Samotna w małżeństwie

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Kathy
Posty: 3
Rejestracja: 26 cze 2018, 0:44
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Samotna w małżeństwie

Post autor: Kathy »

Nie od dziś wiadomo, że człowiek nie jest samotną wyspą. By żyć, potrzebuje obecności drugiego człowieka. Dokładnie 18 lat temu poznałam człowieka, który miał być moją drugą, lepszą połówką. Przeżywał wówczas "okres burzy i naporu", wzloty i upadki, ale paradoksalnie sprawy wiary nie były mu obojętne. Miałam misję-jakiś głos w sercu mówił mi wtedy wyraźnie: "uratuj go" i wtedy moje żarliwe modlitwy zostały wysłuchane. Jego rodzice wprost nie posiadali się ze szczęścia, że ich syn tak diametralnie się dla mnie zmienił. Pamiętam, jak bardzo się starał wsłuchiwać w moje potrzeby, jak zaskakiwał mnie upominkami, jak chętnie odwiedzał ze mną sanktuaria, zawierzając nasz związek Panu Bogu. Ja również starałam się jak mogłam, by go uszczęśliwiać. Kochałam go (i nadal kocham) nad życie, byłam szczęśliwa, ale nosiłam w sercu wielki niepokój - że pokonany czas temu jakiś nałóg, wróci ze zdwojoną siłą. Mąż odkąd pamiętam miał problem z alkoholem. Już jako nastolatek dużo sobie pozwalał (mimo rozpaczy jego niepijących rodziców), ale moje ultimatum, że nie będę się z nim spotykać, jak nie przestanie pić, zostało spełnione. Nie oznacza to, że przestał pić wcale, ale wydawało się, że to kontroluje. W tym roku mija 10 rok naszego małżeństwa. Mamy wspaniałe córki, dom, pracę i dziś wiem już, ze moje obawy nie były bezpodstawne. Krótko po ślubie zaczęła się moja gehenna. Nigdy nie broniłam mu pić (wszystko dla ludzi), ale mąż szybko zorientował się, że moja granica a jego to dwie różne granice, dlatego "wychodził wyrzucić śmieci" i wracał "podchmielony" po 3 godzinach. Obecnie nazywam go "garażowcem", bo tam najchętniej spędza po pracy czas, będąc głuchym na moje propozycje wspólnego spędzenia czasu. Odpowiada wtedy, że mam się zająć swoimi sprawami,a on się zajmuje swoimi. Znoszę przemoc psychiczną z jego strony, której przysłuchują się nasze dzieci i często są przerażone. Nie pomogło nawet odebranie prawa jazdy - łączy ten fakt z wyjątkowym pechem, nie zaś z problemem. Czekam więc... czekam na"jego dno" i czuję, że sama go sięgam. Nie potrafię zrobić kroku, od wielu lat stoję jak sparaliżowana. Uczestniczyłam we wspaniałych warsztatach dla żon, szukając problemu w sobie. Dopatrzyłam się kilku rzeczy do naprawienia, ale zobaczyłam też wyraźnie, że wina nie leży po mojej stronie. Mąż jest chory i nie chce się leczyć. Ja zaś, mimo trwania w małżeństwie, czuję się samotna i bezradna. Paradoks polega na tym, iż nie należę do osób słabych - mam silny charakter i radzę sobie sama z większością problemów, ale ... jestem też kobietą, która potrzebuje silnego, męskiego ramienia, a żyje z Piotrusiem Panem uzależnionym od alkoholu. Co mnie najbardziej boli? BEZRADNOŚĆ,to, że nie umiem i nie mogę mu pomóc. Zdarza mi się płakać nad tym, że zawiodłam na całej linii jako żona - bo nie uczyniłam z niego dobrego, szczęśliwego człowieka. Tym nieco przydługim postem witam się z Wami i proszę o modlitwę za nasze małżeństwo. Ja na ten moment nie umiem się już nawet za nas modlić. Uprzedzając Wasze pytania-nie szukałam pomocy "na zewnątrz", nie uczęszczam na terapię i nie czuję się na to gotowa. Napiszcie, jak zachowywać się w takiej relacji? I co to znaczy "stawiać granice" Waszym zdaniem? Ja stawiam wyraźnie, ale mój mąż nie ma ochoty się do nich dostosowywać i notorycznie je przekracza. Jak tu żyć i nie zwariować? Przepraszam za tą wylaną żółć, ale czasem naprawdę czuję się jak schizofreniczka. ;) Pozdrawiam serdecznie wszystkich forumowiczów.
Czarek
Posty: 1384
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: Czarek »

Witaj Kathy na forum.
Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Uprzedzając Wasze pytania-nie szukałam pomocy "na zewnątrz", nie uczęszczam na terapię i nie czuję się na to gotowa.
Kathy pisząc post na forum przełamujesz właśnie swój lęk i wychodzisz z problemem do ludzi. Moim zdaniem to odważne i warto abyś to w sobie doceniła.
Może z czasem rozważysz możliwość przyjścia na spotkanie, do któregoś z naszych Ognisk?
Ich wykaz masz tutaj: http://sychar.org/ogniska/
Tam możesz doświadczyć kontaktu z żywym człowiekiem i dać sobie szansę na uzyskanie pomocy w szerszym zakresie.
Z mojego doświadczenia dodam tylko, że warto wyjść do ludzi, poprosić o pomoc, także specjalistów, bo to nadzwyczaj ułatwia poradzenie sobie z problemem, daje realne wsparcie i poczucie bycia zaopiekowanym.
Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Miałam misję-jakiś głos w sercu mówił mi wtedy wyraźnie: "uratuj go" i wtedy moje żarliwe modlitwy zostały wysłuchane. Jego rodzice wprost nie posiadali się ze szczęścia, że ich syn tak diametralnie się dla mnie zmienił. Pamiętam, jak bardzo się starał wsłuchiwać w moje potrzeby, jak zaskakiwał mnie upominkami, jak chętnie odwiedzał ze mną sanktuaria, zawierzając nasz związek Panu Bogu. Ja również starałam się jak mogłam, by go uszczęśliwiać. Kochałam go (i nadal kocham) nad życie, byłam szczęśliwa, ale nosiłam w sercu wielki niepokój - że pokonany czas temu jakiś nałóg, wróci ze zdwojoną siłą. Mąż odkąd pamiętam miał problem z alkoholem.
Z Twojego opisu wynika, że masz świadomość problemu, który jest udziałem Twojego męża.
Czy wiesz, że żyjąc przez tyle lat z osobą uzależnioną od alkoholu sama stałaś się osobą współuzależnioną?
Według mojej wiedzy z choroby alkoholowej i ze współuzależnienia jest bardzo trudno wyjść o własnych siłach (o ile w ogóle jest to możliwe).
Piszesz o braku Twojej gotowości do szukania pomocy na zewnątrz. Rozumiem to. Może zechcesz zajrzeć na tą stronę http://al-anon.org.pl/ i poczytać?
Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Napiszcie, jak zachowywać się w takiej relacji? I co to znaczy "stawiać granice" Waszym zdaniem? Ja stawiam wyraźnie, ale mój mąż nie ma ochoty się do nich dostosowywać i notorycznie je przekracza.

Kathy granice stawia się przede wszystkim sobie samemu i tylko wtedy gdy jest się gotowym aby je skutecznie obronić.
W przeciwnym wypadku z konfrontacji z osobą, która ich nie respektuje ty wyjdziesz słabsza a ta osoba wzmocniona. Co oznacza, że mechanizm granic z czasem przestaje spełniać swoją (ochronną) funkcję.
Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Czekam więc... czekam na"jego dno" i czuję, że sama go sięgam.
Kathy czy wiesz, że nie decydując się na pomoc dla siebie samej powodujesz, że zarówno Twoje jak i męża dno obniża się?
Czy wiesz ile jesteś w stanie jeszcze wytrzymać?
Czy jesteś w stanie przewidzieć swoje reakcje gdy sytuacja będzie naprawdę trudna?
Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 BEZRADNOŚĆ,to, że nie umiem i nie mogę mu pomóc.
Najbardziej pomożesz sięgając po pomoc dla siebie.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: Angela »

Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Uprzedzając Wasze pytania-nie szukałam pomocy "na zewnątrz", nie uczęszczam na terapię i nie czuję się na to gotowa. Napiszcie, jak zachowywać się w takiej relacji?
Witaj, Przede wszystkim zapewniam o modlitwie.
Ty nie jesteś gotowa, ale Ty nie masz już czasu i nie mają czasu Twoje wspaniałe dzieci. Współuzależnienie je również dotyczy. W dorosłe życie wejdą ze skrzywionym spojrzeniem na świat i błednymi zakodowanymi reakcjami.
Czułaś misję ratowania męża, ale bez specjalistycznej pomocy się nie obejdzie. Sama miłość to mało, tu trzeba wiedzy. Zatem najpierw pomóż sobie na spotkaniach Al-Anon.
Wiedźmin

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: Wiedźmin »

Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Nie oznacza to, że przestał pić wcale, ale wydawało się, że to kontroluje. [...]

W tym roku mija 10 rok naszego małżeństwa. [...]

(Mąż) Odpowiada wtedy, że mam się zająć swoimi sprawami,a on się zajmuje swoimi. [...]

zobaczyłam też wyraźnie, że wina nie leży po mojej stronie. [...]

zyje z Piotrusiem Panem uzależnionym od alkoholu. [...]

Co mnie najbardziej boli? BEZRADNOŚĆ,to, że nie umiem i nie mogę mu pomóc.

"Obecnie nazywam go "garażowcem", bo tam najchętniej spędza po pracy czas, będąc głuchym na moje propozycje wspólnego spędzenia czasu."
Kathy,

Pytanie, czy wiesz, jak mąż chciałby spędzać najchętniej czas z Tobą / z rodziną?
Bo pewnie macie zupełnie różne wizje możliwości wspólnego spędzania czasu ze sobą.
Czy np. "w formach najchętniej wspólnie spędzanego czasu" dla Ciebie wpisywałoby się zapożyczone z sąsiedniego np. "podanie śniadania w kusej koszulce"? Myślę, że 99% mężów chętnie by przyjęło taki początek wspólny początek weekendu/niedzieli... i niewielu wybrałoby "garaż".

Opowiem o swoim doświadczeniu, dlaczego ja niezbyt chętnie lubiłem np. wspólne wyjścia z żoną "na zewnątrz"... za czasów jeszcze "sprzed kryzysu" ... no przynajmniej sprzed jego najostrzejszego stadium.

Żona lubiła i lubi wychodzić "do ludzi / na miasto / gdziekolwiek" - OK... ja też lubię, jestem otwarty, uwielbiam poznawać nowych ludzi. Tylko że przy takich wyjściach, ja przestawałem istnieć - niby szliśmy wspólnie, ale ja dla żony nie istniałem... - zaaferowana była tylko sobą, znajomymi... mnie na takich wspólnych wyjściach "nie zauważała"... często czułem się bardziej jako kierowca, niż towarzysz "owych wspólnych wyjść". Więc mi przestała pasować taka forma "wspólnie spędzanego czasu". Źle się w tym czułem - takie "wspólne spędzanie czasu" przestało być dla mnie atrakcyjne w jakimkolwiek wymiarze.

Więc warto poznać co jest dla nas ciekawe, atrakcyjne, miłe, fajne i czy faktycznie WSPÓLNE dla nas.
Alkohol jest mało atrakcyjną rozrywką, jednak nie mając alternatywy - najprostszą do sięgnięcia... stwarza też pozory, że daje możliwość ucieczki...

Piszesz, że nie umiesz i nie możesz mężowi pomóc... to jest zupełnie OK - jest dorosłym facetem.

Pytanie, czy na początek... czy umiesz i możesz pomóc sobie?
klopot_16
Posty: 47
Rejestracja: 16 sie 2017, 21:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: klopot_16 »

Kathy pisze: 30 cze 2018, 0:26 Ja zaś, mimo trwania w małżeństwie, czuję się samotna i bezradna. Paradoks polega na tym, iż nie należę do osób słabych - mam silny charakter i radzę sobie sama z większością problemów, ale ... jestem też kobietą, która potrzebuje silnego, męskiego ramienia, a żyje z Piotrusiem Panem uzależnionym od alkoholu. Co mnie najbardziej boli? BEZRADNOŚĆ,to, że nie umiem i nie mogę mu pomóc.
Rozumiem Cię doskonale, ja też doświadczam samotności w małżeństwie. Mój mąż co prawda nie jest alkoholikiem, ale ma schizofrenię. Mi też brakuje "silnego męskiego ramienia" i codziennie zadaję Bogu pytanie o sens tej choroby. Jak na razie doszłam do tego, że Bóg chce nauczyć mnie kochać. Bo wydawało mi się, że kocham męża, ale ta miłość nie przetrwała próby ogniowej - jego choroby.
Nie ustawaj w modlitwie. Dla Boga nie ma nic niemożliwego.
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Kathy..... ja jestem trzeźwym alkoholikiem i podpisuje się pod tym co napisał Czarek i Angela.......Człowiek nigdy nie jest BEZRADNY w 100% bo zawsze pozostaje modlitwa. Poszukanie pomocy w Al.-anon to ścieżka wyjścia z poczucia beradności. Na mityngu Al.-anon spotkasz podobnych Tobie ludzi a oni podziela się z Toba swoimi doświadczeniami.
Jako trzeźwy alkoholik napiszę Ci tak: alkoholik pije dotąd ,dokad przyjemności związane z piciem są zdecydowanie większe od bólu jaki niesie picie..... czyli odwrotnie; ból, konsekwencje, dyskomfort związany z piciem musi być zdecydowanie większy od przyjemności z picia.
Alkoholik pije nawet wtedy gdy nie chce. Bo tak działa zniewolenie alkoholem.
Piszesz: bezradność...... zajrzyj na stronę AA i tak poszukaj spisu mityngów w Twojej okolicy. Wydrukuj i połóż w widocznym miejscu w domu. Nie namawiaj..... połóż i czekaj. To sprawdzona metoda i w znacznym odsetku czynnych nałogów to działa.
Twarda miłość wobec męża..... nie pomaganie mu w piciu...... pozostawieniu go z jego piciem...... informacja o tym że jesteś gotowa mu pomóc wtedy gdy on o te pomoc poprosi.
Nie podawaj rosołków gdy meczy go kac......nie prowadź dyskusji z pijanym..... alkoholik jest skłonny do ustępstw wtedy gdy mocno cierpi ..... gdy picie boli.
Poczytaj o Al.-ano i alkoholizmie
PD
Kathy
Posty: 3
Rejestracja: 26 cze 2018, 0:44
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: Kathy »

Aleksander pisze: 30 cze 2018, 11:16
Czy np. "w formach najchętniej wspólnie spędzanego czasu" dla Ciebie wpisywałoby się zapożyczone z sąsiedniego np. "podanie śniadania w kusej koszulce"? Myślę, że 99% mężów chętnie by przyjęło taki początek wspólny początek weekendu/niedzieli... i niewielu wybrałoby "garaż".

Opowiem o swoim doświadczeniu, dlaczego ja niezbyt chętnie lubiłem np. wspólne wyjścia z żoną "na zewnątrz"... za czasów jeszcze "sprzed kryzysu" ... no przynajmniej sprzed jego najostrzejszego stadium.

Żona lubiła i lubi wychodzić "do ludzi / na miasto / gdziekolwiek" - OK... ja też lubię, jestem otwarty, uwielbiam poznawać nowych ludzi. Tylko że przy takich wyjściach, ja przestawałem istnieć - niby szliśmy wspólnie, ale ja dla żony nie istniałem... - zaaferowana była tylko sobą, znajomymi... mnie na takich wspólnych wyjściach "nie zauważała"... często czułem się bardziej jako kierowca, niż towarzysz "owych wspólnych wyjść". Więc mi przestała pasować taka forma "wspólnie spędzanego czasu". Źle się w tym czułem - takie "wspólne spędzanie czasu" przestało być dla mnie atrakcyjne w jakimkolwiek wymiarze.

Więc warto poznać co jest dla nas ciekawe, atrakcyjne, miłe, fajne i czy faktycznie WSPÓLNE dla nas.
Dzięki za odpowiedź. Odpowiadając z kolei na Twoje pytanie, powiem,że wiem,jakie formy wspólnego spędzania czasu są nam obojgu bliskie (łącznie z tą proponowaną przez Ciebie 😉). Wszystkie wyjścia,spotkania, wyjazdy zawsze planowaliśmy wspólnie, biorąc pod uwagę swoje potrzeby. Mamy też wspólne grono serdecznych przyjaciół i znajomych, wśród których czujemy się jak w rodzinie, więc nie ma analogii między Waszą a naszą sytuacją. Znam zasady Al-anonków. Łamię się,by wybrać się na spotkanie,ale wciąż paraliżuje mnie lęk przed publicznym obnażaniem się i przed tym, że spotkam kogoś znajomego,kto rozdmucha sprawę dalej (wiem-idiotyczne,ale tak czuję. Samowystarczalne Zosie-samosie tak mają😉). Od jakiegoś czasu wprowadziłam zasady twardej miłości i... Od tego czasu jest oczywiście gorzej,bo czuje moją przewagę. Mąż wie np. że nie ma mowy o żadnej intymności, kiedy jest choćby po jednym piwie, a mimo to mając do wyboru miły wieczór z żoną lub piwo,wybiera piwo i próbuje falszować rzeczywistość,że przecież nic nie pił. Chce zjeść jabłko i mieć jabłko. I do tego jest święcie przekonany,że da się! Na każdą porażkę w tym temacie odpowiada agresją słowną i tak w kole Macieju. Nie jestem terapeutą ani nawet nie próbuję nim być,ale na moje oko tak działa silne uzależnienie. Od kilku miesięcy nie prasuję mu, ostatnio już nawet nie gotuję dla niego,więc jak się domyślacie w domu "małe piekiełko". Kto winny? Oczywiście,ze ja i tylko ja. Nie wiem,jak długo to wytrzymam. Mam pytanie do osób z podobnym doświadczeniem-czy w razie wyższej konieczności da się "wyprowadzić"malzonka z domu? Z nieukrywaną zazdrością czytam Wasze posty, w których piszecie,jak to mąż grzecznie pakuje rzeczy i wychodzi. Mój choleryk za nic w świecie się nie ruszy,a ja z kolei nie zamierzam opuszczać domu,ktòry jest spełnieniem moich marzeń i tułać się z dziećmi po rodzicach lub znajomych (bo na wynajem dodatkowego mieszkania przy kredycie i konieczności spłacania w ratach wysokich kar pieniężnych z racji utraty przez niego prawo jazdy)mnie nie stać. Reasumując, nie chciałabym,by post ten odebrany był jako nagonka na męża. Kocham go,chcę ratować nasze małżeństwo, ale nie mam na to pomysłu. Wszystkie możliwości wyczerpałam. Była otwarta rozmowa ze mną, rozmowy z zatroskanymi rodzicami,ktorzy zauważyli problem,gdy mieszkaliśmy z nimi przez rok, budując dom, były 2 wymuszone przeze mnie (mój błąd-teraz wiem) rozmowy z dwoma terapeutami, były rekolekcje w postaci Spotkań Małżeńskich, mój udział w rekolekcjach dla żon,była wreszcie nasza przynależność do wspólnoty. Wszystko przynosiło dobro chwilowe. Nie mam więcej pomysłów. Uważam,ze że swojej strony zrobiłam absolutnie wszystko. Stosuję twardą miłość, bo wiem,że jest w tym iskierka nadziei,ale boję się,ze człowiek,ktorego kocham, nie wygra tej walki, bo jest bardzo słaby. Będzie to także moją największą życiową porażką.😢
Kathy
Posty: 3
Rejestracja: 26 cze 2018, 0:44
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: Kathy »

Dzięki nałóg za te słowa. Znam zasady Al-anonkow, wprowadziłam w życie zasady twardej miłości i od tego czasu jest tylko gorzej. Wiadomo-mniejszy komfort picia, większa agresja. Jestem z siebie dumna, bo przestałam maniakalnie szukać butelek, reagować na jego "garażowanie", nie prasuję mu, nie gotuję, zajmuję się sobą i dziećmi. Zołza w najpełniejszym wydaniu,a w sercu krew i łzy,ale wiem,ze tak trzeba. Trwa próba sił. Pytanie,kto ją wygra. Chcę ją dla niego wygrać,ale póki co jestem na etapie reorganizacji życia. Szukam pomysłów,inspiracji, jak to ogarnąć i nie zwariować i nade wszystko zapewnić dzieciom słoneczne dzieciństwo. Pozdrawiam!
Czarek
Posty: 1384
Rejestracja: 30 sty 2017, 8:33
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: Czarek »

Kathy pisze: 03 lip 2018, 23:51 Znam zasady Al-anonków. Łamię się,by wybrać się na spotkanie,ale wciąż paraliżuje mnie lęk przed publicznym obnażaniem się i przed tym, że spotkam kogoś znajomego,kto rozdmucha sprawę dalej (wiem-idiotyczne,ale tak czuję. Samowystarczalne Zosie-samosie tak mają).
Kathy rozumiem Twój lęk. Z doświadczenia wiem, że zadziałanie w jego obecności może być bardzo trudne lecz nie niemożliwe. Tego kroku nikt poza Tobą samą nie zrobi.
Znać zasady a doświadczyć ich działania w rzeczywistości to dwie różne rzeczy.
Kathy może ten artykuł pomoże Ci nabrać odwagi: http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia ... -anon.html
Kathy pisze: 04 lip 2018, 0:07 Znam zasady Al-anonkow, wprowadziłam w życie zasady twardej miłości i od tego czasu jest tylko gorzej. Wiadomo-mniejszy komfort picia, większa agresja. Jestem z siebie dumna, bo przestałam maniakalnie szukać butelek, reagować na jego "garażowanie", nie prasuję mu, nie gotuję, zajmuję się sobą i dziećmi. Zołza w najpełniejszym wydaniu,a w sercu krew i łzy,ale wiem,ze tak trzeba. Trwa próba sił. Pytanie,kto ją wygra. Chcę ją dla niego wygrać,ale póki co jestem na etapie reorganizacji życia. Szukam pomysłów,inspiracji, jak to ogarnąć i nie zwariować i nade wszystko zapewnić dzieciom słoneczne dzieciństwo.
Kathy przyjdzie czas gdy osłabniesz, gdy pojawią się wątpliwości, gdy będzie Ci bardzo trudno wytrwać w podjętych działaniach i staraniach. Wtedy bez wsparcia, bez pomocy wspólnoty, drugiego człowieka, który zna i rozumie problem będzie Ci bardzo ciężko.
Nie zabieraj sobie siły, którą możesz zyskać dzięki byciu we wspólnocie.

Pogody ducha
nałóg
Posty: 3321
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Samotna w małżeństwie

Post autor: nałóg »

Kathy,a kogo możesz spotkać na mityngu Al-anonu? Jak myślisz?Pamiętam jak ja rscjonalizowałem i odwlekałem pójście na mityng AA- bo może spotkam kogoś znajomego.A kto jak nie alkoholicy są na mityngu AA?kogo można spotkać w poradni uzależnień jak nie nałoga lub jego najbliższych?podpisuję się pod tym co pisze Czarek ....... potrzebna Ci grupa wsparcia dziś lecz tym bardziej potrzebna gdy dopadnie Cię dół emocjonalny .Idź na mityng.PD
ODPOWIEDZ