Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Moderator: Moderatorzy
Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Witam,
Od miesiąca śledze to forum i znalazłam tutaj wiele cennych rad, dlatego chcialabym opisać swoją historię i poprosić o pomoc, bo jest mi strasznie ciężko.
W zwiazku jestem od 19 lat, z czego 9 w związku sakramentalnym, mamy dwuletnie dziecko, ja mam 35 lat. Wszystko układało się dobrze. Mąż zapewniał o swojej miłości i nagle jednego dnia okazało się, że jest kowalska. Od tego dnia zaczął się horror. Usłyszałam, że wszystko się wypaliło, że zapewnienia miłości byly "z przyzwyczajenia", że mąż myślał, że z mojej strony też są to puste słowa, że też będę chciała się rozstać. Szok i niedowierzanie, przecież ja tak bardzo go kocham. Mieliśmy wspólne plany, do realizacji których wspólnie dążyliśmy. Nagle jednego dnia wszystko przestało mieć dla niego znaczenie. Trzy miesięce walki, kłótni, proszenia, poprostu dramat. Chciałam aby wrócił, proponowałam terapie. Raz sugerował, że chce wrócić do nas, innym razem, że nie. Ostatecznie odszedł. Oczywiście chciałby być teraz moim przyjacielem, deklaruje pomoc w każdej sprawie i chce się ze mną kontaktować normalnie. Byłam z nim w kontakcie, puki miałam nadzieję na ratowanie naszego małżeństwa. Po ostatecznej rozmowie, na której oznajmił, że nie chce być ze mną, nie mam siły i chęci na kontak. Wiem, że mieszka z kowalską. On tego nie rozumie, nie rozumie, że nie chce z nim normalnie rozmawiać, że nie chce być przyjacielem. Kontaktu z dzieckiem mu nie zabraniam, ale ja nie mam na to siły. Wiem, że musze być silna, że mam malutkie dziecko, które mnie potrzebuje. Staram się jak mogę, ale to wszystko tak boli, ta bezsilność... do ostatniej chwili żyłam w przekonaniu, że wszystko jest dobrze i jednego dnia mój cały świat się zawalił. Tak mnie oszukiwał, do ostatniego dnia. Mówi, że wie że to jego wina, że zniszczył nasza rodzinę, że zniszczył mnie, ale on nie potrafi postapić inaczej. A ja mimo to wciąż go kocham i oddałabym wszystko, aby choć chciał spróbować uratować nasze małżeństwo. Nie proszę go już o nic, bo wiem, że to nie ma sensu. Na ten moment on wybral kowalską. Kontakt jest tylko w temacie dziecka. Staram sie skupić na sobie i dziecku. Dużo się modlę. Korzystam z pomocy psychologa. Ale wciaż nie mogę uwierzyć, że to dzieje sie naprawdę. I ciągle zastanawiam się, czy ja mogłabym coś jeszcze zrobić, aby uratować nasze małżeństwo...
Od miesiąca śledze to forum i znalazłam tutaj wiele cennych rad, dlatego chcialabym opisać swoją historię i poprosić o pomoc, bo jest mi strasznie ciężko.
W zwiazku jestem od 19 lat, z czego 9 w związku sakramentalnym, mamy dwuletnie dziecko, ja mam 35 lat. Wszystko układało się dobrze. Mąż zapewniał o swojej miłości i nagle jednego dnia okazało się, że jest kowalska. Od tego dnia zaczął się horror. Usłyszałam, że wszystko się wypaliło, że zapewnienia miłości byly "z przyzwyczajenia", że mąż myślał, że z mojej strony też są to puste słowa, że też będę chciała się rozstać. Szok i niedowierzanie, przecież ja tak bardzo go kocham. Mieliśmy wspólne plany, do realizacji których wspólnie dążyliśmy. Nagle jednego dnia wszystko przestało mieć dla niego znaczenie. Trzy miesięce walki, kłótni, proszenia, poprostu dramat. Chciałam aby wrócił, proponowałam terapie. Raz sugerował, że chce wrócić do nas, innym razem, że nie. Ostatecznie odszedł. Oczywiście chciałby być teraz moim przyjacielem, deklaruje pomoc w każdej sprawie i chce się ze mną kontaktować normalnie. Byłam z nim w kontakcie, puki miałam nadzieję na ratowanie naszego małżeństwa. Po ostatecznej rozmowie, na której oznajmił, że nie chce być ze mną, nie mam siły i chęci na kontak. Wiem, że mieszka z kowalską. On tego nie rozumie, nie rozumie, że nie chce z nim normalnie rozmawiać, że nie chce być przyjacielem. Kontaktu z dzieckiem mu nie zabraniam, ale ja nie mam na to siły. Wiem, że musze być silna, że mam malutkie dziecko, które mnie potrzebuje. Staram się jak mogę, ale to wszystko tak boli, ta bezsilność... do ostatniej chwili żyłam w przekonaniu, że wszystko jest dobrze i jednego dnia mój cały świat się zawalił. Tak mnie oszukiwał, do ostatniego dnia. Mówi, że wie że to jego wina, że zniszczył nasza rodzinę, że zniszczył mnie, ale on nie potrafi postapić inaczej. A ja mimo to wciąż go kocham i oddałabym wszystko, aby choć chciał spróbować uratować nasze małżeństwo. Nie proszę go już o nic, bo wiem, że to nie ma sensu. Na ten moment on wybral kowalską. Kontakt jest tylko w temacie dziecka. Staram sie skupić na sobie i dziecku. Dużo się modlę. Korzystam z pomocy psychologa. Ale wciaż nie mogę uwierzyć, że to dzieje sie naprawdę. I ciągle zastanawiam się, czy ja mogłabym coś jeszcze zrobić, aby uratować nasze małżeństwo...
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Witaj Nini na naszym forum.
Cóż, takich, którzy nie mogli uwierzyć jest tutaj więcej, choćby i ja.
Ale się stało. Teraz trzeba z tym żyć.
Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet. Niestety Twój mąż jest obecnie chyba w ostrej fazie zakochania, czyli jak na narkotykach lub dopalaczach. Pewnie nic do niego nie dociera. Muszą minąć jakieś z dwa lata, żeby ten amok się skończył. Ale w tym czasie musisz jakoś żyć.
Walcz teraz o siebie i o swoje dziecko.
Zapraszam do naszych ognisk. Ich lista jest tutaj:
http://sychar.org/ogniska/
Może uda Ci się podrzucić gdzieś dziecko i wybrać się. Kontakt bezpośredni jest często bardzo budujący.
Na koniec chciałbym Ci przypomnieć, że internet nie jest anonimowy, dlatego pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które pozwoliłyby Ciebie zidentyfikować.
Cóż, takich, którzy nie mogli uwierzyć jest tutaj więcej, choćby i ja.
Ale się stało. Teraz trzeba z tym żyć.
Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet. Niestety Twój mąż jest obecnie chyba w ostrej fazie zakochania, czyli jak na narkotykach lub dopalaczach. Pewnie nic do niego nie dociera. Muszą minąć jakieś z dwa lata, żeby ten amok się skończył. Ale w tym czasie musisz jakoś żyć.
Walcz teraz o siebie i o swoje dziecko.
Zapraszam do naszych ognisk. Ich lista jest tutaj:
http://sychar.org/ogniska/
Może uda Ci się podrzucić gdzieś dziecko i wybrać się. Kontakt bezpośredni jest często bardzo budujący.
Na koniec chciałbym Ci przypomnieć, że internet nie jest anonimowy, dlatego pisząc staraj się nie podawać szczegółów, które pozwoliłyby Ciebie zidentyfikować.
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Otulam modlitwą...
Skąd dowiedziałaś się o kowalskiej?? Znasz tę osobę, jakieś konkrety są?
Skąd dowiedziałaś się o kowalskiej?? Znasz tę osobę, jakieś konkrety są?
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Czy taka jest Jacku Twoja obserwacja na przestrzeni sporego Twego tutaj funkcjonowania na forum i ogolnie w Sycharze? jesli to jest jakas socjologiczna prawidlowosc to jest to bardzo smutne:(jacek-sychar pisze: ↑03 paź 2018, 18:41
Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet.
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Chciałam zapytać o to samo...acine pisze: ↑03 paź 2018, 19:24Czy taka jest Jacku Twoja obserwacja na przestrzeni sporego Twego tutaj funkcjonowania na forum i ogolnie w Sycharze? jesli to jest jakas socjologiczna prawidlowosc to jest to bardzo smutne:(jacek-sychar pisze: ↑03 paź 2018, 18:41
Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet.
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Nini bardzo smutno witać kolejną osobę w takiej sytuacji. Mój mąż też odszedł, mam dziecko w podobnym wieku i rozumiem Twój ból.
Widzę pewną prawidłowość - odchodzacy bardzo chcą zostawać przyjaciółmi...
Widzę pewną prawidłowość - odchodzacy bardzo chcą zostawać przyjaciółmi...
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Dziekuje za slowa otuchy. Do ogniska w moim miescie wybieram sie na najblizsze spotkanie. O Sycharze dowiedzialam sie z tablicy ogloszen przy Kosciele i tak tutaj trafilam na forum.
Kowalska to tzw "przyjaciolka rodziny", a dowiedzialam sie przez przypadek, gdy trwalo to juz pewnie z miesiac
Kowalska to tzw "przyjaciolka rodziny", a dowiedzialam sie przez przypadek, gdy trwalo to juz pewnie z miesiac
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Tak, jest to obserwacja naszego forum.acine pisze: ↑03 paź 2018, 19:24Czy taka jest Jacku Twoja obserwacja na przestrzeni sporego Twego tutaj funkcjonowania na forum i ogolnie w Sycharze? jesli to jest jakas socjologiczna prawidlowosc to jest to bardzo smutne:(jacek-sychar pisze: ↑03 paź 2018, 18:41
Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet.
Jest wiele przypadków powrotów mężów, natomiast powroty żon są ... jednostkowe.
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Wyglada na to ze natchnieni autorzy Ksiegi Przyslow Salomona mieli juz kilka tys lat temu rozpracowana antropologie kobiety i mezczyzny i starali sie nam to przekazac. Nic w tej sprawie sie wiec nie zmienilo i dlatego prawa tak opracowano jak opracowano w Biblii.jacek-sychar pisze: ↑03 paź 2018, 20:13Tak, jest to obserwacja naszego forum.acine pisze: ↑03 paź 2018, 19:24Czy taka jest Jacku Twoja obserwacja na przestrzeni sporego Twego tutaj funkcjonowania na forum i ogolnie w Sycharze? jesli to jest jakas socjologiczna prawidlowosc to jest to bardzo smutne:(jacek-sychar pisze: ↑03 paź 2018, 18:41
Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet.
Jest wiele przypadków powrotów mężów, natomiast powroty żon są ... jednostkowe.
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Moze dlatego ,ze kobiety potrafia wiernie czekac , a miezczyzni ....nie wszyscy potrafia ...
A Ksiege Przyslow czesto mam na uwadze ..np " zrzedliwa zona ,niczym dach cieknacy "...
A Ksiege Przyslow czesto mam na uwadze ..np " zrzedliwa zona ,niczym dach cieknacy "...
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
No i na ogol mezczyzni szukaja w zwiazku seksu a kobiety uczuc i statusu spolecznego i gdy kobieta przejdzie do zasobniejszego to trudniej o jej powrot
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Czyżby,.....Jako kobieta i tak masz lepiej, bo jak wracają, to mężczyźni. Bardzo mało jest wracających kobiet.
lena50....dawniej lena
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Nini ,nieraz jest tak zle ,
ze nie wiadomo ,czy sie smiac ,czy plakac .. ja staram sie wtedy lapac za rozaniec .. tak mi kiedys poradzono i sie trzymam
Ale moze wtedy warto jak radza , zostawic meza Panu Bogu a zajac sie soba ..
Sama kiedys - nie tak dawno ,bo smarkata jestem na forum ,chociaz polwieczna w metryce - zarywalam noce na starym forum ,nie powiem ile km zrobilam ,zeby dojechac na rekolecje
Ale tam uslyszalam ,ze jestem Dzieckiem Bozym , sluchalam Listu Boga do kobiety .. dzialal ,jak balsam ..
https://www.youtube.com/watch?v=tUCVn4PswG0
Novenna Pompejanska ,potem jak mi bylo zle to modlilam sie Droga krzyzowa dla malzonkow.. piekne rozwazania ,krotkie ,a takie dla nas cierpiacych - kojace ....
Nini westchnelam za Ciebie na Apelu z Jasnej Gory ,to tez mi pomaga ,dbaj o siebie
ze nie wiadomo ,czy sie smiac ,czy plakac .. ja staram sie wtedy lapac za rozaniec .. tak mi kiedys poradzono i sie trzymam
Ale moze wtedy warto jak radza , zostawic meza Panu Bogu a zajac sie soba ..
Sama kiedys - nie tak dawno ,bo smarkata jestem na forum ,chociaz polwieczna w metryce - zarywalam noce na starym forum ,nie powiem ile km zrobilam ,zeby dojechac na rekolecje
Ale tam uslyszalam ,ze jestem Dzieckiem Bozym , sluchalam Listu Boga do kobiety .. dzialal ,jak balsam ..
https://www.youtube.com/watch?v=tUCVn4PswG0
Novenna Pompejanska ,potem jak mi bylo zle to modlilam sie Droga krzyzowa dla malzonkow.. piekne rozwazania ,krotkie ,a takie dla nas cierpiacych - kojace ....
Nini westchnelam za Ciebie na Apelu z Jasnej Gory ,to tez mi pomaga ,dbaj o siebie
Re: Czy da się jeszcze uratować nasze małżeństwo?
Popatrz ,dlaczego ja tego w dniu slubu nie slyszalam ?
PS Nini ,wybacz te moje rozwazania w Twoim watku ,ale sama tez sie motam....