zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: Nirwanna »

Kemot, też odnoszę wrażenie, że Twoja żona ma ciastko i zjada ciastko, a Ty na to pozwalasz. Inaczej mówiąc - odbierasz jej możliwość doświadczenia konsekwencji swojego postępowania, doświadczenia konsekwencji rozwodu.
Wg mnie, Ty sam też od tych konsekwencji uciekasz :-(
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

Aż taki żałosny nie jestem - na razie ponosi konsekwencje finansowe. Rozwod od tej strony jest dla niej porazka. Co do odwozenia powiedzialem jej kilka slow na ten temat i na razie jest ok. To wszystko jest tak porabane ze trudno nawet uwierzyc. Na wszystkie rodzinne spotkania a takze spotkania ze 1spolnymi znajomymi chodzimy razem. Przestala zapraszac do naszego domu swoje kolezanki i generalnie nie widuje ich mimo ze wczesniej takie sytuacje sie zdarzaly. Ona sama sie w tym gubi. Ja juz bylem ogarniety - silownia, bieganie spedzanie czasu z synami. Zona zaczela mocno wchodzic mi w ten schemat. Mialem jechac sam z synami to zaproponowala ze jedzie z nami ale za siebie zaplaci
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

Nirwana z jednym się zgodzę ja zdecydowanie uciekam od konsekwencji rozwodu. Traktuję tą sytuację tak jakby się nie wydarzyła. Uznałem, że rozwód cywilny nie ma żadnego wpływu na trwanie mojego małżeństwa. Stąd też moja być może mało zrozumiała postawa
zahir
Posty: 103
Rejestracja: 09 lut 2018, 10:29
Płeć: Kobieta

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: zahir »

Wiem, ze jesteście sakramentalnym małżeństwem i najważniejsze też że to małżeństwo masz w sercu, ale wydaje mi się że życie z kimś po rozwodzie cywilnym pod jednym dachem tak, jakby nic się nie stało, to chyba już za wiele dla osoby, która wciąż kocha drugą połówkę. Wiem, że w imię miłości można wiele znieść, ale czy chronienie żony, by przypadkiem nie odczuła konsekwencji swojej decyzji o rozwodzie, nie ma chyba za wiele wspólnego z miłością. Piszę tak, bo też niestety usłyszałam nie raz od męża, że rozwód to nic, tylko ma mi coś udowodnić, a potem możemy próbować nas ratować. Czy to aby droga miłości, kompromisu. Wiadomo każdy musi to wszystko przełożyć według swojego serca, nie mniej jednak najzwyczajniej w świecie w tej całej miłości, nie pozwól się wykorzystywać.
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

zahir - mi się wydaje, że to ja się najbardziej boję konfrotnacji z faktem rozwodu. Boję się, że jak do tego dojdzie to będę musiał podjąć decyzję odejścia czy wyrażenia zgody na odejście. Nie jest tak, że mi odpowiada to co jest - bo nie odpowiada. Ale staram się w tej calej tragedii wynajdować jakieś jasne strony. Widzę, że żonie bardziej to przeszkadza i dąży to jakiegoś rozstrzygnięcia chociaż sama także się boi
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: rak »

Kemot,

mi podobnie jak Ukaszowi, wydaje mi się, że "czuję" Twoją sytuację, chociaż formalnie też nie mam rozwodu. Więc też spróbuję się podzielić z Tobą moimi spostrzeżeniami.

Żona również kombinowała przez dłuższy czas jak się mocniej wyautować, bo za bardzo to nie miała się do czego przyczepić, co nie znaczy, że nic się nie mogło znaleźć, albo nawet wyreżyserować sprzyjajacych sytuacji. W czasie poprzedzającym zdradę zaczęła coraz więcej używać komunikowatów "ja" - ja coś zrobiłam, kupiłam, bawiłam się, kompletnie omijała, że zrobiliśmy to "my" jako małżeństwo. Zaczęła też b. dbać o wygląd i swoje relacje poza małżeństwem. Wzmocniła się też jej "emocjonalność" i ucieczka przed odpowiedzialnością. W czasie ostrego kryzysu zaczęła róźnicować znajomych na dwie grupy. Perwsza o niczym nie wiedziała, "grała" przed nimi zgodne i szczęśliwe małżeństwo, albo jak sama nie dawała już rady to unikała kontaktu. Druga to była tzw. grupa wsparcia, dzieliła się szczegółami romansu i oczekiwała od nich szeroko rozumianego wsparcia. Relacje z drugą grupą bazowały na niemal bezwzględnej lojalności, dosyć luźnym stosunku do wierności małżeńskiej i wspieranie "szeroko" rozumianej siły kobiecej (bez podtekstu, ale faktycznie ze starych znajmowych/rodziny były to wyłącznie kobiety, mimo że niektóre były/są wierzącymi i praktykującymi katolikami).

Długo zastanawiałem się co zrobić z tym fantem, bo z jakiegoś powodu takie zachowanie było atrakcyjne i dla mojej ślubnej i dla tej grupy (a niektóre osoby to jest bliska rodzina). Dodatkowo niektóre mechanizmy były tak naturalne, jakby latami musiały się umacniać (i tu oczywiście moje znaczne przeoczenie) i rzeczywiście wpadły mi w ręce fakty, że identyczne zachowania kobiet w rodzinie żony nie należą do rzadkości i kontynuowane są też często po wyjściu zdrady na światło dzienne, co często nie jest takie widoczne w relacjach tych małżeństw na zewnątrz... Właśnie z powodów tej umiejętności? ukrywania problemów i grania różnych ról.

Mi po killku miesiącach perturbacji udało się "zmusić siebie" do zafundowania żonie niemal 8 miesięcy względnego spokoju (dosyć normalnych, mniej burzliwych kontaktów), w czasie tego czasu przygłądałem się wyszystkiemu (i emocjonalnie wielokrotnie dachowałem) i później sam przeszedłem do "ataku". Może niemiłosiernie, ale i nienaiwnie zapamiętałem sobie stosunek i zachowania poszczególnych ludzi (w tym ślubnej) i teraz stopniowo pokazuję to oddziaływanie na jedność małżeńską i toksyczność takich relacji. Nie są to przyjemne rozmowy, ale wiedząc, co już wiem, nie chcę zostawić tej nierozbrojonej bomby na później. Jak na razie niektóre twierdze mojej ślubnej po intensywnej batalii padają, ale tutaj jest cały cykl umocnień, które wzajemnie się wspierają i do tego robią to jeszcze w "białych rękawicznach" pod przykryciem miłości i lojalności, co trudno jest wyciągnąć na światło dzienne...

Zauważyłem też, że mimo wiecznych sprzeciwów, takie aktywne podejście wpływa też na wzrost szacunku mojej ślubnej do męża. Nie zostawia spraw niezałatwionych i mimo emocjonalnych szantaży i walenia po swoich głowach jednak trwa w swojej postawie.
Więc nawet z tej perspektywy warto myślę rozważyć otwarte odnoszenie się do niektórych rzeczy i nie pozwalania na wodzenie sobą po żoninych chciejstwach, co myślę dla kobiety tylko na początku jest atrakcyjne, a później zaczyna budzić pogardę...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: Nirwanna »

kemot79 pisze: 25 cze 2018, 13:11 zahir - mi się wydaje, że to ja się najbardziej boję konfrotnacji z faktem rozwodu. Boję się, że jak do tego dojdzie to będę musiał podjąć decyzję odejścia czy wyrażenia zgody na odejście. Nie jest tak, że mi odpowiada to co jest - bo nie odpowiada. Ale staram się w tej calej tragedii wynajdować jakieś jasne strony. Widzę, że żonie bardziej to przeszkadza i dąży to jakiegoś rozstrzygnięcia chociaż sama także się boi
Kemot, w tym co piszesz, wybrzmiewa jeden z mitów na temat rozwodów: że gdy się zgodzę, to będę mieć wreszcie "święty spokój". To tak ku przestrodze tym, którzy zadają sobie pytanie analogiczne do tytułu Twojego wątku. Bo ani to spokój, ani tym bardziej święty, jak się okazuje.
Możesz napisać, czego się boisz, aby skonfrontować się z faktem rozwodu?
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

Boję się rozpadu rodziny i samotności. Bądź co bądź jest to dom do ktorego wracam. Dzielimy sie obowiazkami ale i spwdzamy wspolnie czesto bardzo milo czas. Zalozylem tak jak opisalas ze nic sie nie zmieni ale wiadomo zycie i sie zmienia
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: rak »

kemot79 pisze: 25 cze 2018, 15:50 Boję się rozpadu rodziny i samotności. Bądź co bądź jest to dom do ktorego wracam. Dzielimy sie obowiazkami ale i spwdzamy wspolnie czesto bardzo milo czas. Zalozylem tak jak opisalas ze nic sie nie zmieni ale wiadomo zycie i sie zmienia
Kemot,

pozwolisz, że ponownie czymś się podzielę, teraz może odrobinę dobitniej.

Też się tego bałem (i pewnie dalej jeszcze postawa ta brzęczy gdzieś w moim postępowaniu). I ta właśnie słabość, tak ocenię strach w tym wypadku, był żerem żony do dalszych manipulacji i ucieczek emocjonalnych. Gdzieś podświadomie wyczuwany i wykorzystywany, powodował, że ślubna nie miała żadnych granic - hulaj dusza piekła nie ma. Dopiero jak zacząłem po trochu to weryfikować, okazywało się, że podstawy tego strachu są całkowicie irracjonalne, bo właśnie poddawanie się im wspiera te obawy, zamiast mobilizować do ich przeciwdziałania... Człowiek podaje się na tacy (w jego zamyśle stara się) i oczekuje zrozumienia i docenienia swoich wysiłków z drugiej strony, ale tak naprawdę ta słabość wzbudza tylko litość, odpycha, depcze resztki szacunku i karmi pychę drugiej strony, która później sama chce się jak najdrożej podać tylko już komuś innemu, którego "siłę" (atrakcyjność) na ten moment wycenia wyżej ...

Takie są moje spostrzeżenia.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Jonasz

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: Jonasz »

kemot79 pisze: 25 cze 2018, 15:50 Boję się rozpadu rodziny i samotności.
Kemot, a czy przez przypadek nie jest tak, że rodzina działaniem żony się w pewnym sensie już nie rozpadła?
Od jakiegoś czasu znam powiedzmy taki typ życia - razem, a jednak oddzielnie. ;)
kemot79 pisze: 25 cze 2018, 15:50 Bądź co bądź jest to dom do ktorego wracam.
No przeżyłem już etap, kiedy po prostu nie chciało mi się wracać. Wręcz napawało mnie to lękiem, gniewem, strachem. :shock:
Bardzo negatywne uczucia.
Był moment że chciałem się już wycofać, wydawało mi się że nie wytrzymam.

Ale dotarło do mnie, że w ten sposób żona mogłaby się postawić w wygodnej roli "ofiary"....
Wygodna rola która moim zdaniem blokuje ważną rzecz - dorośnięcie i wzięcie odpowiedzialności.

Przyjąłem, że nie ucieknę i trwam.
Chociaż "dachowanie" jak wspomniał Rak nie jest mi obce. Średnio raz na miesiąc mam dość. :lol:
rak pisze: 25 cze 2018, 14:27

Zauważyłem też, że mimo wiecznych sprzeciwów, takie aktywne podejście wpływa też na wzrost szacunku mojej ślubnej do męża. Nie zostawia spraw niezałatwionych i mimo emocjonalnych szantaży i walenia po swoich głowach jednak trwa w swojej postawie.
Więc nawet z tej perspektywy warto myślę rozważyć otwarte odnoszenie się do niektórych rzeczy i nie pozwalania na wodzenie sobą po żoninych chciejstwach, co myślę dla kobiety tylko na początku jest atrakcyjne, a później zaczyna budzić pogardę...
Zgadzam się Raku z Tobą.
Dodałbym jedno od siebie - zaburzone poczucie wartości, które stało się moim udziałem z pewnych względów zostało aktywnym działaniem odbudowane.
Bez udziału żony ;) . Bo czekanie na to było bez sensu i po prostu głupie - strata czasu.
kemot79 pisze: 25 cze 2018, 10:36 Aż taki żałosny nie jestem - na razie ponosi konsekwencje finansowe.
Jedyne konsekwencje?
kemot79 pisze: 25 cze 2018, 10:36 Co do odwożenia powiedziałem jej kilka slow na ten temat i na razie jest ok. To wszystko jest tak porąbane ze trudno nawet uwierzyc. Na wszystkie rodzinne spotkania a także spotkania ze 1spolnymi znajomymi chodzimy razem.
Kemot znam tę grę.
Gram a w zasadzie grałem w nią jakiś czas. Umęczyłem się niemiłosiernie przy tym.
Dziś z perspektywy czasu pytam sam siebie - po co. Nic mi to nie dało oprócz szeroko rozumianego cierpienia.
Podobnie jak Ty można powiedzieć rozłożyłem ochronny parasol.
Ja zmokłem, a ktoś kto wywołał burzę był suchy.
Jonasz

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: Jonasz »

Raku bardzo trafne spostrzeżenia . Brawo.
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

Jarku, cóż nie wiem która droga jest "lepsza". Z tego co zrozumiałem ty także tkwisz w podobnym bezsensie ale nie pozostajesz w zadnych relacjach z zoną. Zachowałeś szacunek. Ja mam relacje ale nie czuję też zebym utracił szacunek do siebie. Natomiast po lekturze waszych postów jednak widzę konieczność zmian dla siebie i dzieci. Żona jedzie na wesele z dziecmi ale mnie nie zaprosiła. Nie zależy mi jakoś mocno na udziale w tej imprezie ale widzę, że dzieci mocno to przeżywają. Teraz tworzymy iluzję małżeńśtwa, związku i rodziny. Wiem też, że jak podejmę decyzję to ta iluzja się też rozpadnie. Dotychczas bardzo się tego obawiałem ale widzę, że pojawiają się pierwsze negatywne skutki dla dzieci
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

od rozwodu minęło pół roku a sytuacja staje się co raz gorsza. Po ostatniej kłotni żona stwierdziła, że moja osoba jest jej całkowicie obojętna ale oczywiście dzwoni do mnie i się ze mną kontaktuje. NIe wiem może mam już jakiś kryzys ale wydaje mi się, że mieszkanie bez niej jest dla mnie najkorzystniejsze.
kemot79
Posty: 197
Rejestracja: 23 mar 2017, 8:25
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: kemot79 »

Witajcie,

jednak życie z żoną pod jednym dachem jest zbyt bolesne. Może mam kryzys ale jest naprawdę trudno. Ona mnie traktuje jak byłego męża- oddzielne wyjśca ( teraz jeszcze dzieci zabiera), oddzielne wyjazdy. Jej to kompletnie nie przeszkadza a ja się spalam. Natomiast jak wyjeżdża i zostaję sam w domu radzę sobie lepiej- czy jednak nie przemyśleć wyprowadzki
Jonasz

Re: zgodzić się na rozwód czy walczyć o rodzinę

Post autor: Jonasz »

kemot79 pisze: 01 sie 2018, 23:36 od rozwodu minęło pół roku a sytuacja staje się co raz gorsza. Po ostatniej kłotni żona stwierdziła, że moja osoba jest jej całkowicie obojętna ale oczywiście dzwoni do mnie i się ze mną kontaktuje.
Skąd ta sprzeczność w działaniu - widzisz ją?
Spokojnie wróć do kłótni, co ją rozpoczęło, od czego się zaczęła, jak przebiegała.
I odpowiedz sobie na pytanie, czego telefony dotyczą - czegoś potrzebuje od Ciebie, chce uzgodnić coś w sprawie dzieci itp.

kemot79 pisze: 02 sie 2018, 9:07 Natomiast jak wyjeżdża i zostaję sam w domu radzę sobie lepiej- czy jednak nie przemyśleć wyprowadzki
Kemot u mnie też było ciężko z tym na początku.
Z perspektywy czasu uważam, że wisiałem emocjonalnie na żonie.
Mnie się poprawiło, kiedy przestałem wisieć na niej ;)
Bałem się fakt, moja sytuacja jest inna fakt.
Nie wiem ale skup się w końcu na sobie tak zdrowo.
Co ci sprawia cierpienie, co jest zależne od Ciebie, na co Ty masz wpływ.
Mogę spytać o te wakacje z żoną i dziećmi czy coś przeoczyłem że już były.
kemot79 pisze: 02 sie 2018, 9:07 oddzielne wyjśca ( teraz jeszcze dzieci zabiera),
O znam ten ból, strach, niepokój.
Z perspektywy czasu myślę, że byłem tak współuzależniony, że masakra.
ODPOWIEDZ