A korciło mnie, ale się powstrzymywałem, bo to forum pomocowe, ale Ty przecież ewidentnie pomocy nie potrzebujesz ... Z jakiegoś powodu jednak tu jesteś, masz już nawet własny wątek, sam mnie (nieświadomie?) wywołałeś , więc czemu nie...
Postaram się w duchu wątku, czyli jak być dojrzałym mężem.
Po pierwsze gratuluję Ci zapału i życzę, żeby jak najdłużej został, to myślę naprawdę zazwyczaj pomaga (choć potrafiłbym wskazać kilka toksycznych relacji gdzie szkodzi). Osobiście chciałbym trafić na taką i podobne stronki dużo wcześniej, więc też Ci tego trochę zazdroszczę - sama świadomość problemów i potencjalnych rozwiązań moim zdaniem b. pomaga.
Fajnie jakbyś mógł się podzielić, jak potrzymujesz swój zapał i odnawiasz swoją miłość każdego dnia, to myślę, że by było bardzo fajne świadectwo.
Generalnie zgadzam się z tym co piszesz, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Przepraszam z góry ale pozwolisz więc, że wrócę do tego osławionego przykładu kierowcy, z którym b. się zgadzam, lub nie zależy z której strony spojrzeć:
Ja też bardzo zgadzam się z tym porównaniem.karo17 pisze: ↑18 maja 2018, 17:52 Przykład z kierowcą bardzo trafny. Zważ jednak że są kierowcy którzy jeżdżą w formule1. Chłopaki 18 czy 19 letni jeżdżą z prędkością dochodząca do 380km/h. Są dzienne i nocne wyścigi. W słońce i deszcz. Zgodnie z tym co napisałeś i z takim tokiem, powinni oni zginąć w pierwszym zakręcie. Jak to możliwe żeby 19 sto latek jechał 350km/h i nic mu się nie stało? Jak to wytłumaczyć? Ale jako takie porównanie do kierowcy trafne Jacku. Pozdrawiam
Odnosząc się do twojej riposty. Ci 18,19 letni "nieopierzeni" kierowcy zaczynają "zabawę" w wieku 5,6 lat (niektórzy zaczynają już od 4). Ścigają się kartami z rówieśnikami, mają indywidualne sesje z byłymi kierowcami i tylko wybrani po latach treningów dostają szansę w wieku 12 latach na udział w zawodach juniorów jak Formula BMW. Później jeszcze bardziej pod górkę kolejne stopnie wtajemniczenia dla wybranych pracujących wybitnie ciężko GP3, GP2, jeśli będzie wybitny i wygrywać to dostanie szansę na kierowcę testowego F1, a później może i na stałe zagości w stajni jakiegoś zespołu.
Oprócz czystych umiejętności jeżdzenia ten chłopaczek musi zdobyć wiedzę inżynierską, mechaniczną do poprawiania bolidu i błyskawicznego reagowania na sygnały pochodzące od niego. Pracują sporo też nad kondycją fizyczną, psychiczną, a przede wszystkim nad koncentracją.
Okazuje się, że ten 18 letni chłopak nie robił w swoim świadomym życiu nic innego niż prowadzenie samochodu, nie zginie na pierwszym zakręciem, bo zanim doszedł do poziomu F1 to spędził za kółkiem 10 tysięcy godzin i pokonał setki tysięcy zakrętów.
Nie pokonuje tych zakrętów brawurą i zapałem (nikt by mu dla tego nie dał maszynki za jakies 40mln PN), tylko latami solidnego treningu, przygotowań i wyrzeczeń. Tak naprawdę to on często nic innego nie umie robić, tylko jeździć samochodem i całe jego rodzinne życie dookoła tego się kręci. Bardzo mało tutaj przypadków i nieoszliwowanych diamentów, potencjalni kandydaci są bardzo ostro oceniani, rodzina wydaje fortunę, a prawdopodobieństwo sukcesu wcale nie jest takie wysokie...
Pokonanie zakrętu w bolidzie to przy tym pikuś, mając tyle doświadczenia można to i zamkniętymi oczyma zrobić, zwłaszcza że każdy odcinek toru jest obcykany na pamięć, do najmniejszego dołka
I teraz czy powyższe porównanie moim zdaniem b. trafnie odnosi sie do małżeństwa. Pytanie, czy można zdobyć stosowne podejście i doświadczenie (bo to ono, a nie wiek, ani zapał moim zdaniem charakteryzuje dobrego kierowcę) bez stażu i czy ten nieszczęsny staż poprawia, czy pogarsza kondyncję relacji.
Co do pierwszego to ciężko ćwiczyć niektóre elementy małżeństwa przed nim (jestem otwarty na dyskusje ), niektóre rzeczy muszą po prostu wyjść w praniu. Niemniej jednak jeśli z domu rodzinnego wynieśliśmy odpowiednie wzorce, to większość jesteśmy w stanie niemal automatycznie przenieść na swoje małżeństwo (do pewnego poziomu oczywiście).
A to drugie zależy od pierwszego, albo wewnętrznej motywacji, żeby nad nim pracować mimo przeciwności.
Wprawdzie nie duży mamy wpływ w jakiej rodzinie przychodzimy na świat, ale ona wywiera znaczny wpływ na relacje (szczególnie małżeńską) jakie później budujemy. Za ten bagaż doświadczeń ciężko wziąć odpowiedzialność, bo tak naprawdę dostrzegamy jego obecność jak już coś zaczyna się psuć.
I to są te osławione garby, ciężko się z nimi porusza, bo często nie od nas zależą, ale chodzą za nami przez większą część życia i mimo, że strasznie uwierają niezmiernie ciężko samemu je zaobserwować...
Na koniec przewrotnie zapytam: Karo17 czy Ty kłócisz się czasem z żoną? Wybuchacie na siebie czasami gniewem?