Wiesz Kemot,
mi też imponuje Twoja postawa,
wiem, że nie jest lekko starać się, jak ktoś Ciebie odrzuca na tysiące sposobów. Człowiek cierpi, bo mu zależy, a nie może kompletnie zamknąć serca i zobojętnieć, bo wtedy sam się wyautuje ze związku, a tego nie chce. Oddzielić swoje wysiłki od braku ich rezultatu (lub wręcz przeciwny) to już inna liga i praca czasem niemal na lata ...
To jest właśnie dla mnie ta wielokrotnie wspomninana miłość bezwarunkowa, nie postrzegana jako nauka dawania bez brania, ale właśnie jako wzrastanie w wolności, uwalniając się powoli z ukrytych motywów naszego działania i zatruwających życie oczekiwań.
jarek70 pisze: ↑05 cze 2018, 11:04
Pytanie moje brzmi - jak można ratować kogoś, kto wcale nie uważa ze coś mu grozi, względnie nie chce być uratowanym przeze mnie? Inna sprawa że może moje metody ratowania są do ..bani.
Czytam o ratownikach wodnych - jeden pisze że kiedyś ratując kogoś musiał odpłynąć dać w zęby i dopiero wziął się za ratowanie.
Byłem na szkoleniu kiedyś pomocy przedmedycznej - gość tłumaczy jak widzisz wypadek nie strugaj bohatera bo nie wiadomo, czy w razie czego Zus ci będzie wypłacał rentę (przypadek z Łodzi bodajże parę lat temu). Wezwij straż i policję. On sam ponoć nie wchodzi do rannego dopóki straż mu na to nie pozwoli. A jak jest przed strażą na miejscu to czeka:(
Jak można ratować kogoś kto nie chce, to trudna sprawa.
Łatwiej chyba jak jest nieprzytomny i nie artykuuje tej niechęci zbyt natarczywie
Albo jak jest zdrowo poharatany, ale przytomny i sam prosi o pomoc, tylko nie jest jeszcze świadomy, że będzie się ona znacznie różniła od jego oczekiwań.
Coż problem zaczyna się kiedy pomocy się nie oczekuje, albo kiedy dobrze jest jak jest, i wszelka zmiana (pomoc) jest postrzegana raczej jako zagrożenie.
Nie odpowiem na to pytanie wprost (dla mnie jest ono też raczej retoryczne), ale po przeczytaniu Twojego wpisu taka myśl mi przyszła do głowy i mogę się nią podzielić.
Podejście po pomocy przedmedycznej też jest bardzo różne. Nawet w rozwiniętych krajach różnice są diamtetralne.
W Polsce o ile pamiętam jeśli osoba ratująca nie ma zagrożenia życia lub zdrowia ma obowiązek udzielenia pomocy. Z powodów błędów nie ponosi większych konsekwencji, ale niepodjęcie może już być karane. Tyle ile mówi surowe prawo. W innych krajach podejście jest dużo bardziej konserwatywne, podjęcie niefachowej pomocy jest karane i może skutkować pozwami na znaczne kwoty. Dlatego teoretycznych "ratowników" ubezbiecza się od miliona dolarów wzwyż od skutków ich postępowań, czy analizy ich przez innych...
I teraz, czy lepiej patrząc jak ktoś się męczy spróbować pomóc mimo konsekwencji, czy czekać na fachowe służby to już chyba decyzja każdego z osobna. I teraz ciekawe, czy decyzja ta będzie zmienna w zależności od kraju (jego przepisów), w którym się jest i osoby, która cierpi ?? ...