Akacja pisze: ↑30 sty 2020, 14:39
Ruto przepraszam Cię bardzo
Sama teraz popełniłam grzech obmowy wobec Ciebie..
Niby miałam dobrą intencje ale nie zawsze jak się ma dobrą intencje to znaczy, że jest to od Boga. Grzech na pewno od Boga nie jest.
Będę się modlić za Ciebie i twojego męża, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Pozdrawiam
Droga Akacjo, nie masz za co mnie przepraszać i nie czuję się urażona. Zawsze chętnie Cię czytam, odnajduję w twoich wypowiedziach taką wrażliwość, której mi czasem brakuje. To pozwala mi szukać takiej wrażliwości we mnie. Myślę, że masz dużo racji pisząc o tym, że kiedy się bronimy, możemy w tej postawie stać się zbyt radykalni i zamienić się w osobę stosującą przemoc - w dodatku w słusznym przekonaniu, że racja jest po naszej stronie.
Mój mąż jest zaplątany w kilka różnych nałogów. Im więcej wiem o tym, jak do nich dochodzi, tym więcej jest we mnie współczucia dla męża. Nałogi nie biorą się znikąd i nikt w nie nie wpada, bo tak jest mu przyjemnie. Uczę się postawy szacunku do męża, postrzegania go nie tylko przez pryzmat jego uwikłań. Tu Twoja postawa wobec męża jest o wiele bardziej dojrzała niż moja - ciężko pracuję nad tym, by widzieć dobre cechy jakie mój mąż posiada. Tobie przychodzi to tak naturalnie.
Równocześnie uczę się stawiania oporu wszystkiemu co wiaze się z męża uzaleznieniem. Trudno to wyważyć. Kiedy postanowiłam przestać męża chronić, wiązało się to między innymi z rozstrzygnięciem co to znaczy przestać ukrywać problem, co to znaczy zacząć go nazywać. Pomysł mówienia o mężu źle wydawał mi się szczytem nielojalności małżeńskiej. Jako osoba wspoluzależniona byłam dość mocno skoncentrowana na tym, aby nic się nie wydostawało na zewnątrz. Miałam pod ręką mnóstwo usprawiedliwień, byłam mistrzynią robienia dobrej miny i przekonywania wszystkich dookoła, że wszystko jest w porządku.
Pierwszy etap oznaczał tylko, że przestałam kłamać, aby męża chronić. W drugim zaczęłam mówić prawdę, ale nie wszystkim dookoła. Natomiast, gdy np. byliśmy gdzieś zaproszeni, mówiłam że nie przyjdę. Kiedy padało pytanie dlaczego, mówiłam krótko, że mąż po alkoholu traci ostatnio nad sobą kontrolę i nie chcę w tym uczestniczyć. Gdy mąż przestał przychodzić ze mną jako z osobą, która go ogarniała, okazało się że nie dla wszystkich był już tak atrakcyjny, bo ktoś inny musiał się tym zająć. Niewiele osób ma na to ochotę. Aczkolwiek parę pań się chętnych znalazło. Jedna nawet bardzo. Mama męża doskonale sobie zdawała sprawę z tego co jej syn potrafi wyrabiać, bo znała takie zachowania znacznie dłużej niż ja. Skończyłam tylko grę w to, że o tym nie rozmawiamy. Dla niej stałam się tą złą - i zaczęła mojemu mężowi doradzać rozwód. W otoczeniu osoby uzależnionej często są osoby, które z różnych przyczyn są gotowe wspierać uzależnienie. Nie są w tym bezinteresowne. Ja też nie byłam. Ale gdy ja przestałam to robić, to takie osoby się uaktywniły. Postawienie granic osobie uzależnionej nie oznacza, że ona popędzi na terapię. Zwykle oznacza, że odejdzie i znajdzie sobie nowych wspierających. Nadal uważam, że na grupach zbyt mało się o tym mówi, że to obrona siebie, a nie sprawdzona recepta, by chory podjął leczenie.
Mój mąż moją nową postawą poczuł się bardzo zraniony i na pewno z jego perspektywy przestałam być lojalna wobec niego, wspierać go, i bardzo możliwe, że czuł się obgadywany. Z jego perspektywy przestałam go kochać i okazywać mu miłość. Naprawdę rozumiem, że życie ze mną stało się dla męża nie do zniesienia. Gdybym chciała "bawić się" i "mieć prawo" do upijania się, odurzania i oglądania pornografii i życia seksualnego poza małżeństwem, eż przeniosłabym się tam, gdzie moje prawa są uznawane i jestem chroniona przed konsekwencjami. Kwestia priorytetów. Dla mojego męża na tamtym etapie to właśnie były priorytety.
Czy mogłam inaczej? Nie wiem. Czy żałuję, że taka postawę przyjęłam? Czasem tak, czasem myślę że może mogłam próbować dalej miłością, że za często brały we mnie górę emocje. Wiem jednak, że wcześniej próbowałam innych sposobów, miłości, chronienia także. Oraz kontroli i brania na siebie odpowiedzialności za to, żeby mąż się nie odurzył, nie upił, nie oglądał. Tłumaczyłam. Groziłam. Urządzałam awantury. Nic z tego skuteczne nie było. Wiem tylko, że gdy było już bardzo źle, a było, zdecydowałam się to w końcu przerwać. I bronić siebie i dziecka. Więc jeśli czegoś żałuję, to że tak późno nauczyłam się takiej postawy. Być może gdybym nauczyła się jej wcześniej, mąż nie byłby aż tak uwikłany, każdy rok uzależnienia, to kolejny rok pogłębiania się choroby, a między nami nie byłoby aż tylu zranień.
Natomiast uwikłanie w pornografię dotyka bardzo intymnych sfer. Męskie picie, czy nawet odurzanie się jest postrzegane jako męskie. Teoretycznie pornografia również, ale jednak nikt się tym publicznie nie pochwali. Choć w sumie takie przypadki też znam. Jednak gdybym przekazała taką informację o mężu komukolwiek, mój mąż poczułby się bardzo upokorzony. Przyjęłam, że na ten temat rozmawiam jedynie w ramach terapii, grupy wsparcia, tu na forum - i nigdzie indziej. Rozumiem więc, dlaczego nie chciałaś informować swojej mamy. Ani nikogo innego. Ja nie poruszyłam tego tematu nawet w ramach naszej wspólnej terapii, którą przerwał zresztą mój mąż. Bo nie chciałam męża zranić. Co akurat było błędem.
Akacjo, w jednym z dzisiejszych postów poruszyłaś też temat kontroli. To jeden z punktów zapalnych w moim małżeństwie. Był krótki moment, gdy mój mąż był w terapii. Nie ufałam mu wtedy za grosz. Mąż o tym wiedział. Ustaliliśmy, że w ramach odbudowy zaufania mąż na moją prośbę zawsze wykona test. I wykonywał, a ja prosiłam bardzo, ale to bardzo rzadko. A potem zaczęłam słyszeć, że nie ufam, że on się czuje kontrolowany, że go to upakarza. Uwierzyłam i odstąpiłam od tych ustaleń. Po raz kolejny dałam się oszukać, bo mężowi właśnie o to chodziło - by mógł spokojnie powrócić do swoich nałogów. I powrócił, a chwilę potem zaprzestał terapii. Wierzył, że już teraz on sam da radę wszystko kontrolować i już nie wejdzie w intensywną fazę. Tylko będzie sobie korzystał z różnych rzeczy od czasu do czasu.
Żałuję, że wtedy nie znałam wystąpień Księdza Dziewieckiego. Myślę, że jego propozycja na okres odbudowy relacji i zaufania jest najlepsza - kryształowa przezroczystość obojga małżonków. W relacji bez problemów taka postawa na pewno nie jest zdrowa, ale tam gdzie zaufanie znikło, ma ona sens. Nie ma tajemnic, nie ma ukrywania, swoich spraw, haseł w telefonie, komputerze. Myślę też - to już mój wkład, że powrót do mniejszej przezroczystości powinien nastąpić, gdy to strona zraniona poczuje się bezpiecznie. Nieważne czy chodzi o nałóg, zdrady, hazard czy cokolwiek innego. Kontrola przeszkadza tym którzy mają coś do ukrycia. Nie mam problemu, aby mąż sprawdził mnie w jakikolwiek sposób. Żyję tak, aby być w zgodzie z przysięgą, nie ma nic w moim telefonie, komputerze czy innych sferach, co mogłabym chcieć ukryć, czego nie mogłabym pokazać mężowi. Rozmowy, której nie mogłabym mu powtórzyć. Był moment, gdy tak nie było - i wtedy na próbę kontroli ze strony męża na pewno zaczęłabym od informacji że mam swoje prawa, że rani mnie brak zaufania, i takie tam gadki. Może nawet powiedziałabym to co zwykle mowi mąż, że rodzice mnie kontrolowali, i ja mam dość i w małżeństwie nie chcę być tak traktowana. Tyle, że mąż był wtedy na tyle zanurzony w swoim świecie odurzenia, że nic nie zauważył, a ja na szczęście się ocknęłam, sama skontrolowalam i przywołam do porządku. Ale protest przeciwko kontroli gdy coś nas niepokoi i obronę niezawisłości uważam za niepokojący. Przez całą resztę małżeństwa aż do dziś nie mam najmniejszych oporów, by mąż mógł sprawdzić mnie w jakimkolwiek obszarze.
Aczkolwiek widzę też dwa potencjalnie destrukcyjne aspekty kontroli. Jeden, gdy wiąże się z zarzutami, na pewno znów to zrobiłeś, nie ufam ci, i wypominaniem - myślę że wystarczy powiedzieć - czuję niepokój, chcę ci wierzyć, ale jest we mnie jeszcze dużo nieufności. Drugi destrukcyjny aspekt, to gdy kontrola wykracza poza ramy, a wszystko co zostanie odkryte będzie używane przeciwko osobie poddanej kontroli. Np. gdy kontrola wypada dobrze, ale nadal padają zarzuty, albo gdy kontrola obejmuje pornografię w telefonie i komputerze, a potem padają zarzuty co ktoś napisał np. do swojej siostry. No i jeszcze naduzywanie kontroli - gdy naprawdę stoi za nią stały niepokój to trzeba udać się po pomoc - ta osoba która tak obsesyjnie kontroluje. Więc też trzeba z tym uważać.
Pozdrawiam Cię Akacjo i mocno przytulam. Jesteś bardzo dzielna i jestem całą sobą przy Tobie w Twojej walce o miłość małżeńską. Wzrusza mnie bardzo Twoja delikatność i wrażliwość. Pomodlę się dziś o to, aby te piękne cechy dostrzegł w Tobie Twój mąż i żeby stały się dla niego impulsem, by Cię chronić, abyś mogła taka pozostać.