W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Ruta »

Astro,
wiesz, że doceniam twoją postawę ojcowską, troskę i miłość do synów. Jak się zapewne domyślasz, to wstęp do tego, co po "ale'.

Ale... pomyślałam, czytając, że może już czas dla was odpuścić walkę sądową. Gdy trwa batalia, trudno o stabilność. Kiedyś tata napisał w moim wątku, że sądy nie zadekretują relacji, nie pomogą dzieciom, ani nikomu. Ja wtedy się z nim o to kłóciłam. By jednak sobie kampanie sądowe odpuścić. Dla dobra dzieci. Gdy doświadczyłam tego, co napisał tata. Sądy wcale nie podejmowały dobrych dla nas i dla dzieci decyzji. A konflikt między nami eskalował. Dałam sobie spokój z sądami. Szkoda dzieci, mnie, męża.

Mam też taką obserwację, że czasem stałe terminy kontaktów pomagają dzieciom wprowadzić pewną regularność, stabilność. Więc takie rozwiązanie może okazać się dla waszego syna dobre. Jeśli dzieci nie chcą chodzić na kontakty, mają do tego prawo. Nie wolno ich zmuszać, czy to termin sztywny, czy swobodny. To nie ma znaczenia. Gdy sztywny termin kontaktów się nie sprawdzi, zawsze można poszukać innego. A może się sprawdzi?

Tak czytam, że chodzi o jeden punkt. Który sam w sobie nie wydaje się dla waszego syna szkodliwy. Dzieci potrzebują taty i mamy. I stabilnej sytuacji. Tak to widzę ze swojej perspektywy, mamy, która w sprawie kontaktów dzieci z mężem przeszła już dużo.

Ja tego nie wiem, ale czytając twój wpis o ugodzie, a w zasadzie o twojej niezgodzie na ugodę, zadałam sobie pytanie, czy jeszcze chronisz syna, czy już tylko walczysz z żoną? Poznałam osoby, które raz po raz wytaczały powództwa o dzieci, kontakty, alimenty. Był to ich sposób na podtrzymanie relacji. Kosztem tej relacji, dzieci, siebie, współmałżonka. Nie wiem, jak jest w twoim przypadku. Ale myślę, że warto, byś sam sobie zadał to pytanie. Podpiszesz ugodę. Cisza. Koniec batalii. Jak się z tym czujesz? I co dalej?
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Astro »

Ruta pisze: 12 maja 2023, 19:04 Astro,
wiesz, że doceniam twoją postawę ojcowską, troskę i miłość do synów. Jak się zapewne domyślasz, to wstęp do tego, co po "ale'.

Ale... pomyślałam, czytając, że może już czas dla was odpuścić walkę sądową. Gdy trwa batalia, trudno o stabilność. Kiedyś tata napisał w moim wątku, że sądy nie zadekretują relacji, nie pomogą dzieciom, ani nikomu. Ja wtedy się z nim o to kłóciłam. By jednak sobie kampanie sądowe odpuścić. Dla dobra dzieci. Gdy doświadczyłam tego, co napisał tata. Sądy wcale nie podejmowały dobrych dla nas i dla dzieci decyzji. A konflikt między nami eskalował. Dałam sobie spokój z sądami. Szkoda dzieci, mnie, męża.

Mam też taką obserwację, że czasem stałe terminy kontaktów pomagają dzieciom wprowadzić pewną regularność, stabilność. Więc takie rozwiązanie może okazać się dla waszego syna dobre. Jeśli dzieci nie chcą chodzić na kontakty, mają do tego prawo. Nie wolno ich zmuszać, czy to termin sztywny, czy swobodny. To nie ma znaczenia. Gdy sztywny termin kontaktów się nie sprawdzi, zawsze można poszukać innego. A może się sprawdzi?

Tak czytam, że chodzi o jeden punkt. Który sam w sobie nie wydaje się dla waszego syna szkodliwy. Dzieci potrzebują taty i mamy. I stabilnej sytuacji. Tak to widzę ze swojej perspektywy, mamy, która w sprawie kontaktów dzieci z mężem przeszła już dużo.

Ja tego nie wiem, ale czytając twój wpis o ugodzie, a w zasadzie o twojej niezgodzie na ugodę, zadałam sobie pytanie, czy jeszcze chronisz syna, czy już tylko walczysz z żoną? Poznałam osoby, które raz po raz wytaczały powództwa o dzieci, kontakty, alimenty. Był to ich sposób na podtrzymanie relacji. Kosztem tej relacji, dzieci, siebie, współmałżonka. Nie wiem, jak jest w twoim przypadku. Ale myślę, że warto, byś sam sobie zadał to pytanie. Podpiszesz ugodę. Cisza. Koniec batalii. Jak się z tym czujesz? I co dalej?
To co napisał tobie tata999 jest w dużej mierze prawda . Sądy nie na prawją relacji . I od tego nie są. Nie raz zresztą z tata rozmawiałem i mamy myślę wspólne stanowisko ,że w takich sytuacjach nie ma dobrych i idealnych rozwiązań.

Co do stabilnej sytuacji bynajmniej tego młodszego syna . Wyjście z leków od psychiatry, przez dziecko
jest, ta sądzę , dość wyraźnym sygnałem jaka miał u mnie opiekę i stabilną sytuację . Często nie chciał do matki chodzić . Mogłem go namawiać , co robiłem , ale zmuszać ..... Nawet nie mam zamiaru.

Twardy zapis nie jest dla dobra dziecka tylko jej.
Da możliwość karania mnie za nie realizowanie jej kontaktu , z dzieckiem , przez dziecko. Już takie pismo raz wystosowała do sądu. Aby było piękniej. Dzisiaj syn poszedł na kontakt do matki. Wieczorem napisał ,se nie wie po co . Znikła na trzy godziny . To chce tego kontaktu czy nie?

Piszerz o batalii i przez to podtrzymywanie sztuczne tej relacji. Mówisz ,abym zadał sobie to pytanie. Wiesz im mniej mam kontaktu z tą kobietą tym lepjej żyje . Nie potrzeba mi jej do niczego. Żeby było śmieszniej to ona ma prośby czy potrzeby do mnie nie ja do niej . Jak teraz kiedy teoretycznie weekend majowy był jej , ale jest po operacji i niby załatwiła sobie prywatną rehabilitacje. Czy jednak zajmę się synami.
Synami zawsze mogę się zająć. To jest krew z mojej krwi . Nie jak ona obca osoba. Ja jej o nic nie proszę , nie muszę i nie chce i nie będę ..
Koniec batalii ,świetnie będę bardziej mógł się zająć sobą i swoim zdrowiem niestety kontakt pozostanie bo ona wiecznie o coś piszę. Np. Jak syn w nowym klubie , jak pierwszy trening,
Mowiac , krótko odetchnę pełną piersią.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Ruta »

Astro,
Jesli dobrze rozumiem, to obawiasz się, że gdy zgodzisz się w ugodzie na sztywny termin, żona uzna to za podstawę karania ciebie za brak zrealizowanych kontaktów?

Rozumiem. Bo tak bywa. Mnie też mąż straszył karami, gdy syn nie chciał go widywać. Mąż wtedy winę widział we mnie, a nie w tym, ze jest na spotkaniach z synem nietrzeźwy, naćpany lub na kacu, drażliwy i mało zainteresowany. W swoich oczach był idealnym kochającym ojcem.

To była głupia sytuacja, bo mąż nie był wcale zainteresowany naprawą relacji z synem, gdy w perspektywie miał "odebranie" sobie w karach dla mnie alimentów, których i tak nie płacił. I jeszcze mógł na tym zarobić. Pamiętam jak mi pijany wykrzykiwał o tym, że po 500 zł mu będę płacić za kontakt. A ja się stresowałam. To było 1500 za tydzień. Bez weekendów. A miesięczne alimenty wynosiły 800 złotych.

Mąż za bardzo w tamtym czasie był nietrzeźwy, by ogarnąć tą sprawę. Ale pewnie, gdyby ją założył, sąd by mnie ukarał. Nie miałam żadnych dowodów, że mąż przychodzi pijany, naćpany, a tym bardziej skacowany. Sąd zasądzał mu kontakty, twierdząc, że jest trzeźwy, a ja wymyślam. Opinii OZSS o tym, że mąż jest w czynnym nałogu i nadaje się do terapii, a nie do dziecka, wtedy jeszcze nie było.

Jest na to rozwiązanie praktyczne. Można do ugody wpisać, że wobec trudnej na dziś relacji syna z mamą i jego niechęci do kontaktów zostaje ustalony sztywny termin na okres 3 miesięcy. W tym czasie zadaniem mamy jest zachęcić syna do kontaktów, a gdy kontakt się nie odbędzie, nie będzie to w tym czasie podstawą do wniosku o ukaranie ojca.

Warto też od razu zapisać, co się będzie działo po 3 miesiacach. Np. jak kontakty będą się odbywac, zostaną ustalone dalej na sztywno na kolejne trzy miesiace, jak nie, to termin zostanie zniesiony i zamieniony na dobrowolne kontakty.

Przy takich zapisach to mamie powinno zależeć na kontaktach, nie ma wtedy bonusu finansowego za torpedowanie kontaktów w białych rękawiczkach, no i jest od razu przewidziana możliwość zmiany. I jest jasne, kto za kontakt odpowiada. A kto nie.

Nie warto zrywać rozmów o ugodzie. Z męzem bylismy blisko takiej ugody. I była sensowna w miarę, na pewno z perspektywy syna. Mąż rozmowy zerwał. I zaproponował przez prawnika warunki, które z dobrem dziecka nie mają nic wspólnego, za to wiele z dobrem kochanki i nadchodzacym rozwodem.

Astro, wiem, że nie jest łatwo współpracować z rodzicem, który jest w swoim kryzysie osobistym, u którego dobro dziecka jest na liście długo po kochankach, popapraniach i egozimach. Ale dzieci szkoda. Dla nich warto.
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Astro »

Ruto
Ja się nie obawiam , ja ją znam.
A ja potrzebuję spokoju . Bynajmniej przez jakiś czas.
Na tę chwilę czekam na oficjalną odpowiedź bcż.
Nie przedstawiam , żadnych propozycji , czekam.
Młody dzisiaj wrocil zadowolony. Mamcia się stara i bardzo dobrze.
Będzie tak robiła do kolejnej sprawy , ma na tyle czasu aby namówić syna do powrotu do niej , aby z nią chciał mieszkać . Inaczej miejsce pobytu młodszego syna będzie przy mnie. Znam ją będzie stawać na rzęsach aby wrócił do niej.
A później..... Zobaczymy.
Inne sprawy już są jasne.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Astro »

Ruta pisze: 13 maja 2023, 8:28
Astro, wiem, że nie jest łatwo współpracować z rodzicem, który jest w swoim kryzysie osobistym, u którego dobro dziecka jest na liście długo po kochankach, popapraniach i egozimach. Ale dzieci szkoda. Dla nich warto.
Odniose się jeszcze Ruto do tego .
Tak dla dzieci warto wiele zrobić , wiem to doskonałe. I to robiłem. Nie bezbłędnie . Natomiast fakt jest taki ,że młody wychodzi z leków dlatego ,se o niego zadbałem . I nie miał wtedy częstych kontaktów z matką , dlatego ,że tak chciał , a ja go nie zmuszałem , a kiedy trzeba było broniłem.
Może nie potrzebuje tak szeroko zakrojonego kontaktu ze swoją krzywdzicielką .
Takie jak ona się nie zmieniają.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Ruta »

Astro pisze: 16 maja 2023, 20:54
Ruta pisze: 13 maja 2023, 8:28
Astro, wiem, że nie jest łatwo współpracować z rodzicem, który jest w swoim kryzysie osobistym, u którego dobro dziecka jest na liście długo po kochankach, popapraniach i egozimach. Ale dzieci szkoda. Dla nich warto.
Odniose się jeszcze Ruto do tego .
Tak dla dzieci warto wiele zrobić , wiem to doskonałe. I to robiłem. Nie bezbłędnie . Natomiast fakt jest taki ,że młody wychodzi z leków dlatego ,se o niego zadbałem . I nie miał wtedy częstych kontaktów z matką , dlatego ,że tak chciał , a ja go nie zmuszałem , a kiedy trzeba było broniłem.
Może nie potrzebuje tak szeroko zakrojonego kontaktu ze swoją krzywdzicielką .
Takie jak ona się nie zmieniają.
Astro, popełniłam sporo błędów i pewnie popełnię kolejne. Gdy mąż był w ostrym kryzysie z początku nie potrafiłam obronić ani siebie, ani dzieci. Nauka zajęła mi sporo czasu. Wiem też, jak trudno wyważać między potrzebą dziecka do więzi z dysfunkcyjnym rodzicem, a obroną dziecka przed tymi dysfunkcjami. A przecież drugi rodzic, a zarazem współmałżonek, wciąż jest w kryzysie, rani, dokucza, utrudnia, rzuca kłody, nie tylko bezpośrednio, ale też poprzez dzieci. I kiedy to się dzieje poprzez dzieci, trudno utrzymać emocje na wodzy. Gdyby emocje decydowały, mój mąż chodziłby ciężko obity. Ale nie decydują.

Na dziś moja obserwacja jest taka, że naszym dzieciom najlepiej służy spokój i tyle stabilizacji, ile tylko się da w tych pokręconych warunkach. Dlatego uczę się nie eskalować, ustępować gdzie mogę, czasem swoim kosztem, nie odpowiadać pięknym za nadobne. I mimo wszystko wspierać relację ojcowską. Dla dzieci. Dla mnie. Dla męża też. Jest pogubiony. Ale jest rodzicem. Im lepiej mają się dzieci, tym lepiej mam się ja. A ich dobrostan zależy nie tylko ode mnie, ale też od męża. Jesteśmy i pozostaniemy ze sobą połączeni. Nie ma sensu się na to buntować, tak jak nie ma sensu się buntować na gwiazdy. Są.

Jednak też nie chodzi o to, by grać i robić to wszystko przez zaciśnięte zęby. Gdy nie jesteśmy spójni, sami się męczymy, a dzieciaki są zdezorientowane. Mi pomogła praca nad przebaczeniem. W zasadzie to stała praca, bo mąż ciągle robi nowe rzeczy, wymagające kolejnych przebaczeń. Ale gdy nie dźwigam złości, rozczarowań, mi też jest lepiej. Także zdrowotnie. Był czas, że złość mnie jadła, miałam nadciśnienie, bóle kręgosłupa, zaburzenia snu, żyłam w przewlekłym stresie. W opłakanym stanie ja też byłam dysfunkcyjna.

Czytając ciebie, gdzieś tam na dnie wpisów, czuję, że u ciebie tej złości do żony, urazy, nieprzebaczonych zranień jest wciąż dużo. Po ludzku rozumiem. Po swojemu rozumiem. Ale też wiem jaką ulgą była dla mnie i dzieciaków, kiedy jednak, mimo wszystko zaczęłam odpuszczać. Dlatego do ciebie piszę. Co nie znaczy, że wiem wszystko, czy wiem lepiej, czy że mam gotowe dobre rozwiązania.

Na dziś schodzę z linii strzału zupełnie. Nie widuję męża wcale. Nie piszę poza bardzo krótkimi ustaleniami dotyczącymi spraw dzieci,średnio dwa razy w miesiącu. Nie chcę, by ustalenia rodzicielskie obciążały dzieci, bo to także byłoby dla nich krzywdzące. Nie uważam tego unikania za optymalne. Ja akurat tęsknię za mężem. Nawet jeśli dobrych chwil w czasie, gdy mieliśmy kontakt było mniej niż ranienia, dogryzania. Ale na dziś innego pomysłu na nie-eskalację nie mam. Doszłam do jakiejś swojej granicy być może.

Nie ustaję tylko w modlitwie. Modlitwę za męża postrzegam jako podstawę deeskalacji. Choć czasem to krótka modlitwa. Może tak na próbę weź jakąś nowennę, albo stałą modlitwę i zobacz czy coś się zmieni, jak przez 9 kolejnych dni taką modlitwę powiesz. Zaszkodzić nie zaszkodzi na pewno. Więc niczym nie ryzykujesz...
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: renta11 »

W sprawie dzieci, ich kontaktu z drugim dysfunkcyjnym rodzicem, moim zdaniem, na pierwszym miejscu należy postawić dziecko i jego dobro.
To jest wbrew stanowisku Sycharu, gdzie małżonek winien być na pierwszym miejscu.
Twoja żona, wg mojej oceny, jest mocno zaburzoną i agresywną osobą.
Ale małżonka jest dorosłą osobą i sama powinna rozwiązywać swoje problemy, bo ma do tego wszelkie środki (psychologiczne, farmakologiczne, materialne i wszelkie inne). Jeśli tego nie robi, to jest to jej wybór i ma do takiego wyboru prawo. Można jej w tym pomóc, ale granicą w tej pomocy winno być naruszanie dobra dziecka.
Myślę Astro, że Ty dobrze znasz swoją żonę i jej mocno dysfunkcyjny wpływ na dzieci. Czasami jest tak, że dystans fizyczny jest bardzo potrzebny. Także po to aby popracować nad swoimi emocjami. Wierzę że dziecko samo zechce spotkać się z matką kiedy zauważy u niej nawet minimalne zmiany na lepsze. Bo dzieci najczęściej lgną mocno do rodziców, nawet do kiepskich rodziców. Ale dzieci nie powinny przyjmować stanowiska dorosłych wobec własnych rodziców, to zbyt obciążające dla nich.
Twoje dzieci patrzą na Ciebie Astro, warto o tym pamiętać. Bo Ty jesteś dla nich opoką, oparciem, i z Ciebie biorą przykład.
Bardzo trudno jest lawirować po cienkiej linii, pomiędzy chrześcijańską postawa wobec żony (tym bardziej przy negatywnych
emocjach wobec niej) a dobrze pojętym dobrem dzieci. Ale Ty sobie dobrze radzisz.

Ruto

W Twoich wypowiedziach widzę ciągle wiele troski o dobre samopoczucie Twojego męża, uprawiasz wręcz taniec na linie, aby utrzymywać czy wskrzeszać relacje. Czy to nie zahacza nadal o współuzależnienie?
Nawet oddałaś swoje dziecko uzależnionemu mężowi na wychowanie. Liczyłaś na to, że czynnie uzależniony mąż stanie się w cudowny sposób zdrowym, dobrze funkcjonującym ojcem?
Jak to się skończyło?
Jaką cenę zapłaciło za to Twoje dziecko?
Czy było warto?
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Ruta »

renta11 pisze: 17 maja 2023, 9:26 W sprawie dzieci, ich kontaktu z drugim dysfunkcyjnym rodzicem, moim zdaniem, na pierwszym miejscu należy postawić dziecko i jego dobro.
To jest wbrew stanowisku Sycharu, gdzie małżonek winien być na pierwszym miejscu.
Twoja żona, wg mojej oceny, jest mocno zaburzoną i agresywną osobą.
Ale małżonka jest dorosłą osobą i sama powinna rozwiązywać swoje problemy, bo ma do tego wszelkie środki (psychologiczne, farmakologiczne, materialne i wszelkie inne). Jeśli tego nie robi, to jest to jej wybór i ma do takiego wyboru prawo. Można jej w tym pomóc, ale granicą w tej pomocy winno być naruszanie dobra dziecka.
Myślę Astro, że Ty dobrze znasz swoją żonę i jej mocno dysfunkcyjny wpływ na dzieci. Czasami jest tak, że dystans fizyczny jest bardzo potrzebny. Także po to aby popracować nad swoimi emocjami. Wierzę że dziecko samo zechce spotkać się z matką kiedy zauważy u niej nawet minimalne zmiany na lepsze. Bo dzieci najczęściej lgną mocno do rodziców, nawet do kiepskich rodziców. Ale dzieci nie powinny przyjmować stanowiska dorosłych wobec własnych rodziców, to zbyt obciążające dla nich.
Twoje dzieci patrzą na Ciebie Astro, warto o tym pamiętać. Bo Ty jesteś dla nich opoką, oparciem, i z Ciebie biorą przykład.
Bardzo trudno jest lawirować po cienkiej linii, pomiędzy chrześcijańską postawa wobec żony (tym bardziej przy negatywnych
emocjach wobec niej) a dobrze pojętym dobrem dzieci. Ale Ty sobie dobrze radzisz.

Ruto

W Twoich wypowiedziach widzę ciągle wiele troski o dobre samopoczucie Twojego męża, uprawiasz wręcz taniec na linie, aby utrzymywać czy wskrzeszać relacje. Czy to nie zahacza nadal o współuzależnienie?
Nawet oddałaś swoje dziecko uzależnionemu mężowi na wychowanie. Liczyłaś na to, że czynnie uzależniony mąż stanie się w cudowny sposób zdrowym, dobrze funkcjonującym ojcem?
Jak to się skończyło?
Jaką cenę zapłaciło za to Twoje dziecko?
Czy było warto?
Rento, ponieważ twoje pytania do mnie nie odnoszą się do wątku Astro i dotyczą mojej sytuacji, odpowiem na nie w swoim wątku.

Natomiast odnosząc się do kwestii dobro dziecka - dobro małżonka i właściwej hierarchii dóbr. W moim odczuciu jest tu potrzeba prostowania. Po pierwsze nie Sychar, a Kościoł - Wspólnota opiera się w całości na nauczaniu Kościoła Katolickiego. Po drugie ta hierarchia wygląda inaczej, niż ją przedstawiłaś. Zgodnie z przykazaniem miłości.

Na pierwszym miejscu Bóg, na drugim ja i na równi bliźni. Jeśli chodzi o bliźnich, drabinka układa się w zgodzie z obowiązkami stanu, zobowiązaniami, w tym zobowiązaniem wynikającym z sakramentu małżeństwa: współmałżonek, dzieci, rodzice i tak dalej. To nie tyle kolejność miłości, bo kochać mamy wszystkich, co powinności, wypełniania zobowiązań. Tak więc na przykład nawet najwspanialsza posługa nie jest dobrem, jeśli z jej powodu zaniedbam obowiązki wobec dzieci, a nawet największe zaangażowanie w dzieci nie jest dobrem, jeśli godzi w moje zobowiązania wobec męża. Szkodziłabym (i szkodziłam) tak wszystkim, także tym, którym służę nadmiernie, nie tylko tym, których zaniedbuję.

Nauka ta w żaden sposób nie oznacza zgody na czyjąkolwiek krzywdę, a więc na przykład trwania przy pijącym krzywdzącym mężu, "bo jest ważniejszy od dzieci". To wypaczanie tej nauki. Taka postawa nie ma wiele wspólnego z miłością, nie tylko do dzieci, ale i do męża, i wyżej na drabince też. Zaprzecza miłości siebie, a także miłości Boga. Musiałabym wierzyć, że Bóg chce dla mnie, dla dzieci i dla mojego męża czegoś w rodzaju horroru. Zresztą w moim przypadku tak było. Błędnie tą naukę pojęłam, pomijając w tym porządku Boga. I siebie. Czyli mąż na pierwszym miejscu, dzieci na drugim. Nie przyniosło to dobrych efektów. Stąd sprostowanie.

W Sycharze za to często można usłyszeć, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne także znajdzie się na właściwym miejscu. Moje doświadczenie to potwierdza. Gdy na pierwszym miejscu jest u mnie Bóg, powoli ta moja hierarchia się układa.
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Astro »

Rento 11
Nie mi wypada siebie oceniać.
Bezbłędny nie byłem. Dawałem i daje z siebie tyle ile mogę moim synom na maxa w danym momencie. To ,że młodszy mieszka ze mną , nie powoduje , ze zapominam o starszym chłopaku .
Ostatnio jak byliśmy z synami u lekarza właśnie , to stoczyłem bitwę na argumenty z bcż a dotycząca przyszłości starszego syna . Tu także uzyskałem wsparcie pani dr . Bez wchodzenia w szczegóły pani stwierdziła ,że pomysł bcż mało trafiony i raczej pochyliła by się na tym co ja mówię i proponuje odnośnie przyszłości syna jego rozwoju edukacji i wchodzenia w samodzielność i pracę.
Co do młodszego myślę ,że samo to iż za mc dokładnie nie będzie już musiał brać żadnych leków od psychiatry broni się samo. Także opinia że szkoły jego wyniki , podejście , pewność i wiara siebie jest zupełnie na innym poziomie .

Co do bcż tak myślę ,że to ja ewentualnie znam ją jak nikt inny , poznawałem także ciągle jej możliwości , z biegiem tych lat ostatnich.
Tak jak kiedyś mi napisałaś , pozwoliłem sobie na zmianę gradacji ważności osób, pomijając w niej bcż , tak masz rację a im dalej od tego momentu , w którym zrezygnowałem z zabiegania o bcż tym lepjej dla mnie , myślę ,se dla synów także .
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: renta11 »

Astro

Bo dopiero "po owocach poznacie". Minęło już kilka lat jak jesteś na forum, więc i te owoce objawiają się. Super, bardzo się cieszę z Twoich sukcesów wychowawczych. Brawo TY.

Bcż jest dorosła, odpowiada za siebie, za swój rozwój, a nawet za brak rozwoju. Czasami pomocą można więcej zepsuć niż naprawić.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Monti
Posty: 1261
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Monti »

Ruta pisze: 17 maja 2023, 17:47 Natomiast odnosząc się do kwestii dobro dziecka - dobro małżonka i właściwej hierarchii dóbr. W moim odczuciu jest tu potrzeba prostowania. Po pierwsze nie Sychar, a Kościoł - Wspólnota opiera się w całości na nauczaniu Kościoła Katolickiego. Po drugie ta hierarchia wygląda inaczej, niż ją przedstawiłaś. Zgodnie z przykazaniem miłości.

Na pierwszym miejscu Bóg, na drugim ja i na równi bliźni. Jeśli chodzi o bliźnich, drabinka układa się w zgodzie z obowiązkami stanu, zobowiązaniami, w tym zobowiązaniem wynikającym z sakramentu małżeństwa: współmałżonek, dzieci, rodzice i tak dalej. To nie tyle kolejność miłości, bo kochać mamy wszystkich, co powinności, wypełniania zobowiązań. Tak więc na przykład nawet najwspanialsza posługa nie jest dobrem, jeśli z jej powodu zaniedbam obowiązki wobec dzieci, a nawet największe zaangażowanie w dzieci nie jest dobrem, jeśli godzi w moje zobowiązania wobec męża. Szkodziłabym (i szkodziłam) tak wszystkim, także tym, którym służę nadmiernie, nie tylko tym, których zaniedbuję.
Myślę, że te wszystkie drabinki są pewnym uproszczeniem, bo sytuacje życiowe są bardzo różne i w każdym przypadku należy rozeznawać i odnosić do swojej aktualnej sytuacji. W sytuacji wielu z nas, którzy mieszkamy oddzielnie od małżonków, trudno twierdzić, by zaangażowanie w wychowanie dzieci było zaniedbywaniem męża/żony (bo i tak nie możemy realizować obowiązków małżeńskich tak, jak byśmy chcieli). W końcu, na pewnych etapach życia, poszczególne osoby (nawet te będące teoretycznie niżej w hierarchii miłości) mogą potrzebować naszej pomocy i siłą rzeczy odbywa się to kosztem czasu dla najbliższej rodziny. A czasem zdarza się też, że powoływanie się na porządek miłości bywa wymówką (także dla ludzi pobożnych), by nie podejmować czynów miłosierdzia wobec innych.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Ruta »

Astro,
Dużo pracy wykonałeś i w tym, co sam robisz dla synów i w tym, by zatrzymać krzywdzenie synów przez ich pogrążoną w kryzysie mamę. Wiem, ile to wysiłku, bo podobny podjęłam.

Długo zabiegałam o męża w kryzysie. Gdy w końcu przestałam, widzę, tak jak i ty, ile to spokoju przyniosło dla nas wszystkich. Uczymy się w Sycharze, że zrezygnowanie z zabiegania o żonę, czy męża w kryzysie to dobry krok. Krok do odwieszenia się, odejścia od tego, co nie jest miłością, tylko niezdrową zależnością. Nie sprzeciwia się towłaściwemu porządkowi, Bóg, ja, małżonek, dzieci. Wręcz przeciwnie, pomaga ten porządek przywrócić.

Wiemy już, doświadczamy, ja, ty, że postawić granicę, chronić siebie i dzieci i przestać zabiegać jest dobrze.

Pozostaje pytanie co dalej. Dla mnie fakty są proste. Mój mąż istnieje, także jako ojciec. Z tymi zaletami i tymi trudnościami, z którymi go wybrałam i przyjęłam. I z tym kryzysem, w którym jest. Jego obecność w życiu moim i dzieci jest prostą konsekwencją moich decyzji. W tym przysięgi małżeńskiej. Mogłabym się bić się z faktami. Tylko po co?

Przebaczenie i przyjęcie tego co jest, pomagają mi spokojnie przyjmować obecność męża. Także, gdy jest trudna. Współpracować w sprawach dzieci. Unikać eskalacji, zawieszania, taplania w emocjach.

Czytając ciebie, czytam ile silnych emocji wobec żony tobą targa.

W zasadzie tylko tyle staram ci się przekazać, że nie warto się w tych emocjach zapętlać. Mnie takie emocje zjadały. Napięcie, moje i to pomiędzy mną a mężem, obciążało nasze dzieci. Moje zdrowie. Moje myśli. Szkoda życia. Dzieci szkoda. Męża i żony też szkoda.

Przepracować emocje, dopuścić przebaczenie, uznać ojca za ojca, czy mamę za mamę, ustąpić, tam gdzie można ustąpić, to nie to samo, co przyzwalać na krzywdę i pozwalać po sobie jeździć. Wręcz przeciwnie, potrzebowałam dużo siły, by móc taką postawę przyjąć. Ja takiej siły nie mam. Biorę ją od Boga. Gdy proszę, to ją dostaję.

Myślałeś o 12 krokach dla siebie?
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Astro »

Ruta pisze: 18 maja 2023, 11:56 Astro,
Dużo pracy wykonałeś i w tym, co sam robisz dla synów i w tym, by zatrzymać krzywdzenie synów przez ich pogrążoną w kryzysie mamę. Wiem, ile to wysiłku, bo podobny podjęłam.

Długo zabiegałam o męża w kryzysie. Gdy w końcu przestałam, widzę, tak jak i ty, ile to spokoju przyniosło dla nas wszystkich. Uczymy się w Sycharze, że zrezygnowanie z zabiegania o żonę, czy męża w kryzysie to dobry krok. Krok do odwieszenia się, odejścia od tego, co nie jest miłością, tylko niezdrową zależnością. Nie sprzeciwia się towłaściwemu porządkowi, Bóg, ja, małżonek, dzieci. Wręcz przeciwnie, pomaga ten porządek przywrócić.

Wiemy już, doświadczamy, ja, ty, że postawić granicę, chronić siebie i dzieci i przestać zabiegać jest dobrze.

Pozostaje pytanie co dalej. Dla mnie fakty są proste. Mój mąż istnieje, także jako ojciec. Z tymi zaletami i tymi trudnościami, z którymi go wybrałam i przyjęłam. I z tym kryzysem, w którym jest. Jego obecność w życiu moim i dzieci jest prostą konsekwencją moich decyzji. W tym przysięgi małżeńskiej. Mogłabym się bić się z faktami. Tylko po co?

Przebaczenie i przyjęcie tego co jest, pomagają mi spokojnie przyjmować obecność męża. Także, gdy jest trudna. Współpracować w sprawach dzieci. Unikać eskalacji, zawieszania, taplania w emocjach.

Czytając ciebie, czytam ile silnych emocji wobec żony tobą targa.

W zasadzie tylko tyle staram ci się przekazać, że nie warto się w tych emocjach zapętlać. Mnie takie emocje zjadały. Napięcie, moje i to pomiędzy mną a mężem, obciążało nasze dzieci. Moje zdrowie. Moje myśli. Szkoda życia. Dzieci szkoda. Męża i żony też szkoda.

Przepracować emocje, dopuścić przebaczenie, uznać ojca za ojca, czy mamę za mamę, ustąpić, tam gdzie można ustąpić, to nie to samo, co przyzwalać na krzywdę i pozwalać po sobie jeździć. Wręcz przeciwnie, potrzebowałam dużo siły, by móc taką postawę przyjąć. Ja takiej siły nie mam. Biorę ją od Boga. Gdy proszę, to ją dostaję.

Myślałeś o 12 krokach dla siebie?
Propozycję 12 kroków miałem kilka razy. Nawet nie dawno. Kiedyś chciałem ,ale się nie udało. Teraz.....nie czuje absolutnie takiej potrzeby.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: renta11 »

Astro pisze: 19 maja 2023, 21:52
Propozycję 12 kroków miałem kilka razy. Nawet nie dawno. Kiedyś chciałem ,ale się nie udało. Teraz.....nie czuje absolutnie takiej potrzeby.
Przerabiałam 12 kroków dwa razy. W realu w Al-Anon i tutaj w sycharze, czyli na żywo i za pomocą pisania. Bardzo ciekawe doświadczenie, które zmieniło moje życie.
Uważam, że program 12 kroków powinien odbywać się na poziomie Liceum, bo przyda się każdemu człowiekowi. Bardzo porządkuje myśli, uczucia i działania.

Jeśli nie czujesz absolutnie takiej potrzeby to nasuwa mi się, że np. możesz bać się, że będziesz musiał przebaczyć bcż i co gorsza musiał prawdziwie pojednać się z nią. Ale Ty nic nie musisz. Będziesz to realizował tak, jak będziesz chciał, jak będziesz na to gotowy a nawet będziesz mógł to/ją np. pominąć. Przebaczenie bcż jest prezentem dla Ciebie, bo pozwoli Ci puścić psychicznie obciążenia związane z nią. Najpierw będą to momenty, potem będzie to postępować. Bo przebaczać będziesz pewnie stale i na bieżąco, bo ta kobieta pewnie długo jeszcze będzie w stałej produkcji rzeczy do przebaczenia. ;) Ksiądz Dziewiecki fajnie mówił o pojednaniu. Odnosił się do sytuacji, w której druga strona nie jest wystarczająco dojrzała ani do przebaczania, ani do pojednania. Mówił, że nie trzeba jej informować o przebaczeniu jej, ani prowadzić na siłę pojednania. Można przebaczyć w swoim sercu bez oficjalnego pojednania i nawet nie informować drugiej osoby o tym. Bo często to będzie jak rzucanie pereł przed wieprze. A jeśli kiedyś (gdy ona do tego dojrzeje) przyjdzie: przeprosi i poprosi o przebaczenie, to wtedy (także przy własnej gotowości) będzie można powiedzieć, że np. przebaczyłem już 15.08.2023. Takie nastawienie jest zwolnieniem z presji, że musisz. Bo Ty nic nie musisz. Ale możesz spróbować z otwartym umysłem i sercem. Program 12 kroków zmieniał mnie i moje życie. Myślę, że rzadko pozostawiał kogoś obojętnym.

Bliskie jest mi również to, co Szustak mówił o 10 przykazaniach. Otóż mówił, że nie należy je traktować, jako 10 obowiązków do wypełnienia. Ale jako obietnicę Boga, że "jeżeli będziesz w bliskości ze mną to nie będziesz robił" i tutaj wymienił 10 przykazań. Jeśli będę w dobrej relacji z Tatą, to w prezencie On mi obiecuje, że będę - po prostu dobrym człowiekiem. Takie podejście daje otwartość na zmiany. Tylko tyle i aż tyle.
Bożego dnia.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Astro
Posty: 1208
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W trakcie rozwodu 17 lat małżeństwa

Post autor: Astro »

renta11 pisze: 20 maja 2023, 7:04
Astro pisze: 19 maja 2023, 21:52
Propozycję 12 kroków miałem kilka razy. Nawet nie dawno. Kiedyś chciałem ,ale się nie udało. Teraz.....nie czuje absolutnie takiej potrzeby.
Przerabiałam 12 kroków dwa razy. W realu w Al-Anon i tutaj w sycharze, czyli na żywo i za pomocą pisania. Bardzo ciekawe doświadczenie, które zmieniło moje życie.
Uważam, że program 12 kroków powinien odbywać się na poziomie Liceum, bo przyda się każdemu człowiekowi. Bardzo porządkuje myśli, uczucia i działania.

Jeśli nie czujesz absolutnie takiej potrzeby to nasuwa mi się, że np. możesz bać się, że będziesz musiał przebaczyć bcż i co gorsza musiał prawdziwie pojednać się z nią. Ale Ty nic nie musisz. Będziesz to realizował tak, jak będziesz chciał, jak będziesz na to gotowy a nawet będziesz mógł to/ją np. pominąć. Przebaczenie bcż jest prezentem dla Ciebie, bo pozwoli Ci puścić psychicznie obciążenia związane z nią. Najpierw będą to momenty, potem będzie to postępować. Bo przebaczać będziesz pewnie stale i na bieżąco, bo ta kobieta pewnie długo jeszcze będzie w stałej produkcji rzeczy do przebaczenia. ;) Ksiądz Dziewiecki fajnie mówił o pojednaniu. Odnosił się do sytuacji, w której druga strona nie jest wystarczająco dojrzała ani do przebaczania, ani do pojednania. Mówił, że nie trzeba jej informować o przebaczeniu jej, ani prowadzić na siłę pojednania. Można przebaczyć w swoim sercu bez oficjalnego pojednania i nawet nie informować drugiej osoby o tym. Bo często to będzie jak rzucanie pereł przed wieprze. A jeśli kiedyś (gdy ona do tego dojrzeje) przyjdzie: przeprosi i poprosi o przebaczenie, to wtedy (także przy własnej gotowości) będzie można powiedzieć, że np. przebaczyłem już 15.08.2023. Takie nastawienie jest zwolnieniem z presji, że musisz. Bo Ty nic nie musisz. Ale możesz spróbować z otwartym umysłem i sercem. Program 12 kroków zmieniał mnie i moje życie. Myślę, że rzadko pozostawiał kogoś obojętnym.

Bliskie jest mi również to, co Szustak mówił o 10 przykazaniach. Otóż mówił, że nie należy je traktować, jako 10 obowiązków do wypełnienia. Ale jako obietnicę Boga, że "jeżeli będziesz w bliskości ze mną to nie będziesz robił" i tutaj wymienił 10 przykazań. Jeśli będę w dobrej relacji z Tatą, to w prezencie On mi obiecuje, że będę - po prostu dobrym człowiekiem. Takie podejście daje otwartość na zmiany. Tylko tyle i aż tyle.
Bożego dnia.
Dzięki Rento 11 za podzielenie się swoim doświadczeniem i przemysleniami. Ale też jak piszesz nic nie muszę . Nawet chciałem jej przebaczyć , jednak nie wychodzi. Już chyba to odpuściłem , zdecydowanie wolę zająć się sobą. W mojej terapii .

Nie będę cię przekonywał , ale nie boje się tego przebaczenia czy nie przebaczenia .
Kwestia jej przeprosin ,czy kiedyś przyjdzie rozbawiły mnie nawet😂👍.
Chyba się powtórzę. Dla mnie temat mojego małzenstwa jest zamknięty. Go nie ma. Nie ma przeprosin , relacji i tym bardziej tematu powrotu , ani teraz , ani wogole. Tym bardziej ,że to już ja tego nie chce. Co więcej nam do tego prawo.
Pogody ducha
Ps. Nie chce mi się tego , już tłumaczyć . Bo parę razy to pisałem wcześniej.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
ODPOWIEDZ