Miłość i przebaczenie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Ruta » 23 kwie 2021, 12:34

lustro pisze:
23 kwie 2021, 11:08
Blondynka55 pisze:
23 kwie 2021, 9:03

Ruto jak najbardziej próbuję zachować od niej dystans, tylko jak pisałam ostatnio ona sama zaczęła pisać z telefonu mojego męża.
A te kontakty męża z dziećmi są naprawdę bardzo ubogie i niestety nawet tego nie potrafi wykorzystać w jak najlepszy sposób. Oczywiście zwróciłam uwagę nie raz żeby ta kobieta się nie wtrącała w nasze sprawy, nie przyjeżdżała z mężem po dzieci, ale bez skutku.
Oni oboje nie potrafią uszanować czyjegoś zdania i przez to wprowadzają tylko zamęt w naszym życiu.
A jak można się przed tym bronić?
Chyba nie ma złotej recepty na takiego rodzaju schematy i zachowania.
Blondynka55

Ty nie próbuj, tylko się odetnij od niej.

Skoro ona pisze z tel twojego męża, to zmień kontakt z nim na rozmowy przez tel. Poinformuj go o tym.

Niestety, skoro jesteście po rozwodzie, to twój mąż może i ma prawo przyjedzac z nią po dzieci.
Sąd tego nie wykluczył. Więc tobie też się raczej nie uda.

Modlitwa o Pogodę Ducha się kłania 😉
Myślę, że zanim znajdzie się skuteczne rozwiązanie - to pozostaje metoda prób i błędów. Warto zacząć od tego na co mamy wpływ.

Mi bardzo pomogło i nadal dla mnie pracuje trzymanie kowalskiej poza moją przestrzenią myśli i serca. Z początku nie jest to łatwe. Ale wpływ na te przestrzenie mam tylko ja. Dla mnie pracowały wszystkie moje mechanizmy obronne, wzmocnione radykalnie w ramach rozwoju współuzależnienia - głównie wyparcie problemu i niedopuszczanie do siebie emocji. To oczywiście nie jest zdrowy sposób poradzenia sobie, ale przynajmniej nie powstały u mnie takie utrwalone ścieżki myślenia o kowalskiej, czy czucia o kowalskiej. Są sytuacje, gdy mechanizmy współuzależnienia działają na korzyść osoby u której powstały - jednak szkód jest więcej, nie jest to więc zachęta, by iśc w tym kierunku.

Z czasem jednak nauczyłam się bardziej świadomie wpływać sama na siebie i teraz na mocy swojej decyzji nie myślę o kowalskiej, ani nie rozkręcam w sobie emocji z nią związanych. Przyjmuję fakt jej istnienia. Na świecie istnieje mnóstwo rzeczy, które z jakiś powodów mi nie odpowiadają. Nie muszę się przejmować ani oburzać czy wzburzać każdą z nich, ani nawet żadną z nich. Mogę wybrać inaczej. Praktyka czyni mistrza. Praktyka obejmuje m.in.: wybaczenie, akceptację rzeczywistości i pogodzenie się z nią, oglądanie swoich myśli i emocji, modlitwę, zawierzenie. Jest to praca - ale taka, którą warto moim zdaniem wykonać.

Takie oczyszczenie wewnętrznej przestrzeni pomaga w zmierzeniu się z tym, co na zewnątrz, podjęciu decyzji adekwatnych do sytuacji, służących dobru dzieci, które potrzebują ochrony przed krzywdą i stabilnego środowska, ale też dobru wszystkich osób zaangażowanych w sytuację.

O ile więc zgadzam się z tobą lustro, że warto jasno stawiać granice, gdy kowalska narusza przestrzeń żony i nie wchodzić jako żona w interakcje z kowalską, o tyle nie zgadzam się z dalszą częścią postu - że pan ma prawo. Nawet w świetle regulacji prawnej.

Naczelną zasadą wszystkich przepisów prawa dotyczących dzieci, jest zasada ochrony dobra dziecka. Jest tak, ponieważ dzieci nie są w stanie chronić siebie same. W tym jest jeszcze jeden imperatyw - ochrona dziecka przed krzywdą. W tym wypadku nie działa więc zasada, że "wolno czynić wszystko, co nie jest zakazane". Sąd nie wskazuje w postanowieniach czego robić nie wolno - gdyż wyrażając zgodę na kontakty, ustanawiając je, przyjmuje, że ojciec jest osobą, która jest zdolna realizować dobro dzicka - nie tylko nie krywdzić, ale wręcz wnosić pozytywne wartości, realizując to, co jest zapisane w przepisach jako prawo i obowiązek rodzica lista jest tu długa i obejmuje także wychowanie w wierze, dbałość o rozwój duchowy dziecka, jego integralność.

Oznacza to, że w każdej sytuacji, gdy postawa ojca (lub matki), jego (jej) działania lub zaniechania szkodzą dziecku - każdy może wystąpić do sądu o ich ochronę i służy temu całkiem rozbudowana lista różnorakich procedur.

Problemem jest jak sądzę to, o czym pisze profesor Łętowska - wielu sędziów nie porusza się wcale w sferze wartości, zajmuje sie prawem powierzchownie, nie wnikając w to, jakie właściwie dobro chroni. I często okazuje się, że chroni dobro ojca, np. prawo do swobody zachowania, przychodzenia z kochanką po dzieci, czy prawo realizowania kontaktów "jak chce", czyli na przykład z kochanką.

Oznacza to, że występując do sądu o ochronę zagrożonego lub realnie naruszanego dobra dziecka - często spotykamy się właśnie z odpowiedzią "pan ma prawo". I rodzic czuje się wtedy bezradny - chce chronić dziecko, które ochrony potrzeuje, a jest oskarżany o próbę ingerecji w sferę wolności drugiego rodzica. Wtedy potrzebujemy sądowi wykazać, że nie, pan (pani) nie ma prawa, często niestety przy pomocy prawnika - bo pan (pani) ma przede wszystkim obowiązek. Bo nie jest przypadkowym panem (panią), ale ojcem (matką). I prawo ustanawia dla ocja czy matki znacznie wyższy próg staranności, niż dla przechodnia z ulicy. W tym dbałość o rozwój moralny i społeczny dziecka. I ochronę dziecka przed szkodą - także ze strony samego siebie.

Oczywiście problemem może być kwestia tego, co uznamy za normę społeczną. Nie sądzę jednak, by zbyt wielu sędziów miało odwagę napisać, uzasadniając stanowsko, że "pan ma prawo", że spotkania z kochanką realizowane jawnie wobec dzieci są już społeczną normą i zachowaniem nie godzącym w dobro dziecka, jego integralność i rozwój. Szczególnie w systemie prawnym, w którym jedną z wartości nallepiej chronionych jest dobro rodziny oraz małżeństwo. Ochrona to także nie godzenie w obraz rodziny, małżeństwa, formowanie dzieci do prawidłowego jej postrzegania. Mamy też osobne przepisy chroniące dzieci przed demoralizacją. A prowadzanie się z kochanką na oczach dzieci jest demoralizacją. Tym bardziej gdy obejmuje to czynienie dzieci świadkami kontaktów i gestów o charakterze seksualnym.
Oczywiście można powiedzieć, że ta ochrona jest iluzoryczna - ale jest iluzoryczna właśnie dlatego, że sędziowie nie odnoszą się do wartości chronionych, więc tej ochrony nie realizują - choć są do tego własnie powołani. Ale wielu sądzi, że są urzędnikami od rozwodów, i dzielenie dzieci między rozwiedzionych małżonków.

I wcale nie uważam, że żona ma się pokornie godzić na to, by pan prowadzał się na jej oczach z kochanką i by narażał dzieci na demoralizację, czy czynił je świadkami swojego życia seksualnego.

Jednak, by móc taką niezgodę wyrazić wobec męża w sposób skuteczny, żona najpierw potrzebuje poczuć się żoną. Rozwód nie zmienia rzeczywistości sakramentalnej. Małżeństwo nadal istnieje. A wobec tego istnieje prawo żony do bycia traktowaną z godnością i szacunkiem. Oraz domagania się przez nią tego, by ojciec wypełniał swoje ocjcowskie zobowiązanie - wychowania dzieci po katolicku.

Blondynko, czy ty czujesz się sakramentalną żoną?

Kowalska jak sądzę nieprzypadkowo uderza właśnie w sakrament, mówiąc o jego nieważności. To, że jest to skuteczne, bo wywołuje w tobie zamęt, możesz potraktować jako cios i się skulić - ale też jako zdarzenie ujawniające twój słaby punkt. A słaby punkt zawsze można umocnić. W jakimś sensie jest to także jej słabym punktem w jej ocenie ta wązność sakreamentu jest przeszkodą do jej szczęścia. Widocznie twój mąz daje sygnały, że jest to dla niego ważne. Lub na przykład - okłamuje kowalską, że "nieważność ma", bo jest to ważne dla niej - i ona żyje w przekonaniu, że nie jesteście związkiem sakramentalnym. Nie ma co zakładać określonych scenriuszy - bo możliwych wariantów jest mnóstwo.

Kowalska mojego męża histerycznie pisała mi swojego czasu, że mój mąz nie chce mnie widywać, nie kocha mnie i już nigdy nie będzie się ze mną widział. Jako wróżka fortuny nie zarobi. No i to jest jej słaby punkt - bo mój mąż stale ma wobec mnie wiele dobrych uczuć, które ujawnia także wobec mnie. Nie dziwię się, że czuje się tym zagrożona. Wyśmiewa także moją wiarę, podkreśla, że jestem obciachowa i robię się zdewociała, a ona taka nowoczesna i młoda. Niestety nie jestem głupia i słyszę jak mąż mówi do mnie cytatami z niej. Przyjmuję. Do wiadomości. Czego obawia się kowalska. Ale nie idę na wojnę z nią. Po co? Pilnuję tylko swoich granic.

Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Blondynka55 » 23 kwie 2021, 13:49

Ruta pisze:
23 kwie 2021, 12:34
lustro pisze:
23 kwie 2021, 11:08
Blondynka55 pisze:
23 kwie 2021, 9:03

Ruto jak najbardziej próbuję zachować od niej dystans, tylko jak pisałam ostatnio ona sama zaczęła pisać z telefonu mojego męża.
A te kontakty męża z dziećmi są naprawdę bardzo ubogie i niestety nawet tego nie potrafi wykorzystać w jak najlepszy sposób. Oczywiście zwróciłam uwagę nie raz żeby ta kobieta się nie wtrącała w nasze sprawy, nie przyjeżdżała z mężem po dzieci, ale bez skutku.
Oni oboje nie potrafią uszanować czyjegoś zdania i przez to wprowadzają tylko zamęt w naszym życiu.
A jak można się przed tym bronić?
Chyba nie ma złotej recepty na takiego rodzaju schematy i zachowania.
Blondynka55

Ty nie próbuj, tylko się odetnij od niej.

Skoro ona pisze z tel twojego męża, to zmień kontakt z nim na rozmowy przez tel. Poinformuj go o tym.

Niestety, skoro jesteście po rozwodzie, to twój mąż może i ma prawo przyjedzac z nią po dzieci.
Sąd tego nie wykluczył. Więc tobie też się raczej nie uda.

Modlitwa o Pogodę Ducha się kłania 😉
Myślę, że zanim znajdzie się skuteczne rozwiązanie - to pozostaje metoda prób i błędów. Warto zacząć od tego na co mamy wpływ.

Mi bardzo pomogło i nadal dla mnie pracuje trzymanie kowalskiej poza moją przestrzenią myśli i serca. Z początku nie jest to łatwe. Ale wpływ na te przestrzenie mam tylko ja. Dla mnie pracowały wszystkie moje mechanizmy obronne, wzmocnione radykalnie w ramach rozwoju współuzależnienia - głównie wyparcie problemu i niedopuszczanie do siebie emocji. To oczywiście nie jest zdrowy sposób poradzenia sobie, ale przynajmniej nie powstały u mnie takie utrwalone ścieżki myślenia o kowalskiej, czy czucia o kowalskiej. Są sytuacje, gdy mechanizmy współuzależnienia działają na korzyść osoby u której powstały - jednak szkód jest więcej, nie jest to więc zachęta, by iśc w tym kierunku.

Z czasem jednak nauczyłam się bardziej świadomie wpływać sama na siebie i teraz na mocy swojej decyzji nie myślę o kowalskiej, ani nie rozkręcam w sobie emocji z nią związanych. Przyjmuję fakt jej istnienia. Na świecie istnieje mnóstwo rzeczy, które z jakiś powodów mi nie odpowiadają. Nie muszę się przejmować ani oburzać czy wzburzać każdą z nich, ani nawet żadną z nich. Mogę wybrać inaczej. Praktyka czyni mistrza. Praktyka obejmuje m.in.: wybaczenie, akceptację rzeczywistości i pogodzenie się z nią, oglądanie swoich myśli i emocji, modlitwę, zawierzenie. Jest to praca - ale taka, którą warto moim zdaniem wykonać.

Takie oczyszczenie wewnętrznej przestrzeni pomaga w zmierzeniu się z tym, co na zewnątrz, podjęciu decyzji adekwatnych do sytuacji, służących dobru dzieci, które potrzebują ochrony przed krzywdą i stabilnego środowska, ale też dobru wszystkich osób zaangażowanych w sytuację.

O ile więc zgadzam się z tobą lustro, że warto jasno stawiać granice, gdy kowalska narusza przestrzeń żony i nie wchodzić jako żona w interakcje z kowalską, o tyle nie zgadzam się z dalszą częścią postu - że pan ma prawo. Nawet w świetle regulacji prawnej.

Naczelną zasadą wszystkich przepisów prawa dotyczących dzieci, jest zasada ochrony dobra dziecka. Jest tak, ponieważ dzieci nie są w stanie chronić siebie same. W tym jest jeszcze jeden imperatyw - ochrona dziecka przed krzywdą. W tym wypadku nie działa więc zasada, że "wolno czynić wszystko, co nie jest zakazane". Sąd nie wskazuje w postanowieniach czego robić nie wolno - gdyż wyrażając zgodę na kontakty, ustanawiając je, przyjmuje, że ojciec jest osobą, która jest zdolna realizować dobro dzicka - nie tylko nie krywdzić, ale wręcz wnosić pozytywne wartości, realizując to, co jest zapisane w przepisach jako prawo i obowiązek rodzica lista jest tu długa i obejmuje także wychowanie w wierze, dbałość o rozwój duchowy dziecka, jego integralność.

Oznacza to, że w każdej sytuacji, gdy postawa ojca (lub matki), jego (jej) działania lub zaniechania szkodzą dziecku - każdy może wystąpić do sądu o ich ochronę i służy temu całkiem rozbudowana lista różnorakich procedur.

Problemem jest jak sądzę to, o czym pisze profesor Łętowska - wielu sędziów nie porusza się wcale w sferze wartości, zajmuje sie prawem powierzchownie, nie wnikając w to, jakie właściwie dobro chroni. I często okazuje się, że chroni dobro ojca, np. prawo do swobody zachowania, przychodzenia z kochanką po dzieci, czy prawo realizowania kontaktów "jak chce", czyli na przykład z kochanką.

Oznacza to, że występując do sądu o ochronę zagrożonego lub realnie naruszanego dobra dziecka - często spotykamy się właśnie z odpowiedzią "pan ma prawo". I rodzic czuje się wtedy bezradny - chce chronić dziecko, które ochrony potrzeuje, a jest oskarżany o próbę ingerecji w sferę wolności drugiego rodzica. Wtedy potrzebujemy sądowi wykazać, że nie, pan (pani) nie ma prawa, często niestety przy pomocy prawnika - bo pan (pani) ma przede wszystkim obowiązek. Bo nie jest przypadkowym panem (panią), ale ojcem (matką). I prawo ustanawia dla ocja czy matki znacznie wyższy próg staranności, niż dla przechodnia z ulicy. W tym dbałość o rozwój moralny i społeczny dziecka. I ochronę dziecka przed szkodą - także ze strony samego siebie.

Oczywiście problemem może być kwestia tego, co uznamy za normę społeczną. Nie sądzę jednak, by zbyt wielu sędziów miało odwagę napisać, uzasadniając stanowsko, że "pan ma prawo", że spotkania z kochanką realizowane jawnie wobec dzieci są już społeczną normą i zachowaniem nie godzącym w dobro dziecka, jego integralność i rozwój. Szczególnie w systemie prawnym, w którym jedną z wartości nallepiej chronionych jest dobro rodziny oraz małżeństwo. Ochrona to także nie godzenie w obraz rodziny, małżeństwa, formowanie dzieci do prawidłowego jej postrzegania. Mamy też osobne przepisy chroniące dzieci przed demoralizacją. A prowadzanie się z kochanką na oczach dzieci jest demoralizacją. Tym bardziej gdy obejmuje to czynienie dzieci świadkami kontaktów i gestów o charakterze seksualnym.
Oczywiście można powiedzieć, że ta ochrona jest iluzoryczna - ale jest iluzoryczna właśnie dlatego, że sędziowie nie odnoszą się do wartości chronionych, więc tej ochrony nie realizują - choć są do tego własnie powołani. Ale wielu sądzi, że są urzędnikami od rozwodów, i dzielenie dzieci między rozwiedzionych małżonków.

I wcale nie uważam, że żona ma się pokornie godzić na to, by pan prowadzał się na jej oczach z kochanką i by narażał dzieci na demoralizację, czy czynił je świadkami swojego życia seksualnego.

Jednak, by móc taką niezgodę wyrazić wobec męża w sposób skuteczny, żona najpierw potrzebuje poczuć się żoną. Rozwód nie zmienia rzeczywistości sakramentalnej. Małżeństwo nadal istnieje. A wobec tego istnieje prawo żony do bycia traktowaną z godnością i szacunkiem. Oraz domagania się przez nią tego, by ojciec wypełniał swoje ocjcowskie zobowiązanie - wychowania dzieci po katolicku.

Blondynko, czy ty czujesz się sakramentalną żoną?

Kowalska jak sądzę nieprzypadkowo uderza właśnie w sakrament, mówiąc o jego nieważności. To, że jest to skuteczne, bo wywołuje w tobie zamęt, możesz potraktować jako cios i się skulić - ale też jako zdarzenie ujawniające twój słaby punkt. A słaby punkt zawsze można umocnić. W jakimś sensie jest to także jej słabym punktem w jej ocenie ta wązność sakreamentu jest przeszkodą do jej szczęścia. Widocznie twój mąz daje sygnały, że jest to dla niego ważne. Lub na przykład - okłamuje kowalską, że "nieważność ma", bo jest to ważne dla niej - i ona żyje w przekonaniu, że nie jesteście związkiem sakramentalnym. Nie ma co zakładać określonych scenriuszy - bo możliwych wariantów jest mnóstwo.

Kowalska mojego męża histerycznie pisała mi swojego czasu, że mój mąz nie chce mnie widywać, nie kocha mnie i już nigdy nie będzie się ze mną widział. Jako wróżka fortuny nie zarobi. No i to jest jej słaby punkt - bo mój mąż stale ma wobec mnie wiele dobrych uczuć, które ujawnia także wobec mnie. Nie dziwię się, że czuje się tym zagrożona. Wyśmiewa także moją wiarę, podkreśla, że jestem obciachowa i robię się zdewociała, a ona taka nowoczesna i młoda. Niestety nie jestem głupia i słyszę jak mąż mówi do mnie cytatami z niej. Przyjmuję. Do wiadomości. Czego obawia się kowalska. Ale nie idę na wojnę z nią. Po co? Pilnuję tylko swoich granic.
Ruto bardzo bym chciała chronić dzieci od tej strony moralnej, tylko za bardzo nie mam jak.
Jak wiadomo mąż ma prawo widzenia się z nimi i zabierania w miejsce swojego pobytu. Dużo rozmawiam z dziećmi na temat różnych zachowań jakie występują w naszych społeczeństwie i pytam je o zdanie na ten temat.
Często zdarza się tak, że starszy syn popiera takie zachowanie i nie widzi w tym nic złego, z kolei córka jest przeciwna i bardzo to przeżywa.
Nie wiem z czego to wynika skoro ojciec w żaden sposób nie daje mu dobrego przykładu, czy społeczeństwo aż tak bardzo na niego oddziaływuje, martwi mnie wiele spraw , gdy patrzę na mojego syna.
Pytałaś czy czuję się sakramentalną żoną i tak i nie.
Wobec Boga czuję się nią, jednak wobec męża czasami trudno to przyjąć do siebie zwłaszcza , że często wyśmiewał moją wiarę, odszedł od Boga, a ja często próbuję go tam jakoś na odległość przybliżyć do niego jednak bez skutecznie. On ma inną wizję niż ja, odciął się już od wszelkich spraw związanych ze mną, i może dla mnie to sygnał żeby zrobić to samo.
Przypomina mi się często konferencja dla małżonków gdzie była mowa o tym, żeby co jakiś czas przypominać się tym naszym małżonkom i mówić o tym, że ich kochamy i czekamy na nich. Tylko jak tu mówić,jak małżonek wręcz przeciwnie nie chce mieć już nic z Tobą wspólnego, zapomniał. W święta miałam teraz ochotę porozmawiać chwilę z mężem i powiedzieć mu , że mu wybaczyłam to wszystko i modlę się za niego, ale niestety po tym jak nakrzyczał na mnie nie potrafiłam nic wydusić z siebie. I nie wiem czy będzie kiedykolwiek taki moment żeby to zrobić, może to jeszcze nie ta pora.
Mi też potrzeba dużo pokory w tym wszystkim .

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Załamana » 23 kwie 2021, 13:53

Ruto ja muszę przyznać że nie umiem trzymać poza moją myślą kowalskiej nawet próbuje, ale nic to nie daje. Wiem że to mnie niszczy od środka. Jak Ci się to udało.?Mi nawet nie zależy na tym co ona myśli o mnie, to to akurat mam w poważaniu, ale że ona go ma na codzień już tu bez wchodzenia w szczegóły. Nie umiem też wybaczyć trudno wiem że nie po katolicku ale nie dam rady. Nawet jak odmawiam egzorcyzm małżeński czy nowenne do Matki Bozej rozwiązującej węzły to aż mnie ciśnie serce. I nic na to nie poradzę że to tak na mnie działa, jest mi przykro że kobieta tym bardziej matka może robić to drugiej matce no ale cóż. Jak to mój mąż kiedyś powiedział kogo to obchodzi ona się we mnie zakochała.😓

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Ruta » 23 kwie 2021, 22:28

Załamana pisze:
23 kwie 2021, 13:53
Ruto ja muszę przyznać że nie umiem trzymać poza moją myślą kowalskiej nawet próbuje, ale nic to nie daje. Wiem że to mnie niszczy od środka. Jak Ci się to udało.?Mi nawet nie zależy na tym co ona myśli o mnie, to to akurat mam w poważaniu, ale że ona go ma na codzień już tu bez wchodzenia w szczegóły. Nie umiem też wybaczyć trudno wiem że nie po katolicku ale nie dam rady. Nawet jak odmawiam egzorcyzm małżeński czy nowenne do Matki Bozej rozwiązującej węzły to aż mnie ciśnie serce. I nic na to nie poradzę że to tak na mnie działa, jest mi przykro że kobieta tym bardziej matka może robić to drugiej matce no ale cóż. Jak to mój mąż kiedyś powiedział kogo to obchodzi ona się we mnie zakochała.😓
Na początku chroniły mnie silne mechanizmy związane ze współuzaleznieniem. To są mechanizmy z których wszyscy korzystamy, wyparcie, racjonalizacja, blokowanie uczuć. Ale u osób współuzaleznionych działają bardzo skutecznie - tak skutecznie, że rzeczywistość znika. To destrukcyjne. No więc kowalskiej nie było - bo gdyby była, to ja bym była narażona na trudne uczucia, z którymi nie umiałabym sobie poradzić. Logiczne ;) Więc nawet jak wiedziałam, że jest to to wypierałam, a jak się nie dało - to i tak nie miałam w związku z tym żadnych uczuć, albo poprawniej - nie wiedziałam, że je mam.
Żeby nie było - to działa tylko w określonych sferach. Osoby współuzaleznione w wielu obszarach funkcjonują normalnie, są zdolne do rozsądnych ocen, wyciągania wniosków i fukcjonowania - zwykle poza sferą bliskich relacji.

W miare rozbrajania tych mechanizmów w terapii i nauki dostrzegania rzeczywistości i radzenia sobie z nią, uczyłam się też w jaki sposób radzić sobie z emocjami, w tym złością, gniewem, bólem. Ale też uczyłam się w jaki sposób mogę wpływac na moje myśli, na postrzeganie faktów i na to jak na nie reaguję. I w jaki sposób może to wpływac na to co czuję. Nadal się uczę. Teraz więc wiem że kowalska jest - ale świadomie wybieram nie myślenie o tym, nie analizowanie jej osoby, jej relacji z moim męzem. Kierowanie myślami w taki sposób jest możliwe, wymaga treningu.

Potrafię też już przyjąc ten fakt, że mój mąz jest w relacji z inną kobietą, do wiadomości bez wpadania w rozpacz, żal i inne trudne emocje. W tym pomogła mi praca w sferze duchowej, w obszarach przebaczania, zaufania, akceptacji. Beż Bożej pomocy z tym nie uporałabym się nigdy - zresztą z niczym innym także. Warto tego nie pomijać - bo relacja z Bogiem jest kluczowa w moim procesie zdrowienia. I bez Bożej pomocy kręciłabym się do dziś w kółko. Więc zawierzanie Bogu jest ważne. Także gdy chce się wybaczyć czy wyzdrowieć z fiksacji wokół osoby kowalskiej, czego chyba każda zdradzana żona lub mąż przez jakiś czas doświadcza.

To, że kowalskiej nie ma w moich myślach i emocjach jest obecnie moim wyborem. A jeśli coś się pojawia, wiem jak mogę z tym pracować - głownie w sferze duchowej, by w tym nie utknąc i by mnie nie zaczęło to zjadać. A to, że nie ma jej w moim życiu, nie mam z nią styczności, jest z kolei efektem pracy nad stawianiem zdrowych granic w mojej relacji z mężem. Ale nie tylko z mężem, ale również z osobami, które chciałyby mnie o niej informować, dyskutowac o tym, co źle zrobiłam, że "on kogoś ma" lub prowadzić życzliwe rozmowy z osobami niedoinformowanymi - prowadzone w duchu, że mój mąż "na pewno kogoś ma".

Niestety nie ukończyłam trudnej nauki stawiania granic w relacji z kowalską, która próbowała przez jakiś czas w moim życiu zaistnieć. Mam sukcesy - bo udało mi się nie wkręcić w rywalizację. Ale niestety forma w jakiej postawiłam granicę była daleka od doskonałości. I niestety wiele pracy przede mną - bo ja nadal mam wewnętrzną satysfakcję nie tylko z tego, że moje działania okazały się skuteczne, co jest zrozumiałe, ale także z tego, że częściowo wzięłam odwet. Bo forma jaką przyjęłam była nastawiona na to, by tą kobietę zranić na tyle, by obawiała się dalszego wchodzenia z butami w moje życie. Nie jest to zdrowe postawienie granicy. Ani nie jest zdrowa chęć zranienia kogoś, nawet jeśli wydaje się zrozumiała z ludzkiego punktu widzenia. To zemsta.
Problemem okazała się także moja niezdolność do konstruktywnego wykorzystania gniewu. Miałam prawo poczuć gniew, gdy kowalska próbowała regulowac moje życie. I gniew - przynajmniej tak twierdzi się na terapii dla współuzależnionych - może być konstruktywnie spożytkowany, jako impuls do działania. Ładunek dużej energii. No ale ja na pewno jeszcze nie umiem spożytkować tego konstruktywnie. Wzięłam swój gniew, gdy trochę osłabł i przyłożyłam nim w tą kobietę. I nadal nie wiem tak naprawdę jak mogłabym postawić skuteczną granicę, gdyby taka sytuacja, jak próba kowalskiej do zaistnienia w moim życiu, pojawiła się ponownie.

Zapewne powinnam poprosić Boga o pomoc, to znaczy na pewno powinnam. Znajduję sobie różne wymówki. Ja może jestem jeszcze przywiązana do uzyskiwania satysfakcji z takich małych zemst lub korzystania z gniewu - czegoś z tego obszaru. nie umiem tego złapać jeszcze. Stąd może opór, by podjąć pracę nad tym. Może też potrzebuję zebrac siły do tego, by się z tym uporać. Każdy taki postęp, przepracowanie czegoś wymaga ogromnego wysiłku. Bywa, że tą pracą nad sobą czuję się wyczerpana i osłabiona. Zdarza się, że nie mam siły tak fizycznie nawet, potrzebuję wyciszenia, odpoczynku.

Ale z drugiej strony widze tak dużo korzyści dla siebie, owoców tej mojej pracy - że czuję się zmotywowana do dalszej pracy. Choćby po to, by nie zjadac się mysleniem o kowalskiej. Szkoda życia.

Lawendowa
Posty: 7650
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Lawendowa » 26 kwie 2021, 21:47

Część postów nie dotycząca bezpośrednio sytuacji autorki wątku została przeniesiona tutaj:
viewtopic.php?f=10&t=1132&start=585
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."

Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Blondynka55 » 21 lip 2021, 16:17

Witajcie
Chciałam podzielić się z Wami ostatnimi wydarzeniami, które miały miejsce.
Teraz czas wakacji powinien być jak najlepszy dla wszystkich, ale nie koniecznie. Pierwsza sytuacją, którą zaczęłam się martwić i nie daje mi spokoju jest fakt, który miał miejsce kilka tygodni temu.
Moja córka miała ostatnio wizytę u lekarza, niestety ja nie mogłam z nią pójść więc poprosiłam męża, żeby z nią poszedł, ku mojemu zdziwieniu mąż wysłał tam kowalską, a sam został z synem na dole i nie wszedł z nią do gabinetu.Córka bardzo to odczuła nie chciała z nią wchodzić, ale niestety została postawiona przed faktem dokonanym i nie miała nic do mówienia.
Ona nie jest osobą uprawnioną a jednak tam poszła.
Drugim incydentem była również nieodpowiedzialność z męża strony , który pozwolił naszemu synowi prowadzić samochód,a On nie jest nie pełnoletni , była tam również córka i kowalska.
Czy ja jako matka wiedząc o tych nieodpowiednich zachowaniach ze strony męża mogę coś z tym zrobić?
Rozmowy z nim nic nie dają, tylko się śmieje ze mnie i poniża.

J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: J&J » 21 lip 2021, 21:04

Dość radykalnie:
Ja bym powiedziała jakie są konsekwencje takich zachowań. Nie dałabym dzieci- ciekawe czy było by mu do śmiechu…

Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Blondynka55 » 21 lip 2021, 22:13

J&J pisze:
21 lip 2021, 21:04
Dość radykalnie:
Ja bym powiedziała jakie są konsekwencje takich zachowań. Nie dałabym dzieci- ciekawe czy było by mu do śmiechu…
Też o tym myślałam tylko, że mąż nie ma odebranych praw rodzicielskich .
A żadnych uwag, które mu zwracam na temat powyższy nie przyjmuje przecież nic się nie stało i dlaczego dramatyzuję.
Także nie wiem co ewentualnie prawnie mogłabym mogłabym tutaj zrobić?
Skoro wykazuje swoją nieodpowiedzialność względem dzieci.

Nowiutka

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Nowiutka » 21 lip 2021, 22:41

1. W przychodni zweryfikować kto jest upoważniony i poinformować o sytuacji
2. Poinformowała bym pisemnie żeby było można to wyciągnąć później - jeśli zrozumiałam że syn niepełnoletni, nie ma prawka to podlega to pod prawo karne.
Masz prawo chronić dzieci.

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: sajmon123 » 21 lip 2021, 23:25

J&J pisze:
21 lip 2021, 21:04
Dość radykalnie:
Ja bym powiedziała jakie są konsekwencje takich zachowań. Nie dałabym dzieci- ciekawe czy było by mu do śmiechu…
Nie dałabym dzieci ponieważ? Co do sytuacji z Kowalską to się zgodzę. Tak nie powinno być. Poinformuj męża (powinna to zrobić również pani doktor), iż to on jest rodzicem i w ogóle nie powinno dojść do takiego czegoś. Jest tajemnica lekarska. Mogę tylko gdybać, ale mąż mógł to zrobić na przekór Tobie, by sprawić Ci tym zawód... Jednak to nie jest absolutnie powód by dziecka nie dawać ojcu.

Co do kierowania samochodem. Mi też ojciec dawał jeździć gdy byłem mały. Ledwo do pedałów sięgałem a jechałem w stronę garażu. Każdy chłopak marzy by kierować samochodem. Jeśli nie było to na jakiejś publicznej drodze, dla mnie nie jest to nic złego. Ze mną często dzieci "kierują" u mnie na kolanach na drodze Np na ogródek działkowy.

J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: J&J » 21 lip 2021, 23:31

„Mężu, co jest śmiesznego w tym co mówię ?
„Mężu dlaczego mnie poniżasz? Stosujesz przemoc i usprawiedliwiasz swoje grzechy, zagłuszacz swoje sumienie ?”
Nasze dzieci oddaje powierzam pod opiekę TOBIE. A nie obcej osobie. „ konsekwencją Twoich działań : (tu Ty wiesz co najbardziej bo znasz swojego męża - ja jestem zwolenniczką twardej milosci skoro mąż odszedł )… Np będzie ograniczenie kontaktów bo na córkę zle one wpływają
cyt „ Córka bardzo to odczuła nie chciała z nią wchodzić, ale niestety została postawiona przed faktem dokonanym i nie miała nic do mówienia.
Ona nie jest osobą uprawnioną a jednak tam poszła.”
Nie respektujesz zdania i uczuć wlasnej córki.
Nie liczysz się z jej niezgoda na obecność obcej osoby w tak osobistym momencie.
Myśle, ze takie sytuacje odciskają pietno na uczuciach i pamięci dzieci i kiedys to wyjdzie w relacji Twohej i córki.”

Przedstawic można sytuacje odwrotna np

Mężu, kowalski Twojej ŻONY wchodzi na wizytę z TWOIM synem do lekarza. Mam nadzieje ze nie masz absolutnie nic przeciwko i przyjmujesz to z uśmiechem.
Może dodatkowo zniesiesz upokorzenia i poniżania ze strony Żony ze przecież nic się nie stało i przesaaaadzaaaassszzz ….
Mężu załóżmy ze dzieje się coś złego podczas jazdy samochodem naszego niepełnoletniego syna a także córki i kto będzie za to odpowiedzialny ? Do kogo będziesz miał pretensje ? Dajesz zły przykład synowi ze może robic co chce a od ojca dostanie przyzwolenie
To twoje dzieci i ja wymagam szacunku do nich, respektowania ich zdania, uczuć i prywatności. ty za nie odpowiadasz i ja także wiec proszę o uszanowanie mojego zdania na ten temat
Naginasz prawa wobec dzieci i robisz coś wbrew nim a wiec konsekwencje będą …. Takie i takie …. (Np ze o zdanie musza pytać mnie (Mamę) jeżeli same nie wiedza jaka podjąć czy są zakłopotane sytuacja, ze wykonaja telefon najpierw do mnie ze biorą udział w takim a takim zdarzeniu, a np nie chcą a Tata nie respektuje ich zdania, ze są świadkami różnych sytuacji a nie życzą sobie tego) nie wiem co jeszcze niech się wypowiedzą inni. Ja jestem tego zdania, ze sprawy dzieci trezba JASNO I KONKRETNIE określić co mogę/co dzieci mogą zaakceptować a co nie i jakie są konsekwencje nie szanowania tegoż. Jeżeli maz i tak jest z kowalska to moim zadaniem jako Matki jest chronić dzieci przed i tak wybrakowanym i wypaczonym obrazem Rodziny, Małżeństwa, Rodziców


To są zdania które stawiają sprawe na ostrzu noża ale może tak czasami trzeba - jak dotychczasowe sposoby nie działają to trzeba „zmienić taktykę „ pamiętając o dobru dzieci. Pozdrawiam :) i przemódl i przegadaj to z Bogiem. Wspieram Modlitwą.

J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: J&J » 21 lip 2021, 23:52

Blondynka55 pisze:
21 lip 2021, 22:13
J&J pisze:
21 lip 2021, 21:04
Dość radykalnie:
Ja bym powiedziała jakie są konsekwencje takich zachowań. Nie dałabym dzieci- ciekawe czy było by mu do śmiechu…
Też o tym myślałam tylko, że mąż nie ma odebranych praw rodzicielskich .
A żadnych uwag, które mu zwracam na temat powyższy nie przyjmuje przecież nic się nie stało i dlaczego dramatyzuję.
Także nie wiem co ewentualnie prawnie mogłabym mogłabym tutaj zrobić?
Skoro wykazuje swoją nieodpowiedzialność względem dzieci.
Przemysl na ile i jakie te konsekwencje mogą być gdy mąż jest nieodpowiedzialny względem dzieci i Ty wtedy tez trzymasz się tego konsekwentnie - granice.
Jak to prawnie można rozgryźć to pewnie ktoś pomoże a Ty mając na uwadze ze Twoje decyzje- Twoje życie- Twoje konsekwencje podejmiesz decyzje.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Caliope » 21 lip 2021, 23:53

Blondynka55 pisze:
21 lip 2021, 22:13
J&J pisze:
21 lip 2021, 21:04
Dość radykalnie:
Ja bym powiedziała jakie są konsekwencje takich zachowań. Nie dałabym dzieci- ciekawe czy było by mu do śmiechu…
Też o tym myślałam tylko, że mąż nie ma odebranych praw rodzicielskich .
A żadnych uwag, które mu zwracam na temat powyższy nie przyjmuje przecież nic się nie stało i dlaczego dramatyzuję.
Także nie wiem co ewentualnie prawnie mogłabym mogłabym tutaj zrobić?
Skoro wykazuje swoją nieodpowiedzialność względem dzieci.
Porozmawiaj z dziećmi jak one to widzą i mogą zakomunikować ojcu co im się nie podoba jeśli on ciebie nie słucha. Ja bym tak postąpiła jeśli żadne argumenty nie docierają, a dzieciom może stać się krzywda. One też mają prawo do wyrażenia opinii na ten temat.

J&J
Posty: 113
Rejestracja: 31 mar 2020, 23:27
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: J&J » 22 lip 2021, 0:48

sajmon123 pisze:
21 lip 2021, 23:25
J&J pisze:
21 lip 2021, 21:04
Dość radykalnie:
Ja bym powiedziała jakie są konsekwencje takich zachowań. Nie dałabym dzieci- ciekawe czy było by mu do śmiechu…
Nie dałabym dzieci ponieważ? Co do sytuacji z Kowalską to się zgodzę. Tak nie powinno być. Poinformuj męża (powinna to zrobić również pani doktor), iż to on jest rodzicem i w ogóle nie powinno dojść do takiego czegoś. Jest tajemnica lekarska. Mogę tylko gdybać, ale mąż mógł to zrobić na przekór Tobie, by sprawić Ci tym zawód... Jednak to nie jest absolutnie powód by dziecka nie dawać ojcu.

Co do kierowania samochodem. Mi też ojciec dawał jeździć gdy byłem mały. Ledwo do pedałów sięgałem a jechałem w stronę garażu. Każdy chłopak marzy by kierować samochodem. Jeśli nie było to na jakiejś publicznej drodze, dla mnie nie jest to nic złego. Ze mną często dzieci "kierują" u mnie na kolanach na drodze Np na ogródek działkowy.
Ponieważ : to on jest rodzicem i w ogóle nie powinno dojść do takiego czegoś. Jest tajemnica lekarska.
Ponieważ śmieje się w twarz, poniża = stosuje przemoc, nie respektuje dzieci zdania- dlatego. Nie ukrócona przemoc będzie się nasilać.
Mąż Autorki sam wybrał życie poza Rodzina. Musi ponieść konsekwencje.
Z drugiej strony zawsze może się nawrócić i zmienić zdanie - wrócić do dzieci.

Blondynka55
Posty: 313
Rejestracja: 14 sty 2019, 15:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Miłość i przebaczenie

Post autor: Blondynka55 » 22 lip 2021, 7:32

Kochani dziękuję Wam za wszystkie sugestie, które zostały tutaj podane.
Co do wizyty lekarskiej osobiście dzwoniłam do gabinetu i te Panie były bardzo zaskoczone nie miały wogóle pojęcia, że przebywa tam osoba nie upoważniona.
Poprosili mnie, żeby następnym razem córka to powiedziała gdyby mnie nie było, a taka sytuacja znowu miała miejsce.
Co do syna Sajmon zgadzam się dużo słyszy się na temat jazdy dzieci bez prawo jazdy i takiego przyzwolenie jednego z rodzica na to bądź nie, tylko ja w tych sprawach jestem ostrożna tym bardziej po tym co zaczęła opowiadać moja córka, jak ojciec podczas tej jazdy krzyczał na syna, wyśmiewał go itp.
A przecież potrzebna jest koncentracja podczas jazdy, dzięki Bogu nic się nie stało, ale czy mam już żyć w lęku w obawie o własne życie i zdrowie dzieci, które są z mężem podczas spotkań.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 42 gości