Astro rozumiem. System jest asymetryczny. Rozumiem dobrze, bo jestem w sytuacji w której cokolwiek robię obrywam i jestem krytykowana. Gdybym zdecydowanie izolowała siebie i dziecko od uzależnionego męża, byłabym alienatorką. Gdy staram się ogromnym kosztem, by mimo wszystko jakaś relacja była, obrywam, bo jestem nieodpowiedzialna, albo oszukuję, bo gdyby mąż był uzależniony, to nie byłoby dobrych okresów. A sama mówię, że są. Nikt nie patrzy na to, dlaczego są, i ile to mojego wysiłku, ile pracy z dzieckiem, nie wspominając już o kosztach terapii. Więc obrywam nawet za próbę wykonywania postanowienia sądu w taki sposób by ochronić syna. Powinnam albo go nie wykonywać, albo wykonywać...
Mąż w tym czasie robi co chce. I jest całkowicie bezkarny w krzywdzeniu syna, nie ma też najmniejszych problemów z blokowaniem terapii dziecka, gdy nie podobają mu się efekty tej terapii. I wielu innych rzeczy. I nikomu nie przeszkadza, że działa na szkodę dziecka. Ma przecież prawa rodzicielskie. O rany...ale się ze mnie wylało... No z tym się mierzę, więc naprawdę doskonale rozumiem co przechodzisz.
Zdecydowałam wobec tego dalej kierować się dobrem syna i robić swoje. I mimo trudów, na ile się da współpracować z mężem. I nie wdawać się w jego wojny.