam dzieci podchodzę do tego raczej jak do normalnej kolei rzeczy, a nie czegoś nadzwyczajnego. I wiem, że dzieci nie wychowuje się dla siebie, i nie są naszą własnością. My rodzice mamy zadanie do wykonania, a nie prezent na własność. Przez to też nie, nie podchodzę do tego z ogromną wdzięcznością, choć pewnie to blad.
Nie. To nie jest błąd. Pewnie chodzi Ci, że ta OGROMNA wdziecznosć to wlaśnie pianie z zachwytu nad tesciową. Nie. Nawet nie musisz tego mowić. Ale jak widzisz jakies gesty w meżu, ktore sa Tobie mile np. Kulturalne zwracanie sie do Ciebie - to to jest nauka tesciowej. Warto to miec w sercu. Niekoniecznie na ustach. Bo to zmienia serce - stosunek do drugiej osoby, ktora miala jakis wkład w dobro, ktore mnie teraz dotyka



mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 8:50 Marylko, to by był samoboj!
Ja taka byłam przez pierwsze lata. Zawsze uśmiechnięta, brałam wszystko na klatce, chwalilam ja, robiłam wiele rzeczy jak chce, żeby jej było miło.... I ona bardzo szybko zaczęła przeciskac się przez te granice. Długo włączyłam o swoją przestrzeń i o to, by zrozumiała, że ja jestem w pełni decyzyjna odnośnie dzieci (zrobiłam tu duży postęp, ona mnie przestała "dusic"). Co nie oznacza, że nie wciska swoich pięciu groszy co krok, ale jest tego mniej. Ona potrafiła wpadać do nas przed 7rano podrzucac nam pierogi, bo tak sobie wymyśliła, a mieszkaliśmy w kawalerce 19m, więc w zasadzie jednym dużym pokoju... To nie taki człowiek, któremu jak pociuciuciam poglebi to nasza więź. Raczej jak pociuciam, niwleiela się zmieni, a zacznie przekraczać bardziej granice.
Ja myśle, że ona po prostu tak okazuje swoją miłosć. Dawaniem.
No...ja bym sie cieszyla..ze wzgledow ekonomicznych i czasowych. Dostawa jedzenia pod same drzwi....zawsze pierogi można wrzucic do zamrażarki na dzien kiedy pojde na zakupy i nie zdaże nic gotować.
Myślisz, że złośliwie Ci podrzucila te pierogi?

Nie zazdroszczę, o napewno nie. Oni nie pozwalają oddychać. Do szwagra, starego faceta, dzwonią po kilka razy dziennie kontrolują gdzie jest itp. Ja lubię mieć przestrzeń na swobodne ruchy, a oni przytula ja i glaszcza tak, by nie można było się ruszać.
Masz prawo tak to widzieć. Ale może szwagier stary chłop lubi jak matka dzwoni kilka razy na dzień?
Jeszcze raz Ci zwroce uwage - przepraszam - nie chodzi, że chce Cie pouczać ale zobacz - Twoi tesciowie NIE WYRZĄDZAJA CI KRZYWDY.
Ty siedzisz z boku i oceniasz jak sie zachowuja w stosunku do szwagra. I ok. Maże Ci sie to nie podobać. Ale czy to jest powod żebys nie lubila swoich teściów?
Nikt Ci nie broni postawic granicy. Powiedzieć - mamo - jeden calus na dzien mi wystarczy. Myśle, że nie bedzie Cie gonila. Akurat o tym możesz powiedziec przy tej konfrontacji z tesciami myślę.
Ja z rodzicami mam relacje, która odpowiada mi i im chyba też, choć pewnie woleli by czestszy kontakt. Jest szacunek, bez nacisku. Jest zdroworozsadkowe podejście do wszystkiego. Przede wszystkim dla nich małżeństwo to podstawa, a potem są dzieci i reszta. I jak ostatnio już zaczęłam się zwierzac im, bo nie mam z kim pogadać, to podchodzą naprawdę zdrowo do całej sytuacji.
To jest model Twojej pierwotnej rodziny i wiadomo, że jest Ci bliższy. A Ty wiesz ile jest modeli rodzin?
Moglabys sie zdziwić co ludzie uznaja za normalne.

To trochę inna sprawa. Tu też kulejemy, ale poza tym ja naprawdę mam niespiace dzieci, więc przy budzącym się co chwilę synku jest to latanie od męża do dziecka... Nie mamy gdzie się podział, bo córka śpi w jednym pokoju, syn w drugim... I pewnie póki dzieci nie podrosna na tyle, by mogły spać razem się nie wybudzac, to tak to pozostanie. Czyli na pewno jeszcze rok.
W narzeczenstwie byly same przeszkody rodzice/znajomi/brak miejsca/czasu a...udawalo się gdzies skrasć całusa, wyrwać sie na chwile.
Już nie wspomne, że masz tak chetnych tesciów ;)
Dla chcacego nic trudnego.
Zrobisz jak bedziesz uważała :)

obiady gotowalam do momentu, jak nie zaczęłam ich systematycznie wyrzucać, bo mąż ich nie chciał jesc. Postanowiłam, że szkoda mojego czasu i kasy, i przestałam. Jakby był głodny, cos zawsze jest w zamrażalniku. Wraca w zasadzie w nocy więc zjada coś na mieście. Chyba, że jest w domu obiad od jego rodziców, to nawet jak zje coś po drodze do domu to i tak zawsze zjada ich obiady. To też nie jest przyjemne.
O tym nie wychodzenia z domu i nie gotowaniu dzieciom pisałam w kontekście tego, że ostatnio mnie to wszystko już przytloczylo bardzo. To nie jest tak, że dzieci nie jadza nic - jedzą sloiczki po prostu.
Male dzieci sa rzeczywiscie absorbujace. Dlatego tym bardziej sie dziwie, że maż jedzac u teściow powoduje Twoj bunt wzgledem nich. Sama piszesz, że ledwo zdażysz mieszkanie ogarnać wiec chyba dobrze że je u tesciów?
U mnie bylo podobnie. Jak miałam male dzieci maż po pracy jeździl do mojej mamy tam jadł obiad i przywoził mi też obiad. Bylam jej bardzo wdzieczna. Może dlatego że to byla mama? a nie teściowa?

Tak to jest...jeśli cos zrobi matka a to samo zrobi teściowa
A Tobie sie to nie spodoba
czy nie przymkniesz oko na matkę?
Czy nie bedziesz pamietala tego tesciowej do konca życia że tak Ci zrobiła?
To schemat. Myśle że wiele w tym prawdy

Była już 16. Powiedział, że zabiera synka, bo idzie na dwie godziny, a on chyba tyle bez piersi wytrzyma. Synek o 17:30 jest już kapany zawsze, by po 18zaczynac go usypiac. Inaczej jest cyrk z zasypianiem. Jak spytałam o ktorej chce iść zaczął się wydzierac, że znów mi coś nie pasuje...
Zgadzam sie, że ustalony rytm dnia dla dziecka sprawia, że jest spokojne.
A zgodzisz sie, że nie zawsze - prawie nigdy dziecko co do minuty nie usypia codziennie?
Przeważnie jest to 1-2 godziny tolerancji?
A zgodzisz sie, że już noworodek powinien jeść co 3 godziny? Tak lekarze zalecaja?
A zgadzasz sie, że jakby maż sie spoźnił to dziecko taka syrene by mu z głodu zrobiło, że wiałby do Ciebie czym prędzej? I na przyszłosć 5 razy sie zastanowi czy brac syna przed snem?
Dziękuję za post 😊
Pozdrawiam
mysikrolik
Posty: 62
Rejestracja: 25 sty 2018, 8:48
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: mysikrolik »

marylka pisze: 15 kwie 2019, 10:17 Kochana - zrobisz jak uważasz.
To Twoje życie i Twoje konsekwencje.
Tylko wiesz....naiwne jest robic caly czas to samo i mieć nadzieje, że to sie zmieni


Właśnie dlatego idziemy na terapię, wobec której mam duże nadzieje.

mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 8:50 Wiem, że była i jest nadal rozpieszczana jako jedyna córka przez swoją matkę. W zasadzie przy każdym spotkaniu rodzinnym słyszy się same achy i ochy w wydaniu babci nad tym, jak to jej córka jest zdolna, dobra, mądra, troskliwa itp. I myślę, że teściowa bardzo w to wierzy, bo jest zupełnie bezkrytyczna w stosunku do siebie.
Ok. Tak pewnie jest.
Ale dlaczego Ciebie to irytuje?
Przecież NIKT Ciebie tym nie krzywdzi.
Widac tesciowa jest doceniana i pewnie to lubi - ale co w tym zlego jeśli chodzi o Ciebie?
Może w głowie sie porownujesz? Może muślisz, że inni oczekuja, żebys była podobna?
Nie wiem. Ale cos Cie denerwuje.
A może....chcialabys, żeby to Ciebie tak wychwalano?
Wiesz...to nawet nie jest dziwne. Ja też lubie byc chwalona.
Natomiast - staraj sie zdać sobie z tego sprawę
- co Ciebie KRZYWDZI
- a co Ciebie jedynie IRYTUJE
ja staralabym się tylko bronic przed krzywdami.
A że ja chwala? No to co?
Przecież wcale nie musisz w tym uczestniczyć.

Odpowiedziałam na Twoje pytanie, co moim zdaniem może mieć wpływ na jej bezkrytycznie podejście do siebie i zaborczosc oraz egoizm w okazywaniu uczuc. Bo wydaje mi się, że to "rozpieszczanie" aż do dnia dzisiejszego mogło być jednym z czynników. Innych nie znam, dlatego podałam ten.
Nie zazdroszczę jej tych pochwal, dla mnie to jest raczej infantylne momentami, choć momentami faktycznie mile ;)
mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 8:50 U teściowej, na ile ja to widzę, to jest zaborcza miłość do wszystkich i wszystkiego (nawet zwierząt), która wg mnie wynika z charakteru (babcia jest podobna), a nie jakiegoś pojedynczego incydentu. Najdziwniejsze dla mnie jest w tym wszystkim, no i najtrudniejsze, jest połączenie jej nadgorliwej "milosci" z bunczucznym tonem i pyskowkami. Strasznie mi sie to gryzie. I może bierze się to stąd, że mnie tak naprawdę nie lubi, mimo, że owszem wszystkim mówi, że jest inaczej.
Powiedziała Ci, że Cie nie lubi?

Nie, ale ja nie napisałam, że tak powiedziała. Napisałam, że gryzie mi się charakter kobiety z ogromnym sercem z jej pyskowkami. I jedynym dla mnie logiczngm wyjaśnieniem dla tej rozbieżności jest to, że za mną nie przepada i nawet nie wie, że daje temu upust w pyskowkach. Ale mogę się mylić.

Teraz jak mam dzieci podchodzę do tego raczej jak do normalnej kolei rzeczy, a nie czegoś nadzwyczajnego. I wiem, że dzieci nie wychowuje się dla siebie, i nie są naszą własnością. My rodzice mamy zadanie do wykonania, a nie prezent na własność. Przez to też nie, nie podchodzę do tego z ogromną wdzięcznością, choć pewnie to blad.
Nie. To nie jest błąd. Pewnie chodzi Ci, że ta OGROMNA wdziecznosć to wlaśnie pianie z zachwytu nad tesciową. Nie. Nawet nie musisz tego mowić. Ale jak widzisz jakies gesty w meżu, ktore sa Tobie mile np. Kulturalne zwracanie sie do Ciebie - to to jest nauka tesciowej. Warto to miec w sercu. Niekoniecznie na ustach. Bo to zmienia serce - stosunek do drugiej osoby, ktora miala jakis wkład w dobro, ktore mnie teraz dotyka

Wiem, mam tego świadomość. Na ten moment niestety myślę o niej z perspektywy tych wszystkich przykrych słów jakie usłyszałam i tego jak mąż jest w niej zakochany. Chyba mam prawo oczekiwać od męża, że w jego sercu będę ponad matka? Co jest w tym złego?


mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 8:50 Marylko, to by był samoboj!
Ja taka byłam przez pierwsze lata. Zawsze uśmiechnięta, brałam wszystko na klatce, chwalilam ja, robiłam wiele rzeczy jak chce, żeby jej było miło.... I ona bardzo szybko zaczęła przeciskac się przez te granice. Długo włączyłam o swoją przestrzeń i o to, by zrozumiała, że ja jestem w pełni decyzyjna odnośnie dzieci (zrobiłam tu duży postęp, ona mnie przestała "dusic"). Co nie oznacza, że nie wciska swoich pięciu groszy co krok, ale jest tego mniej. Ona potrafiła wpadać do nas przed 7rano podrzucac nam pierogi, bo tak sobie wymyśliła, a mieszkaliśmy w kawalerce 19m, więc w zasadzie jednym dużym pokoju... To nie taki człowiek, któremu jak pociuciuciam poglebi to nasza więź. Raczej jak pociuciam, niwleiela się zmieni, a zacznie przekraczać bardziej granice.
Ja myśle, że ona po prostu tak okazuje swoją miłosć. Dawaniem.
No...ja bym sie cieszyla..ze wzgledow ekonomicznych i czasowych. Dostawa jedzenia pod same drzwi....zawsze pierogi można wrzucic do zamrażarki na dzien kiedy pojde na zakupy i nie zdaże nic gotować.
Myślisz, że złośliwie Ci podrzucila te pierogi?

Tak, obydwoje bardzo narzucają się ze wszystkim. Bardzo możliwe, że to ich sposób na okazywanie uczuć.
No widzisz, ja nie lubię jak ktoś wpada do domu rano jak jeszcze smacznie śpię i wparowuje z czymś co sobie wymyślił, że ja potrzebuje. I dodatków jak pisałam, do kawalerki, w której wiadomo, że całe "życie" ciężko pochować po szafkach. Ale wierzę, że pewnie niektórzy lubią :) Nie złośliwie raczej, ale ciężko było dlugo jej wytłumaczyć, że nie potrzebuje stosu prezentów w formie czy pierogów czy scierek czy czegokolwiek innego, chociażby ze względu na kontrolę, czy korzystam z tego co nam da. Wiesz, ciężko to opisać, bo by trzeba było ja poznać. Jej pretensjonalnosc i zaborczosc we wszystkim się przejawia. To nie jest tak: kochani, kupiłam miskę dla Was, no pomyślałam, że się przyda, co Wy na to? Jak nie chcecie to zrozumiem, że macie już ich 10. To jest tak: kupiłam Wam miskę. Potem co wizyta kontrola czy korzystam z miski, a dlaczego podałam salatke w innej, przecież mam od niej. A jak powiemy, że nie chcemy, bo mamy i tak wciska i również jest stos pytań dlaczego nie korzystamy. To taki przykład tylko do zobrazowania. Ale z tą kwestią się już uporalam, bo po prostu nie używam tego czego nie potrzebuje. Problemem jest to, że mąż stoi po stronie rodziców zawsze, bo ona taka jest, bo ma taki humor, bo to i tamto. Ale w analogiczne sytuacji ja słyszę same przykrości, bo jestem niesprawiedliwa itp.

Nie zazdroszczę, o napewno nie. Oni nie pozwalają oddychać. Do szwagra, starego faceta, dzwonią po kilka razy dziennie kontrolują gdzie jest itp. Ja lubię mieć przestrzeń na swobodne ruchy, a oni przytula ja i glaszcza tak, by nie można było się ruszać.
Masz prawo tak to widzieć. Ale może szwagier stary chłop lubi jak matka dzwoni kilka razy na dzień?
Jeszcze raz Ci zwroce uwage - przepraszam - nie chodzi, że chce Cie pouczać ale zobacz - Twoi tesciowie NIE WYRZĄDZAJA CI KRZYWDY.
Ty siedzisz z boku i oceniasz jak sie zachowuja w stosunku do szwagra. I ok. Maże Ci sie to nie podobać. Ale czy to jest powod żebys nie lubila swoich teściów?
Nikt Ci nie broni postawic granicy. Powiedzieć - mamo - jeden calus na dzien mi wystarczy. Myśle, że nie bedzie Cie gonila. Akurat o tym możesz powiedziec przy tej konfrontacji z tesciami myślę.

Nie lubi, bo wiem 😉
I jeszcze raz mówię, że jedyne co mam do przepracowania - bo resztę sobie przerobiłam już z nimi- to krzywdzące słowa i ton w jakim się do mnie odzywa. Choćby dlatego, że dzieci w pewnym momencie zaczną to dostrzegać, że babcia jest niemiła, mama nic nie mówi, tata na mamę krzyczygmama nic nie mówi... I zaczną wyciągać wnioski
Drażnią mnie sytuacje, ktore bezpośrednio dotykają dzieci i na które ja się nie godze, ale nie mam posłuchu. I przywiązanie niezdrowe męża do rodziny.
Przecież nie muszę ich lubic, oni nie muszą mnie, nie ma nic w tym złego. Wystarczy żebyśmy się szanowali.
Ja z rodzicami mam relacje, która odpowiada mi i im chyba też, choć pewnie woleli by czestszy kontakt. Jest szacunek, bez nacisku. Jest zdroworozsadkowe podejście do wszystkiego. Przede wszystkim dla nich małżeństwo to podstawa, a potem są dzieci i reszta. I jak ostatnio już zaczęłam się zwierzac im, bo nie mam z kim pogadać, to podchodzą naprawdę zdrowo do całej sytuacji.
To jest model Twojej pierwotnej rodziny i wiadomo, że jest Ci bliższy. A Ty wiesz ile jest modeli rodzin?
Moglabys sie zdziwić co ludzie uznaja za normalne.

Jeśli nie są destrukcyjne dla osób zainteresowanych nie mam nic przeciwko. Byłam w dwóch związkach przed mężem, w obu rodzinach była miłość duża do dzieci. Jednak nie zaborcza. W obu sytuacjach miałam dobre relacje z treściami, z poprzedniego wręcz prawdziwie przyjacielskie. Nikt mnie nie deprymowal i nie odnosił się do mnie w przykry sposób.
To trochę inna sprawa. Tu też kulejemy, ale poza tym ja naprawdę mam niespiace dzieci, więc przy budzącym się co chwilę synku jest to latanie od męża do dziecka... Nie mamy gdzie się podział, bo córka śpi w jednym pokoju, syn w drugim... I pewnie póki dzieci nie podrosna na tyle, by mogły spać razem się nie wybudzac, to tak to pozostanie. Czyli na pewno jeszcze rok.
W narzeczenstwie byly same przeszkody rodzice/znajomi/brak miejsca/czasu

Nie odbierz tego zle, pytam tylko z ciekawości - masz dzieci? Z jaką różnica wieku?

obiady gotowalam do momentu, jak nie zaczęłam ich systematycznie wyrzucać, bo mąż ich nie chciał jesc. Postanowiłam, że szkoda mojego czasu i kasy, i przestałam. Jakby był głodny, cos zawsze jest w zamrażalniku. Wraca w zasadzie w nocy więc zjada coś na mieście. Chyba, że jest w domu obiad od jego rodziców, to nawet jak zje coś po drodze do domu to i tak zawsze zjada ich obiady. To też nie jest przyjemne.
O tym nie wychodzenia z domu i nie gotowaniu dzieciom pisałam w kontekście tego, że ostatnio mnie to wszystko już przytloczylo bardzo. To nie jest tak, że dzieci nie jadza nic - jedzą sloiczki po prostu.
Male dzieci sa rzeczywiscie absorbujace. Dlatego tym bardziej sie dziwie, że maż jedzac u teściow powoduje Twoj bunt wzgledem nich. Sama piszesz, że ledwo zdażysz mieszkanie ogarnać wiec chyba dobrze że je u tesciów?
U mnie bylo podobnie. Jak miałam male dzieci maż po pracy jeździl do mojej mamy tam jadł obiad i przywoził mi też obiad. Bylam jej bardzo wdzieczna. Może dlatego że to byla mama? a nie teściowa?

Dobra, mam odpowiedź 😉
Odnioslam się do tego co napisałaś, że jak nie gotuję mu obiadów to nie mam co się dziwić, że coś nie gra. Odpisałam jam wygląda sytuacja z obiadami u nas. Już sama miałam kiedyś mu zaproponować jedzenie i rodziców, bo nie wiedziałam już kiedy mu gotować kiedy nie, mamy mały zamrażalnika i większość wyrzucalam.

Była już 16. Powiedział, że zabiera synka, bo idzie na dwie godziny, a on chyba tyle bez piersi wytrzyma. Synek o 17:30 jest już kapany zawsze, by po 18zaczynac go usypiac. Inaczej jest cyrk z zasypianiem. Jak spytałam o ktorej chce iść zaczął się wydzierac, że znów mi coś nie pasuje...
Zgadzam sie, że ustalony rytm dnia dla dziecka sprawia, że jest spokojne.
A zgodzisz sie, że nie zawsze - prawie nigdy dziecko co do minuty nie usypia codziennie?
Przeważnie jest to 1-2 godziny tolerancji?

A zgodzisz sie, że już noworodek powinien jeść co 3 godziny? Tak lekarze zalecaja?
A zgadzasz sie, że jakby maż sie spoźnił to dziecko taka syrene by mu z głodu zrobiło, że wiałby do Ciebie czym prędzej? I na przyszłosć 5 razy sie zastanowi czy brac syna przed snem?

Nie zgodzę się 😉 ja mam dwoje ekstremalnie niespoacych dzieci i przez to mam ścisły rytm dnia i zasypiaja codziennie o tej samej porze, widełki 5-10min. Z resztą tak 😊

Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za konkrety, bo pewnie pomogą mi w rozmowie z teściami i ogarnieciem tego tematu. Jak byś miała jeszcze jakieś przemyślenia to chętnie wysłucham 😊
Ostatnio zmieniony 15 kwie 2019, 18:14 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Jak intruz w trójkącie...

Post autor: marylka »

mysikrolik pisze: 15 kwie 2019, 13:37 Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za konkrety, bo pewnie pomogą mi w rozmowie z teściami i ogarnieciem tego tematu. Jak byś miała jeszcze jakieś przemyślenia to chętnie wysłucham 😊
Wiesz...przeczytałam Twój poprzedni wątek też.
Przemyśleń mam duźo :)
Ale chcialam Cie zachecic do jednego
Sprobuj ucieszyc sie życiem
Tym co masz. Nie analizuj tyle, nie rozstrzepuj
Nałóg tu czesto pisze
- WDZIECZNOSC I AKCEPTACJA
Sprobujesz?
Wiesz...czas tak szybko płynie. Dzieci tak szybko rosna. Macie zdrowe dzieci, sama jestes zdrow. Mieszkanie macie a i mąż też dba o Was.

Jestes młoda. Widziałaś sie w lustrze? Piekna twarz - usmiechnij sie do siebie.

I sprobuj zlapac zdrowy dystans do życia. Oddziel co jest ważne a co nie.
Np. Piszesz, że szwagrowi przeszkadza, że teściowa do niego tak wydzwania.
Czy to Twoja sprawa?
Nie musisz się w to angażować emocjonalnie. Niech szwagier układa te relacje z matka.
Mam taki obraz Ciebie - że wszystko co dostrzegasz chcesz naprawic/zmieniac bo Ci sie nie podoba.
A wiesz, że nie zmienisz wszystkiego?
Możesz przyjać, że inny ma inaczej i wcale nie oznacza to, że jest gorszy czy lepszy tylko po prostu - inny?
I wiesz...Ty wiele możesz też.
Np w sprawie dzieci...
Mi położna zaraz po porodzie powiedziała, że to dziecko ma sie wpasowac w nasz tryb życia a nie my w jego.
Spaly wiec moje dzieci podczas gdy telewizor chodził, nikt koło nich na palcach nie chodził i one wiedza, że to mama i tata ustala reguly w domu a nie one.
Mam wrażenie, że piszac tak o dzieciach dajesz sygnały, że one Toba rzadzą. Ale moge sie mylic.

A wracajac...sprobuj założyć "rożowe okulary" Usmiechnij sie do siebie i do najbliższych.
Nie wiesz co Ciebie spotka jutro.
Zdrowie na przyklad nie jest raz na zawsze dane. Wiec szanuj swoje i innych. A nerwy i stres sa jedna z głównych czynników chorobowych.
I wiem co pisze, bo moja rodzine bardzo poważna choroba dotkneła. I dopiero wtedy widać co to znaczy - MIEĆ PROBLEM.
Nie lekceważe Twoich problemów. Ale staram sie, żebyś sprobowala nadac im słuszna i należyta range w Twoim życiu.

Pogody ducha Ci życzę :)
ODPOWIEDZ