acine pisze: ↑06 wrz 2018, 9:37
Pavel, jak sobie poradziles z wybaczeniem zonie? Wiesz, my mezczyzni na ogol zupelnie inaczej,bardziej ambicjonalnie podchodzimy do zdrad niz kobiety. Wybaczyles juz zonie czy to jest dla ciebie ciagly proces? Tylko nie pisz ze przebaczyles formalnie ale w sercu jeszcze nie. Nie takiej odpowiedzi sie spodziwalbym od ciebie.
Wybacz acine, że tak długo kazałem Ci czekać na odpwiedź. Zapewniam, że nie zignorowałem Tego postu (wysłałeś właściwie dwa o niemal tej samej treści), ale odpowiedź wymagała chwili wolnego czasu której do tej pory nie potrafiłem na ten cel wygospodarować.
A więc:
Wybaczenie żonie jest z pewnością procesem, wydaje mi się w dodatku, że wciąż w moim przypadku niezakończonym w pełni.
Nie ma to już co prawda bezpośredniego wpływu na nasze życie i relację, ale pewne rzeczy wciąż czasem wracają, co świadczy wg mnie o tym, że nie jest to całkowicie za mną. Z całych sił staram się to (gdy wraca) oddawać Panu i modlę się, by wracający co jakiś czas ból był budulcem lepszego, silniejszego mnie, z Bogiem oczywiście, bo bez niego doszedłem właśnie do tego bagna.
Jednym z powodów tego, że pewne sprawy czasem wracały/wracają jest fakt, że gdy żona zdecydowała się wrócić, nie porozmawialiśmy o kryzysie i tym co się stało konkretnie i rzeczowo, gdyż żona nie miała odwagi na wypowiedzenie prawdy o tym co się stało, ja zaś postanowiłem zaryzykować i przyjąć ją tak jak wracała, nie naciskać i poczekać aż będzie gotowa.
Nie ryzykowałem za wiele - w najgorszym razie czekała mnie powtórka z rozrywki, czyli z jednej strony powrót do najtrudniejszego okresu w moim życiu, ale gdy wracała byłem już na tyle silny, że niemal na pewno nie musiałbym przechodzić przez to tak samo jak za pierwszym razem. Byłem już mimo wszystko innym, dużo silniejszym człowiekiem.
Powodem tego, że zdecydowałem się na taką drogę był fakt, że mamy dzieci. One i tak wystarczająco wycierpiały w trakcie kryzysu, chciałem aby to się skończyło i postawiłem na daleko posuniętą cierpliwość, która zresztą jak pokazuje dzień dzisiejszy się opłaciła. Moim planem była dalsza praca nad sobą oraz budowanie relacji od zera, na nowych zasadach (których żonie nie narzucałem, ale wprowadzałem w swoim/naszym życiu z uwzględnieniem jej prawa do wolności).
Co jakiś czas, w inny niż podczas kryzysu sposób, poruszałem pewne kwestie. Powoli i cierpliwie, tak jak chciała.
Zgadzam się, z doświadczenia własnego, obserwacji i lektury, że mężczyźni mają chyba większy problem z wybaczeniem zdrady. Tak zwana męska duma, a konkretniej - nasze ego. To nasz najtrudniejszy przeciwnik.
Nie zawsze jest łatwo, ale daję sobie radę, na co niebagatelny wpływ ma świadomość własnej słabości i swego udziału w kryzysie.
Nie dość, że sam sobie taką żonę w swoim popapraniu wybrałem, to jeszcze również mam na koncie bycie kowalskim (i to dwukrotnie).
Fakt, że było to przed ślubem nie zmienia zbyt dużo - zebrałem co sam siałem. Trudna i bolesna, ale prawda.
Pomocne jest także to, że żona pod wpływem moich zmian również się zmienia, nasza relacja jest na zupełnie innym, lepszym poziomie. Od tego co było dzielą nas lata świetlne, a to dopiero początek - do zrobienia/ulepszenia jest jeszcze bardzo dużo. Życia nie starczy
Mam nadzieję, że taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk