Wprawdzie Marylko nie miałam na myśli Ciebie akurat, ale skoro wzięłaś to do siebie... to cóż.marylka pisze: ↑05 sie 2018, 11:52
Ja pisze na bazie moich doświadczeń. Mój mąż jak mógł to starał sie o mnie mimo że też nie chciałam go znać.
Ja uważam że kto nie ryzykuje nie pije szampana. I warto wyjac głowę z piachu i podjać trud. Nawet narazic sie na ośmieszenie. Dla jasności sytuacji - warto.
Właśnie o to chodzi, że Marcin miał już jasność sytuacji, bo żona mu zasygnalizowała, że nie chce, aby on się z nią kontaktował. Kolejne więc spotkania z nią były z góry skazane na niepowodzenie i naraziły Marcina na nieprzyjemności, ba - nie wiemy, jak ta sytuacja zostanie użyta w sądzie przez żonę Marcina. Na pewno mu to nie pomoże, zwłaszcza, że nie jest tą osobą, która jest całkiem niewinna.
Nie piszesz o doświadczeniach swoich, tylko o doświadczeniach swojego męża. Nie wiesz, jak to jest - iść z miłością do małżonka i usłyszeć: wyjdź, bo wezwę policję i oskarżę cię o nękanie.
Zamiast próbować mnie obrażać, że oceniam i osądzam, mogłoby Ci przyjść do głowy np. przyznanie się do błędu - że tak, owszem, jest "po" i widzę, że moja rada była nietrafiona, bo masz gorszą sytuację, niż miałeś (o ile wiem, przed spotkaniem groźby policją i pozwem o nękanie nie było, i tylko bronisz się - całkiem niepotrzebnie - wszyscy wiemy, jak się skończyła ta interwencja, więc nie ma tu mowy o osądach, tylko stwierdzenie faktu. A Twoja reakcja? Tak, masz gorzej, niż miałeś, ale dobrze zrobiłeś.
A co o ryzykowania i picia szampana... to wiesz - pisać takie zdanie w wątku hazardzisty? Marcin ryzykował od zawsze w swoim małżeństwie. Wyszedł na tym, jak wyszedł.
Tu potrzeba spokoju, wyciszenia, bliskości z Bogiem, a nie ryzyka.
Marcinie, to normalne, że miotasz się w swoich oświadczeniach, raz mówisz, że będziesz czekał, drugi raz, że jak wydarzy XYZ, to będzie już po wszystkim. Miałam tak samo. Ale wiesz, z czego to wynika? Z powodu tego, że nie wiesz, kim jesteś sam dla siebie, że nie wiesz na czym stoisz (nie chodzi mi o żonę, tylko o Twoje własne podstawy, zasady, wartości). Masz na oku cel: nie dopuścić do rozstania z żoną, więc strzelasz na oślep, w zależności od tego, co w danym momencie może zadziałać. Czy małżeństwo może być celem? Czy to dobry cel? Według mnie mnie - bo to by oznaczało, że dla drugiego człowieka, małżonka, jesteś w stanie zrobić zbyt wiele, małżonek staje się bożkiem, który Tobą rządzi. Jeśli celem jest relacja z Bogiem, czyli takie dopasowanie sytuacji, by była ona zgodna z Bożym myśleniem, to możesz mieć stuprocentową pewność, że nie popełnisz błędu, lub popełnisz ich mało. Bo cel masz najlepszy na świecie i wszystko, co ma Cię do tego doprowadzić, będzie dobre.
Też musiałam dojść do tego, CZEGO JA WŁAŚCIWIE CHCĘ, jakie i gdzie są moje granice i czy to wszystko jest zgodne z tym, co widziałby dla mnie Bóg.
I jeszcze jedna ważna sprawa - kiedy tylko dopadł nas kryzys, zaczęłam oglądać przeróżne filmiki, czytać artykuły, słuchać konferencji o małżeństwach, związkach i relacjach. I zrozumiałam, że Bóg dopuszcza kryzys "po coś". Bo przecież on nigdy nie powstaje w sytuacji idealnej, musiało coś zgrzytać, coś nie pasować, coś źle działać. A więc najbezpieczniejsze, co możesz w tej chwili zrobić, to spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, co Bóg chce uleczyć w Tobie poprzez ten kryzys? Nie tylko w samym małżeństwie, ale w Tobie samym. No uzależnienie od hazardu, ok. Coś jeszcze?
Ja na początku nie widziałam nic do naprawiania ale z czasem uzbierała się całkiem pokaźna lista. Dzisiaj nawet jestem w stanie dziękować za ten mój kryzys, bo chociaż jest mi ogólnie źle i czeka mnie zapewne jeszcze wiele smutku i zranień, bo rozwód dopiero przede mną, to już widzę, ile różnych pobocznych dobrych rzeczy się stało. Chociażby to, że zbliżyłam się do Boga, poprzez medytacje. Dzisiaj bardziej czuję Jego obecność, jest Osobą w moim życiu, Kimś Bliskim. To daje taką siłę, że sobie nawet nie wyobrażasz.
Dobrze, że schudłeś, bo nadwaga nie jest dobra dla zdrowia, ale dbaj o siebie i nie przesadź z chudością, odżywiaj się racjonalnie.
A snami się nie przejmuj - sen mara, Bóg wiara. To tylko ujście dla Twoich emocji, gdzieś muszą się uzewnętrzniać. Ja z moich snów mogłabym napisać książkę i byłby to zbiór najbardziej surrealistycznych opowieści.