Re: Przygotowania do rozwodu
: 28 paź 2018, 20:35
Powiem tak, ten charyzmat dobrze dziala na malzonkow powiedzmy 55+. Dlatego na spotkaniach sycharowskich jak dochodzi do 25-40 latki/latka z czym naprawde wiaze sie ten chartzmat do juz wiecej sie nie pokazuja. A dziesiecina z kopru jako metafora moze i faktycznie jest mieczem obosiecznym bo mozna ja stasowac za "charyzmatem" jaki i duchem malzenstwa w rozumienu zapewne ktore bys nazwal protestanckim.Filemon pisze: ↑28 paź 2018, 19:53 Acine, nie obrażam się za faryzeusza ogrodowego (tak sobie skojarzyłem, wszak te wymienione zioła i przyprawy z ogrodów najczęściej są pozyskiwane ). Ale niedopasowane, nie na moją miarę jarzmo muszę zrzucić… Ale to na koniec...
Przede wszystkim - moja trudność podstawowa - nie wiem, czy zauważasz, ale zamiast we własnym imieniu , wypowiadasz się za innych, konkretnie za dwie osoby – za Zepsutego13 i za mnie. Charakterystyczne zwroty: „(…) tutaj chodziło zepsutem o to, że (…)”, „(…) zle zrozumiales ze nie chodzi o to ze rozwód jest najłatwiejszy (…)” i „ (…) oba termina zrozumiałeś opacznie”. Powiedz po prostu, jak Ty to rozumiesz, zamiast za nas. Zepsuty 13, jak zechce, sam coś dopowie, wyjaśni (i właśnie to zrobił). Jak ja rozumiem, napisałem, a jak trzeba, to dopowiem…
Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że istnieje coś takiego jak myślenie i – niestety – mówienie czy pisanie skrótowe. Ale warto być precyzyjnym.Szczególnie, gdy mówimy o swoich problemach. Dążenie do precyzji, do tego, by być dobrze zrozumianym, to nie to samo, co perfekcjonizm, nie obawiajmy się…
Czasami warto zmienić swój język, aby zmienić swoje życie.
Na gruncie naszych doświadczeń sycharowskich ja od dawna postuluję, aby nie mówić o rozwodach jako ostateczności. Wiele razy słyszałem od Sycharków na grupach dzielenia: „Bardzo starałem się uratować nasze małżeństwo, walczyłem o nie, ale ostatecznie zakończyło się ono rozwodem”. A ja mówię, że ono się nie zakończyło. Ja rozumiem – odbyła się rozprawa na gruncie prawa cywilnego i zapadło orzeczenie o rozwodzie, ale my jesteśmy ludźmi wiary. Nie bójmy się głośno wyrażać tego, w co wierzymy. Rozwód nie kończy małżeństwa. Utrudnia dalsze relacje, często pogarsza sytuację materialną – to wiemy. Ale często rozpoczyna nowy rozdział w naszym sakramentalnym małżeństwie, często jakże bogaty, pomimo że przez długie lata nie dane nam jest być razem, blisko naszych współmałżonków… Uczymy się kochać na nowo, nierzadko mądrzej…
Przestańmy mówić, że rozwód to ostateczność. W ogóle wyeliminujmy to pojęcie z naszego słownika małżeńskiego. Nie mówmy też, że rozwód to koniec.
Powtarzam – zmieńmy swój język, a zmienimy swoje życie…
Jeśli ma obumrzeć w nas stary człowiek, jak zachęca nas św. Paweł w swoich listach, to musi też obumrzeć stary język, stara mentalność… to przywiązanie do pospolitego ludzkiego oglądu i spekulacji - da się czy nie da, przetrwamy czy nie przetrwamy… Ania Jedna pyta nas w tytule swojej książki: „Ile jest warta twoja obrączka?”. A ja zapytam o to samo, tylko inaczej: ile warta jest twoja wiara? W jakiego Boga wierzysz? Moja wiara zawiera się w cudownym wyznaniu zawartym już w pierwszym zdaniu naszego Credo – „Wierzę w Boga, Ojca wszechmogącego…”.
U Gary Chapmana, Marka Gungura i wielu innych, popularnych i skądinąd zasłużonych amerykańskich psychoteraopeutów małżeńskich pojawia się pogląd, że o małżeństwo trzeba walczyć za wszelką cenę, a rozwód to – no właśnie - ostateczność…. Ale oni są protestantami. Małżeństwo nie ma rangi sakramentu. Za kogo tymczasem my się uważamy? Za otwartych na protestancką prostotę i pragmatyczność katolików? Czerpmy z tego, co pogłębia naszą wiarę, a nie z tego, co spłyca…
Dziękuję Zepsutemu13, że zechciał coś dopowiedzieć. Ale rozczarował mnie i niestety mam wrażenie, że jest dalej niewolnikiem swojego języka i starej mentalności. Cóż bowiem czytamy:Rozwód jako koniec przygody małżeńskiej… Zepsuty13, bracie drogi – małżeństwo sakramentalne kończy się poprzez śmierć jednego z małżonków, a nie przez rozwód. Ta przygoda małżeńska, jak pięknie powiedziałeś, trwa cały czas… w szczęściu i smutku, doli i niedoli, a także po rozwodzie. Czasami w naszych przygodach są wydarzenia smutne, dramatyczne… Ale nie jesteśmy sami.„Bardziej chodziło mi o to, że do rozwodu daleka droga i jest ona na samym końcu przygody małżeńskiej.”
Zastanówmy się teraz na koniec nad moim „ogrodowym faryzeizmem”. Przywołajmy słowa Jezusa z Ewangelii wg św. Mateusza (23, 23-26, Biblia Tysiąclecia):
„23 Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać. 24 Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!
25 Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są one zdzierstwa i niepowściągliwości. 26 Faryzeuszu ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta.”
Co jest ważniejsze w Prawie - wizja małżeństwa do końca czy do rozwodu? Czy mówiąc o końcu przygody małżeńskiej w wyniku rozwodu nie pomijamy sprawiedliwości (wierności Słowu Bożemu), miłosierdzia (dla współmałżonka) i wiary w Boga wszechmogącego?
Czy trzymając się ludzkiego, a nie Bożego punktu widzenia, małżeństwa do rozwodu, sami nie dajemy dziesięciny z mięty, kopru i kminku?
Jakie jest wnętrze naszej misy - naszego sumienia? W co tak naprawdę wierzymy? Co z naszym charyzmatem Wspólnoty?
Nie ja wywołałem temat faryzeizmu. Niech każdy z nas sam sobie odpowie na te pytania… Acine jako pierwsza