Dziękuję
Przeżyłam. Beczałam tylko w kościele, nie polała się łza na naszym kameralnym przyjęciu.
Synek podziękował mi po przyjęciu za to,że było normalnie,że rozmawiałam i uśmiechałam się do taty. Za to,że byliśmy rodziną.
Nie było łatwo, bo wszystkie wspomnienia wróciły,żal, dlaczego mi to zrobił.
Mąż kulturalny, szarmancki, tylko ma jedną wadę- kowalską. Mnie traktuje jak najlepszą koleżankę. Nawet do spowiedzi z nami był, chociaż sam do niej nie przystąpił. Uparcie trwa w grzechu i zachowuje się tak jakby nic się nie stało, bo przecież on już sprawę załatwił.
Przed spowiedzią dowiedziałam się,że jestem nudna z tymi swoimi zasadami.
Odpowiedziałam,że wolę być nudną sakramentalną żoną, która ciągle gada o tym samym niż rozrywkową kowalską, która śpi z cudzym mężem.
Chciał nawet po nas przyjechać i zawieź nas do kościoła. Odpowiedziałam grzecznie,że na swoje własne życzenie zrezygnował z rodziny. Na co dzień radzimy sobie sami, więc i dzisiaj sobie poradzimy, poza tym jestem całkiem niezłym kierowcą (pośmialiśmy się- bo prawo jazdy szło mi jak po grudzie).
Prawda jest taka,że po tym jak nas zostawił, musiałam ogarnąć wiele spraw, o których nie miałam zielonego pojęcia. Każdego dnia zdobywam "życiowe mont everesty". Różnie mi idzie,raz lepiej, raz gorzej. Raz ze łzami , raz z uśmiechem.Ale tyle rzeczy potrafię,że aż sama siebie zadziwiam
). A ostatni mój pomysł chyba opatentuję
)) . Gdybyście nie wiedzieli jak drutem przywiązać kosz do kosiarki, to piszcie śmiało:)
Ciągle jeszcze beczę, ale potrafię się śmiać. Na męża wpływu nie mam ( dwa lata dochodziłam do tej prawdy
). Wyjścia są dwa. Mąż się ogarnie albo i nie. Patrząc na obecną sytuację, to ta drugie wyjście jest bardziej możliwe.
Zdanie ciągle podtrzymuję,nie będę dla mojego męża koleżanką, bo jestem jego żoną. Nasze drogi się rozchodzą. Ja nie jestem dodatkiem do kowalskiej.
Dużo czasu upłynęło zanim zrozumiałam,że dzisiaj też będzie dzień.
Dziękuję ,że jesteście. Błogosławionej niedzieli