Moja odpowiedz na twoja wypowiedź:Ruta pisze: ↑04 cze 2022, 15:04
Astro, nie miałam intencji cię urazić, ani w żaden sposób podważać twojego doświadczenia. Pisząc, że twój przypadek w mojej ocenie zaciemnia obraz, miałam na myśli tylko tyle, że powodem dla którego byłeś odcinany od dzieci nie była twoja decyzja o włączeniu kochanki w życie twoich dzieci. Nie są to pod tym względem sytuacje porównywalne. Zależało mi także na tym, by zwrócić uwagę, że niezgoda na spotkania ojca z dziećmi w obecności kochanki, lub spotkania z innych powodów destrukcyjne dla dzieci, nie oznacza odcinania ojca od dzieci ani dzieci od ojca.
Sama stoczyłam dużą batalię o to, by nauczyć się chronić dziecko przed destrukcyjnymi zachowaniami męża, bez niszczenia relacji rodzicielskiej. Czasem oznaczało to brak kontaktów. Jednak nigdy, nawet gdy było bardzo trudno, nie było to celem samym w sobie. Nie było mi łatwo, miałam przeciwko sobie sąd, który na destrukcyjne formy kontaktów zezwalał, męża, który w czasie największego kryzysu nie widział destrukcji w swoim zachowaniu, a na stawiane granice reagował agresją i mialam przeciwko sobie samą siebie, z moim brakiem umiejętności stawiania granic, lękami, uwieszeniem na mężu. Wiedziałam jak powinno być, ale nie miałam wewnętrznych zasobów, by to osiągnąć. Wykonałam bardzo dużo pracy nad sobą, by pojawiły się zmiany.
Co do marznięcia, tracenia czasu, to moje osobiste doświadczenie. Przez bardzo długi czas wychodziłam na czas spotkań mojego męża z synem z domu. Ponieważ nigdy nie miałam pewności, czy syn nie zadzwoni, żebym wracała, jeśli poczuje się zagrożony, nie mogłam zaplanować w tym czasie spotkania, kina, czegokolwiek. Zwykle spędzałam ten czas na Adoracji, na Mszy Świętej, spacerując, a na koniec kontaktu robiąc zakupy. W czasie lockdownów nie było gdzie wejść nawet na herbatę, zagrzać się, większość znajomych się izolowała. Nie raz przemokłam, przemarzłam. Gdybym kierowała się tym, by tego nie doświadczać, mąż zabierałby syna do kochanki, a ja zostawałabym w ciepłym domu.
Przez długi czas nie otrzymywałam żadnych alimentów, więc placiłam 100 procent alimentów. Więc wiem co to placić alimenty w takiej kwocie, ze na moje potrzeby nie zostaje nic. Potem świadomie godziłam się na to, by mąż zamiast płacenia, sam kupował różne rzeczy synowi. Z początku były to często nietrafione zakupy. Ale bardziej niż na alimentach, zależało mi na tym by mąż na powrót poczuł się odpowiedzialny w sferze finansowej. To było w czasie gdy było mi bardzo trudno finansowo, straciłam stałą pracę i nawet sto zlotych miało dla mnie ogromne znaczenie.
Jednak konsekwentnie dążyłam do tego celu, który był dla mnie ważny. Moim celem była ochrona syna w czasie, gdy mąż wchodził w swoja destrukcję. I pomoc w tym, by jednak więzi synowsko ojcowskie w naszej rodzinie zostaly utrzymane. Ale oparte na zdrowych zasadach, nie na krzywdzeniu. Nie było łatwo, ale było warto. Nie jest idealnie, ale sytuacja syna jest znacznie lepsza, tak jak i sytuacja nas wszystkich.
Dla mnie koszty wciąż są duże. Mąż spędza teraz więcej czasu na ojcowaniu. Zdarza się, że nocuje w domu, teraz nawet po parę dni, opiekuje się synem. Dla mnie oznacza to z kolei, że ja w domu nie nocuję. Nie zawsze dzieje się to wtedy, gdy jest mi wygodnie, nie zawsze mam się gdzie podziać. Finansowo też niespecjalnie na tym korzystam. Wycofałam sprawę od komornika, rezygnując z egzekucji bardzo dużej zaległości, która się uzbierała. Otrzymuję alimenty zasądzone przez sąd, czyli niewielką kwotę. Mam nadzieję, że z czasem mąż zwiększy swój wkład i nie jest to złudna nadzieja, bo to się dzieje. Mężowi zostaje na tyle pieniędzy, że może tez kupić sam cos synowi. Dzieje się to wciąż kosztem mojego większego wysiłku finansowego. Ale teraz mąż czuje się odpowiedzialny, a nie przymuszony do odpowiedzialności.
Myślę, że ma rację Ksiądz Dziewiecki, bo dużo od niego zaczerpnęlam, że to ważne by nie dac osobie w destrukcji krzywdzić, by nie dac się zastraszac, i że taka postawa chroni wszystkich, takze tego małzonka i rodzica, który popada w głęboki kryzys. I jego więź z dziećmi także.
W dni, kiedy mąż nie jest w domu, piszę mu wiadomości-raporty, co się dzieje, co się zdarzyło waznego, trudnego, zabawnego, żeby mąż byl na bieżaco. Wkurzalo mnie to z początku. Czułam się nadzorowana. Ale widzę, że to był dobry pomysł, mąż dzięki temu wie, kiedy odezwac się, pogratulowac, pocieszyc. Moze z czasem, gdy odzyska więcej zaufania synowskiego, zacznie otrzymywac takie wiadomosci bezposrednio, a nie ode mnie. Zobaczymy.
Więc w sumie dokładnie to zrobiłam, płacę alimenty, opuszczam mieszkanie, tęsknię, poddaję się nadzorowi męża. Między innymi po to, by syn nie był włączany w patchwork, nie był narażony na trudne emocje i przeżycia z tym związane, ale też po to, by chronić siebie i całą naszą rodzinę. Koszty i wysiłek sa duże, ale zyski dla nas wszystkich również. Zdarza się, że słyszę, czy nie byłoby łatwiej, gdyby jednak mąż zabierał syna "do siebie". Byłoby wygodniej, ale łatwiej nie.
Wiesz , a mi chodzi o to , ze my ojcowie nie mamy wpływu czy matki naszych dzieci wprowadzają w ich życie nowych kochanków.
Dzieci są przy matkach przecież, nie przy nas.
To prosta , ale zasadnicza różnica. Jaki wpływ na to miał tata999 , sajmon123, ja , czy wielu innych , których tu nie wymienię.
Piszesz o księdzu Dziewięckim o tym jak należy bronić siebie i dzieci przed krzywda wprowadzenia kochanki męża w życie swoje i dzieci. O tym jak mówi o tym ksiądz . Zresztą przesłuchałem to co przedstawiła Fierkeeper wstawiając link. Ksiądz o mężczyznach, ojcach , w takiej sytuacji wypowiada sie lakonicznie , wręcz zdawkowo .
I powiedzmy , ze na tym zakończę bo chciałem dodać cos mocniej odnośnie tych sposobów , które ni jak mogą być wprowadzane w życie prze ojców, a o których mówi ksiądz. Tu kłaniają sie reali życia i stan prawny w naszym kraju , a ks. Dziewięcki w tym wypadku zachowuje sie jak oderwany od rzeczywistości i tych realiów.