Witaj Sisi,
pozwól jeszcze parę słów ode mnie. Rozumiem Twój niepokój, ale przede wszystkim chciałem Ci pogratulować takiego obrotu sytuacji, bo tu też jest się z czego cieszyć. Zgadzając się z przedmówcami ja bym chciał na Twoim miejscu zabadać prawdziwą motywację Twojego męża.
Czy wraca, dlatego, że zrozumiał na czym polega idea małżeństwa, zrozumiał, że nawalił i b. Ciebie, swoją rodzinę i otoczenie skrzywdził swoim postępowaniem. Teraz poczuł ohydę swoich decyzji i działań, chce usunąć ten jad, który się rozlał w wyniku jego postępowania a sobie chce dać przede wszystkim okazję do zadośćuczynienia, usunięcia tylu skutków ile da radę, bo wszystkiego niestety nie da się cofnąć.
Czy patrząc z drugiej strony chce wrócić, bo po ludzku nie wyszło w nowym związku i chce się tanim kosztem wykpić, wrócić do sprawdzonego i ciepłego domku, żony, dzieci. Ani myśli nic przerabiać, czy zastanawiać się, czy coś zrobił źle - nie pozwala mu na to jego męska duma, po prostu chce sobie szybciutko zabić pustkę po złamanym sercu kolejnym związkiem, choćby i sakramentalnym, a jak i ten mu się kolejny raz znudzi to ponownie sobie poszuka.
Kwestia tej motywacji nie jest zapewne taka zero-jedynkowa, bo świadomość szczególnie dt. własnych zachowań zmienia się b. powoli. Ale myślę, że warto zarówno sobie to uzmysłowić, jak i delikatnie spytać się jego przemyślenia i motywację, żeby też ocenić podstawy z jakimi on chce wracać. Z jednej strony nie przestraszyć go za mocnym odpychaniem (bo sam pewnie jeszcze nie jest pewny tego co robi), ale z drugiej też nie niedoszacowywać zranienia jakie spowodował (i jego własnych uzasadnień i wzmocnień takiej decyzji) i przesadzać z naiwnością, w końcu to no może myśli, że robi Ci łaskę wracając...
Czemu napisałem tak trochę ostrzej. Bo byłem w podobnej sytuacji i z perspektywy czasu za szybko przyjąłem niewierną małżonkę. Po tym jak się dowiedziałem, chciałem przebaczyć, zapomnieć niemal od razu, a to działało tylko jak woda na młyn. Powiem więcej nawet za namową szwagierki kupiłem perły żonie, która zdradzała małżeństwo i własną przysięge (symbol wierności i czystości
, co mi tylko przypomina jaki byłem naiwny
). Jeśli ktoś Ciebie nie szanuje, a Ty się do niego szerzej uśmiechasz to on z radością tylko zwiększy swoją pogardę, a brak szacunku tylko oddala perspektywę miłości. U było więc tylko kwestią czasu powtórna zdrada mojej ślubnej i jeszcze większy huk w małżeństwie, przecież jakoś musiała ona ją sobie uzasadniać, więc mimo miłych gestych, romantycznych chwil z mężem tylko szybciej się oddalała.
Z perspektywy czasu niby zgodziła się odbudowywać, bo wygodnie jej było w statusie quo z mężem, który jest obok i się stara, a ona może sobie spokojnie i bezpiecznie dalej porównywać "szare, stare małżeństwo" z romantyczną i świeżą wizją zakochania, co przy takim podejściu i motywacji niechybnie prowadzi do jeszcze większego krachu, choć bardziej odwleczonego w czasie.
Teraz więc przy drugim podejściu do naprawy, ja jestem dużo b. ostrożny. Sam się staram i nie bronię (wręc zachęcam do) starania mojej ślubnej, ale nie udaję, że nic się nie stało i b. uważnie przyglądam się motywacjom, a jak niektóre postawy i zachowania trącą mi starym podejściem to otwarcie o tym mówię. Nie zamiatam pod dywan i nie godzę się na zawieszenie separacji, którą zresztą sama wymusiła, dlatego tylko, że już kowaski kopnął ją w tyłek i jest znowu do wzięcia. Małżeństwo to nie jest w końcu pokój hotelowy, do którego się wchodzi i wychodzi, kiedy się tylko ma ochotę, a małżonek nie jest zabawką, którą się odrzuca w kąt, jak się już znudzi...
Nie chciałem Ciebie tym wpisem przestraszyć i tak już pewnie otaczają Ciebie ponowne przemyślenia, ale chciałem się podzielić moim spojrzeniem na ten temat, które przyswoiłem w dość bolesny sposób, a może Tobie dzieki jego znajomości przynajmniej części z tego bólu uda się oszczędzić ...