Co dalej robić... Czekać na rozwód?
: 20 lis 2018, 9:03
Witam wszystkich serdecznie,
Moja historia wygląda następująco:
Jesteśmy 7 lat po ślubie, nie mamy dzieci. Mieszkamy u moich rodziców, oboje mamy kredyty, które wzięliśmy na remont domu (góry domu moich rodziców - gdzie z nami na górze mieszka jeszcze moja babcia). Mój mąż nigdy w tym domu nie czuł się dobrze, nie chciał się zameldować itp. Od wakacji coś zaczęło się między nami psuć, mój mąż stał się zimny, myślałam że jest to spowodowane tym, że czeka go operacja biodra i bardzo się tego boi. Ok. 2 miesięcy temu nagle spakował się i wyprowadził. Usłyszałam tylko: odchodzę. Zapytałam: dlaczego? On odpowiedział: Bo nie jestem szczęśliwy.
Mój mąż nie chce spotkać się ze mną, aby szczerze porozmawiać. Rozmawia ze mną tylko za pomocą SMS-ów... Z SMS-ów dowiedziałam się, że:
- przytłoczyło go to, że mamy dużą kwotę kredytu do spłaty
- że moi rodzice układali mu plan dnia (w tym sensie, że mówili, co trzeba zrobić w domu), że ja i moi rodzice się nim wysługiwaliśmy
- nie ma o co walczyć, że mnie nie kocha, że miłość stracona raz ginie, że jego miłość do mnie umarła
- zarzuca mi, że nie domyśliłam się jak się on się czuje, że nie zareagowałam
- że musiał prosić mnie o seks (niestety zdarzało się) - mam problemy hormonalne i niestety często byłam przemęczona
- że nie stawałam po jego stronie - jestem osobą która łagodzi wszystkie konflikty, która chce żeby wszyscy żyli ze sobą w zgodzie
Po jego odejściu zatrzymałam się i zaczęłam się nad sobą zastanawiać. Dotarło do mnie, że:
- powinniśmy mieszkać osobno
- powinnam stawać po jego stronie
- byłam beztroską żoną - nie rozumiałam go, nie dbałam o niego (rzadko gotowałam, bo jedliśmy raczej obiady u mojej mamy)
- kiedyś powiedziałam mu, że nie chcę mieć dzieci, choć wcale tak nie myślałam, bałam się porodu
- nie dbałam o siebie
- że za bardzo pomagałam innym, a nie zaangażowałam się we własne małżeństwo
- że moja babcia cały czas wtrącała się do naszego małżeństwa, że nastawiała nas przeciwko sobie i moim rodzicom
Napisałam mu, że wszystko zrozumiałam i że pracuję nad sobą cały czas. Jestem pod opieką kapłana. Lecz on mi napisał: "Nie można się zmienić tak jak ty piszesz", "jak można się zmienić w miesiąc - magia świąt", "wcześniej nic nie potrafiłaś, teraz nagle tyle potrafisz" i że "on swojej decyzji nie zmieni". Wiem, że nie ma nikogo innego, przynajmniej na razie w jego życiu, ale wiem też, że myśli o rozwodzie. Ja natomiast nie chcę zgodzić się na rozwód i napisałam mu to, ale on stwierdził: "że o rozwodzie będzie decydował sąd, a nie ja"... Doszliśmy do tego, że nie potrafiliśmy się ze sobą komunikować. Raz jest wobec mnie bardzo złośliwy i arogancki innym razem zachowuje się normalnie. Spotkaliśmy się w ciągu tego czasu 2 razy: 1 raz przekazałam mu kilka rzecz: przytulił mnie, pocałował w policzek; 2 raz: byliśmy przepisać numer telefonu na mnie (mieliśmy wspólny abonament), odprowadził mnie do auta, poprosiłam go żeby jak będzie gotowy porozmawiał ze mną szczerze, ale on w dalszym ciągu rozmawia tylko przez SMS. Nie chce mnie nigdzie spotkać, mówi o tym otwarcie, nie chce mieć kontaktu z nikim z mojej rodziny... Nie wiem co mam dalej robić, proszę poradźcie mi coś...
Moja historia wygląda następująco:
Jesteśmy 7 lat po ślubie, nie mamy dzieci. Mieszkamy u moich rodziców, oboje mamy kredyty, które wzięliśmy na remont domu (góry domu moich rodziców - gdzie z nami na górze mieszka jeszcze moja babcia). Mój mąż nigdy w tym domu nie czuł się dobrze, nie chciał się zameldować itp. Od wakacji coś zaczęło się między nami psuć, mój mąż stał się zimny, myślałam że jest to spowodowane tym, że czeka go operacja biodra i bardzo się tego boi. Ok. 2 miesięcy temu nagle spakował się i wyprowadził. Usłyszałam tylko: odchodzę. Zapytałam: dlaczego? On odpowiedział: Bo nie jestem szczęśliwy.
Mój mąż nie chce spotkać się ze mną, aby szczerze porozmawiać. Rozmawia ze mną tylko za pomocą SMS-ów... Z SMS-ów dowiedziałam się, że:
- przytłoczyło go to, że mamy dużą kwotę kredytu do spłaty
- że moi rodzice układali mu plan dnia (w tym sensie, że mówili, co trzeba zrobić w domu), że ja i moi rodzice się nim wysługiwaliśmy
- nie ma o co walczyć, że mnie nie kocha, że miłość stracona raz ginie, że jego miłość do mnie umarła
- zarzuca mi, że nie domyśliłam się jak się on się czuje, że nie zareagowałam
- że musiał prosić mnie o seks (niestety zdarzało się) - mam problemy hormonalne i niestety często byłam przemęczona
- że nie stawałam po jego stronie - jestem osobą która łagodzi wszystkie konflikty, która chce żeby wszyscy żyli ze sobą w zgodzie
Po jego odejściu zatrzymałam się i zaczęłam się nad sobą zastanawiać. Dotarło do mnie, że:
- powinniśmy mieszkać osobno
- powinnam stawać po jego stronie
- byłam beztroską żoną - nie rozumiałam go, nie dbałam o niego (rzadko gotowałam, bo jedliśmy raczej obiady u mojej mamy)
- kiedyś powiedziałam mu, że nie chcę mieć dzieci, choć wcale tak nie myślałam, bałam się porodu
- nie dbałam o siebie
- że za bardzo pomagałam innym, a nie zaangażowałam się we własne małżeństwo
- że moja babcia cały czas wtrącała się do naszego małżeństwa, że nastawiała nas przeciwko sobie i moim rodzicom
Napisałam mu, że wszystko zrozumiałam i że pracuję nad sobą cały czas. Jestem pod opieką kapłana. Lecz on mi napisał: "Nie można się zmienić tak jak ty piszesz", "jak można się zmienić w miesiąc - magia świąt", "wcześniej nic nie potrafiłaś, teraz nagle tyle potrafisz" i że "on swojej decyzji nie zmieni". Wiem, że nie ma nikogo innego, przynajmniej na razie w jego życiu, ale wiem też, że myśli o rozwodzie. Ja natomiast nie chcę zgodzić się na rozwód i napisałam mu to, ale on stwierdził: "że o rozwodzie będzie decydował sąd, a nie ja"... Doszliśmy do tego, że nie potrafiliśmy się ze sobą komunikować. Raz jest wobec mnie bardzo złośliwy i arogancki innym razem zachowuje się normalnie. Spotkaliśmy się w ciągu tego czasu 2 razy: 1 raz przekazałam mu kilka rzecz: przytulił mnie, pocałował w policzek; 2 raz: byliśmy przepisać numer telefonu na mnie (mieliśmy wspólny abonament), odprowadził mnie do auta, poprosiłam go żeby jak będzie gotowy porozmawiał ze mną szczerze, ale on w dalszym ciągu rozmawia tylko przez SMS. Nie chce mnie nigdzie spotkać, mówi o tym otwarcie, nie chce mieć kontaktu z nikim z mojej rodziny... Nie wiem co mam dalej robić, proszę poradźcie mi coś...