Astro pisze: ↑03 lis 2021, 8:14
Sajmonie prawda jest taka ,że młodszy nie chce tego kontaktu. Ciągle przypominanie mu , napomina nie chłopaka , wywołuje odwrotny efekt.
I jeszcze jedno to syn będąc z matką przeżył różne rzeczy . To są jego przeżycia i doświadczenia . On wie najlepiej co tam się działo . Ja zapewne wiem tylko część , nawet niekoniecznie ta większą , cały czas gdzieś w sytuacjach stresu z siebie to wyrzuca i mowi coraz więcej.
Astro, to dobrze, że syn mówi. Mój mały też się otwierał i mówił coraz więcej. Nauczyłam się to po prostu przyjmować, słuchać i być przy nim. Oraz pomagać nazywać mu uczucia, jakie mu towarzyszyły. Oraz otwarcie mówić o swoich uczuciach jakie miałam słuchając tego. Najtrudniejsze było poprzestanie na tym i nie krytykowanie męża, mimo, że wiele razy miałam ochotę pójść od razu i mu przywalić, za każdą ranę naszego dziecka.
"Jest mi przykro, że byłeś w takiej sytuacji, czy czułeś się wtedy przestraszony?" "Czuję złość, gdy o tym słyszę, jak mogę ci pomóc sobie z tym poradzić? Chcesz się przytulić?"
To znacznie lepsze niż "jak twój ojciec tak mógł, co za drań, ale jestem na niego wściekla". To zamyka dziecko, boi się mówić, bo widzi, że to pogłębia konflikt między rodzicami. A rodzic skupia się na drugim rodzicu, a nie na dziecku.
Nauczyłam się tego od mojej najlepszej z dotychczasowych terapeutek, podaję dalej
Co do odbudowywania relacji. Sama kilka razy byłam tą osobą, która po ciągu męża była ciągnikiem. Syn miał opór, nie chciał się spotkać z tatą, bał się. I potrzeba było dużo uwagi, słuchania o potrzebach syna, budowania w nim bezpieczeństwa, oraz pracy z terapeutką, opłacania dodatkowych sesji, kosztem moich butów, kurtki, fryzjera, sesje są drogie, a mąż w tym czasie nie płacił więcej jak 100 czy 200 zlotych, a potem jeszcze docierania z tym wszystkim do męża, tłumaczenia mu. A mąż wcale nie był chętny do współpracy. On nie pamiętał większości tego co robił w ciągu, więc nie rozumiał uczuć syna. Ani jego strachu. A co pamiętał, to bagatelizował i wypierał, twierdząc, że to nic. Nie wiem jak sobie wybaczy, gdy do niego dotrze, co robił. Modlę się o niego by dał rady.
Astro, wiem, że to trudne. Sama w życiu bym nie dała rady raz po raz z tym się mierzyć. Mi pomagało że modliłam się za męża. Jako ojca. Tylko tak moglam, za bardzo byłam wściekła. Przez wzgląd na serce dziecka. I to mi dawało siły, by jednak pracować nad relacją syna z ojcem, wspierać ją. Gdybym szła za uczuciami jakie miałam i wściekłością jaką mialam za krzywdę dziecka, zdobyłabym nielegalną broń, wykrzyczała mężowi co robi dziecku i go zastrzeliła. Pewnie nie śmiertelnie i nie tak by go uszkodzić, pewnie nie dałabym rady nawet w niego strzelić. Ale nie rozumiałam, i nadal nie rozumiem, jak można krzywdzić własne dziecko. I byłam też zła, że to ja mierzyłam się z konsekwencjami postępowania męża. Zanosiłam to wszystko na krzyż. Dosłownie, szłam pod kościół, pod Krzyż misyjny i dotykałam całą dłonią Krzyża, oddając na Krzyż wszystkie moje trudne uczucia.