Chłopaki - spróbuje to napisać od mojej strony - bo ja doświadczyłam - syndromu latania za mną z krzyżem.acine pisze: ↑03 wrz 2018, 23:12 byc posadzany przez wspolmazonka o jakas forme "latania z krzyzem". Ja wnioskowalem ( moze blednie ) z Twoich postow, ze Twoja zona ( wg Twojego okeslenia wierzaca ) bardzo agresywnie zareagowala na Twoj sms o zamowieniu mszy we wspolnej intencji. Tyle gwoli wyjasnienia.
Otóż - mój mąż i nasze małżeństwo zawsze było blisko Boga. Poznaliśmy sie zreszta w Kościele.
Ja jestem tzw. Dzieckiem oazowym ale i tak to mąż uważany był za tego bardziej katolickiego i rozmodlonego. Częściej chodził na Msze w tygodniu niż ja i często słuchał transmisji Mszy w radio. A w niedziele to obowiązkowo o godz 9 00.
Oczywiście oprócz tej fizycznej obecności na Mszy.
Bardzo prężnie udzielaliśmy sie jako rodzina w akcjach i organizacjach kościelnych a jednej mąż był przewodniczącym.
Każdego roku obowiazkowo byliśmy w Częstochowie ale także w zagranicznych słynnych Sanktuariach.
Kiedy dowiedziałam sie że 15 lat oszukiwał mnie i zdradzał....moja osobista wiara bardzo spadła. Nie wiedliśmy szczęśliwego życia bo wiele doświadczeń osobistych przeżyliśmy i finansowych i rodzinnych i zdrowotnych.
Ale to.....straciłam CZUCIE BOGA.
Nawet powiedziałam....no teraz to już przesada...
Moje Pompejanki posty i modły wydawały mi sie śmieszne.
Nie potrafiłam się odnaleźć w Kościele i w słowach "wybacz"
A hymn o miłości to było dla mnie największe nieporozumienie.
Z tego wszystkiego to odnajdowałam siebie w słowach CYMBAŁ BRZMIĄCY.
Chodziłam do Kościoła z dziećmi ale jak pisałam - przestałam czuć.
Dodatkowo - mój mąż - o ile był religijny - zreligijniał jeszcze bardziej. Zaczął mówić do mnie cytatami z Bibli kładl mi ręce na głowie modlił sie nade mną.
Dla mnie był najbardziej obłudnym faryzeuszem i gorszym od judasza człowiekiem. Nie bedę przytaczać innych słów jakimi go nazywałam oceniajac jego religijność.
Dobrze że w porę ktoś lub cos kazało mu nie latać przede mna z różańcem bo nie wiem jakby sie to skończyło.
Oczywiście też zamówił msze za nas ale i za dzieci.
Gdyby nie msza za dzieci to bym nie poszła. Natomiast poszłam do naszego ksiedza wcześniej i poprosiłam go żeby nie wywoływał nas na środek do błogosławieństwa - bo taki u nas zwyczaj.
Jeżeli mogę coś podpowiedzieć - to schowajcie sie z religijnymi cytatami i pouczeniami zwłaszcza ci co nawywijali w życiu. To jest piękne że do Boga się uciekacie ale dla pokrzywdzonych i zranionych na pewnym etapie - może to być obłudne śmieszne i jeszcze bardziej oddalić od Boga.
Jak tu mówią - PRZYKŁAD A NIE WYKŁAD.
tak jak mówie - przestał mąż swoją wiarę i świętego żywot pokazywać
Natomiast do tej pory mam obraz jak o 6 rano idę do łazienki a on oczywiście w innym pokoju spał - klęczy i odmawia różaniec nie wiedział że go widzę. W kryzysach ludzie tracą wiarę miłość i nadzieję. Do człowieka ale i do Boga często też. Warto i trzeba sie modlić za takie osoby. Ale tak jak radzi Pismo - "w ukryciu" Bo przecież chodzi o szczerosć serca a nie o POKAZANIE.
Aha....i ocenianie osób które gdzieś do tej pory były katolickie...czy teście czy współmałżonkowie....to są TYLKO LUDZIE i skoro WY dajecie prawo sobie błądzić i do poprawy to proponuję - dla równowagi też takie prawo dać innym. I nie oceniać. Że TACY KATOLICY BYLI A TERAZ TO WYSZŁO KIM SĄ.
Są ludźmi. I potrzebują modlitwy. I CZASU.
To że TY jesteś gotowy do naprawiania nie znaczy że małżonek TEŻ jest.
I Ty to uszanuj. I módl się. A nie oceniaj. Bo nie wiadomo kto w oczach Boga ma wiecej do naprawiania. Dlatego zajmij się SOBĄ