Moje uzależnienie a rozwód

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: marylka »

acine pisze: 03 wrz 2018, 23:12 byc posadzany przez wspolmazonka o jakas forme "latania z krzyzem". Ja wnioskowalem ( moze blednie ) z Twoich postow, ze Twoja zona ( wg Twojego okeslenia wierzaca ) bardzo agresywnie zareagowala na Twoj sms o zamowieniu mszy we wspolnej intencji. Tyle gwoli wyjasnienia.
Chłopaki - spróbuje to napisać od mojej strony - bo ja doświadczyłam - syndromu latania za mną z krzyżem.
Otóż - mój mąż i nasze małżeństwo zawsze było blisko Boga. Poznaliśmy sie zreszta w Kościele.
Ja jestem tzw. Dzieckiem oazowym ale i tak to mąż uważany był za tego bardziej katolickiego i rozmodlonego. Częściej chodził na Msze w tygodniu niż ja i często słuchał transmisji Mszy w radio. A w niedziele to obowiązkowo o godz 9 00.
Oczywiście oprócz tej fizycznej obecności na Mszy.
Bardzo prężnie udzielaliśmy sie jako rodzina w akcjach i organizacjach kościelnych a jednej mąż był przewodniczącym.
Każdego roku obowiazkowo byliśmy w Częstochowie ale także w zagranicznych słynnych Sanktuariach.
Kiedy dowiedziałam sie że 15 lat oszukiwał mnie i zdradzał....moja osobista wiara bardzo spadła. Nie wiedliśmy szczęśliwego życia bo wiele doświadczeń osobistych przeżyliśmy i finansowych i rodzinnych i zdrowotnych.
Ale to.....straciłam CZUCIE BOGA.
Nawet powiedziałam....no teraz to już przesada...
Moje Pompejanki posty i modły wydawały mi sie śmieszne.
Nie potrafiłam się odnaleźć w Kościele i w słowach "wybacz"
A hymn o miłości to było dla mnie największe nieporozumienie.
Z tego wszystkiego to odnajdowałam siebie w słowach CYMBAŁ BRZMIĄCY.
Chodziłam do Kościoła z dziećmi ale jak pisałam - przestałam czuć.
Dodatkowo - mój mąż - o ile był religijny - zreligijniał jeszcze bardziej. Zaczął mówić do mnie cytatami z Bibli kładl mi ręce na głowie modlił sie nade mną.
Dla mnie był najbardziej obłudnym faryzeuszem i gorszym od judasza człowiekiem. Nie bedę przytaczać innych słów jakimi go nazywałam oceniajac jego religijność.
Dobrze że w porę ktoś lub cos kazało mu nie latać przede mna z różańcem bo nie wiem jakby sie to skończyło.
Oczywiście też zamówił msze za nas ale i za dzieci.
Gdyby nie msza za dzieci to bym nie poszła. Natomiast poszłam do naszego ksiedza wcześniej i poprosiłam go żeby nie wywoływał nas na środek do błogosławieństwa - bo taki u nas zwyczaj.
Jeżeli mogę coś podpowiedzieć - to schowajcie sie z religijnymi cytatami i pouczeniami zwłaszcza ci co nawywijali w życiu. To jest piękne że do Boga się uciekacie ale dla pokrzywdzonych i zranionych na pewnym etapie - może to być obłudne śmieszne i jeszcze bardziej oddalić od Boga.
Jak tu mówią - PRZYKŁAD A NIE WYKŁAD.
tak jak mówie - przestał mąż swoją wiarę i świętego żywot pokazywać
Natomiast do tej pory mam obraz jak o 6 rano idę do łazienki a on oczywiście w innym pokoju spał - klęczy i odmawia różaniec nie wiedział że go widzę. W kryzysach ludzie tracą wiarę miłość i nadzieję. Do człowieka ale i do Boga często też. Warto i trzeba sie modlić za takie osoby. Ale tak jak radzi Pismo - "w ukryciu" Bo przecież chodzi o szczerosć serca a nie o POKAZANIE.
Aha....i ocenianie osób które gdzieś do tej pory były katolickie...czy teście czy współmałżonkowie....to są TYLKO LUDZIE i skoro WY dajecie prawo sobie błądzić i do poprawy to proponuję - dla równowagi też takie prawo dać innym. I nie oceniać. Że TACY KATOLICY BYLI A TERAZ TO WYSZŁO KIM SĄ.
Są ludźmi. I potrzebują modlitwy. I CZASU.
To że TY jesteś gotowy do naprawiania nie znaczy że małżonek TEŻ jest.
I Ty to uszanuj. I módl się. A nie oceniaj. Bo nie wiadomo kto w oczach Boga ma wiecej do naprawiania. Dlatego zajmij się SOBĄ
rak
Posty: 995
Rejestracja: 30 wrz 2017, 13:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: rak »

to co piszesz Marylko jest też bliskie dla mnie,

ja po kryzysie musiałem sobie też poukładać, co jest prawdziwą wiarą, a co wygodną prezentacją na zewnątrz. A później przyjrzeć się jak to wygląda w realnym świecie (oczywiście wg. tego co ja uważam w danym momencie za prawdziwe, ale zawsze przecież czegoś mi brakuje, coś mi zasłania, więc do pewnego poziomu subiektywne to zawsze będzie).
marylka pisze: 04 wrz 2018, 11:12 Aha....i ocenianie osób które gdzieś do tej pory były katolickie...czy teście czy współmałżonkowie....to są TYLKO LUDZIE i skoro WY dajecie prawo sobie błądzić i do poprawy to proponuję - dla równowagi też takie prawo dać innym. I nie oceniać. Że TACY KATOLICY BYLI A TERAZ TO WYSZŁO KIM SĄ.
Są ludźmi. I potrzebują modlitwy. I CZASU.
Zgadzam się z powyższym przekazem. Ale brak dzielenia się z tymi osobami swoją krytyką (ocena zawsze jakaś będzie) nie oznacza, że powinniśmy ignorować taką wiedzę. Mi dość trudno przyszła nauka, że miłosierdzie nie jest naiwnością. A umiejętność milczenia nie zawsze jest najlepszą postawą miłości.
Ja więc to rozumiem w ten sposób. Ludziom powinno dawać się szansę do błędów, grzechu, bez jednoznacznej krytyki i mieszania z błotem jak nam się coś nie podoba. Ale z drugiej strony nie powinniśmy wobec takich postaw przechodzić kompletnie obojętnie, bo nie ma to nic wspólnego z miłością bliźniego. Nie wymuszać, ok, ale raz na jakiś czas szanując równocześnie wolność drugiej osoby pokazać słowem lub przykładem jeśli się z czymś nie zgadzamy.
marylka pisze: 04 wrz 2018, 11:12 Jeżeli mogę coś podpowiedzieć - to schowajcie sie z religijnymi cytatami i pouczeniami zwłaszcza ci co nawywijali w życiu. To jest piękne że do Boga się uciekacie ale dla pokrzywdzonych i zranionych na pewnym etapie - może to być obłudne śmieszne i jeszcze bardziej oddalić od Boga.
Jak tu mówią - PRZYKŁAD A NIE WYKŁAD.
W przypadku zranienia nadmierne epatowanie poprawnością od strony krzywdziciela jeszcze bardziej "scyzoryk w kieszeni otwiera", szczególnienie jak zraniona osoba nie doświadczyła szczerych przeprosin i solidnego zadośćuczynienia. Miałem podobnie, jak żona sugerowała mi nawet bez podtekstu religijnego, że już czas przejść do normalnego życia. Myślałem, że jajko zniosę i to od razu na twardo, tak się we mnie gotowało.

Wydaje mi się, że Marcin (tutaj autor musiałby skorygować) nie wykazuje takiej postawy. Oprócz jednej zamówionej mszy (chyba, że o czymś zapomniałem) to za b. nie epatuje swoją religijnością. A to, że raz na jakiś czas (bez namolności ;) ) pokazuje, że mu zależy, to w moim odczuciu pokazuje chęć podtrzymania swojego małżeństwa w tej trudnej rzeczywistości.
Nieważne jest, gdzie jesteś, ale wszędzie tam, gdzie przyjdzie ci się znaleźć, ważne jest, jak żyjesz - Henri J.M.Nouwen
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

rak pisze: 04 wrz 2018, 11:57 Wydaje mi się, że Marcin (tutaj autor musiałby skorygować) nie wykazuje takiej postawy. Oprócz jednej zamówionej mszy (chyba, że o czymś zapomniałem) to za b. nie epatuje swoją religijnością. A to, że raz na jakiś czas (bez namolności ;) ) pokazuje, że mu zależy, to w moim odczuciu pokazuje chęć podtrzymania swojego małżeństwa w tej trudnej rzeczywistości.
Rak-u,

Jeżeli chodzi co do religii i wiary to moja żona usłyszała przez całe dwa miesiące, że:

- zamówiłem mszę w Naszą rocznicę,
- przypomniałem raz żonie, że fakt niewywiązywania się z przysięgi przez jedną stronę nie obliguje i nie daje prawa tej drugiej do łamania z drugiej strony ( Coś w stylu " Aaa on złamał to ja też złamię"), tutaj w kwestii, że nie akceptuję "randkowania"
- wie, że oglądam filmiki Szustaka i modlę się o małżeństwo,
- wie, że spotykam się z duchownymi na rozmowy od czasu do czasu i noszę nieprzerwanie obrączkę
- raz na samym początku mnie poniosło i starałem się uświadomić żonie, że nałóg to jak choroba a ja zostałem z tym sam bez wsparcia mimo, iż przysięga mówiła inaczej.

O dziwo wszystko powyższe odbiła dużą agresją argumentując na swój sposób, że:

Ad1. " Dla mnie msza jest nieważna, jadę na wycieczkę dwudniową, żeby zapomnieć o rocznicy "
Ad2. " Na szczęście nie jestem już żoną, mogę robić cokolwiek mi się nie spodoba"
Ad3. " Też oglądam te filmiki od dawna, Tobie nic nie pomogą"
Ad4. " Noś sobie, Twoich modlitw i tak Bóg nie wysłucha"
Ad5. " Nie chce Cię znać, dla mnie małżeństwo nie istnieje"

Oczywiście żona jest osobą bardzo wierzącą. Tak przynajmniej twierdzi. Dostaje odpowiedzi w całkiem odmiennym stylu.
Dwa_odcienie
Posty: 105
Rejestracja: 09 sie 2018, 21:24
Jestem: w związku niesakramentalnym
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Dwa_odcienie »

rak pisze: 04 wrz 2018, 11:57 A to, że raz na jakiś czas (bez namolności ;) ) pokazuje, że mu zależy, to w moim odczuciu pokazuje chęć podtrzymania swojego małżeństwa w tej trudnej rzeczywistości.

Chęć podtrzymania małżeństwa??

Ten człowiek przez 15 zdradzał i oszukiwal żonę!

Jej też poradzicie żeby wybaczyla i była cierpliwa w miłości?

Paranoja.
GosiaH
Posty: 1062
Rejestracja: 12 gru 2016, 20:35
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: GosiaH »

Dwa_odcienie, chyba tutaj nastąpiło nieporozumienie.
Czy aby nie pomyliłaś osób?

To marylka napisała powyżej o swoim doświadczeniu :
marylka pisze: 04 wrz 2018, 11:12 Kiedy dowiedziałam sie że 15 lat oszukiwał mnie i zdradzał....
Zwróć jednak uwagę, że w swoim profilu (dane dostępne publicznie) marylka ma wpisane "jestem" szczęśliwą żoną"
A to znaczy, że wrócili do siebie i że udało im się odbudować małżeństwo.

Można, naprawdę, można z wielu trudnych sytuacji wyjść zwycięsko i mieć piękne życie i małżeństwo.
"Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, żyj tak, by pytać zaczęli" św. Jan Vianney
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Dwa_odcienie pisze: 04 wrz 2018, 18:37 Chęć podtrzymania małżeństwa??

Ten człowiek przez 15 zdradzał i oszukiwal żonę! Jej też poradzicie żeby wybaczyla i była cierpliwa w miłości?
Paranoja.
Dwa_odcienie - ogólnie to pomyliłaś osoby, nigdy nie zdradziłem swoje żony ani nie spojrzałem pożądliwie na inną kobietę mając żonę.
marylka pisze: 05 wrz 2018, 22:29 Ja chciałam zbadania ważności związku bo chciałam - podobnie jak Ty - jednak z kimś się związać.
Nie chciałam być sama zwłaszcza że nie uważam sie za osobe starą.
Tylko na tyle był i jest ważny Bóg dla mnie oraz przyjmowane Sakramenty - że NIE MOGŁAM szukać innego faceta przed zbadaniem właśnie tej ważności. Natomiast. Dzięki Bogu i ludziom - głównie tutaj z Sycharu nie zrobiłam w końcu tego chociaż to mogła być formalność.
Marylka,
Czy miałaś taki moment, że całkowicie przekreśliłaś męża, że był dla Ciebie niepotrzebny w swoim powiedzmy " nowym" życiu ? Miałaś tak duży żal, że pomyślałaś o Nim " Oooo kolego pojechałeś po bandzie, pakuj się i wymazuję Cię ze swojego życia" Czy albo co sprawiło, że w końcu powiedziałaś albo pomyślałaś " To może być nowy początek" Co było takim momentem przełomowym? Uważasz, że czas robi swoje ?
marylka pisze: 05 wrz 2018, 22:29 Pan Bóg DOSŁOWNIE uczynił cud w moim/naszym życiu. Nigdy nie miałam takiego męża, tak wspaniałego faceta jakiego mam w tej chwili.
Bardzo wiele włożył pracy w swój rozwój - dziś pomaga innym tak jak jemu kiedyś ktoś pomógł.
Jest wspaniałym mężem i ojcem.
Od czego się zaczęło, że po takich brzydko mówiąc " przebojach" stały się cuda? Jakby tutaj biorąc pod uwagę Boga i jego działanie ale chodzi mi tutaj bardziej a takie " ziemskie" sprawy - stanął w drzwiach, szczerze zadośćuczynił, terapia ? Możesz coś powiedzieć więcej - będę wdzięczny.
marylka pisze: 05 wrz 2018, 22:29 Ja też przeszłam i zmierzyłam się sama ze sobą. No...trzeba jednak "jaj" żeby po wielu kłótniach jednak przyznać - ja też nie byłam święta.
W którym momencie dotarło do Ciebie, że " zrobiłam błąd w Naszym małżeństwie"...? Kłótnia i mąż trafił w jakiś czuły punkt czy po wysłuchaniu jego perspektywy całej sytuacji?
marylka pisze: 05 wrz 2018, 22:29 I wiesz.....to nie sztuka wymienić faceta.....

"Faceta nie zmienisz.
Możesz zmienić faceta.
Ale to NIC nie zmieni"
Bo najważniejsze to zmienić SIEBIE.
Gdybyś się odważyła - na prace nad sobą zrozumiałabyś że Twoja zmieniona postawa spowoduje że postawa męża też się zmienia względem Ciebie. Już nie jesteś tą gorszą w oczach swoich przede wszystkim...i nagle...mąż się stara...zmienia stosunek do Ciebie, szanuje Cię. Bo to TY SZANUJESZ SIEBIE.
I nie musisz szukać drugiego i następnego. Bo nie tędy droga. Nie w innym facecie jest Twoja wartość.
Marylka...Jak ja bym chciał, żebyś Ty trafiła kiedyś na ulicy na moją żonę... ;)

Ale co u mnie ?

A no chodzę na terapię i grupa coraz bardziej się "zżywa" - na terapii grupowej w tym siła. Zostałem wybrany Starostą Grupy, więc coś w stylu Przewodniczącego Klasy w podstawówce ;) Wybrali mnie terapeuci i osoby, które uczęszczają na spotkania. Cieszę się, bo widocznie widzą, że zależy mi na poprawie samego siebie i biorę czynny udział w spotkaniach terapii.

Żona - amok 200%, na dzień dzisiejszy zerowy kontakt. O dziwo znalazłem w sobie na tyle siły, że..." postawiłem się żonie ", bo na chwilę obecną nie akceptuję jej wartości, poniżania mnie, równania mnie z ziemią i racjonalizowania sobie niektórych rzeczy w idiotyczny wręcz sposób. Nie w momencie, gdy staram się o to by kiedyś było lepiej i podjąłem trud naprawy.

Pozew rozwodowy - przyszedł do domu. Napisałem odpowiedź ale jeszcze nie wysyłam. Spojrzę na nią chłodnym okiem przez weekend. Ogólnie podziękowania dla użytkownika Monti - dziękuję bardzo. Rozwód wyznaczony na 08.01.2019. Do tego czasu na pewno będę lepszą wersją siebie. Czy żona zechce wtedy to dostrzec ? Jej wybór i jej odpowiedzialność.

Naprawiam swoje życie w każdym możliwym aspekcie.
Pantop
Posty: 3185
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Pantop »

Ad1. " Dla mnie msza jest nieważna, jadę na wycieczkę dwudniową, żeby zapomnieć o rocznicy "
Ad2. " Na szczęście nie jestem już żoną, mogę robić cokolwiek mi się nie spodoba"
Ad3. " Też oglądam te filmiki od dawna, Tobie nic nie pomogą"
Ad4. " Noś sobie, Twoich modlitw i tak Bóg nie wysłucha"
Ad5. " Nie chce Cię znać, dla mnie małżeństwo nie istnieje"
Huhuhuhu :lol: :lol: :lol:

Kolejna nieszczęśliwa osoba, której wydaje się, że odcięcie się od męża/żony wszystko w jej życiu naprawi, wyprostuje i uczyni na wskroś szczęśliwą, wolną i radosną :lol: :lol: :lol:
Hahahahahaaa!

Zacięła się bestyjka w sobie i niepodobna trafić do niej argumentami logicznymi, tym bardziej przekonywać do czegokolwiek.

Jeśli w porę się nie opamięta dojdzie do oczekiwanej przez nią rozprawy i w rezultacie rozwodu - kiedy się obudzi następnego dnia będzie świętować. Niestety będzie to święto rezerwisty idącego do cywila.
Jest huczne i trwa krótko.
Ale to czarny scenariusz.

Ty piszesz biały.
Masz mnóstwo czasu i zadzieją się cuda - jeśli im pozwolisz.
Pracuj jeno sumiennie i staraj się kochać ile możesz.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: ozeasz »

Niech Pan Cię wspiera w twojej pracy nad sobą , Marcinie ,wierzę że z Bogiem wszystko jest możliwe .

Kiedyś kiedy moja dolina była najciemniejsza odkryłem na nowo historię trzech młodzieńców Szadraka ,Meszaka i Abed-nego którzy zostali wrzucenie do pieca ognistego , z powodu wierności Bogu ,a szczególnie ich słowa , które wskazywały że nawet brak interwencji Boga ,nie jest w stanie pozbawić ich wiary ,ufności i uwielbienia dla ich Boga zrobiły na mnie wielkie wrażenie :
Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś». Dn 3,17-18
Ta historia pokazała mi jak moja wiara była jeszcze mała , ale też wzmocniła moje zaufanie Bogu na co dzień ,czego i Tobie życzę .
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

ozeasz pisze: 06 wrz 2018, 14:56 Niech Pan Cię wspiera w twojej pracy nad sobą , Marcinie ,wierzę że z Bogiem wszystko jest możliwe .

Kiedyś kiedy moja dolina była najciemniejsza odkryłem na nowo historię trzech młodzieńców Szadraka ,Meszaka i Abed-nego którzy zostali wrzucenie do pieca ognistego , z powodu wierności Bogu ,a szczególnie ich słowa , które wskazywały że nawet brak interwencji Boga ,nie jest w stanie pozbawić ich wiary ,ufności i uwielbienia dla ich Boga zrobiły na mnie wielkie wrażenie :
Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś». Dn 3,17-18
Ta historia pokazała mi jak moja wiara była jeszcze mała , ale też wzmocniła moje zaufanie Bogu na co dzień ,czego i Tobie życzę .
Ozeaszu....

Nawet nie wiesz jakie przeżywałem załamania czy nie zgodzić się na rozwód kiedy żona pisała mi w mailu, że jestem dla niej nikim, zerem, bez wartości, że zmarnowała dla mnie 5 lat życia, nie pewnie znajdzie kogoś lepszego, że jestem szują i ogólnie nie chce mnie więcej znać i widzieć...

Miłość.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

Pantop pisze: 06 wrz 2018, 14:49 Kolejna nieszczęśliwa osoba, której wydaje się, że odcięcie się od męża/żony wszystko w jej życiu naprawi, wyprostuje i uczyni na wskroś szczęśliwą, wolną i radosną :lol: :lol: :lol:
Hahahahahaaa!

Zacięła się bestyjka w sobie i niepodobna trafić do niej argumentami logicznymi, tym bardziej przekonywać do czegokolwiek.

Jeśli w porę się nie opamięta dojdzie do oczekiwanej przez nią rozprawy i w rezultacie rozwodu - kiedy się obudzi następnego dnia będzie świętować. Niestety będzie to święto rezerwisty idącego do cywila.
Jest huczne i trwa krótko.
Ale to czarny scenariusz.

Ty piszesz biały.
Masz mnóstwo czasu i zadzieją się cuda - jeśli im pozwolisz.
Pracuj jeno sumiennie i staraj się kochać ile możesz.
Pantopie,

No na dzień dzisiejszy wszystko co złego się wydarzyło w Naszym małżeństwie to ja i moja wina. Już sama wyprowadzka i nowe życie wczesniej zostało "odtrąbione" zdjęciami na Instagramie jak to nie jest cudownie i pięknie. Nowe cele, nowe możliwości. Ja jej tylko przeszkadzałem. Teraz już na chwilę obecną nie ma nowych zdjęć i wychodzenia na sushi itp itd...

Mam nadzieję, że chociaż coś z białego scenariusza się wydarzy. Dużo dźwigam na swoich barkach ale na chwilę obecną nabralem siły i przeanalizowałem błędy, jest plan naprawczy, więc jedziemy do przodu :)

Na dzień dzisiejszy brzydko mówiąc - nie ma się co kopać z koniem. Nic nie dociera, więc szkoda czasu i nerwów.
krople rosy

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: krople rosy »

Zepsuty13 pisze: 06 wrz 2018, 22:49 Na dzień dzisiejszy brzydko mówiąc - nie ma się co kopać z koniem. Nic nie dociera, więc szkoda czasu i nerwów.
Powies ten fragment nad łóżkiem I opraw ramką. Na aktualny czas idealna afirmacji.
Zepsuty13
Posty: 236
Rejestracja: 16 lip 2018, 0:49
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Zepsuty13 »

krople rosy pisze: 06 wrz 2018, 22:58
Zepsuty13 pisze: 06 wrz 2018, 22:49 Na dzień dzisiejszy brzydko mówiąc - nie ma się co kopać z koniem. Nic nie dociera, więc szkoda czasu i nerwów.
Powies ten fragment nad łóżkiem I opraw ramką. Na aktualny czas idealna afirmacji.
Chyba przeszedł mi już efekt samobiczowania się po dwóch miesiącach. Zrobiłem źle ale ileż można się dawać upadlać? Teraz rozgrywa się "walka" o własne wartości i o to, żeby być "spójny" sam ze sobą, że swoimi wartościami.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: marylka »

Zepsuty13 pisze: 06 wrz 2018, 12:51
Marylka,
Czy miałaś taki moment, że całkowicie przekreśliłaś męża, że był dla Ciebie niepotrzebny w swoim powiedzmy " nowym" życiu ? Miałaś tak duży żal, że pomyślałaś o Nim " Oooo kolego pojechałeś po bandzie, pakuj się i wymazuję Cię ze swojego życia" Czy albo co sprawiło, że w końcu powiedziałaś albo pomyślałaś " To może być nowy początek" Co było takim momentem przełomowym? Uważasz, że czas robi swoje ?

Od czego się zaczęło, że po takich brzydko mówiąc " przebojach" stały się cuda? Jakby tutaj biorąc pod uwagę Boga i jego działanie ale chodzi mi tutaj bardziej a takie " ziemskie" sprawy - stanął w drzwiach, szczerze zadośćuczynił, terapia ? Możesz coś powiedzieć więcej - będę wdzięczny.

W którym momencie dotarło do Ciebie, że " zrobiłam błąd w Naszym małżeństwie"...? Kłótnia i mąż trafił w jakiś czuły punkt czy po wysłuchaniu jego perspektywy całej sytuacji?
Marcin - ja odchodząc od męża byłam przekonana na 100% że już do niego nie wrócę. Nie wiedziałam o zdradach tylko o porno i zacgowaniach czyli braku zainteresowania dziećmi, mną oraz wieczne irytacje i pretensje. Już wtedy chciałam odejść. Byliśmy na terapii i terapeutka pytała - co musiałby zrobić żebym jednak była z nim to powiedziałam -NIC.
Najbardziej urągało mi to porno. Jako kobiecie. Tego nie mogłam znieść. Nie zdawałam sobie sprawy jakie to poważne konsekwencje ma.
Natomiast - jak się dowiedziałam o zdradach - to mnie przeorało od środka. Byłam PEWNA że do niego nie wrócę.
A to co piszesz o żonie...ja nie spotykałam się z facetami ale wychodziłam do kina, ze znajomymi i dobrze się bawiłam. Myślę że to jakieś odreagowanie było.
Tyle że ja się nie obnosiłsm...nie mam fb...hahaha tak...nie mam i żyję!. Więc nie wklejałam żdjęć żeby wszyscy widzieli co gdzie i z kim jestem i jem. Dla mnie to żenada.
A mąż wiedział dlatego źe do dzieci wtedy przyjeżdżał jak wychodziłam.

A kiedy pomyślałam, że może.....wrócimy?
Otóż...ja widziałam jego zmianę i nawet mu kibicowałam bo na dobro dzieci to sie przekładało. Ale WIEDZIAŁAM że ta zmiana jego - TO CHWILOWE było. Zawsze po awanturach było lepiej. Ale do czasu.
Tym razem wiedziałam że dłużej będzie grzeczny. Ale mu w końcu przejdzie. I wróci do swojego stylu życia.
JEGO STAŁOŚĆ SPOKÓJ CIERPLIWOŚĆ mnie przekonały. Nie próbował z siebie robić macho nie mówił że to nie jego wina, wszystko przyjął na klatę. Nawet nie ważył się powiedzieć -NO TAK..ALE TY TEŻ....
i dobrze. Bo to że nie byłam idealna to wiadomo. Ale NIE latałam z tyłkiem do innych. I zdrady nie popełniłam.
A że nie byłam idealna to na krokach zrozumiałam. Ale...przeciętny człowiek o tym wie.
Tylko wiesz...jednak są większe i mniejsze przewinienia.
Zdradę i kłamstwa uważam za najcięźsze.
Kiedy zaczęłam pomału ufać......po ok. roku. W tym czasie ANI razu nie dał ciała w stosunku do mnie do dzieci i do rodziny. Każdą minutę swojego życia przeznaczał na prace nad sobą, na zadosćuczynianie nam, na modlitwę.
Bardzo inny i odmieniony się zrobił. Jakby nie ten sam.
Ja to uważam za cud. Bo NIGDY nie wierzyłam, że on tak mógłby się zmienić
jacek-sychar

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: jacek-sychar »

Kate81 pisze: 07 wrz 2018, 11:21 Za mną 5 lat terapii - jestem już zupełnie inną osobą, pewną siebie, bez depresji i lęków. Dziś jestem w związku, w którym nie ma już tych samych problemów, jakie były w poprzednim. Albo może niektóre są, ale w zupełnie innym nasileniu.
Jak jesteś taka szczęśliwa i wolna, to po co tracisz czas na pisanie na naszym forum? :shock:
Kate81 pisze: 07 wrz 2018, 11:21 Moje doświadczenia to też doświadczenia osoby religijnej. Pochodzę z nawróconej rodziny, będącej zawsze blisko Boga, z seksem czekałam do ślubu, miałam osobistą relację z Jezusem, byliśmy z mężem w duszpasterstwie.
Rozumiem, że teraz żyjesz w białym małżeństwie?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13350
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Moje uzależnienie a rozwód

Post autor: Nirwanna »

Kate81 pisze: 07 wrz 2018, 11:21 Ja stawiałam granice. Rozmawiałam z mężem nie raz, nie dwa i nie sto na ten temat - były kłótnie i płacz. Ale on za każdym razem uśmiechał się do mnie drwiąco i mówił, że to mój problem. On obiektywnie postępuje słusznie. A ja przecież nie odejdę od niego, bo jestem jego żoną. Wykorzystywał od początku moją religijność, mówiąc mi, co powinna robić chrześcijańska żona. Jak sprzątać, w co się ubierać, jak malować, z kim spotykać.
Kate, patrząc na opis Twojego małżeństwa - nie stawiałaś wtedy granic, być może późniejsza terapia Ci to uświadomiła...
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ