Moje uzależnienie a rozwód

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Dzisiaj pierwsza rocznica ślubu. Proszę o modlitwę.

Minęły dwa miesiące od wyprowadzki żony. Czas na trochę podsumowania.

Od momentu wyprowadzki żony wziąłem swoje życie za rogi. Wydaje mi się, że zrobiłem na prawdę dużo dobrego w kierunku uratowania tego małżeństwa. Uregulowalem kwestie finansowa, chodzę drugi miesiąc na terapię antyhazardowa, wróciłem do Boga, chodzę na spotkania Sycharu, staram się pomagać żonie finansowo, zająłem się swoim zdrowiem i bardziej o siebie dbam pod względem fizycznym. Na dzień dzisiejszy bieganie a od przyszłego miesiąca basen/siłownia. Mam w sobie poczucie winy za całą tę sytuację i wiem, że zepsulem ale tego nie cofne i to już było. Mogę patrzeć do przodu jakby mogło być w Naszym małżeństwie.

Ze strony żony mamy wyprowadzke, większą agresję na moje dobre działania, próby ratowania małżeństwa, nie ma Kowalskiego, duży żal, zmianę zachowania na duży minus, przekleństwa, pozew w sądzie, wolne zycie bez męża przy boku...

Tak jakbym to ja zaczął kryzys, wychodził na prostą a ona to chciala zepsuć do końca teraz. Jakbyśmy się po prostu wymienili miejscami za sterami kryzysu. Ja zacząłem a ona dokończy...

Co do stosunku rodzin to moi rodzice chociaż są powiedzmy "średnio" praktykujący to chcą pomóc, uratować to małżeństwo, usiąść, porozmawiać, ustalić coś na przyszłość.

Tesciowie niby zaakceptowali decyzję żony, bo ona się tego bała że rodzice nie zaakceptuja ale jak wysylalem im wiadomości co robię żeby to naprawić to wszystko przesylali żonie a mi nic nie odpisywali. Nie wiem jaka przyjęli postawę. Może liczą, że żona zmieni zdanie a do mnie maja duży żal? Ciężko ocenić.

Na dzień dzisiejszy żona nie chce mieć kontaktu ubierając to w dosyć brzydkie słowa. Chce zapomnieć, spokoju i tyle. Odziwo ogląda wszystkie moje zdjęcia które wrzucam do sieci itp itd...

Nie jestem w stanie przeskoczyć na dzień dzisiejszy jej żalu, niechęci do ratowania małżeństwa, nowego jakiegoś systemu wartości. Żona jest osobą bardzo bardzo wierząca i jest mi poniekąd przykro, że teraz zachowuje się tak jak się zachowuje...
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: marylka »

Się wtrącę....
Mój mąż na początku kryzysu bardzo źle wyglądał. Jak dziad. Ja zresztą też.
Jak już kiedyś pisałam - poszłam do fryzjera kosmetyczki kupiłam sobie fajną kieckę, sexi szpilki.
Potem zauważyłam że mąż ma dobry perfum fajne koszule zakłada, fryzurę zmienił, zawsze umyty samochód, zegarek nowy....
Dla mnie to miało znaczenie i popieram że wygląd zewnętrzny jest mega ważny i dla swojego własnego samopoczucia ale i dla małżonka.
Jednocześnie była modlitwa, msze....więc jedno nie wyklucza drugiego.
W narzeczeństwie też wyglad był mega ważny i chcieliśmy się pokazać z jak najlepszej strony.
Marcin musi odzyskać żone na nowo.
I ja popieram acine.
U nas to zadziałało w 100%
Amica

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Amica »

acine pisze: 26 sie 2018, 8:17 Zepsuty, w dobra strone jedziesz z tym sportem. Po pietwsze primo reguluje on nadmiar stresu i dobrze kanalizuje emocje po drugie primo zmieniasz sylwetke a to bedzie sie podobalo tobie i innym np kobietom po trzecie primo zona jak sie dowie ze chodzisz na silke basen rower to sie poczuje troche zagrozona ze moze jednak ty ja nie traktujesz jako jedynej opcji. To jest zdecydowanie moim zdaniem skutevzniejsze niz wysylsnie jej informacji ze uciekasz w "talibanizm" no tak to ona najprawdopodobniej odbiera te informacjje o zamawuaniu mszy itp. Pozdro
Nie wiem, jak osoba, która jest na bieżąco np. z Szustakiem i ogląda jego wszystkie filmiki, miałaby uznać, że zamówienie mszy to talibanizm? Nie projektuj swojego myślenia na rzekome myślenie innych osób, zwłaszcza takich, których tu nie ma. Siedzisz w głowie żony Marcina, że wiesz, jak ona odbiera to i owo?

Jeśli figura Marcina ma mieć znaczenie w przemyśleniach żony i ma ją zachęcić do powrotu, a zamówiona msza ma ją zniechęcić, to może lepiej... aby teraz nie wracała? Bo na czym będzie zbudowane to małżeństwo? Na jak długo wystarczy taki powrót? Na rok?
W końcu do mieszkania obok może wprowadzić się ktoś, kto ma jeszcze lepsze ciało. A może Marcin dozna jakiejś kontuzji i nie będzie mógł chodzić na siłownię - wtedy co? Ratunku! Żona odchodzi, bo mi się mięśnie zmniejszyły! Zadam pytanie jeszcze raz: czy żona odeszła od Marcina, ponieważ on był gruby i zaniedbany?


Całe życie w niewolniczym myśleniu, jak sprawić, by zadowolić gusta żony, męża? Boże, to takie smutne... Jak niskie zdanie trzeba o sobie mieć, żeby przywiązywać wagę do tego, że to jak wyglądam, może podnosić moją wartość w oczach małżonka...

Dziwny wpis... Jakbym sobie miała wyobrazić stereotypowego chochlika, :lol: który jednym uchem sączy komuś swoje porady, to byłyby właśnie takie: nie pokazuj jej, że tak wierzysz w Boga, chodź na siłownię, będziesz piękny i atrakcyjny, innym kobietom się też będziesz podobał (po co???), sprawiaj wrażenie, że się kimś interesujesz, (niech żona wie, że jesteś niepoważnym człowiekiem, który jednego dnia zapewnia ją o dozgonnym uczuciu, a następnego sprawia wrażenie, jakby miał właśnie nową dziewczynę - niestabilność emocjonalna).
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: marylka »

Chciałam zwrócić uwagę na jedną rzecz: skromność a dziadostwo. powtórzę za ks. Pawlukiewiczem - on mówił o charakterystycznej grupie - paniach które są w kościółku - powyciągane swetry i spod włosów patrzy na niego JEDNO OKO.
Jeżeli nie dbasz o swój wygląd zewnętrzny - ok - nie musisz.
Natomiast prawda jest taka że ogromna rzesza ludzi nie żyje w takim świecie że codziennie chodzi do kościoła i tylko modlitwą żyje. A wygląd zewnętrzny to nie.
Znakomita wiekszosć jednak zwraca uwagę na wygląd zewnętrzny i ja uważam że to nie jest żałosne - wręcz pożądane.
Sama dzisiajsza Solenizantka zawsze piękna w pieknych szatach, zadbana....
Wiec nie ma co ironizować tylko brać się za siebie.
Marcin - ja Ci kibicuję 8-)
acine
Posty: 127
Rejestracja: 26 lip 2018, 23:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: acine »

Boze, ludzie yo sobie wszystko wyczytaja... co do odejscia malzonki/malzonka yo najczesciej powodem jestcwlasnie atrakcyjnosc fizyczna a nie atrakcyjnosc duchowa w znaczeniu religijna. Ja jeszcze raz podkresle ze Bog jako hierarchia wartosci jest najwazniejszy ale pozniej w kolejnosci maja isc sprawy ziemskie. Nie badzmy bardziej religijni od kaplanow i siostr zakonnych, inne mamy zadania na tym padole to i inne narzedzia do dyspozycji.
Pantop
Posty: 3195
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Pantop »

W dniu tak uroczystym przyjmij życzenia wszystkiego dobrego.
Niech Ci się darzy, a następna rocznica będzie radośniejsza od tej pierwszej.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Drogie Panie - spokojnie.

Nie uważam się za człowieka niezadbanego. 17 lat trenowałem sport, więc nie jest źle... :)

Ogólnie dzisiaj rocznica. Przyznać się kto się pomodlil w mojej intencji?

Byłem na mszy. Spędziłem w kościele 4 godziny z czego 40 minut na rozmowie w 4 oczy z księdzem. Ksiądz powiedział, żeby wziąć to teraz w miarę na spokojnie, że żona dalej będzie miała dużo emocji w sobie, żalu i czas i Bóg mogą zdziałać cuda.

Ogólnie na mszy i po mszy się poryczalem jak dziecko...
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: rak »

Marcinie,

przede wszystkim szacun za ogrom pracy jaki włożyłeś w ostatnim czasie, wystartować jest b. trudno, znaleźć solidne oparcie, później jest ciężko (nie ma co uktywać), ale jakoś leci, a owoce wcześniej czy później przyjdą nie zawsze tylko te jakie sobie panujemy. Nie spal się tylko.

Pozwól, że zacznę od Twojego pytania:
Zepsuty13 pisze: 23 sie 2018, 16:07 O jakich gestach mówisz, skoro ona nie chce telefonów i sms-ów? Znowu za jakiś czas propozycja spotkania? Przecież to z góry jest skazane na porażkę. Grunt spalony i został popiół na dzień dzisiejszy...
Dostałeś od kilku osób komentarze dot. walki o małżeństwu. Podzielę się z Tobą jak to wygląda z mojej strony. Mi dzięki forum dość szybko udało się zrozumieć, że nie walczę o małżeństwo - albo z drugiej strony, że ta "walka" ma mało jednolity charakter, składa się raczej z różnych etapów, na których "realizuje się" różne strategie (do zarzutów o potencjalną manipulację odniosę się później ;) ).
Etapy jakie ja wyróżniłem to zatrzymanie regresu, okres uspokojenia i stabilizacji, rozwijanie intymności psychicznej, a następnie budowanie małżeństwa na nowo. W sumie na zmianę walka i uspokojenie. Wprowadzanie zmian i ich utwierdzanie.
W pierwszej fazie nie ma nic z walki o małżeństwo, bo jest ono w fazie agonii, jest to bardziej zatrzymanie coraz b. postępującej choroby, narastającej złości, niechęci, agresji, pogardy tak żeby jej skutki nie osłabiły organizmu zbyt mocno. Jest to też wypicie piwa, które nawarzyło się sobie w poprzednich latach. Niestety jest ono też b. gorzkie, szczególnie dla opuszczonego, bo to ta osoba będzie dostawała po tyłku, jak się uda to coraz mniej, ale mimo wszystko przez cały czas będzie jechała na negatywnych emocjach i odkrywała kolejne frustracje i rozczarowania. Tutaj bowiem nie duży masz wpływ na drugą stroną, grasz kartami, które dostajesz od żony i sytuacji, ale już od Ciebie zależy, co z Tymi kartami zrobisz. Posumowując nie jest to gra, gdzie maksymalizujesz zysk, raczej minimalizujesz stratę, która chce postępować...
Jak się wyjdzie z pierwszej fazy, to będzie widać, czy można pacjenta od razu reanimować, czy trzeba trupa odłożyć na bok, żeby nie śmierdział za bardzo. Dużo zależy w jakiej formie będą wtedy obie osoby, po tak silnych emocjach potrzeba trochę czasu, żeby się uspokoić, zebrać siły szczególnie jak była zamieszana strona 3. Zdradzający też nie jest pewien jak zostanie przyjęty, jak to będzie wyglądalo, duma nie pozwala przyznać się do błędu, ale na ludzki sposób chce upewnić się, że powrót jest możliwy i nie będzie zbyt bolesny. Dlatego też z mojej obserwacji ważny jest ten okres względnego uspokojenia, życia toczącego się spokojnie, spełniania podstawowych potrzeb.
Po względnym okresie uspokojenia, jakiegoś odzyskania wzajemnego zaufania, potwierdzenia możliwości wspólnego życia, można albo przystąpić do odbudowy i na jakiś czas zakopać stare problemy, albo zacząć je wyjaśniać i swój stosunek do nich. Zbyt intensywne prace w tym okresie ponownie oddalają od siebie, ale moim zdaniem kiedyś trzeba to zrobić, żeby związek nie był powierzchowny, a rany jątrzyły się nie zaleczone do końca.

I teraz pytasz się mnie o jakich gestach mówię. Otóż robisz całkiem sporo pokazujesz, że jesteś (czasami może zbyt natarczywie na ten moment, ale jednak), walczysz z nałogiem, prostujesz różne rzeczy w życiu, ogarniasz finanse, chcesz dbać o ciało i ducha. Mimo Waszego ograniczonego kontaktu żona dostaje te informacje od innych, więc to widzi. W czasie Waszych rozmów mimo bólu czasami (może nie ostatnio) wspólnie żartujecie, to są b. pozytywne rzeczy. Pamiętaj, że żona dąży teraz do rozstania jak rozpędzony walec, każda przeszkoda na drodze tylko ją wkurza i się b. złości, ale też te przeszkody mogą powoli zmniejszać prędkość tego walca, a nawet może kiedyś go zatrzymać. I złość Twojej żony, jak widzi Twoje starania jest dość zrozumiała (u mojej było tak samo), co możesz zrobić. Kontynuować dobre zmiany (dla siebie), przetrwać emocje żony i jak będziesz miał możliwość (i wystarczająco sił) pójść dalej (poza bieżącym ograniczaniem skutków kataklizmu).
Wbrew pozorom żywe reakcje żony są dobrą oznaką, jej emocje do Ciebie wciąż są żywe, mimo, że teraz chce się nimi jak najbardziej odepchnąć. Dużo gorzej byś miał moim zdaniem, jakby była to spokojna, utwierdzona decyzja. A emocje mają to do siebie, że lubią się odwracać...

Dzielę się tym z Tobą, bo mi kiedyś mądry ksiądz powiedział, Ty tylko nie możesz przestać walczyć, nie powiedział jak i do tego musiałem jakoś sam dojść. W moim przypadku jak na razie to jakoś działa, chociaż nikt tego nie może być pewny (bo zmieniający się układ jest b. chwiejny). Czy w Twoim też zadziała, nie wiem, ale myślę, że warto spojrzeć na sprawę trochę szerzej...
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: s zona »

Zepsuty13 pisze: 26 sie 2018, 22:20

Ogólnie dzisiaj rocznica. Przyznać się kto się pomodlil w mojej intencji?
O 21
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: rak »

a teraz b. praktycznie:
acine pisze: 26 sie 2018, 8:17 Zepsuty, w dobra strone jedziesz z tym sportem. Po pietwsze primo reguluje on nadmiar stresu i dobrze kanalizuje emocje po drugie primo zmieniasz sylwetke a to bedzie sie podobalo tobie i innym np kobietom po trzecie primo zona jak sie dowie ze chodzisz na silke basen rower to sie poczuje troche zagrozona ze moze jednak ty ja nie traktujesz jako jedynej opcji. To jest zdecydowanie moim zdaniem skutevzniejsze niz wysylsnie jej informacji ze uciekasz w "talibanizm" no tak to ona najprawdopodobniej odbiera te informacjje o zamawuaniu mszy itp. Pozdro
Ja b. zgadzam się ze sportem, chociaż w moim przypadku ja sobie akurat odpuściłem sporo sportu - przed kryzysem miałem go może i za dużo. Ale basen pamiętam, że b. mi pomagał.
Jeśli chodzi o wzbudzanie zazdrości, to duchowo zgadzam się z Nirwanną, ale tak po ludzku to mogę podzielić się swoją historią:
U nas w okresie ostrego kryzysu było b. źle, jak w większości przypadków, żona chciała się po prostu jak najszybciej wyautować i szukać swojego szczęścia, ja też zmieniłem wtedy postępowanie. Jak wcześniej wracałem po pracy do domu, tak zacząłem sobie gdzieś wychodzić (choćby na adorację :), ślubna czuła wtedy, że traci kontrolę i zaczęła się niepokoić, w różny sposób to okazywała najczęsciej agresją, ale ja byłem dosyć konsekwetny i nie przyznawałem się, że byłem np. w kościele, ot potrzebowałem trochę czasu dla siebie. Podobnie po wymuszonej separcji potrzebowałem trochę skompensować negatywne emocje i zacząłem wybierać się wieczorki taneczne. W tym czasie ja ograniczałem kontakt z żoną, ale ona chciała się dowiedzieć jak się bawiłem i kiedy wróciłem i rzadko mogła się powstrzymać, żeby nie napisać wtedy i nie zadzwonić. Zresztą miała rację, bo moje złamane serce i otaczające je rozgrzane kobiece ciała to było słabe połączenie i sam musiałem sobie to odpuścić...

Idąc dalej tropem wzbudzaniem zazdrości jako manipulacji, to można nazwać ją też całą listę Zerty. Przecież jest to używanie narzędzi, których się nie rozumie i często nie wierzy, a mają służyć tylko konkretnemu celowi - ochronie siebie. Dodatkowo jeszcze mniej lub b. świadomie wybiera się te punkty, które działają ... a jak nie to się je odrzuca, więc swoje zachowanie traktuję się b. narzędziowo (manipulacyjnie) analizując je pod kontem efektu. To, że intencja dobra to już inna sprawa.

Osobiście sporo rozklimiałem co jest manipulacją, a co nie jest, bo sam siebie posądzałem o dużo podobnych inklinacji. Nie mam tu precyzjnego rozróżnienia. Myślę, że jest to sprawa b. indywidualna, sporo zależy od intencji i świadomości.
  • Można świadomie żónglować działaniami kierując się tylko pożądanym rezultatem, a nie miłością do ludzi i Boga (manipulacja)
  • Można bronić swoich nieuśwadomionych lub lęków w sposób automatyczny i niekontrolowalny (mechanim obronny)
  • W końcu można kierować się miłością do ludzi i Boga i realizując tą miłość jak się na dany sposób umie i jak się jest w danej chwili świadomym zarówno siebie jak i swojego otoczenia. Pod tymi warunkami zmiana działania nie wydaje mi się manipulacją, choć temat raczej jest śliski, bo za sprawą mechanizmów obronnych dość łatwo można manipulować samym sobą
"Talibanizm" też jest mi bardzo bliski, żona jak dowiedziała się w czasie głębokiego kryzysu o mszy w naszej intencji to zareagowała b. agresywnie (b. wierząca osoba), a Sychar nazywała sektą, no ale cóż trochę czasu minęło i niedawno sama była na wakacjach z Sycharem i jakoś przeżyła wspólne chodzenie po górach :D :D
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13378
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Nirwanna »

rak pisze: 26 sie 2018, 23:18 Idąc dalej tropem wzbudzaniem zazdrości jako manipulacji, to można nazwać ją też całą listę Zerty. Przecież jest to używanie narzędzi, których się nie rozumie i często nie wierzy, a mają służyć tylko konkretnemu celowi - ochronie siebie. Dodatkowo jeszcze mniej lub b. świadomie wybiera się te punkty, które działają ... a jak nie to się je odrzuca, więc swoje zachowanie traktuję się b. narzędziowo (manipulacyjnie) analizując je pod kontem efektu. To, że intencja dobra to już inna sprawa.
Popolemizuję trochę, jednocześnie się zgadzając ;-) Lista Zerty jest poprzedzona wstępem, a w nim stoi, iż "Lista Zerty nie ma być w założeniu narzędziem do zmiany małżonka lub/oraz manipulacji nim, a narzędziem do chronienia siebie w trakcie niesamowicie trudnego życiowego doświadczenia jakim jest głęboki kryzys małżeński." Lista Zerty zatem to nie nauka manipulacji lecz nauka stawiania granic. I właśnie chodzi o to, że istotna jest wewnętrzna intencja, motywacja. Jeśli stosuję listę Zerty, czy uprawianie sportu, czy insze "zadbanie o siebie" manipulacyjnie, pod kątem efektu w żonie/mężu, innym kobiecie/mężczyźnie - to owoce po czasie będą fatalne. Duchowe dla mnie szybko, realne w relacjach - po czasie. Jeśli natomiast robię to z miłości do siebie jako dziecka Bożego, oraz z miłości do bliźnich (w tym współmałżonka) - wtedy jest wszystko OK, co więcej - Bóg w taką postawę wchodzi ze swoją Miłością i uzupełnia to wszystko, czego ja nie ogarniam.
Być może tu powinno paść pytanie - Panie Boże, po co mi ten kryzys dopuściłeś? Do czego mnie zapraszasz?
Czy po to, abym się ogarnął(ęła) z nałogowego myślenia, postępowania? Po to, abym zauważył(a) że jadę w relacjach na manipulacji? I nad tym wszystkim zaczął(ęła) pracować? Przecież nader często dopiero ból kryzysu daje kopa do zobaczenia tego, co wcześniej wypierałem(am).
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Pantop pisze: 26 sie 2018, 22:19 W dniu tak uroczystym przyjmij życzenia wszystkiego dobrego.
Niech Ci się darzy, a następna rocznica będzie radośniejsza od tej pierwszej.
Dziękuję bardzo. O dziwo kilka dni po wyprowadzce żony padły mi dwa storczyki. Jako znak chyba, że to koniec. Wziąłem się za reaktywację storczyków. Kupiłem dobrą odżywkę, poprzycinałem tak jak powinno być. Ogrodnik i zielarz ze mnie żaden. Wczoraj w rocznicę sporo czasu spędzonego w kościele, dużo wylanych łez przed Bogiem. Dzisiaj rano wstaję, patrzę a tam jeden duży kwiat już się rwie do rozkwitu. Może znak, że na wszystko musi przyjść odpowiednia pora ? Dziękuję i obyśmy dotrzymali tej drugiej razem.
rak pisze: 26 sie 2018, 22:44 Marcinie,
przede wszystkim szacun za ogrom pracy jaki włożyłeś w ostatnim czasie, wystartować jest b. trudno, znaleźć solidne oparcie, później jest ciężko (nie ma co ukrywać), ale jakoś leci, a owoce wcześniej czy później przyjdą nie zawsze tylko te jakie sobie panujemy. Nie spal się tylko.
Rak-u. Dziękuję za miłe słowa. W tym momencie noszę dużo na swoich barkach. Czuję, że Bóg mi pomaga ale na chwilę obecną jestem w Naszym małżeństwie ja i On. Żona na razie usunęła się na bok. Na dzień dzisiejszy żona nie chce mieć kontaktu i mówi o tym w dobitnych słowach. Napisałem wiadomość w stylu " Iza - miałaś rację. Powinienem oceniać tylko samego siebie. Wiedz, że Cię kocham, szanuję i tęsknię. Żegnaj". Kiedy i jakie będą to owoce ? Nie wiem.
rak pisze: 26 sie 2018, 22:44 Mi dzięki forum dość szybko udało się zrozumieć, że nie walczę o małżeństwo - albo z drugiej strony, że ta "walka" ma mało jednolity charakter, składa się raczej z różnych etapów, na których "realizuje się" różne strategie (do zarzutów o potencjalną manipulację odniosę się później ;) ).
Rak-u. Powiedz mi jak z Twojej strony zapatrywać się na szansę powrotu, jeżeli obie rodziny wiedzą o wszystkim, o kryzysie, oszustwie, uzależnieniu. Wiadomo, że wtedy powrót chyba jest cięższy, bo skoro żona powiedziała rodzicom całą historię i powiedziała "A" no to należy powiedzieć "B" tak ?
Na dzień dzisiejszy również ciężko mi oceniać postawę teściów. Ode mnie się odcięli, do żony wysyłali wszystko co im pisałem o ratowaniu małżeństwa.
rak pisze: 26 sie 2018, 22:44Etapy jakie ja wyróżniłem to zatrzymanie regresu, okres uspokojenia i stabilizacji, rozwijanie intymności psychicznej, a następnie budowanie małżeństwa na nowo. W sumie na zmianę walka i uspokojenie. Wprowadzanie zmian i ich utwierdzanie.
U mnie pierwsze dwa miesiące to głęboki żal żony, hasła w stylu " nigdy z Tobą nie będę" "jesteś największą porażką mojego życia"
"wstydzę się, że za Ciebie wyszłam"...Zastopowałem to wdrażając powoli listę Zerty. Teraz chyba powoli trzeba będzie przejść do fazy uspokojenia i takiego wewnętrznego spokoju. Słowa żony bolą ale nie wiem na ile w nich jest żalu a na ile prawdy. Poniekąd należało mi się to przeczytać/usłyszeć. Żona w rozmowach telefonicznych mówiła, żebym układał życie już sobie na nowo i ona już nie jest moją żoną. Uważacie, że mimo tak silnego wyparcia przez Nią np. chociaż trochę pomyślała o rocznicy wczorajszej albo o ślubie ? Bardziej pytanie do Pań ;)
rak pisze: 26 sie 2018, 22:44 W pierwszej fazie nie ma nic z walki o małżeństwo, bo jest ono w fazie agonii, jest to bardziej zatrzymanie coraz b. postępującej choroby, narastającej złości, niechęci, agresji, pogardy tak żeby jej skutki nie osłabiły organizmu zbyt mocno. Jest to też wypicie piwa, które nawarzyło się sobie w poprzednich latach. Niestety jest ono też b. gorzkie, szczególnie dla opuszczonego, bo to ta osoba będzie dostawała po tyłku, jak się uda to coraz mniej, ale mimo wszystko przez cały czas będzie jechała na negatywnych emocjach i odkrywała kolejne frustracje i rozczarowania. Tutaj bowiem nie duży masz wpływ na drugą stroną, grasz kartami, które dostajesz od żony i sytuacji, ale już od Ciebie zależy, co z Tymi kartami zrobisz. Posumowując nie jest to gra, gdzie maksymalizujesz zysk, raczej minimalizujesz stratę, która chce postępować...
Na razie po moim małżeństwie został popiół. Nawet droga na kolanach na Jasną Górę z Tychów po gwoździach nic by nie pomogła. Mogę na dzień dzisiejszy stwierdzić, że moje małżeństwo w sensie tutaj ziemskim na chwilę obecną - rozsypało się w najdrobniejsze kawałeczki. Nie ma uczucia, jest obojętność, złość, żal. Udało mi się to zatrzymać chyba w ostatecznym momencie. Czy wypiłem piwo, którego sobie naważyłem? Tak i piję je do dziś na terapii, spotkaniach, układaniu życiu na nowo. Piję je również z każdą odrzucającą odpowiedzią mojej żony. Na chwilę obecną żona nie chce dawać żadnych kart. Tak jakby powiedziała " Gra skończona, odczep się". Czeka na decydujące rozdanie w sądzie szukając może innego stołu do gry...Żona wyciągnęła już najcięższa działa na pole frontu, stąd moi żołnierze muszą się chwilowo wycofać i "dozbroić"...

rak pisze: 26 sie 2018, 22:44 Jak się wyjdzie z pierwszej fazy, to będzie widać, czy można pacjenta od razu reanimować, czy trzeba trupa odłożyć na bok, żeby nie śmierdział za bardzo. Dużo zależy w jakiej formie będą wtedy obie osoby, po tak silnych emocjach potrzeba trochę czasu, żeby się uspokoić, zebrać siły szczególnie jak była zamieszana strona 3. Zdradzający też nie jest pewien jak zostanie przyjęty, jak to będzie wyglądalo, duma nie pozwala przyznać się do błędu, ale na ludzki sposób chce upewnić się, że powrót jest możliwy i nie będzie zbyt bolesny. Dlatego też z mojej obserwacji ważny jest ten okres względnego uspokojenia, życia toczącego się spokojnie, spełniania podstawowych potrzeb.
Po względnym okresie uspokojenia, jakiegoś odzyskania wzajemnego zaufania, potwierdzenia możliwości wspólnego życia, można albo przystąpić do odbudowy i na jakiś czas zakopać stare problemy, albo zacząć je wyjaśniać i swój stosunek do nich. Zbyt intensywne prace w tym okresie ponownie oddalają od siebie, ale moim zdaniem kiedyś trzeba to zrobić, żeby związek nie był powierzchowny, a rany jątrzyły się nie zaleczone do końca.
Rak-u ile u Ciebie trwałą mniej więcej pierwsza faza ? Ja wiem, że będę gotowy na kolejny etap w momencie jak żona będzie chciała podjąć działania. Po prostu od początku wiem, że muszę być gotowy, bo mogę przegapić szansę. Na chwilę obecną od Jej wujka wiem, że nie ma nikogo trzeciego w tej układance ale to jest na ten moment. Moja żona została z komunikatem, że ja chcę to uratować, że ją szanuję i tęsknię pokazując, że nie zamierzam bawić się w nic innego poza małżeństwem. Zmieniam życie i ona o tym wie. Teraz żonie pomagam finansowo pokazując poniekąd, że odzyskałem równowagę finansową, że się o nią chce zatroszczyć jak facet, mąż.
rak pisze: 26 sie 2018, 22:44 I teraz pytasz się mnie o jakich gestach mówię. Otóż robisz całkiem sporo pokazujesz, że jesteś (czasami może zbyt natarczywie na ten moment, ale jednak), walczysz z nałogiem, prostujesz różne rzeczy w życiu, ogarniasz finanse, chcesz dbać o ciało i ducha. Mimo Waszego ograniczonego kontaktu żona dostaje te informacje od innych, więc to widzi. W czasie Waszych rozmów mimo bólu czasami (może nie ostatnio) wspólnie żartujecie, to są b. pozytywne rzeczy. Pamiętaj, że żona dąży teraz do rozstania jak rozpędzony walec, każda przeszkoda na drodze tylko ją wkurza i się b. złości, ale też te przeszkody mogą powoli zmniejszać prędkość tego walca, a nawet może kiedyś go zatrzymać. I złość Twojej żony, jak widzi Twoje starania jest dość zrozumiała (u mojej było tak samo), co możesz zrobić. Kontynuować dobre zmiany (dla siebie), przetrwać emocje żony i jak będziesz miał możliwość (i wystarczająco sił) pójść dalej (poza bieżącym ograniczaniem skutków kataklizmu).
Wbrew pozorom żywe reakcje żony są dobrą oznaką, jej emocje do Ciebie wciąż są żywe, mimo, że teraz chce się nimi jak najbardziej odepchnąć. Dużo gorzej byś miał moim zdaniem, jakby była to spokojna, utwierdzona decyzja. A emocje mają to do siebie, że lubią się odwracać...

Dzielę się tym z Tobą, bo mi kiedyś mądry ksiądz powiedział, Ty tylko nie możesz przestać walczyć, nie powiedział jak i do tego musiałem jakoś sam dojść. W moim przypadku jak na razie to jakoś działa, chociaż nikt tego nie może być pewny (bo zmieniający się układ jest b. chwiejny). Czy w Twoim też zadziała, nie wiem, ale myślę, że warto spojrzeć na sprawę trochę szerzej...
Pokazuję żonie, że jestem i trwam. Może na ten moment już nie bezpośrednio Jej ale poprzez media społecznościowe np. Instagram jakieś zdjęcie z widoczną obrączką, zmiana wyglądu na lepsze, przelewam jej środki. Widzi, widzi, bo wszystko ogląda ;) Czy walec jedzie po swoje ? Kwestia czy za tym walcem jadą koparka (rodzice), ugniatarka (Kowalski)...No żonie teraz strasznie nie na rękę moje zmiany i fakt, że Jej rodzice również wiedzą o tym, że się zmieniam. Zmiany będę kontynuował dla siebie samego. Żona jak kiedyś będzie chciała je docenić to doceni. Jak wyczuć ten moment, żeby iść dalej po jakimś dłuższym czasie zaproponować spotkanie ?

Moja żona drogę powrotu jakby chciała ma powiedzmy bardzo prostą - " Marcin musiałam to zrobić, żebyś się zmienił, dla Naszego dobra"...
rak pisze: 26 sie 2018, 23:18 Jeśli chodzi o wzbudzanie zazdrości, to duchowo zgadzam się z Nirwanną, ale tak po ludzku to mogę podzielić się swoją historią:
U nas w okresie ostrego kryzysu było b. źle, jak w większości przypadków, żona chciała się po prostu jak najszybciej wyautować i szukać swojego szczęścia, ja też zmieniłem wtedy postępowanie. Jak wcześniej wracałem po pracy do domu, tak zacząłem sobie gdzieś wychodzić (choćby na adorację :), ślubna czuła wtedy, że traci kontrolę i zaczęła się niepokoić, w różny sposób to okazywała najczęsciej agresją, ale ja byłem dosyć konsekwetny i nie przyznawałem się, że byłem np. w kościele, ot potrzebowałem trochę czasu dla siebie. Podobnie po wymuszonej separcji potrzebowałem trochę skompensować negatywne emocje i zacząłem wybierać się wieczorki taneczne. W tym czasie ja ograniczałem kontakt z żoną, ale ona chciała się dowiedzieć jak się bawiłem i kiedy wróciłem i rzadko mogła się powstrzymać, żeby nie napisać wtedy i nie zadzwonić. Zresztą miała rację, bo moje złamane serce i otaczające je rozgrzane kobiece ciała to było słabe połączenie i sam musiałem sobie to odpuścić...
Nie wiem czy w moim przypadku wzbudzanie zazdrości to dobry krok....Chociaż z drugiej strony to zawsze działa jak facet jest elegancki a żona nie wie co się z Nim dzieje. Mam koleżankę fotografkę, która mogłaby mi zrobić kilka fajnych zdjęć bo jedynie poprzez zdjęcia żona może mnie "zobaczyć"...
rak pisze: 26 sie 2018, 23:18 "Talibanizm" też jest mi bardzo bliski, żona jak dowiedziała się w czasie głębokiego kryzysu o mszy w naszej intencji to zareagowała b. agresywnie (b. wierząca osoba), a Sychar nazywała sektą, no ale cóż trochę czasu minęło i niedawno sama była na wakacjach z Sycharem i jakoś przeżyła wspólne chodzenie po górach :D :D
Jak mojej żonie zaproponowałem wizytę u księdza w Katowicach to o mało co nie zostałem jakimś innowiercą...Na informację o mszy dostałem zwrot " Bóg i tak nie wysłucha Twoich modlitw"...
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: rak »

Oj Marcinie,

ja się rozpisałem i odpowiedziałeś tym samym ;)
Zepsuty13 pisze: 27 sie 2018, 12:09 Nie ma uczucia, jest obojętność, złość, żal. Udało mi się to zatrzymać chyba w ostatecznym momencie. Czy wypiłem piwo, którego sobie naważyłem? Tak i piję je do dziś na terapii, spotkaniach, układaniu życiu na nowo. Piję je również z każdą odrzucającą odpowiedzią mojej żony. Na chwilę obecną żona nie chce dawać żadnych kart. Tak jakby powiedziała " Gra skończona, odczep się". Czeka na decydujące rozdanie w sądzie szukając może innego stołu do gry...Żona wyciągnęła już najcięższa działa na pole frontu, stąd moi żołnierze muszą się chwilowo wycofać i "dozbroić"...
Nie zgadzam się z pogrubionym. Są uczucia, jak sam napisałeś jest złość i żał. Mało jest tych pozytywnych, ale nawet negatywne mocno wiążą jeszcze Twoją żonę z Tobą, więc Ty cały czas w niej "pracujesz" - moim zdaniem dużo lepiej niżby to była chłodna obojętność, pogarda i kompletne odrzucenie.
Masz materiał do pracy, z jakiegoś powodu chce ogądać Twoje zdjęcia, chce dowiadywać się o Twoich poczynaniach, a że ją odrzuca w rozmowach z Tobą, jakoś to musi pokazać, ale mimo tego czegoś chce i się interesuje, a to już b. dużo.
Może być chciał umawiać się na romantyczne kolacje, spędzać przyjemnie czas razem, ale to wydaje mi się jeszcze nie ten etap, a dość dobrze pracujesz z kartami, które dostałeś, przynajmniej na razie ;)
Zepsuty13 pisze: 27 sie 2018, 12:09 Rak-u. Powiedz mi jak z Twojej strony zapatrywać się na szansę powrotu, jeżeli obie rodziny wiedzą o wszystkim, o kryzysie, oszustwie, uzależnieniu. Wiadomo, że wtedy powrót chyba jest cięższy, bo skoro żona powiedziała rodzicom całą historię i powiedziała "A" no to należy powiedzieć "B" tak ?
Na dzień dzisiejszy również ciężko mi oceniać postawę teściów. Ode mnie się odcięli, do żony wysyłali wszystko co im pisałem o ratowaniu małżeństwa.
Wiesz u mnie na początku ustaliliśmy, że sami sobie z tym radzimy. Ja wziąłem to na siebie i moja rodzina do dzisiaj nie zna szczegółów co się stało, coś się domyślają, to ciężko ukryć, ale ode mnie nic nie wiedzą, odciąłem ich kompletnie, chociaż muszę przyznać, że mnie wspierali, a wszelkie prestensje jak próbowali mieć do żony to od razu ucinałem. Żona natomiast mimo ustaleń podzieliła się po kryjomu "ze swoimi", a oni niby wspierając realizowali swoje interesy. Teściowie i szwagierka też ode mnie się odcieli, zaczęli się zbliżać ponownie jak z kowalskim było już pozamiatane i telefony były pod prestekstem pomyłek, itd :D :D Nie wiem czemu, mogę się tylko domyślać, że nie chcieli świadomie podpaść żonie, że się otwarcie ze mną kontaktują, więc zostawiali sobie furtki. Ja na początku byłem zbyt pochłonięty bieżącymi sprawami, a wcześniej zbyt naiwny, żeby zauważyć też ich prawdziwy wkład w kryzys, intencje i "pozwalałem" im na zbyt wiele. Teraz jak już przejrzałem i sytuacja jest w miarę ustabilizowana to zacząłem też otwierać oczy żonie. To są trudne dyskusje, bo jest b. z nimi zżyta, wręcz ubluszczona, a z takiego układu ciężko się wyzwolić. Czekają nas w nabliższym czasie rozmowy z nimi i to czuję będą prawdziwe trzęsienia ziemi...
Więc wracając do Ciebie ;) , to jeszcze nie jest koniec świata, ale źródło komplikacji na później, bo jakoś to trzeba będzie poukładać, nie wiem, czy na tym etapie rozumiesz też wkład poszczególnych osób (oprócz swojego, który może trochę demonizujesz 8-) ) - mi zajęło to ładne parę miesięcy, a praca trwa nadal...
Zepsuty13 pisze: 27 sie 2018, 12:09 Rak-u ile u Ciebie trwałą mniej więcej pierwsza faza ? Ja wiem, że będę gotowy na kolejny etap w momencie jak żona będzie chciała podjąć działania. Po prostu od początku wiem, że muszę być gotowy, bo mogę przegapić szansę. Na chwilę obecną od Jej wujka wiem, że nie ma nikogo trzeciego w tej układance ale to jest na ten moment. Moja żona została z komunikatem, że ja chcę to uratować, że ją szanuję i tęsknię pokazując, że nie zamierzam bawić się w nic innego poza małżeństwem. Zmieniam życie i ona o tym wie. Teraz żonie pomagam finansowo pokazując poniekąd, że odzyskałem równowagę finansową, że się o nią chce zatroszczyć jak facet, mąż.
wiesz ja miałem trochę szczęścia, szybko zrozumiałem, że co złego się dzieje, parę razy mogłem zadziałać z wyprzedzeniem, kowalski się w miarę szybko ulotnił, też dość długo grałem na przeczekanie, ukrywając, że wiem o niektórych sprawach i działając z ukrycia.
Żona też nie miała na podorędziu wygodnego nałogu, czy innych rzeczy, które by mogła wykorzystać, ludzie generalnie nas wspierali, choć intencje niektórych jak je poznałem to b. mnie zmroziły, ale staczając się z górki, wiatr przynajmniej wiał z dołu i amortyzował upadek... Fazy, które Ci podziałem to rzecz względna (i moja subiektywna obserwacja), u mnie się przenikały się, pierwsza trwała przynajmniej 5 miesięcy, ale tylko dlatego, że kowalskiego udało się szybko pogonić, tak to byłoby pewnie dużo dłużej.
Nie zarzekaj się, że będziesz gotowy, może tak, może nie - negatywne emocje porywają po dłuższym okresie i to nie tylko kobiety ;) , ciężko się je kompensuje, nawet jak się już próbuje, nowe fakty też b. mieszają, ale staraj się, bo to możesz robić.
Zepsuty13 pisze: 27 sie 2018, 12:09 Nie wiem czy w moim przypadku wzbudzanie zazdrości to dobry krok....Chociaż z drugiej strony to zawsze działa jak facet jest elegancki a żona nie wie co się z Nim dzieje.
Zgadzam się :D Wzbudzanie zazdrości jest manipupacją. Masz utrudnione zadanie w realizacji roli męża, ale nikt Ci nie może zabronić spełniania sie w innych rolach człowieka i mężczyzny. Realizacja miłości do siebie jest przecież w hierarchii zaraz po Bogu i jeszcze przed małżonkiem. Więc dbanie o siebie, rozwój fizyczny, psychiczy i duchowy są jak najbardziej wskazane. To, że innym to się może podobać, to są tylko naturalne efekty uboczne dobrze zrealizowanej pracy. To, że w wyniku tej pracy żona może poczuć się zagrożona podziwem koleżanek, czy innych ludzi to jej sprawa i poza Twoją strefą wpływu. Więc ani podziw innych ludzi ani zazdrość żony nie powinna być moim zdaniem motywacją tej pracy. Zagrożenia widzę dwa, żeby ten podziw innych nie ostudził zapału do zmiany i nie karmił zbytnio obniżonej w czasie krzyzysu samooceny. Dodatkowo delikatna zmiana optyki pomiędzy manipulacją, a działaniem wynikającym z miłości może być często zachwiana, poprzez manipulację na samym sobie (np. poprzez chęć postrzegania się w lepszym świetle).
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Amica

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Amica »

Zastanawiam się, ile esemesów poszło z Twojej strony po tym, w którym napisałeś, że nie będziesz jej niepokoił...

Bo powinien pójść jeden, z informacją o dacie mszy (bez wyznań i przypominajek o uczuciu).

I nawet jeśli ona od razu zasypała Cię esemesami, wrogimi - należało je pozostawić bez odpowiedzi (ponieważ to była jej reakcja na informację o mszy, a nie próba kontaktu - na próby kontaktu i rozmów z jej strony oczywiście trzeba odpowiadać).

Czy znowu została zalana esemesami z Twojej strony? Piszesz o kolejnej wiadomości, że ją kochasz, szanujesz po raz 354. Po co, po co?

Naprawdę uważasz, że to działa w taki sposób, że żona w końcu pomyśli: motyla noga! skoro pisze o tym tak często, że mnie kocha, to wrócę do niego, bo to wielka miłość i nagle zrozumiałam, że ja też go kocham i nie mogę bez niego żyć!

Szkoda, że nie możesz jakoś zrozumieć, że w Twojej sytuacji - wyznania psują. I wyznania niespójne - bo z jednej strony: szanuję cię, a z drugiej: zalew esemesami, pomimo wyraźnej niechęci z drugiej strony co oznacza właśnie brak szacunku do czyjejś woli.

Marcin, jak rozumiesz szacunek do drugiej osoby?

Co to w ogóle jest szacunek? I czy masz go np. w stosunku do siebie samego?

Żona mówi, że wstydzi się, że wyszła za Ciebie za mąż. Pewnie nie napisałeś wszystkiego, ale z tego, co pisałeś - ja bym się wstydziła, gdyby mój mąż zalewał informacjami o swojej wielkiej miłości, żalu, przeprosinach, obietnicach, zapewnieniach moich rodziców, wujków...A jeszcze nie wie, że wciągnąłeś w to jeszcze jej koleżankę z pracy, która wynosiła tajne informacje o urlopach pracowników dla Ciebie. Jak po tym wszystkim chcesz, by wyglądały Wasze stosunki?

Nie jesteście dziećmi, jesteście dorosłymi ludźmi i rodzice absolutnie nie powinni mieć wglądu w Wasze prywatne, intymne sprawy, jako małżeństwa. Ani żadni inni ludzie. Jedynie terapeuci, ksiądz, spowiednicy.

Zapytaj siebie samego, dlaczego nie potrafisz dać spokoju żonie i przestać ją nagabywać, prowadzić dysputy poprzez esemesy.
Bo nie nazwałabym tego miłością - upór, natarczywość, nagabywanie, poniżanie się.

Macie pierwszą rozprawę w styczniu, czemu nie dasz spokoju żonie do tego czasu, nie zajmiesz się sobą i nie mam tu na myśli siłowni.

I błagam... jak czytam, że poprosisz koleżankę, żeby Ci zrobiła kilka dobrych zdjęć, abyś mógł tym "epatować" w sieci, żeby żona zobaczyła, jaki jesteś elegancki, to ręce mi opadają. Nie obraź się, ale to jest naprawdę żałosne.

Czy żona odeszła od Ciebie, bo nie miałeś fajnych zdjęć? Bo czuła zazdrość o Ciebie? Bo miałeś powodzenie u innych kobiet? To czemu ma wrócić z tego powodu?

W tym amoku własnych chceń i desperacji zaczynasz posuwać się do działań groteskowych i uwierz mi, źle to się skończy.

Tak dawno Ci pisałam, abyś nie nagabywał esemesami swojej żony, abyś nie wciągał w Wasze sprawy osób trzecich.

Serio wypytywałeś jej wujka, czy ona ma kogoś?

Boże. Gdybym się dowiedziała, że mój mąż to robi, byłabym na niego jedynie wściekła i utwierdziła się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam odchodząc.

Jeszcze raz proszę Cię - zatrzymaj się. Zatrzymaj się i zadaj sobie ważne pytania: czym jest miłość, czym szacunek.

Jeśli żona nie ma kogoś, to to, co robisz, jest tylko dodatkowym paliwem do poszukiwań.

Nie wiem, jak do Ciebie dotrzeć... Może musisz sam upaść na dno, może musisz sam doświadczyć na sobie jeszcze większego bólu, cierpienia i upokorzenia?

Panowie Ci tu pięknie piszą i podają przykłady ze swojego życia - że też tak mieli i to... nie działało!

Mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach. Bądź mądry.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

rak pisze: 27 sie 2018, 13:41 Nie zgadzam się z pogrubionym. Są uczucia, jak sam napisałeś jest złość i żał. Mało jest tych pozytywnych, ale nawet negatywne mocno wiążą jeszcze Twoją żonę z Tobą, więc Ty cały czas w niej "pracujesz" - moim zdaniem dużo lepiej niżby to była chłodna obojętność, pogarda i kompletne odrzucenie.
Masz materiał do pracy, z jakiegoś powodu chce oglądać Twoje zdjęcia, chce dowiadywać się o Twoich poczynaniach, a że ją odrzuca w rozmowach z Tobą, jakoś to musi pokazać, ale mimo tego czegoś chce i się interesuje, a to już b. dużo.
Może być chciał umawiać się na romantyczne kolacje, spędzać przyjemnie czas razem, ale to wydaje mi się jeszcze nie ten etap, a dość dobrze pracujesz z kartami, które dostałeś, przynajmniej na razie ;)
No może i masz rację. Jak to mówią: lepiej się kłócić niż być w ciszy…Wtedy wiadomo, że obie strony jeszcze przeżywają. Żal jest mega głęboki ale może z czasem do żony dojdzie, że „Kurde on faktycznie zmienił błędy w swoim życiu, może warto dać mu szansę?” Coś tam pozytywnego też jest głęboko ale na razie żona tego nie odkopuje. No żona chyba nie zdaje sobie sprawy, że "widać" kto oglądał zdjęcia czy inne rzeczy ;) Na dzień dzisiejszy te karty które dostałem wykorzystuję na zmianę i poprawę. Na romantyczną kolację, wypad we dwoje nie liczę i nie wiem czy się doczekam. Może święta będą takim kluczowym momentem przełamania? Ciężko ocenić. Poniekąd żona mówiła, że od jej wyprowadzki moje życie jej nie interesuje. A jednak śledzi i sprawdza. W ostatniej rozmowie przez telefon zapytała " A Ty już poznałeś jakąś nową ładna dziewczynę" ? Powiedziałem, że nie poznaję i nie chce bo mam żonę, bo dla mnie małżeństwo jest najważniejsze i tutaj muszę dać 300%.
rak pisze: 27 sie 2018, 13:41 Wiesz u mnie na początku ustaliliśmy, że sami sobie z tym radzimy. Ja wziąłem to na siebie i moja rodzina do dzisiaj nie zna szczegółów co się stało, coś się domyślają, to ciężko ukryć, ale ode mnie nic nie wiedzą, odciąłem ich kompletnie, chociaż muszę przyznać, że mnie wspierali, a wszelkie prestensje jak próbowali mieć do żony to od razu ucinałem. Żona natomiast mimo ustaleń podzieliła się po kryjomu "ze swoimi", a oni niby wspierając realizowali swoje interesy. Teściowie i szwagierka też ode mnie się odcieli, zaczęli się zbliżać ponownie jak z kowalskim było już pozamiatane i telefony były pod prestekstem pomyłek, itd :D :D Nie wiem czemu, mogę się tylko domyślać, że nie chcieli świadomie podpaść żonie, że się otwarcie ze mną kontaktują, więc zostawiali sobie furtki. Ja na początku byłem zbyt pochłonięty bieżącymi sprawami, a wcześniej zbyt naiwny, żeby zauważyć też ich prawdziwy wkład w kryzys, intencje i "pozwalałem" im na zbyt wiele. Teraz jak już przejrzałem i sytuacja jest w miarę ustabilizowana to zacząłem też otwierać oczy żonie. To są trudne dyskusje, bo jest b. z nimi zżyta, wręcz ubluszczona, a z takiego układu ciężko się wyzwolić. Czekają nas w nabliższym czasie rozmowy z nimi i to czuję będą prawdziwe trzęsienia ziemi...
Więc wracając do Ciebie ;) , to jeszcze nie jest koniec świata, ale źródło komplikacji na później, bo jakoś to trzeba będzie poukładać, nie wiem, czy na tym etapie rozumiesz też wkład poszczególnych osób (oprócz swojego, który może trochę demonizujesz 8-) ) - mi zajęło to ładne parę miesięcy, a praca trwa nadal...
Powiem Ci szczerze, że na początku myślałem jakby to było jakbyśmy do siebie wrócili. Przez głowę przeleciało, że będzie ciężko ale do zrobienia. Na terapii ostatnio robiłem takie zadanie i wyszło mi, że nawet moi rodzice dołożyli trochę do mojego uzależnienia, poniekąd każdy trochę podświadomie: brat, teściowie, żona, koledzy z drużyny ale to był minimalny "podsycający" wkład...Decyzję podjąłem ja sam...Jeżeli chodzi o wkład w kryzys to tutaj również widzę, że to nie była tylko sprawa moja i mojej żony. Niestety to zostawiam na późniejszy etap. Na razie pomyślałem o tym tak " z grubsza"...Wziąłem się do roboty i jedziemy do przodu! Jak zareaguje żona na moją poprawę? Nie oceniam. Jak teściowie oceniają całą sytuację? Nie wiem i nie oceniam. Chociaż jest to zastanawiające, że przesyłają żonie o mojej poprawie, o tym że chce być z Nią dalej a ona się potem strasznie wścieka. Rodzice przecież mogą mnie sami zablokować i tyle albo napisać " Daj Nam spokój. Dziękujemy".
rak pisze: 27 sie 2018, 13:41 wiesz ja miałem trochę szczęścia, szybko zrozumiałem, że co złego się dzieje, parę razy mogłem zadziałać z wyprzedzeniem, kowalski się w miarę szybko ulotnił, też dość długo grałem na przeczekanie, ukrywając, że wiem o niektórych sprawach i działając z ukrycia.
Żona też nie miała na podorędziu wygodnego nałogu, czy innych rzeczy, które by mogła wykorzystać, ludzie generalnie nas wspierali, choć intencje niektórych jak je poznałem to b. mnie zmroziły, ale staczając się z górki, wiatr przynajmniej wiał z dołu i amortyzował upadek... Fazy, które Ci podziałem to rzecz względna (i moja subiektywna obserwacja), u mnie się przenikały się, pierwsza trwała przynajmniej 5 miesięcy, ale tylko dlatego, że kowalskiego udało się szybko pogonić, tak to byłoby pewnie dużo dłużej.
Nie zarzekaj się, że będziesz gotowy, może tak, może nie - negatywne emocje porywają po dłuższym okresie i to nie tylko kobiety ;) , ciężko się je kompensuje, nawet jak się już próbuje, nowe fakty też b. mieszają, ale staraj się, bo to możesz robić.
No u mnie cała sprawa chodzi pewnie: a) o pieniądze b) o oszustwo c)hazard d)zaufanie. U nas wsparcie ludzi na dzień dzisiejszy ogranicza się do "ściskania kciuków" i modlitwy. Moi rodzice czasami widząc po mnie, że bywają ciężkie dni mówią " Marcin, ułożysz sobie na nowo" a mnie to jeszcze bardziej motywuje do działania. Jedyną osobą od której czuje jako takie wsparcie od strony żony jest jej wujek, który wprost powiedział, że każdy może zabłądzić i że bardzo mnie lubi. Dodaje mi to trochę sił.
rak pisze: 27 sie 2018, 13:41 Zgadzam się :D Wzbudzanie zazdrości jest manipupacją. Masz utrudnione zadanie w realizacji roli męża, ale nikt Ci nie może zabronić spełniania sie w innych rolach człowieka i mężczyzny. Realizacja miłości do siebie jest przecież w hierarchii zaraz po Bogu i jeszcze przed małżonkiem. Więc dbanie o siebie, rozwój fizyczny, psychiczy i duchowy są jak najbardziej wskazane. To, że innym to się może podobać, to są tylko naturalne efekty uboczne dobrze zrealizowanej pracy. To, że w wyniku tej pracy żona może poczuć się zagrożona podziwem koleżanek, czy innych ludzi to jej sprawa i poza Twoją strefą wpływu. Więc ani podziw innych ludzi ani zazdrość żony nie powinna być moim zdaniem motywacją tej pracy. Zagrożenia widzę dwa, żeby ten podziw innych nie ostudził zapału do zmiany i nie karmił zbytnio obniżonej w czasie krzyzysu samooceny. Dodatkowo delikatna zmiana optyki pomiędzy manipulacją, a działaniem wynikającym z miłości może być często zachwiana, poprzez manipulację na samym sobie (np. poprzez chęć postrzegania się w lepszym świetle).
Masz rację. Może to brzydko zabrzmi ale po "kastracji" żony trzeba odzyskać "cojones" ;) :D Od jutra startuje z basenem i wracam do gry o samego siebie fizycznie!
ODPOWIEDZ