ile można wytrzymać...?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Blondi
Posty: 75
Rejestracja: 02 paź 2018, 9:34
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Blondi »

Ojciec i mąż jak czytam co piszesz, to zaczynam się zastanawiać co robi Twoja żona. Może ona naprawdę potrzebuje pomocy lekarza. Z tego co piszesz, to najstarsze dziecko ma 6 lat, a więc powinno chodzić do zerówki, młodsze 3 letnie do przedszkola. W ciągu dnia pozostaje opieka nad najmłodszym rocznym. Zdaję sobie sprawę, że opieka nad dzieckiem to bardzo ciężka praca, czasem mam wrażenie, że mój mąż nie do końca to rozumie a jak przyjdzie mu siedzieć z młodszym synkiem przez godzinę, to sam dostrzega, że to orka. Tak jak ma Twoja żona ma pewnie większość ludzi z trójką dzieci (chodzi mi o obowiązki). Nie wszystkie jednak wyzywają mężów. Osobiście sprawdziłabym te hormony. Życie w takiej złości pewnie męczy nie tylko Ciebie, dzieci ale i Twoją żonę i powstaje takie błędne koło. Znam dziewczynę, która zachowywała się podobnie do Twojej żony z opisu, jej mąż powoli przejmował wszystkie obowiązki nad dziećmi, poza tym pracował. Ona była wiecznie poirytowana, on nie wytrzymał i zaciągnął ją siłą do lekarza i okazało się, że ma początki depresji. Ja nie usprawiedliwiam Twojej żony, ale zgadzam się z przedmówcami, że problem leży głębiej. Pozdrawiam
Jonasz

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Jonasz »

Blondi pisze: 09 sty 2019, 7:55 Ja nie usprawiedliwiam Twojej żony, ale zgadzam się z przedmówcami, że problem leży głębiej.
Przede wszystkim zobacz z jakiego domu wyszliście oboje.
Z jakimi wzorcami.
Zaglądnij bo naprawdę warto.
I rzecz nie dotyczy tylko wzorców - czasem negatywnych.
Tu chodzi także o braki - czasem są ważniejsze i bardziej destrukcyjne niż najbardziej negatywne wzorce.
Pustelnik

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Pustelnik »

Blondi pisze: 09 sty 2019, 7:55 (...) Ona była wiecznie poirytowana, on nie wytrzymał i zaciągnął ją siłą do lekarza i okazało się, że ma początki depresji.
Potwierdzam ...
Brak cierpliwości (w tym do samego siebie) może zwiastować nadchodzącą depresję (pojęcie używane przez psychologów, lekarzy) czy acedię (pojęcie stosowane przez Ojców Pustyni). Częściowo są to tożsame stany, częściowo inne.
Mówię to na podstawie własnego doświadczenia z brakiem cierpliwości / akceptacji ...

Powtarzając za pewnym znawcą - cała nasza cywilizacja jest ... acedyczna. Dobrą intuicję wykazał tu Autor Wątku, zastanawiając się nad źoną czy nie ma ... niemożliwych do spełnienia/nierealnych oczekiwań.

Trochę powątpiewam czy pomoże lekarz jak to początki depresji/acedii. Ale kto wie ?
Ja wolałem po 2 mcach odstawić piguły ...

Pogody Ducha !
happybean

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: happybean »

Jonasz pisze: 09 sty 2019, 8:20
Blondi pisze: 09 sty 2019, 7:55 Ja nie usprawiedliwiam Twojej żony, ale zgadzam się z przedmówcami, że problem leży głębiej.
Przede wszystkim zobacz z jakiego domu wyszliście oboje.
Z jakimi wzorcami.
Zaglądnij bo naprawdę warto.
I rzecz nie dotyczy tylko wzorców - czasem negatywnych.
Tu chodzi także o braki - czasem są ważniejsze i bardziej destrukcyjne niż najbardziej negatywne wzorce.
Na takie.doglebne analizy nie ma czasu bo im sie malzenstwo rozpadnie a jego zona pewnie czasu tez nie ma na to przy dzieciach.
Trzeba w 1 kolejnosci postawic granice takiemu zachowaniu.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Nirwanna »

Happybean, uczulam Cię na to, że na forum staramy się nie udzielać rad, tylko dzielić doświadczeniem.
Na temat sytuacji autora wątku wiemy tyle, ile napisał, nie znamy drugiej strony, nie znamy w pełni ich sytuacji. Stąd każda rada możne być chybiona.
A każda rada nie taka lub podana nie w porę może zostać przyjęta na zasadzie "tonący brzytwy się chwyta". Zaś możliwości brzytwy znane są.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pustelnik

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Pustelnik »

happybean pisze: 09 sty 2019, 8:47
(...) bo im sie malzenstwo rozpadnie a jego zona pewnie czasu tez nie ma na to przy dzieciach.
(...) Trzeba w 1 kolejnosci postawic granice takiemu zachowaniu.
Tak, Nirwano, dobrze mówisz o "nie radzeniu typu co kto ma zrobić/nie robić".

Ja widzę (subiektywnie) jeszcze jeden temat, który jest wart zastanowienia:
Teza tzw "ratowania małżeństwa" jako ... wartości samej w sobie (czasami odczuwam silny opór do wyrażanych na tym forum opinii).
Posłuże się innym przykładem, w dużym stopniu analogicznym (oczywiście ... :-) nie całkiem): sakramentu kapłanstwa.
Ostatnie wydarzenia (swiat, ale i też Polska) - wszyscy ("ludzie Kościoła" - hierarchowie też) zauważamy, że nie zawsze warto ratować kapłanstwo, zwłaszcza tradycyjnymi metodami np. przenoszenie prezbitera z parafii do parafii.
Pojawiają się ... suspendowania.
To "dobrze" czy "źle" ?

Stawiam swój poglad - nie jestem za "ratowaniem" dla samego ratowania ...

Nie grzeszyć - TAK, nawracać się - TAK,
służyć/pomagam ludziom - TAK
"ratować" - może TAK, może NIE (cel nie uświęca środków)

Pogody Ducha !
happybean

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: happybean »

Pustelnik pisze: 09 sty 2019, 9:25
happybean pisze: 09 sty 2019, 8:47
(...) bo im sie malzenstwo rozpadnie a jego zona pewnie czasu tez nie ma na to przy dzieciach.
(...) Trzeba w 1 kolejnosci postawic granice takiemu zachowaniu.
Tak, Nirwano, dobrze mówisz o "nie radzeniu typu co kto ma zrobić/nie robić".

Ja widzę (subiektywnie) jeszcze jeden temat, który jest wart zastanowienia:
Teza tzw "ratowania małżeństwa" jako ... wartości samej w sobie (czasami odczuwam silny opór do wyrażanych na tym forum opinii).
Posłuże się innym przykładem, w dużym stopniu analogicznym (oczywiście ... :-) nie całkiem): sakramentu kapłanstwa.
Ostatnie wydarzenia (swiat, ale i też Polska) - wszyscy ("ludzie Kościoła" - hierarchowie też) zauważamy, że nie zawsze warto ratować kapłanstwo, zwłaszcza tradycyjnymi metodami np. przenoszenie prezbitera z parafii do parafii.
Pojawiają się ... suspendowania.
To "dobrze" czy "źle" ?

Stawiam swój poglad - nie jestem za "ratowaniem" dla samego ratowania ...

Nie grzeszyć - TAK, nawracać się - TAK,
służyć/pomagam ludziom - TAK
"ratować" - może TAK, może NIE (cel nie uświęca środków)

Pogody Ducha !
Kapłaństwo to coś innego aniżeli małżeństwo.poztym przeniszenie ksiezy to niekoniecznie proba rarowania a bardziej "chowania" problemu pod dywan.
renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: renta11 »

Pustelnik pisze: 09 sty 2019, 9:25
happybean pisze: 09 sty 2019, 8:47
(...) bo im sie malzenstwo rozpadnie a jego zona pewnie czasu tez nie ma na to przy dzieciach.
(...) Trzeba w 1 kolejnosci postawic granice takiemu zachowaniu.
Tak, Nirwano, dobrze mówisz o "nie radzeniu typu co kto ma zrobić/nie robić".

Ja widzę (subiektywnie) jeszcze jeden temat, który jest wart zastanowienia:
Teza tzw "ratowania małżeństwa" jako ... wartości samej w sobie (czasami odczuwam silny opór do wyrażanych na tym forum opinii).
Posłuże się innym przykładem, w dużym stopniu analogicznym (oczywiście ... :-) nie całkiem): sakramentu kapłanstwa.
Ostatnie wydarzenia (swiat, ale i też Polska) - wszyscy ("ludzie Kościoła" - hierarchowie też) zauważamy, że nie zawsze warto ratować kapłanstwo, zwłaszcza tradycyjnymi metodami np. przenoszenie prezbitera z parafii do parafii.
Pojawiają się ... suspendowania.
To "dobrze" czy "źle" ?

Stawiam swój poglad - nie jestem za "ratowaniem" dla samego ratowania ...

Nie grzeszyć - TAK, nawracać się - TAK,
służyć/pomagam ludziom - TAK
"ratować" - może TAK, może NIE (cel nie uświęca środków)

Pogody Ducha !
Pustelniku
Podobają mi się Twoje wypowiedzi, bardzo zrównoważone, nie oceniające, stawiające otwarte pytania.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Blondi
Posty: 75
Rejestracja: 02 paź 2018, 9:34
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Blondi »

Happybean tu każdy dzieli się swoim doświadczeniem. Jestem daleka od dawania komuś rad. Z tego co widziałam jesteś narzeczoną, więc pewnie nie masz jeszcze dzieci. Możesz mi wierzyć lub nie, ale po ich pojawieniu życie zmienia się o 180 stopni. Macierzyństwo to piękna sprawa, oczywiście, jednak czasem bywa trudno. Z kobietą dzieją się różne rzeczy. Co masz na myśli przez szybką pomoc? Moim zdaniem mąż i ojciec dobrze robi nie wdając się w kłótnie z żoną. Szuka ratunku dla siebie i dla niej to bardzo dobrze o nim świadczy. Ojciec i mąż wskazał jeszcze na coś moim zdaniem niepokojącego na temat żony, napisał, że ona odcina się od innych ludzi. To wg mnie jest zastanawiające i może świadczyć o tym, że jego żona potrzebuje fachowej pomocy. Oczywiście, że nie można dać się poniżać nikomu, ale wdawanie się w kłótnie z żoną może mieć zły wpływ na dzieci, spokojne podejście autora wątku wg mnie daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Z tego co pisze ojciec i mąż, to one już są zdezorientowane zachowaniem matki.
lena50
Posty: 1391
Rejestracja: 17 sie 2017, 0:29
Płeć: Kobieta

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: lena50 »

Aktualnie mamy ich troje (1, 3 i 6 lat). Doświadczenia pierwszego dziecka i tego co działo się po jego pojawieniu na świecie dały "przedsmak" tego co mogło dziać się później - zmęczenie żony siedzeniem z dzieckiem, nadmierne pobudzenie, nerwowość...przeszło z chwilą kiedy żona powróciła do pracy. Po narodzinach 2 dziecka sytuacja podobna...tu nawet musiałem opuścić dom na jakiś czas tak aby emocje uszły i dzieci miały normalny, spokojny świat w którym nikt i nic im nie grozi. Rok temu na świat przyszło nasze 3 dziecko i w zasadzie zaraz po zaczęły się kłopoty.
Nie dziwie się wcale...dopiero co poradziła sobie z wychowaniem jednego,przyszlo kolejne....i kolejne.
Praktycznie kobieta nic innego nie robi tylko zajmuje sie dziećmi od 6 lat.
Opuszczenie domu,by dzieci miały spokojny świat....jakoś mnie nie przekonuje,wręcz przeciwnie.....zostawienie żony z dwójką maluchów ,jak dla mnie jest bardzo nie ok.
obawiam się, że żona ma problemy z psychiką i powinna zacząć terapię - nadmierna nerwowość, nadpobudliwość wykańcza mnie, dzieci a i ją samą
A może by tak odciążyć żonę,zorganizować opiekę nad dziećmi,zabrać gdzieś choćby na weekend ?
lena50....dawniej lena
Tata_to_Zero
Posty: 30
Rejestracja: 08 gru 2018, 13:31
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Tata_to_Zero »

Kup ukrytą kamerę na kartę pamięci, używaj dyktafonu w tel. lub ukrytego.
Tata_to_Zero
Posty: 30
Rejestracja: 08 gru 2018, 13:31
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Tata_to_Zero »

Nie miej złudzeń. Twoja żona się nie zmieni jeśli odmawia terapii i odeszła od Boga.
Skończy się tak, że stracisz 3 dzieci i zaczniesz płacić 3-4 tys. alimentów.

Ja miałem coś takiego przez 10 lat. Przeciągałem, wybaczałem aby być dłużej z dziećmi bo wiedziałem, że po rozwodzie tata jest zerem w polskim systemie prawnym. Niestety przy okazji rujnowałem swoją psychikę, straciłem pracę. Miesiąc przed świętami straciłem córeczkę. Codziennie muszę patrzeć na jej pusty pokój i codziennie cząstka mnie umiera.
Pustelnik

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Pustelnik »

Tata_to_Zero pisze: 13 sty 2019, 9:58 A/
Nie miej złudzeń. Twoja żona się nie zmieni jeśli odmawia terapii i odeszła od Boga.
B/
Skończy się tak, że stracisz 3 dzieci i zaczniesz płacić 3-4 tys. alimentów.
A/ Słusznie, po co się karmić złudzeniemi, żyć w nierealnym swiecie ?
Raczej chodzi o to aby żywić ... nadzieję zmiany (siebie i ... innej (często bliskiej) osoby).
O dawanie szansy ...
O tajemnicę Bożej Opatrzności. O zgodę na ... tylko częściowe rozumienie. O zgodę na ... niepewność.
O to że do konca nie wiemy co ... dobrze sluży, co da wzrost naszej duchowości, naszemu zawierzeniu/wierze.

B / może tak, może nie ...
Życie z natury jest ... ryzykiem :-(. I ... trudnością.
I zagrożeniem. Ale dobrze, dla równowagi ... widzieć i ... szanse (nie koniecznie dla naszych obecnych planów, czy planów sprzed lat).
A dzieci to przepraszam są własnością rodzica, żeby je "stracić" ?
Jonasz

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: Jonasz »

Tata zabrała czy pozwoliłem sobie zabrać.
Nie wiem ale coś mi mignelo że jakiś paragraf się pojawi za utrudnianie kontaktów.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: ile można wytrzymać...?

Post autor: tata999 »

To, że robisz wszystko, żeby nie pozwolić, żeby zabrali dziecko to wcale nie znaczy, że nie zabiorą. Myślę, że trochę nie doceniłeś wagi sytuacji.

To jak traktowani są ojcowie (na słabszej pozycji) w obecnym polskim systemie prawnym to żadna tajemnica, a powszechna wiedza. Niemniej jednak zgadzam się, że warto starać się wykorzystać te kilka % szans.
ODPOWIEDZ