Jak się nie zagubić?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: GosiaH »

SiSi pisze: 15 wrz 2018, 7:25 Po pierwsze on inicjuje wszelkie rozmowy, spotkania, po drugie zakończył związek z kowalska ( sprawdzilam, bo nie ufam, ale okazało się to prawdą). W tych rozmowach ze mną jakoś szczególnie nie słodzi. Jest rzeczowy. Mówi, że zdał sobie sprawę jaką straszna krzywdę wyrządził, że zrobi wszystko żeby to naprawić i przyjmie również moje warunki. Bierze winę za zdradę na siebie i jednocześnie chce przepracować kryzys, który był między nami.
SiSi, to, co podkreśliłam jest bardzo ważne - nieprzepracowane kryzysy mogą wrócić ze zdwojoną siłą
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
lena101
Posty: 148
Rejestracja: 24 lut 2018, 22:28
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: lena101 »

ja jestem żywym przykładem nie przepracowanego kryzysu. Wraca ze zdwojoną siłą, pędzi z prędkością światła, wszystko niszcząc na drodze.
SiSi
Posty: 346
Rejestracja: 06 sie 2018, 9:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: SiSi »

Dziewczyny,
Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego nie skacze z radości.
Kryzys był i pozostał. Doszła zdrada.
Słucham uważnie mojego męża, co on chce zrobić w naszym wspólnym życiu.
Mówi mądrze. Chce rozmów, zgadza się na terapię.
Daje mi czas na przemyślenia.
Ale ja zdaje sobie sprawę, że to wszystko tak naprawdę dopiero się zacznie kiedy zgodzę się na powrót.
W tym momencie nie podjęłam decyzji.
Nie chciałabym popełnić błędu ale pewnie nie da się wszystkiego przewidzieć.
Dziś wypiliśmy wspólnie kawę i było nawet miło.
Taki mały kroczek...
Wiecie co mi najbardziej przeszkadza? To, że przez jakiś czas nie byłam najważniejsza. I pewnie, to żeby wróciło to uczucie potrzeba czssu a i tak może się nie udać.
Mąż powiedział mi, że to wszystko co do niego mówiłam w tym okresie kiedy kompletnie mnie nie słuchał ( tak myślałam) , zakiełkowało, skłoniło go do innego myślenia. To znaczy, że słowa mają ogromną moc.
MareS
Posty: 232
Rejestracja: 05 lut 2017, 22:22
Jestem: po orzeczonej nieważności małżeństa
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: MareS »

SiSi pisze: 15 wrz 2018, 10:15 Wiecie co mi najbardziej przeszkadza? To, że przez jakiś czas nie byłam najważniejsza. I pewnie, to żeby wróciło to uczucie potrzeba czssu a i tak może się nie udać.
SiSi nie możesz być dla męża najważniejsza. Pozwól Bogu być najważniejszym a wtedy naprawdę zrozumie kim dla niego jesteś.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: s zona »

Mare S,
jesli pozwolisz sie wtrace ..
Mnie tez czesto bolalo to ,ze nie jestem dla meza najwazniejsza ..
i chodzilo mi o " ziemskie" osoby ..
SiSi
Posty: 346
Rejestracja: 06 sie 2018, 9:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: SiSi »

MareS - wiem, że Bóg musi być na pierwszym miejscu.
Tak po ludzku jest mi przykro, że dla męża ani Bóg nie był najważniejszy, ani ja tylko kowalska 😉 i jako kobiecie żyjącej realnie tu i teraz jest mi z tym źle.
I w ewentualnym wspólnym życiu zawsze będzie mi z tym źle.
Wiedźmin

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: Wiedźmin »

Droga SiSi,

Fajnie, że mąż wybudził się z amoku trochę samoistnie.
Co cenne - i świadczy że jest dojrzalszy facet, niż większość "połówek" ludzi piszących tu na forum.
SiSi pisze: 15 wrz 2018, 10:15 Kryzys był i pozostał. Doszła zdrada.
[...]
SiSi pisze: 15 wrz 2018, 10:15 Wiecie co mi najbardziej przeszkadza? To, że przez jakiś czas nie byłam najważniejsza. I pewnie, to żeby wróciło to uczucie potrzeba czasu a i tak może się nie udać.
Skoro to Ci najbardziej przeszkadza, to chyba dobrze.
Bo to akurat zależy od Ciebie... część Ciebie która chciała czuć się ważna nie dostawała dość uwagi...

Mi najbardziej przeszkadzał i przeszkadza brak zaufania. Żeby doprecyzować - mój brak zaufania do żony.
Skoro raz skłamała, oszukała (okazało się oczywiście, że nie raz... tylko więcej) - więc...

Fajnie, że byliście na kawie :) Życzę kolejnych randek :)
SiSi
Posty: 346
Rejestracja: 06 sie 2018, 9:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: SiSi »

Aleksandrze,
Dziękuję za twoje rady i mądre spojrzenie na wszystko. Bardzo mi to pomaga. Te " randki" też zaczerpnęłam z Twoich porad😉
Co do braku zaufania to jest to ...największy problem.
Kiedy mąż mówi, przemyślałem, zrozumiałem, wiem co ważne, ja myślę " no nie wiem".
Ale powiedzial mi też rzecz istotną- jak chcesz się przekonać , że mówię prawdę jeśli nie dasz mi szansy żebym mógł to udowodnić.
Każdy zasługuje na szansę.
I ja to wiem ale....i tu jest ten klopot, że boję się powtórki, zranienia, bólu.
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: GosiaH »

SiSi, u was to rozstanie, a teraz powrót w krótkim czasie się wydarzyło.

U mnie, gdy mąż zaczął wracać, to przez prawie rok właśnie "randkowaliśmy" zanim podjęliśmy decyzję o pełnym powrocie, wspólnym mieszkaniu itp.
A tutaj było o wiele więcej m.in. kupiliśmy nowe mieszkanie, by wszystko od nowa zacząć (mąż nie chciał wracać do domu, z którego parę lat wcześniej wyprowadził się).
Myślę, że pomysł "randkowania" jest dobry. Kolejną sprawą jest to, jak długo tak naprawdę można ...
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
SiSi
Posty: 346
Rejestracja: 06 sie 2018, 9:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: SiSi »

GosiaH u nas faktycznie wszystko szybko. Sama nie wiem ile czasu ma trwać to życie w zawieszeniu. On chciałby wracać jak najszybciej ale godzi się z tym, że ja gotowa nie jestem.
Z drugiej strony ta niepewność działa na niego mobilizująco.
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: rak »

SiSi pisze: 15 wrz 2018, 15:10 On chciałby wracać jak najszybciej ale godzi się z tym, że ja gotowa nie jestem.
Sisi to co napisałaś też jest mi bliskie,

jak moją żonę kowalski kopnął to też chciała szybko wracać, wcześniej przerabiać jej się za bardzo nic nie chciało,
mogę się tylko domyślać, że znowu chciala mieć męża do którego można się przytulić, zawiesić na jego ramieniu i jak najszybciej pokazywać wszystkim dookoła, że wszystko jest w porządku, zrobiłam co chciałam, a on dalej mnie kocha, co mi więcej trzeba...

Jednak co pisałem już wcześniej, małżeństwo nie jest pokojem hotelowym, do którego wchodzi sie i wychodzi, kiedy chce, a małżonek zabawką, która jak się znudzi to się ją wyrzuca, sięga po następną, a później z powrotem wygrzebuje z kąta, jak gdyby nigdy nic. Jak moja ślubna dziwi mojemu podejściu i deteminacji (a jej otoczenie zdradę małżeńską uważa za "małe piwo"), to mówię po prostu, że to małe piwo cofnęło nas przynajmniej o kilka lat do tyłu jako związek i małżeństwo, podeptało wartości, które budowaliśmy przez kilkanaście lat i teraz podniesienie ich z ziemi i odczyszenie siłą rzeczy musi zając trochę czasu.

Deklarowane wcześniej wartości zostały jednak brutalnie podeptane, więc ja chcę poznać i usłyszeć powody (a nie tylko wygodne wymówki) i nowe zwerbalizowane wartości, którymi się chce kierować w życiu, a później móc zaobserwować, że naprawdę chce je wprowadzać. Ja też słyszałem wcześniej wielokrotnie, że rodzina jest najważniejsza, a później (i w niektórych aspektach słyszę to do dzisiaj, a jestem b. wyczulony), że to jest moja wolność, uczucia i nikt nie może mi jej ograniczać.
I ja się z tym zgadzam, ale jeśli w ramach tej wolności rozwija sobie pragnienie romantycznej pozamałżeńskiej przygody, a później kombinuje jak ją zrealizować i to robi, to "trochę" deprocjonuje deklarowane wartości, a i ja też mam swoją wolność i nie chcę poświęcać jej na życie "w małżeństwie", w którym jedna strona uważa je tylko za bazę do dalszych emocjonalnych eskapad. Ja więc najpierw chciałbym poznać "zródła" rozwoju tego pragnienia, mechanizmy wspierające, a później zobaczyć, że powoli (w tempie, jakie jej odpowiada) jesteśmy w stanie ustalić i przestrzegać naszych wspólnych małżeńskich wartości, które powinny być silniejsze od indywidualnych pragnień i potrzeby wolności, co zresztą wspólnie dobrowolnie przysięgaliśmy.

My też już "randkujemy" ponad rok, chociaż większość część tego czasu to czułem protest ślubnej, że nie chciało jej się starać i wolała swój bunt dalej pokazywać, dopiero w ostatnich miesiącach coś "kilknęło", ale i to z wielkimi bólami (konsekwencja całych lat zaniedbań, przede wszystkim moich) możemy zacząć rozmawiać, co jest dla nas ważne, wcześniejsze można podsumować, jest ważne, wszystko co i jak każdy czuje w danym momenie, co nie jest budujące dla małżeństwa.

Twój mąż jest pewnie inny niż moja żona, ale takie szybkie zmiany podejścia u niego nie potwierdzają u niego raczej ani emocjonalnej, ani duchowej stabilizacji, pokazują raczej postawę dziecka, które się chce po prostu pobawić (a im więcej emocji tym zabawa ciekawsza), a jak mu się nudzi to zmienia zabawkę, nie przejmując się za bardzo konsekwencjami.
Dlatego też pisałem Ci wcześniej, żeby dać sobie czas, z nim wszystko wyjdzie, jak solidna jest motywacja i do odbudowy wartości (które się przecież brutalnie zgwałciło wcześniejszym postępowaniem) i do wspólnego życia, pomimo problemów i trudności, które i tak się przecież wydarzą.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
SiSi
Posty: 346
Rejestracja: 06 sie 2018, 9:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: SiSi »

Witaj raku,

Deklarowane wcześniej wartości zostały jednak brutalnie podeptane, więc ja chcę poznać i usłyszeć powody (a nie tylko wygodne wymówki)

Otóż to. Najtrudniejsza rzecz, poznanie powodów.
Bo tu musimy być przygotowani na to, że nie jesteśmy tacy fajni jak nam się wydawało.

Wczoraj rozmawiałam z mężem bardzo długo. To było kilka trudnych godzin bez owijania w bawełnę.
Kilku przykrych rzeczy dowiedziałam się też o sobie jak na przykład to, że nie umiałam okazywać wsparcia w trudnych momentach.
Wywleklismy kawał życia.
Szczegółów romansu znać nie chcę.
Potępiam to co zrobił i powiedziałam również żeby tej swojej winy nie przyszło mu do głowy rozmyć.
Biorę swoją część odpowiedzialności za kryzys ale nie za romans!
Rozmawiałam z nim pierwszy raz tak jak bardzo bardzo dawno temu rozmawialiśmy.
Poczułam sie....czy ja wiem, no lżej.
On ma jasny plan odbudowy, powiedział nawet zbudowania na nowo relacji. Wie, że będzie bardzo trudno ale nigdy się nie podda.
O żadnej miłości nie mówi. Mówi natomiast, że bardzo mu zależy.
Dzieci proszą mnie żeby tata wrócił. Ja wiem, że oczywiście chce tego ale jeszcze chwilę...
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: rak »

SiSi pisze: 16 wrz 2018, 9:54 Wczoraj rozmawiałam z mężem bardzo długo. To było kilka trudnych godzin bez owijania w bawełnę.
Kilku przykrych rzeczy dowiedziałam się też o sobie jak na przykład to, że nie umiałam okazywać wsparcia w trudnych momentach.
to jest prawda, człowiek się przegląda w małżeństwie jak w lustrze, ciężo jest obarczyć nawet zdradzającego małżonka całą winą za relację, którą się razem budowało, więc sporo syfu też po swojej stronie się odkrywa...

Tylko wiesz, u mnie np. sama szczera rozmowa nie wystarczyła. Też po pierwszym "incydencie" rozmawialiśmy z żoną godzinami, ale emocje, czy raczej nawyk poddawania się im nie mijają tak szybko, więc nawet po tych rozmowach to dostałem "powtórkę z rozrywki".
Rozmowy są fajnym startem, ale za nimi powinni iść konkretne działania i mieć szansę przekształcić się w nowe nawyki, a później postawę, a to wymaga czasu...
SiSi pisze: 16 wrz 2018, 9:54 On ma jasny plan odbudowy, powiedział nawet zbudowania na nowo relacji. Wie, że będzie bardzo trudno ale nigdy się nie podda.
O żadnej miłości nie mówi. Mówi natomiast, że bardzo mu zależy.
Wydaje się, że prezentuje b. odpowiedzialną postawę. Jedyny zgrzyt tutaj jest taki, że jak pisałaś zaledwie kika miesięcy temu twierdził coś kompletnie innego, więc ten jasny plan odbudowy rozumiem, że powstał dopiero na papierze, bo realnie to czasowo nie miał okazji być konsekwetnie zaimplementowany....

Sisi ja nie chcę się zniechęcać, postawa Twojego męża naprawdę wydaje się być obiecująca, chciałem Ci tylko zwrócić uwagę na parę aspektów, o których w takich "szczęśliwych" momentach nie chce się pamiętać, bo człowiek już tak się wymęczył, że chciałby z radością pozwolić sobie na trochę szczęścia, ale myślę, że to dlatego mówi się, że nieprzerobione kryzysy wracają ze zdwojoną siłą...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
SiSi
Posty: 346
Rejestracja: 06 sie 2018, 9:31
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: SiSi »

Dziękuję raku,
To co piszesz to prawda.
Ale co dalej?
Jak sprawdzić nie dając szansy?
Jak długo żyć w zawieszeniu?
Takie życie na dwa domy jest wygodne, możemy widzieć siebie tak jak chcemy.
Ten cały jak piszesz" syf" wypłynie i tak ale pewnie dopiero we wspólnym życiu.
Co więc robić?
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak się nie zagubić?

Post autor: rak »

SiSi pisze: 16 wrz 2018, 11:11 Jak sprawdzić nie dając szansy?
Jak długo żyć w zawieszeniu?
Wiesz, ja podeście mam takie. Szansę daję cały czas, mimo olbrzymiego zranienia nie odrzucam, nie zrywam relacji z "katem", mimo, że bycie blisko też przypomina stare rany i nie pozwala im się do końca zasklepić. Więc szansy nie zabieram, tylko po prostu inaczej postrzegam tą szansę. Nie jest to powrót i udawanie, że nic się nie stało, a jak już się siły i motywacja skończą to dalsze i szybsze dryfowanie, tylko szansa na zbudowanie na nowo solidnych fundamentów, zanim zacznie się stawiać ściany, albo układać dach.
Zawieszenie jest problematyczne, bo człowiek żyje w takim nierealnym świecie i w sumie nie może podjąć żadnych większych decyzji, tylko wiąże się z małżonkiem, równocześnie trzymając się jednak na dystans, to rzeczywiście trudno sobie poukładać...
SiSi pisze: 16 wrz 2018, 11:11 Takie życie na dwa domy jest wygodne, możemy widzieć siebie tak jak chcemy.
Ten cały jak piszesz" syf" wypłynie i tak ale pewnie dopiero we wspólnym życiu.
Co więc robić?
Niekoniecznie widzieć siebie jak chcemy. Pierwsze tygodnie tak, może nawet i pierwszy miesiąc, ale jak sobie narzucić intensywny rygor pracy nad sobą i to b. szerokiej to już po kilku miesiącach wychodzi, czy jest motywacja i siły i wcale nie jest to takie wygodne, ale to też trzeba chcieć zacząć, a później utrzymać. A syf ma moim zdaniem szansę wypłynąć poza, a nie we wspólnym życiu, gdzie jest b. często przykrywany innymi rzeczami i interakcjami z partnerem i jego wadami. Syf wypływa tez w czasie terapii, ale zazwyczaj po jakimś czasie, często kilku miesiącach, kiedy zaczyna dochodzić, że sami odpowiadamy za swoje czyny i przestajemy tłumaczyć je działaniami innych, ale na to też potrzeba czasu...

A co robić, to dobrze wiesz, że to już sama "musisz" jakoś sobie poukładać, nikt nie zna Was lepiej od Ciebie...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
ODPOWIEDZ