Życie po zdradzie, ale jak????

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: marylka »

Akacja pisze: 30 sty 2020, 12:32 Moja mama też pytała czemu jestem smutna ale cieszę się, że powiedziałam prawdę tzn też inny powód który się nawinął ale chwała Bogu, że nie powiedziałam że dlatego, że mąż ma problem z seksoholizmem
Akacja pisze: 30 sty 2020, 11:29 Droga Ruto,
[..]

Po drugie uciekając/broniąc się przed krzywdą sama zaczęłaś krzywdzić używając grzechu obmowy: tzn. ujawniania przed ludźmi kompromitujących dla człowieka wad, grzechów itp. które nie są czymś zmyślonym.
Akacjo...chcialam żebys te dwie zestawione podejscia przemyslala - oczywiscie jesli chcesz.
Zarzucasz Rucie że opowiada o swoich problemach w grupie wsparcia, ktora jestesmy.
Wszystkie grupy terapeutyczne tak dzialaja. Skrywany bol musi byc wyrzucony, żeby znaleźć pomoc.
Do psychologa jak pojdziesz - też jesli chcesz uzyskac pomoc musisz byc szczera, bo inaczej nie bedzie to skuteczne.
Czy według Ciebie to obmowa?

Z drugiej strony...pokazujesz na przykladzie jak slabe masz relacje z mama, nie ufasz jej i wymyslasz napredce inny powod smutku, ktory sednem Twojego smutku nie jest.
Czy to nie jest klamstwo?
A jeszcze wyrażasz radosc, że mamie nie powiedziałaś.

Ja też uważam że o nałogu powinny wiedziec tylko te osoby, ktorym ufam. Może Twojej mamie nie trzeba - nie wiem. Moja mama wie o zdradzie. I każda z nas o tym zdecydowala czy powiedzieć - ja i Ty
I wiesz?
Po tych zawirowaniach ma najlepszy kontakt z meżem niż do tej pory.
Ale nie zachecam Cie do wyjawiania prawdy skoro nie chcesz. Tylko zwroc uwage - gdzie jest klamstwo a gdzie prawda. I jak wiele obszarow jest do przepracowania np relacje z mama

I sedno - krycie meża.
Uważasz że tak jest dobrze - krycie go i ok - masz do tego prawo.
Zachecam Cie jednak do czujnosci - co mąż z Twoja dyskrecja zrobi.
Bo może albo ja docenic i wziać sie za siebie, albo ja wykorzystać - czujac że otaczasz go bezpiecznym parasolem milczenia - dalej brnąć w nałóg.
Czas wszystko zweryfikuje
Miłosć wszystkiemu wierzy ale miłosć to nie to samo co naiwnosć. Warto miec to na uwadze
Pozdrawiam
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: nałóg »

Spójność w myśleniu,postawie,mowie, uczynkach,w relacjach.Tak postrzegam na podstawie tego co pisze Rutę.
Akacja
Posty: 123
Rejestracja: 18 gru 2019, 4:31
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Akacja »

marylka pisze: 30 sty 2020, 15:20 Zarzucasz Rucie że opowiada o swoich problemach w grupie wsparcia, ktora jestesmy.

Z drugiej strony...pokazujesz na przykladzie jak slabe masz relacje z mama, nie ufasz jej i wymyslasz napredce inny powod smutku, ktory sednem Twojego smutku nie jest.
Czy to nie jest klamstwo?
A jeszcze wyrażasz radosc, że mamie nie powiedziałaś.
Dowaliłaś mi niemało ;)

Wiesz nic takiego nie napisałam, że zarzucam Rucie, że opowiada o swoich problemach na grupie wsparcia.. Przecież wszyscy to robimy, ja też :)

Wiesz co, że moja mama nie mówi mi o wszystkich słabościach mojego taty jest dla mnie ok. A zdrada fizyczna gdzie nawet ktoś się wyprowadza czasem jest praktycznie nie do uniknięcia aby tego nie powiedzieć rodzicom.
Ja też nie chciałabym aby mój mąż mówił nawet rodzicom o moich słabościach..
Ale nie oceniam was możecie mieć inaczej.

Natomiast pornografia czy erotomania to już trochę inaczej, bo nawet jak będzie cały świat wiedział, że dana osoba ma/miała z tym problem to i tak może dalej to robić po kryjomu i udawać że tego nie robi :/

A to, że św. Józef chciał uchronić Maryję przed zniesławieniem i oddalić ją potajemnie
było dobrem od niego, wypływało z miłości.
Nie chce długo opisywać ale ja tak zniesławiłam w pewien sposób wcześniej męża i wiem jaka to dla niego rana...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Ruta »

Akacja pisze: 30 sty 2020, 14:39 Ruto przepraszam Cię bardzo :(

Sama teraz popełniłam grzech obmowy wobec Ciebie..
Niby miałam dobrą intencje ale nie zawsze jak się ma dobrą intencje to znaczy, że jest to od Boga. Grzech na pewno od Boga nie jest.
Będę się modlić za Ciebie i twojego męża, mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Pozdrawiam
Droga Akacjo, nie masz za co mnie przepraszać i nie czuję się urażona. Zawsze chętnie Cię czytam, odnajduję w twoich wypowiedziach taką wrażliwość, której mi czasem brakuje. To pozwala mi szukać takiej wrażliwości we mnie. Myślę, że masz dużo racji pisząc o tym, że kiedy się bronimy, możemy w tej postawie stać się zbyt radykalni i zamienić się w osobę stosującą przemoc - w dodatku w słusznym przekonaniu, że racja jest po naszej stronie.
Mój mąż jest zaplątany w kilka różnych nałogów. Im więcej wiem o tym, jak do nich dochodzi, tym więcej jest we mnie współczucia dla męża. Nałogi nie biorą się znikąd i nikt w nie nie wpada, bo tak jest mu przyjemnie. Uczę się postawy szacunku do męża, postrzegania go nie tylko przez pryzmat jego uwikłań. Tu Twoja postawa wobec męża jest o wiele bardziej dojrzała niż moja - ciężko pracuję nad tym, by widzieć dobre cechy jakie mój mąż posiada. Tobie przychodzi to tak naturalnie.
Równocześnie uczę się stawiania oporu wszystkiemu co wiaze się z męża uzaleznieniem. Trudno to wyważyć. Kiedy postanowiłam przestać męża chronić, wiązało się to między innymi z rozstrzygnięciem co to znaczy przestać ukrywać problem, co to znaczy zacząć go nazywać. Pomysł mówienia o mężu źle wydawał mi się szczytem nielojalności małżeńskiej. Jako osoba wspoluzależniona byłam dość mocno skoncentrowana na tym, aby nic się nie wydostawało na zewnątrz. Miałam pod ręką mnóstwo usprawiedliwień, byłam mistrzynią robienia dobrej miny i przekonywania wszystkich dookoła, że wszystko jest w porządku.
Pierwszy etap oznaczał tylko, że przestałam kłamać, aby męża chronić. W drugim zaczęłam mówić prawdę, ale nie wszystkim dookoła. Natomiast, gdy np. byliśmy gdzieś zaproszeni, mówiłam że nie przyjdę. Kiedy padało pytanie dlaczego, mówiłam krótko, że mąż po alkoholu traci ostatnio nad sobą kontrolę i nie chcę w tym uczestniczyć. Gdy mąż przestał przychodzić ze mną jako z osobą, która go ogarniała, okazało się że nie dla wszystkich był już tak atrakcyjny, bo ktoś inny musiał się tym zająć. Niewiele osób ma na to ochotę. Aczkolwiek parę pań się chętnych znalazło. Jedna nawet bardzo. Mama męża doskonale sobie zdawała sprawę z tego co jej syn potrafi wyrabiać, bo znała takie zachowania znacznie dłużej niż ja. Skończyłam tylko grę w to, że o tym nie rozmawiamy. Dla niej stałam się tą złą - i zaczęła mojemu mężowi doradzać rozwód. W otoczeniu osoby uzależnionej często są osoby, które z różnych przyczyn są gotowe wspierać uzależnienie. Nie są w tym bezinteresowne. Ja też nie byłam. Ale gdy ja przestałam to robić, to takie osoby się uaktywniły. Postawienie granic osobie uzależnionej nie oznacza, że ona popędzi na terapię. Zwykle oznacza, że odejdzie i znajdzie sobie nowych wspierających. Nadal uważam, że na grupach zbyt mało się o tym mówi, że to obrona siebie, a nie sprawdzona recepta, by chory podjął leczenie.

Mój mąż moją nową postawą poczuł się bardzo zraniony i na pewno z jego perspektywy przestałam być lojalna wobec niego, wspierać go, i bardzo możliwe, że czuł się obgadywany. Z jego perspektywy przestałam go kochać i okazywać mu miłość. Naprawdę rozumiem, że życie ze mną stało się dla męża nie do zniesienia. Gdybym chciała "bawić się" i "mieć prawo" do upijania się, odurzania i oglądania pornografii i życia seksualnego poza małżeństwem, eż przeniosłabym się tam, gdzie moje prawa są uznawane i jestem chroniona przed konsekwencjami. Kwestia priorytetów. Dla mojego męża na tamtym etapie to właśnie były priorytety.

Czy mogłam inaczej? Nie wiem. Czy żałuję, że taka postawę przyjęłam? Czasem tak, czasem myślę że może mogłam próbować dalej miłością, że za często brały we mnie górę emocje. Wiem jednak, że wcześniej próbowałam innych sposobów, miłości, chronienia także. Oraz kontroli i brania na siebie odpowiedzialności za to, żeby mąż się nie odurzył, nie upił, nie oglądał. Tłumaczyłam. Groziłam. Urządzałam awantury. Nic z tego skuteczne nie było. Wiem tylko, że gdy było już bardzo źle, a było, zdecydowałam się to w końcu przerwać. I bronić siebie i dziecka. Więc jeśli czegoś żałuję, to że tak późno nauczyłam się takiej postawy. Być może gdybym nauczyła się jej wcześniej, mąż nie byłby aż tak uwikłany, każdy rok uzależnienia, to kolejny rok pogłębiania się choroby, a między nami nie byłoby aż tylu zranień.

Natomiast uwikłanie w pornografię dotyka bardzo intymnych sfer. Męskie picie, czy nawet odurzanie się jest postrzegane jako męskie. Teoretycznie pornografia również, ale jednak nikt się tym publicznie nie pochwali. Choć w sumie takie przypadki też znam. Jednak gdybym przekazała taką informację o mężu komukolwiek, mój mąż poczułby się bardzo upokorzony. Przyjęłam, że na ten temat rozmawiam jedynie w ramach terapii, grupy wsparcia, tu na forum - i nigdzie indziej. Rozumiem więc, dlaczego nie chciałaś informować swojej mamy. Ani nikogo innego. Ja nie poruszyłam tego tematu nawet w ramach naszej wspólnej terapii, którą przerwał zresztą mój mąż. Bo nie chciałam męża zranić. Co akurat było błędem.

Akacjo, w jednym z dzisiejszych postów poruszyłaś też temat kontroli. To jeden z punktów zapalnych w moim małżeństwie. Był krótki moment, gdy mój mąż był w terapii. Nie ufałam mu wtedy za grosz. Mąż o tym wiedział. Ustaliliśmy, że w ramach odbudowy zaufania mąż na moją prośbę zawsze wykona test. I wykonywał, a ja prosiłam bardzo, ale to bardzo rzadko. A potem zaczęłam słyszeć, że nie ufam, że on się czuje kontrolowany, że go to upakarza. Uwierzyłam i odstąpiłam od tych ustaleń. Po raz kolejny dałam się oszukać, bo mężowi właśnie o to chodziło - by mógł spokojnie powrócić do swoich nałogów. I powrócił, a chwilę potem zaprzestał terapii. Wierzył, że już teraz on sam da radę wszystko kontrolować i już nie wejdzie w intensywną fazę. Tylko będzie sobie korzystał z różnych rzeczy od czasu do czasu.
Żałuję, że wtedy nie znałam wystąpień Księdza Dziewieckiego. Myślę, że jego propozycja na okres odbudowy relacji i zaufania jest najlepsza - kryształowa przezroczystość obojga małżonków. W relacji bez problemów taka postawa na pewno nie jest zdrowa, ale tam gdzie zaufanie znikło, ma ona sens. Nie ma tajemnic, nie ma ukrywania, swoich spraw, haseł w telefonie, komputerze. Myślę też - to już mój wkład, że powrót do mniejszej przezroczystości powinien nastąpić, gdy to strona zraniona poczuje się bezpiecznie. Nieważne czy chodzi o nałóg, zdrady, hazard czy cokolwiek innego. Kontrola przeszkadza tym którzy mają coś do ukrycia. Nie mam problemu, aby mąż sprawdził mnie w jakikolwiek sposób. Żyję tak, aby być w zgodzie z przysięgą, nie ma nic w moim telefonie, komputerze czy innych sferach, co mogłabym chcieć ukryć, czego nie mogłabym pokazać mężowi. Rozmowy, której nie mogłabym mu powtórzyć. Był moment, gdy tak nie było - i wtedy na próbę kontroli ze strony męża na pewno zaczęłabym od informacji że mam swoje prawa, że rani mnie brak zaufania, i takie tam gadki. Może nawet powiedziałabym to co zwykle mowi mąż, że rodzice mnie kontrolowali, i ja mam dość i w małżeństwie nie chcę być tak traktowana. Tyle, że mąż był wtedy na tyle zanurzony w swoim świecie odurzenia, że nic nie zauważył, a ja na szczęście się ocknęłam, sama skontrolowalam i przywołam do porządku. Ale protest przeciwko kontroli gdy coś nas niepokoi i obronę niezawisłości uważam za niepokojący. Przez całą resztę małżeństwa aż do dziś nie mam najmniejszych oporów, by mąż mógł sprawdzić mnie w jakimkolwiek obszarze.

Aczkolwiek widzę też dwa potencjalnie destrukcyjne aspekty kontroli. Jeden, gdy wiąże się z zarzutami, na pewno znów to zrobiłeś, nie ufam ci, i wypominaniem - myślę że wystarczy powiedzieć - czuję niepokój, chcę ci wierzyć, ale jest we mnie jeszcze dużo nieufności. Drugi destrukcyjny aspekt, to gdy kontrola wykracza poza ramy, a wszystko co zostanie odkryte będzie używane przeciwko osobie poddanej kontroli. Np. gdy kontrola wypada dobrze, ale nadal padają zarzuty, albo gdy kontrola obejmuje pornografię w telefonie i komputerze, a potem padają zarzuty co ktoś napisał np. do swojej siostry. No i jeszcze naduzywanie kontroli - gdy naprawdę stoi za nią stały niepokój to trzeba udać się po pomoc - ta osoba która tak obsesyjnie kontroluje. Więc też trzeba z tym uważać.

Pozdrawiam Cię Akacjo i mocno przytulam. Jesteś bardzo dzielna i jestem całą sobą przy Tobie w Twojej walce o miłość małżeńską. Wzrusza mnie bardzo Twoja delikatność i wrażliwość. Pomodlę się dziś o to, aby te piękne cechy dostrzegł w Tobie Twój mąż i żeby stały się dla niego impulsem, by Cię chronić, abyś mogła taka pozostać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Życie po zdradzie, ale jak????

Post autor: Ruta »

nałóg pisze: 30 sty 2020, 10:55 Ruto, jestem pełen uznania do drogi zdrowienia i zmian jaką przeszłaś ..... PRZEBUDZENIA i zdrowej, twardej miłości wobec siebie, męża, matki i otoczenia.
Możesz być szczęśliwa mimo kryzysu, mimo uzależnienia męża , mimo trudu samotnego macierzyństwa ...... szacun. Tak 3-maj.PD
Dziękuję, bardzo wzmacniające jest to co napisałeś. Pracuję jak mogę, daję z siebie jak najwięcej, ale podstawą mojego zdrowienia jest oddawanie się Bożemu prowadzeniu. Bez tego ani moja terapia, ani żadne z moich działań nie byłyby skuteczne. No i im bliżej Boga się trzymam, tym mniej błądzę i szybciej wracam na proste drogi. A im więcej efektów terapii uzyskuję, a uzyskuję, tym większą mam motywację do dalszej pracy. Nawet gdy jest ciężko, wiem że warto.
Bardzo pomaga mi modlitwa, w modlitewnej kontemplacji zyskuję lepszy dostęp do siebie i tego co przed sobą ukrywam. Grupa i terapia także bardzo bardzo mi pomagają, bo żyć trzeba wśród ludzi, więc terapia wśród ludzi ma ogromny sens. I to działa. Nie miałam dotąd okazji, żeby podziękować Ci za to, że gdy trafiłam na forum i wahałam się nad terapią współuzależnienia pomogłeś mi przechylić szalkę na dobrą stronę. Bardzo, bardzo Ci dziękuję.
ODPOWIEDZ