Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa
: 17 wrz 2021, 12:52
Ruto - podzielisz się tym co wygrzebałaś- nie wiem gdzie poszukać?Ruta pisze: ↑17 wrz 2021, 11:37Astro,Astro pisze: ↑17 wrz 2021, 8:35 Skąd taki opór?
Ruto , przez zranienie i ból i dzieci i moj przez chociażby ostatnie cztery lata , przez aljenacje i grę dziećmi.
To moja praca , oczywiście z Bogiem, książkami psychologiem i tym forum, doświadczeniami ludzi, przyniosła mi te efekty , chce głównie moja praca i nauka , ja ja chciałem wykonać i wykonałem. A .... Żona dostaje ja razem w pakiecie bezmala jak nagrodę za rozwód .
rozumiem cię dobrze. Gdy patrzę przez pryzmat krzywdy, jaką obiektywnie przecież wyrządza mój mąż mi i rodzinie, tu i teraz, na bieżąco, z realnymi szkodami, zranieniami, bardzo poważnymi, natychmiast zaczynam czuć, że wciąż daję mężowi bardzo dużo z siebie, na co mój mąż aktualnie wcale nie zasługuje. I moje emocje natychmiast się zapętlają, a ja zamykam się w bólu i zaczynam się czuć jak ostatnia naiwna. Nie chcę być w tej perspektywie, bo ona mnie bardzo boli i powoduje mój ogromny wewnętrzny bunt. Za to nie pozwala z tej sytuacji się wydostać. I cokolwiek w tym stanie dajesz, to koszt jest ogromny. Dla wszystkich. Nie tylko dla ciebie.
Znalazłam nową perspektywę - to słynne dobro dzieci oraz pogodzenie się z tym, że jesteśmy od siebie zależni. Tworzymy rodzinę, nawet gdy jest to bardzo poraniona i bardzo dysfunkcyjna rodzina. Z tej perspektywy wspieranie przeze mnie męża niezależnie od jego postawy ma głęboki sens. Pomaga zmniejszać obszar dysfunkcji. Plusem tego jest, że choć w takiej sytuacji dajemy, to nam nie ubywa.
Wiem, jak ciężko jest przejść z tej jednej perspektywy do drugiej. Sama nie dałabym rady. Za dużo we mnie tych zranień, bólu, stale odnawianiego i podgrzewanego przez męża. Modlitwa. Czyni cuda. Efekt jest jeszcze jeden. Oddzielam już teraz działania i zachowania męża, nawet te bardzo destrukcjyjne i krzywdzące, od osoby męża. To pozwala mi mieć nadzieję, że zachowanie męża się zmieni. I się zmienia. Na lepsze.
Jeden niezasłużony prezent już dałeś. Mojemu mężowi. Z całym szacunkiem i miłością dla mojego męża, ale patrząc w kategorii zasługiwania, to akurat wtedy mój mąż nie zasługiwał na nic. Zastraszał mnie, był destrukcyjny wobec rodziny, stosował terror i przemoc w najróżniejszych formach. Uciekałam przed nim z własnego domu, dziecko bało się chodzić do szkoły. Mąż fundował nam koszmar. Doświadczaliśmy wyzwisk i gróźb, mą lubił tak robić publicznie, bym czuła się bardziej upokorzona. Na naszym osiedlu, przy naszych sąsiadach, przy kolegach syna. Bo złapał luz, że on już tu nie mieszka, to i żadna norma już go nie wiąże.
I wtedy właśnie dostał zestaw bardzo rozsądnych wskazówek. Twoich. Które w desperacji wygrzebałam na forum. Można powiedzieć - w nagrodę za zdradę, za terroryzowanie rodziny, za kłamstwa, za nastawienie przeciwko mnie całego naszego otoczenia, za mój i dziecka strach. Mówimy o zestawie tych wskazówek, które ty zanim je spisałeś i podzieliłeś się nimi na forum, okupiłeś cierpieniem, mozolną pracą, nauką. Mój mąż dostał je od ciebie i pośrednio ode mnie za nic. Skorzystał. Zapewne dlatego, że te wskazówki były takie z życia i z serca, autentyczne. To nie jakiś tam psycholog pisał, co w życiu nie widział na oczy dziecka, ani wściekłej żony. Ani oczu przerażonego dziecka. Myślę, że dlatego to zrobiło na moim męzu wrazenie na tyle, by się zastanowił i by w końcu postanowił się zatrzymać. Właśnie zmienić postępowanie. I zaczął zmieniać.
Astro, skorzystała na tym cała moja rodzina. Więc jak już napisałam, możemy spokojnie przyjąć, że masz za sobą pierwszą udaną i bardzo owocną próbę obdarowania osoby, która kompletnie na to nie zasługuje Dobrze ci poszło
Ja jestem coraz bardziej przekonana, że po to by pójść za Jezusem, to trzeba tak czasem zrobić to na ślepo. Zaufać. Zrobić coś wbrew intuicji, zaprzeć się siebie. Czasem to jak skok ze skały (czy jak się czasem słyszy w Sycharze, skok na bungee bez bungee), czasem przejście ciemną doliną. Czasem wystarczy tylko jakieś sieci porzucić. Różnie bywa. Ale sądzę, że tylko idąc za Jezusem jesteśmy w stanie z serca obdarować żonę czy męża w szczycie kryzysu. Taką żonę i takiego męża, których przychodzi pisać poprzedzając wielokropkiem. Nie miłą żonę, czy sympatycznego męża, ale właśnie .... żonę i .... męża.
Ja do tego potrzebowałam Jezusa. W obu moich parafiach jest drewniany Krzyż misyjny, nie wiem czy są parafie, gdzie ich nie ma, zwykle są. Ja tam sobie idę raz na jakiś czas. Dotykam tego Krzyża całą dłonią i proszę Jezusa, by przyjął ode mnie moją wściekłość na męża, mój ból, żal. Przyjmuje. Porozmawiaj z Nim o tym.